[Mago]
Rozpaliłem ogień własną mocą pośrodku groty, zaciągając się dymem. Ubóstwiałem jego zapach, choć za tą przyjemność płaciłem kaszlem i pewnie też własnymi płucami, powinienem był dawno przestać. Dużo w życiu powinienem, powinienem założyć rodzinę, powinienem był zostać w stadzie, przy rodzicach i siostrze, lata temu powinienem być martwy. Dym niczym srebrna mgła wypełnił całą jaskinie. Wciągnąłem jeszcze kilka obłoczków do chrap, wykasłując je gwałtownie.
– Mistrzu – zawołała Thais, kasłając. Sprawiłem że ogień i dym zniknął, wpuszczając ją do środka. Zasnuł nas półmrok, ledwo widziałem w nim jej sylwetkę.
– Znalazłam kolejną siostrę, ale nie mogłam jej pomóc. – Pokiwała głową, poruszała ją niespokojnie, wyrzucając z siebie kolejne słowa: – Pilnuje ją niebieska klacz, bez mocy, więzi ją za skałą, nazywa ją potworem, znęca się nad nią, pozwól mi ją zabić, Mistrzu.
– Nie bluźnij, Thais, żadne z nas nie przyłoży do tego kopyta.
– Tym razem zwykła rozmowa nie wystarczy.
– A próbowałaś?
Odpowiedziała milczeniem.
– Najpierw z nią porozmawiasz, a jak nie to ja zainterweniuje. Nie musimy zabijać, aby osiągnąć cel, to nie jednorożce, są bezbronni. Nie zabijamy bezbronnych.
– Wybacz, Mistrzu, że zwątpiłam – spuściła głowę.
~*~
Wychodziłem kiedy to konieczne, z całą grupą innych Zaklętych. Co noc śniłem ten sam sen, jak róg jednorożca przebija moją klatkę piersiową i jak wykrwawiam się na śmierć dłużej od Neda, a mój zabójca czeka na mój ostatni oddech. Pysk jednorożca pozostawał zawsze w cieniu, ale za każdym razem widziałem jego czerwone plamy pod oczami. Na jawie nigdy go nie spotkałem.
– Jesteśmy już niedaleko – oznajmiła Thais, oglądając się na mnie, prowadziła mnie, a ja prowadziłem resztę, zatrzymaliśmy się w lesie na bagnistym terenie.
– Więc idź z nią porozmawiać i nie przejmuj się jeśli się nie uda. Jestem tu i nie odejdziemy bez waszej siostry. – Skinąłem jej łbem: – Zaczekamy tu na ciebie.
– Powodzenia siostro – dodał Eros, przyprowadziła go do nas dwie wiosny temu. Choć nie zawsze to się tak kończyło, bywały stada gdzie przywódcy, bądź rodzice nie porzucali swoich obdarzonych mocami źrebiąt, otrzymywali wtedy ode mnie czerwony kryształ, dzięki któremu mogli zablokować ich moce.
– Powodzenia – zawołała cała reszta.
– Dziękuje – Thais zniknęła między drzewami.
– Mistrzu, uratowałam trzy źrebaki. – Podeszła do mnie Lora.
– Cieszę się, koniecznie chcę ich poznać.
– To jeszcze nic. Złapaliśmy dwójkę jednorożców, musisz je zobaczyć, Mistrzu, będą idealne do inicjacji – pochwalił się Troi.
Odwróciłem się do niego: – Słyszeliście? Złapali jednorożce! – wykrzyknąłem uradowany.
Grupa stanęła dęba, rżąc na ich cześć. Od razu prześledziłem kto nie wznosi wiwatów, to nasi bohaterowie, Troi z dumnie uniesioną głową i ogonem, Eros, uśmiechający się niepewnie, z opadniętymi uszami, zawstydzona Hema, która spuściła lekko głowę, przebierając w miejscu nogami i… Kirian? Nie miała jeszcze roku, a już udało jej się dokonać czegoś wielkiego.
– Kirian była z wami? – spytałem zdumiony.
– Tak! – wykrzyknęła podekscytowana, podskakując wysoko.
– Bałem się jak nigdy – dopowiedział Eros, stojąc u boku Troia: – Była z nami przypadkiem, wpadliśmy na nich tak nagle…
– I pomogłam – dodała, znowu skacząc.
– Uważaliśmy na nią – podkreślił Troi, uśmiechając się w jej stronę zadziornie.
– Spokojnie, nasza Kirian jest cała i zdrowa. – Spojrzałem na nią przepełniony dumą, z uśmiechem na pysku: – Czas się radować! Spisaliście się. – Byłem dumny z każdego z nich.
Thais wróciła.
– Złapali jednorożce! – wykrzyknęła do niej Lora.
– Kto? – spytała.
– Troi, Eros, Hema i nasza najmłodsza Kirian – odpowiedziałem uradowany.
– Kirian? Nic ci się nie stało?
– Nie, dałam im popalić! Bracia i siostra bardzo dobrze mnie chronili.
– Jestem zbyt skromny by słuchać tylu pochwał – Troi odwrócił głowę w raz w jedną, raz w drugą stronę udając zakłopotanie: – Żartuję! – Stanął dumnie.
– Co z waszą nową siostrą? – zapytałem.
– Ta niebieska klacz potępia wszystko co mówię…
– Bądźcie gotowi, dobierzcie się w pary i schowajcie, Kirian ty dołączysz do jednej z par, uważajcie na bagna. – Popatrzyłem po reszcie, przytaknęli mi, każdy gotów do działania. Ruszyliśmy za Thais, gdy dała znak łbem na skraju bagnistego lasu, Zaklęci rozdzielili się i schowali. Wyszliśmy na wzgórzystą polanę, wszędzie rosły gęste krzewy, ledwo znajdowaliśmy miejsce żeby je ominąć, na jej końcu skały wyrastały z ziemi, porośnięte porostami, trzykrotnie większe od nas.
– Znowu ty? – zawołała niebieska klacz, przerywając zrywanie trawy, którą odkładała niedaleko, przeniosła wzrok na mnie, czujnie stawiając uszy: – Kim jesteście? Czemu wciąż mnie nachodzicie? Nie rozumiecie że to potwór? Jej nie da się pomóc.
– Oczywiście że da – odpowiedziałem uprzejmie: – Zabierzemy ją ze sobą i nauczymy panować nad mocami. Blokować je.
Uszy klaczy pozostawały przyciśnięte do szyi, głowę trzymała nisko, jakby szykowała się do ataku, smagała ogonem tylne nogi.
– Pomogliśmy już wielu przeklętym – dodała Thais.
– Usuwamy z nich całe zło.
Wreszcie uniosła głowę, jej oczy złagodniały, a uszy oderwały się od szyi, choć wciąż pozostawały położone, kołysała niespokojnie ogonem.
Thais spojrzała na mnie zaskoczona. Już wiedziałem co powiem jej gdy będziemy wracali: Czasami branie na poważnie ich wierzeń i mówienie ich językiem nie wystarczy, trzeba uciec się do kłamstwa.
Pewnie przyzna mi rację, ale poproszę ją by stosowała kłamstwa ostrożnie i w ostateczności.
– Te moce też? – dopytała klacz. Nagle chciała słuchać.
– Jeśli będzie trzeba – rzucałem pewne słowa: – Zwykle wystarczy nauczyć przeklętych ich blokowania.
– Możecie zabrać je od niej tu i teraz?
– Chciałbym. Niestety to trwa miesiącami.
– Zwrócicie mi ją jak już będzie normalna?
Czułem wzrok Thais na sobie. To oczywiste że nigdy już nie oddamy jej źrebaka.
– Zgoda. Jeśli uda nam się pozbyć jej mocy, zwrócimy ci ją, a jeśli to się nie powiedzie to lepiej będzie jak zostanie z nami już na zawsze.
– Tylko co powiem mojej siostrze jak wróci? To jej córka.
– Możesz powiedzieć jej prawdę.
– Przeklęci potrzebują pomocy, nie gnębienia… – zaczęła Thais, szturchnąłem ją własnym bokiem.
– Jak pomóc komuś kto urodził się potworem?! – krzyknęła klacz.
– Bardzo mi przykro że cię to spotkało. Mogłabyś nas teraz zostawić? To niebezpieczne.
– Oczywiście, dziękuje – odeszła. Thais podbiegła do skał, swoją telekinezą odsuwając jedną jedyną z nich, nie porośniętą porostami i mchem, w dodatku naszej wielkości. Buchnęło na nas zimno, jakby za skałą czekał sam środek naprawdę mroźnej zimy. Z kłębowiska białych, splątanych ze sobą włosów, prześwitywała niebieska sierść. Młoda klacz wypełniała całą przestrzeń jamy, sufit w całości pokrywał lód, oddychała niespokojnie i błagała o litość. Nie rozumiałem ani jednego jej słowa, ale ton jej bardzo cichego głosu nie pozostawiał wątpliwości.
– Miałaś rację, tamta klacz zasługiwała na śmierć, ale zwykłe konie nie mogą nawet podejrzewać nas o zabicie kogoś z nich. Nie możemy tak ryzykować – szepnąłem do Thais.
– Spróbuje przesunąć resztę skał.
– Zaczekaj, posypią się na nią. Idź po Troia.
– Tak, Mistrzu. – Odbiegła.
Troi potrafił poczuć skały, ich dokładne umiejscowienie, mógł bezpiecznie nimi poruszyć, a nawet je skurczyć lub uformować w dowolny sposób. Gdy przybył, zdecydował się zmniejszyć ich grubość. Thais wraz z Erosem wyciągnęli stamtąd tą biedną klaczkę, była jednym wielkim kłębkiem białych skołtunionych włosów. Chybotała się, próbując złapać równowagę, opadła na bok Thais.
– Naprawdę ulżyłoby mi mogąc zabić jej oprawczyni – stwierdziła Thais.
– Co ty mówisz? Chcesz by jeszcze bardziej nas znienawidzili? – Troi przywrócił skały do poprzedniego stanu.
– Zabierzemy ją do mojej jaskini – ogłosiłem.
~*~
Zamiast dymu i ciepła mojego ognia, każdy skrawek jaskini wypełnił lód. Unikałem go tylko dzięki płonącym kopytom. Mała, przycisnęła do ciała nogi, starając się wydać mniejsza, jej grzywa splątała się z ogonem, jej nogami, głową, zakryła ją kompletnie. Złapałem w pysk rozgrzany w ogniu moich kopyt sztylet, rozciąłem jej włosy ostrożnie, a potem przytrzymując już nie płonącymi kopytami obciąłem je krótko. Zobaczyłem mnóstwo blizn, przetarć i ran po nakłuciach i przecięciach na tyle jej niebieskiej sierści. Zaciskała oczy, wypływały z nich łzy, starała się ukryć głowę za przednimi nogami. A je schować pod sobą. Biło od niej zimno, a mój ogień wcale jej nie ogrzewał.
– Spokojnie maleńka, jesteś wśród swoich, w końcu bezpieczna.
– Boję się, boje się, boje się… – mamrotała.
– Już nie ma czego, pokaż mi oczka.
Poderwała głowę, otworzyła gwałtownie oczy, szybko je zaciskając, rozejrzała się po grocie, w pół przymykając oczy: – Pomóż mi! To, to, to się zbliża, to się zbliża…
– To twoja moc, kochanie.
– Potwór, to potwór… On rani, zabierz go! On jest we mnie… Nie chcę wyjść, nie chcę… Zabierz go! – zaszlochała, wtulając się cała we mnie: – Proszę…
Ze ścian wyrastały lodowe kolce. Te wszystkie rany… Powstawały na skutek jej mocy.
– To żaden potwór, to część ciebie, próbowała cię ratować, wydostać z tego ciasnego miejsca, spotkasz się z nią, dobrze? Zobaczysz że to nic strasznego.
– Nie, proszę, nie, proszę, nie, proszę, nie, proszę, nie, proszę…
– Będę cały czas z tobą, dobrze? – Dotknąłem jej poranionego czółka, zamilkła, zamknąłem oczy pokazując jej jak stoi obok mnie na ładnej leśnej polance, z mnóstwem małych śpiewających ptaków, motylków i kwiatków. Stała już o własnych siłach, choć świeciło w pełni słońce tutaj jej nie raziło. Wskazałem jej na klaczkę identyczną w każdym najmniejszym szczególe do niej, podeszły do siebie. Jej sobowtór rozpłakał się i powiedział: – Nie chciałam nas zranić, nie wiedziałam co się dzieje, jak stąd wyjść, próbowałam nas ratować…
Przytuliły się.
– Nie panuje nad tym, ale ty… Ty panujesz.
Odsunęły się od siebie, jej sobowtór wszedł w nią, pokazałem jej jeszcze jak swobodnie używa mocy i jak patrzy na mnie zaskoczona. Jak się uśmiecha, a w oczach ma łzy ze wzruszenia.
– Widzisz, mówiłem, moc jest częścią ciebie i jest dobra, chcę cię tylko chronić, jest po twojej stronie.
Przerwałem wizje, mała odsunęła się gwałtownie ciężko oddychając, miała szeroko otwarte oczy.
– Śmiało, cofnij lód – powiedziałem. Nie zrobiła nic z tych rzeczy w mojej wizji, sam nie wiem jakby się zachowała w takiej sytuacji, ja tylko nią pokierowałem. Popatrzyła po sobie.
– Zaufaj sobie, tak jak przed chwilą – dodałem.
– Do-dobrze… – Cofnęła lód.
– Mistrzu. – W wejściu stał Troi: – To co z tymi jednorożcami? Kirian chciałaby jednego na swoją inicjację. A co z drugim?
– Najpierw pomogę waszej obecnej tutaj młodszej siostrze, zgoda?
– Zgoda. – Odszedł.
– Co… Co to jednorożce? – szepnęła mała. Pod nią znów pojawiał się lód.
– Jak będziesz gotowa wszystkiego się dowiesz.
Odsunęła się gwałtownie, w końcu go zauważając. Zaczął mknąć z powrotem po całym podłożu ścianach i sklepieniu.
– Spokojnie, nauczymy cię kontrolować twoją moc, teraz ty nad nią panujesz, znów jesteś w jednej całości, wiesz?
Zaczęła krzyczeć i płakać. Pokaże jej kolejną wizję i kolejną, aż pojmie. Nie ma rzeczy, których bym nie osiągnął.
⬅ Poprzedni rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz