poniedziałek, 28 sierpnia 2023

– Decyzja –


[Chaos]


Gdy pąki rozwijały się w kwiaty i liście, a drzewa porastały bujnie zielenią spotykałam się z Thais na granicy lasu, oddzielającego naszą równinę od reszty świata. Jak zawsze przyniosła ze sobą naszyjnik z czerwonym kryształem, trzymając go za siekaczami.

 Połowę jej szyi zakrywał czarny, miękki, a zarazem puszysty materiał, nie przypominający sierści żadnego znanego mi gatunku, część jej brązowych włosów utknęła pod nim. Nie miała ogona, pozostała po nim jedynie blizna. 

– Witaj, pani. – Krótko skinęła głową. Ciemne obwódki wokół jej oczu, szczególnie teraz, o zmierzchu, powiększały je optycznie.

– Thais. – Poprowadziłam ją dobrze jej znaną ścieżką, pochylając głowę przed wyrastającymi na wysokości mojego wzroku gałęziami, Thais bez problemu się pod nimi mieściła, jak większość klaczy: – Na razie zobaczysz moje córki, Hirini jeszcze nie urodziła.

Zatrzymałyśmy się za linią drzew, kilkanaście kroków od Rosity i Ivette. Pilnowałam by nas nie zauważyły. Ivette leżała na brzuchu z rozłożonymi skrzydłami, strosząc czarne pióra, a Rosita stała za nią i coś do niej mówiła, jej kasztanowa sierść pokrywała już tylko jej zad. Obie pilnowała Ajiri, w trakcie posiłku.

– Nie musisz podchodzić bliżej? – upewniłam się, zerkając na Thais, jej uszy i oczy skupiły się na Rosicie. 

– Jasnosiwa, posiada moce, ta druga nie.

– Rosita.

– Jeszcze się nie ujawniły. – Spojrzała mi w oczy, a ja odwróciłam do niej głowę: – Mogę ją zabrać, Mago przyjmie ją z radością, żyłaby wśród innych zaklętych. 

– Nie zamierzam jej oddać.

Rosita położyła się kawałek od Ivette, z łebkiem zwróconym w kierunku stada, po krótkiej chwili zawołała do Ajiri podbiegając do niej.

– Cóż. – Thais odwróciła wzrok, cofając uszy: – To też idealny moment by zablokować jej moce – powiedziała od niechcenia. 

– Albo nauczyć ją nad nimi panować, w tajemnicy przed stadem, bez konieczności opuszczania go – postanowiłam.

Odwróciła głowę, postawione uszy skierowała na boki, patrząc na niebieski kryształ wiszący na mojej szyi: – Oczywiście twój kryształ cię ochroni, pani, ale inni wciąż są narażeni. A ja nie mogę zostać. – Obejrzała się na las, nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi, zadarła ku mnie głowę, nie patrząc mi już w oczy: – Przyjmij chociaż kryształ, nie wiadomo czy nie będziesz go potrzebować. – Położyła uszy, jednakże na jej pysku nie dostrzegłam żadnej wrogości. 

Sięgnęłam po naszyjnik z kryształem, mniejszym, choć cięższym niż niebieski, w kształcie rombu, o ostrych krawędziach. Złapałam go podobnie, jak wcześniej Thais, przesuwając naszyjnik z liany za siekacze.

– Kiedy jej go założysz, tylko ty będziesz mogła go zdjąć, pani – wyjaśniła: – Nikt poza tobą nie będzie w stanie tego zrobić. 

Szkoda że nie dodała że jak Rosita spróbuje użyć mocy to kryształ spróbuje ją udusić. 

Thais zamilkła. Najwyraźniej to koniec naszego spotkania. Wskazałam jej łbem ścieżkę, na znak że zawracamy. Ruszyłyśmy w kierunku granic. 

– Rozumiem że zobaczymy się znowu za miesiąc, Hirini wtedy urodzi – Patrzyłam przed siebie, uważając znów na zbyt nisko rosnące gałęzie.

– Jeśli naprawdę chcesz ją uczyć panować nad mocami, pani, to nasze warunki byłby do tego najlepsze. Przyprowadziłabym ją z powrotem jakby już…

– Nie, Rosita zostaje ze mną. 

Wyszłyśmy z lasu na otwarty teren, rozciągający się aż po horyzont, tuż obok rósł kolejny las, a przez niego przepływała rzeka.

– Pamiętaj że zawsze możesz zmienić zdanie, pani. Dla jej dobra.


~*~


Nocą równina pogrążyła się w ciemności, a chmury przesłoniły gwiazdy i księżyc, zaniosłam kryształ nad jezioro, po drodzę upewniając się że nikt mnie nie śledzi. Większość koni już spała, pozostali jedynie strażnicy czuwający nad bezpieczeństwem stada, ukryci wśród drzew w całym lesie otaczającym równinę.

Minęłam płyciznę, podchodząc blisko spadzistego brzegu, gdzie woda była najgłębsza. Schyliłam głowę, upuszczając do niej kryształ. Zniknął niemal od razu pod ciemną, falującą taflą jeziora. 

Ruszyłam przez niemal pustą równinę, ku stadu, zgromadzonemu w samym centrum terytorium. Obok lasu, daleko na uboczu, leżała Raisa. Zbliżyłam się do niej. Obserwowała zamyślona drzewa. Księżyc na chwilę wyjrzał zza chmur odbijając się w czerwonym krysztale na jej szyi i oświetlając mokre od łez oczy. Odwróciła nagle do mnie głowę, podrywając się.

– Cha-chaos…? – szepnęła.

– Musimy porozmawiać o Rosicie – oznajmiłam. 

– Co…? Dlaczego? – Odsunęła się, spuszczając głowę i cofając uszy, byłam pewna że błądzi wzrokiem po ziemi, pomimo że nie widziałam jej dokładnie w takiej ciemności. Co chwilę przebierała niespokojnie nogami, a ogon wcisnęła w zad. 

– Dzisiaj spotkałam się z Thais, potrafi wyczuwać moce…

– Tak mi przykro – przerwała płaczliwym głosem.

– Nie masz powodu. Nauczę ją nad nimi panować. 

Zastygła w bezruchu.

– Możesz mi pomóc, z pewnością wiesz więcej ode mnie.

Zbliżyła brodę do klatki piersiowej, ledwo łapiąc oddech, urywał się jej i łamał. 

– Raisa? – dotknęłam jej grzbietu.

Odskoczyła, zwróciła głowę w moją stronę, zdaje się że spojrzała na mnie. Pokręciła głową: – Musisz… Musisz zablokować jej moce czerwonym kryształem, nie wiem gdzie go znaleźć, ale to jedyna szansa.

– Każdy koń wiedziałby kim jest i ją potępiał. To jak wyrok. 

– Co ty możesz o tym wiedzieć?! – krzyknęła, zapłakując, wycofała się, drżąc: – Prze-przepraszam…

– Widziałam jak kryształ cię dusił.

Zamilkła. 

– Jeśli jej moc… Jeśli się nie pojawi przed jego założeniem to się nie ujawni… – wymamrotała po dłuższej chwili. 

– Powiedz mi, czy stado dobrze cię traktuje? – spytałam bez emocji: – Omijają cię szerokim łukiem, jak zarazę. I pewnie na tym nie poprzestają, gdy znikam z ich pola widzenia. 

– Chaos, proszę… – Upadła przede mną, cofnęłam się, nie potrafiąc ukryć zaskoczenia: – Proszę, nie rób tego… – zapłakała, prosto w moje przednie nogi o które oparła głowę: – Nawet jak ją nauczysz to i tak wymknie się spod kontroli… Nie chcę by… By… By patrzyła jak jej moc zabija… 

– Nic takiego się nie stanie. – Oparłam pysk o grzbiet jej szyi. Przez te kilka tygodni zdążyłam ją poznać i nabrać przypuszczeń jak wcześniej wyglądała nasza znajomość. Zachowanie Ajiri wobec Raisy, stanowiło mnóstwo wskazówek. 

– Czerwony kryształ to dla niej szansa na normalne życie...

– Moce są częścią niej, nie powinnyśmy jej ich odbierać. Nie zrobię jej tego. 

– Proszę cię… – wyłkała: – Nad tą klątwą nie da się zapanować.

– Moc to nie klątwa, to umiejętność, i jak każdą umiejętność da się jej nauczyć. Będę przy niej, a mój kryształ ochroni innych przed jej mocami, gdy się ujawnią. Podjęłam już decyzje. – Zostawiłam ją, udając się do córek. Popełniłam błąd, zakładając że Raisa najlepiej zrozumie moją decyzje, niepotrzebnie do niej przyszłam. Jednakże i tak pozostawała ostatnią osobą, która zdradziłaby komukolwiek kim jest Rosita.


~*~


Słońce jeszcze nie oddaliło się znacznie od horyzontu, oświetlało złotą łuną las.

– A ten, mamo? – Rosita wyłapała kolejny nietypowy świergot. Oparła przednie kopyta o pień, wypatrując ptaka w koronach drzew. O tej porze przez las przetaczało się mnóstwo ptasich melodii. 

– Nie wiem, nie znam zbyt wielu gatunków ptaków – przyznałam.

– Widzę go! – Podskoczyła, jakby chciała wspiąć się na drzewo, kilka okruchów kory posypało się na jej jasnosiwą sierść.

– Mamo! – Zza drzew wyskoczyła Ivette, zatrzymała się przede mną, patrząc mi prosto w oczy z lekkim uśmiechem: – Już czas na lekcje. – Uniosła głowę i ogon odchylając nieco skrzydła od boków. 

– Iv! Pobawimy się? – Rosita oderwała się od drzewa.

– Nie. – Ivette za to nie odrywała ode mnie wzroku.

– Ajiri wie że tu jesteś? – spytałam. 

– Oczywiście, mamo. 

– Przejdziemy się po równinie i pokaże wam kilka podstawowych ziół. – Poprowadziłam córki jedną z wielu ścieżek. Ivette uważnie obserwowała moje kroki, próbując stawiać kopyta w ten sam sposób co ja, przy moim prawym boku, a Rosita przy lewym rozglądała się w poszukiwaniu kolejnych małych zwierząt. Każdy ruch i szelest przyciągał jej uwagę, wyciągała się do przodu, z postawionymi ciekawsko uszami, jakby chciała pobiec w ich kierunku i sprawdzić co to.

– Czy zioła to nie zajęcie dla zbieraczy, pomocników i opiekunów zdrowia? – zapytała Ivette: – Nie miałyśmy się uczyć przywództwa? 

– Podstawowe zioła powinien znać każdy koń – wyjaśniłam. Wyszłyśmy na równinę, zauważałam mnóstwo ziół wśród traw, aczkolwiek jeszcze żadnego, które chciałabym im pokazać.

– Właściwie, może powinniśmy wiedzieć tyle co opiekunowie zdrowia?

– Tylko jeśli miałybyśmy czas leczyć inne konie – stwierdziłam.

– Racja mamo, choć taka wiedza by się mogła przydać, prawda?

– Owszem.

– Leczenie innych musi być ciekawsze niż przewodzenie stadem – wtrąciła Rosita, z zadartą głową obserwując przelatujące nad nami stado srok. 

– Nieprawda! – Ivette położyła uszy. 

– A co jest ciekawego w ciągłym chodzeniu od strażnika do strażnika? – Rosita utknęła na dłużej wzrokiem na poruszającej się kępce trawy.

– To nie jest tylko chodzenie! Dowiadujesz się co się dzieje, to ważne! – Ivette tupnęła: – Mamo, mogę się zamienić z Rositą? – Zadarła głowę ku mojej: – Ona w ogóle nie docenia tego ile może się nauczyć.

– Już o tym rozmawiałyśmy, Ivette.

Oddalałyśmy się coraz bardziej od lasu. Z cienia które rzucały na nas drzewa, wyszłyśmy na słońce.

– Mamo, spójrz! – Rosita trąciła mnie w bok, wskazując na zwykłą brązową mysz co chwilę przebiegającą kawałek i zatrzymującą się pomiędzy źdźbłami traw, żeby tylko się rozejrzeć i znów umknąć: – Myślisz że jest ich tu więcej?

– Kogo to obchodzi?! – parsknęła Ivette, trzepnęła ogonem, smagając mnie nim nieco po boku, odsunęła się od razu. 

– Ivette – zwróciłam jej uwagę.

– Spłoszyłaś ją. – Rosita cofnęła uszy, wychylając się zza mnie, spojrzała na siostrę z żalem.

– Miałyśmy szukać ziół, a nie szkodników! – Ivette przeszyła ją wzrokiem, przyciskając uszy do szyi.

– To nie są szkodniki!

– Nie? Zjadają ziarna, z których wyrasta trawa, którą się żywimy, przez nich rośnie jej mniej!

– Ivette, na myszy poluje wiele innych zwierząt, więc nie zagraża nam głód z ich powodu – zauważyłam. 

– To niesprawiedliwe! – Rozpostarła skrzydła, strosząc wszystkie pióra: – Dlaczego nie możemy zmieniać się po jednym dniu?

– Macie też wspólne lekcje, to nie tak że w ogóle mnie nie widujesz – powiedziałam, uważnie przyglądając się córce, jej spojrzenie złagodniało, gdy patrzyła na mnie. 

– Ale ona jest cały czas z tobą! To niesprawiedliwe! Nie wytrzymam tak kilku miesięcy! – Zwolniła, niemal się zatrzymując. 

– Kiedy przyjdzie twoja kolej zamienisz się z siostrą. Po góra kilku tygodniach, zobaczysz że będziesz miała dość przebywania stale ze mną.

– Wcale nie. 

– Mama ma rację, wolałabym się bawić – wtrąciła Rosita. Ivette od razu wbiła w nią nieprzyjemne spojrzenie.

– Nie traktuj tak siostry. – Odwróciłam jej głowę od Rosity: – Nie jesteście wrogami. 

– Jak nauczę się latać, przysięgam że się mnie nie pozbędziesz, mamo.

– Ivette.

– Chcę być tylko z tobą, dlaczego nie mogę?

– Obiecuję że będziesz mogła…

– Za kilka miesięcy? – przerwała mi: – W czym Rosita jest lepsza ode mnie?

– To nie o to chodzi, Ivette, obie kocham was tak samo.

– Nieprawda.

– Może… – zaczęła Rosita. Nie mogła jej powiedzieć. Pokręciłam delikatnie głową, spuściła wzrok.

– O co chodzi? – spytała Ivette. Zatrzymały się, gdy i ja stanęłam.

– Wracajmy do lekcji. – Odchyliłam kopytem trawę, odkrywając drobne purpurowe kwiaty, wyrastające całą gromadą na jednej łodydzę, u jej podstawy rosły szerokie liście, tak cienkie że niemal prześwitujące: – To purpore, łagodzi ból. Zapamiętajcie jej zapach i wygląd.

Ivette pierwsza pochyliła głowę, Rosita szybko dołączyła do niej w wąchaniu kwiatów i liści.

– Gotowe. – Ivette poderwała już głowę.

– To nie zawody.

Położyła uszy.

– Mamo, mogę ją posmakować? – spytała Rosita.

– Zaczekaj. – Urwałam zioło mniej więcej w połowie, podając Rosicie, a drugą część rośliny, dałam Ivette: – Posmakujcie.

Obie zaczęły przeżuwać. 

 – Purpure jest dość smaczna i nieszkodliwa, można ją też normalnie jeść, aczkolwiek wolałabym żebyście ją oszczędzały dla potrzebujących. Teraz poszukamy jej więcej.

Zatrzymałam Rosite dotykając jej grzbietu, nim rzuciła się na poszukiwania zioła. Spuściła głowę, patrząc jak Ivette przeczesuje trawy.

– Tylko jej nie zrywajcie – zawołałam.

Rosicie opadły uszy. 

– Gdzie chciałabyś najpierw sprawdzić? – szepnęłam. 

– A mogę sama? – spytała, choć znała dobrze odpowiedź. 

– Mamo, to purpure? – Ivette zatrzymała się przy skupisku ziół. 

Podeszłam do niej wraz z Rositą.

– Tak. Jeśli purpure będzie wam potrzebna nie wyrywajcie jej nigdy z korzeniami, potrafi się zregenerować i wyrosnąć na nowo, jeśli korzenie zostaną w ziemi. Chodźmy poszukać jej więcej. – Tak najłatwiej utrwalą sobie wiedzę o tej roślinie. 

– A nie poznamy innych ziół? – zapytała Ivette, w trakcie kolejnych poszukiwań.

– Ważne by robić to stopniowo, wtedy najłatwiej je zapamiętać. – Spojrzałam na Rosite, stała markotna obok.

– Zerknij tutaj. – Wskazałam jej średniej wielkości trawę, rosnącą obok nas: – Możesz też trochę pochodzić, będę szła obok ciebie.

Odwróciła głowę.

– Rosita. To tymczasowe, ani się obejrzysz jak…

– Mamo, mam kolejne – zawołała Ivette. Poszłam je sprawdzić, Rosita się ociągała i trzymała z tyłu, nie spuszczałam jej z oka, zerknęłam szybko na zioła.

– To te – odparłam. 

– Dlaczego Rosita w ogóle nie szuka? Boisz się odstąpić mamę na krok? – zakpiła Ivette.

– To ty się boisz – odpowiedziała jej Rosita, kładąc uszy.

– Przestańcie – kazałam: – Na dzisiaj koniec lekcji. – Ruszyłam w stronę stada.

– To twoja wina – szepnęła Ivette, zbliżając się do Rosity.

– Ivette, idź na przodzie i przemyśl swoje zachowanie. – Rozdzieliłam je wchodząc między nie. Osłoniłam Rosite. 

– Ale… – Ivette postąpiła krok do tyłu. 

– Idź. 

Zanim doszłyśmy do stada, wyszedł nam naprzeciw Roni, drugi zastępca, to od niego dostałam niebieski kryształ, sam nosił identyczny na szyi, jednakże nie zamierzałam powierzyć mu Rosity. Nie ufałam mu na tyle. Raisa z jakiegoś powodu się go obawiała, nie chciała nawet o nim rozmawiać. 

– Już koniec lekcji z mamą, co? – zagadał do Ivette, minęła go bez słowa, zatrzymałam się obok niego, córka po kilku krokach też stanęła, oglądając się na nas.

– Co ze stadem? – spytałam.

– Wszystko w porządku. Tak sobie myślałem… Mógłbym nauczyć jej czegoś praktycznego. Poznałaby trochę bliżej tatę.

Rosita spojrzała pytająco na Roniego, drgnęło mi ucho, co z pewnościa nie uszło jego uwadzę.

– Na przykład? – spytałam. 

– Obrony. – Wyprostował się, unosząc raz jedną, raz drugą z przednich nóg: – W końcu poświęcasz się teraz treningom Rosity. – Zadarł głowę, odrzucając kręconą grzywę w tył: – Czemu Ivette ma mieć z tego powodu zaległości? – Zerknął na naszą córkę, przysłuchującą się temu wszystkiemu: – No i nauczy się czegoś nowego, wiesz, każdy walczy nieco inaczej.

– Będziesz ostrożny?

– Oczywiście. A po kilku miesiącach uczyłbym też Rositę. Co ty na to? – dodał zachęcającym tonem.  

Nie odpowiedziałam, analizując za i przeciw. Ivette to jego biologiczna córka, a Rosita jest mu zupełnie obca, nie miał okazji jej dobrze poznać, poza tym Ivette nie zaskoczy go żadną mocą, nie znałam jego zdania na temat zaklętych, nawet jeśli zapytałabym nie koniecznie powiedziałby mi prawdę, powiedział by raczej to co chciałam usłyszeć. Aczkolwiek Ivette bywa agresywna, co jeśli go zdenerwuje, a on zrobi jej przez to krzywdę? Na ile sam jest opanowany? Przy mnie nigdy nie zdołała wyprowadzić go z równowagi.

– To jak? – Roni przerwał ciszę, wpatrywał się w moje oczy z nadzieją.

– Jesteś naszym tatą? – spytała Rosita.

– I tak i nie – odpowiedział.

– Co to znaczy?

– Zgoda – odparłam: – Ale jeśli popełnisz jeden błąd…

– Mówiłem i powtarzać będę, możesz mi zaufać, o wiele bardziej niż matce. Kocham cię.

– Co?! – krzyknęła Ivette.

– Spokojnie, twoja mama nie odwzajemnia moich uczuć. – Zwracając się do niej, zniżył głowę do jej poziomu.

– Ivette, zostaniesz z Ronim – postanowiłam. Zawróciłam z Rositą. Roni przeszedł obok Ivette, nie ruszyła się z miejsca.

– No chodź. – Kiwnął jej łbem. Poszła za nim najwolniej jak się dało, oglądając się na mnie, z położonymi uszami i zawiedzioną miną.

– To nasz tata? – spytała Rosita: – Dlaczego nic nie mówiłaś?

Wolałam przemilczeć ten temat, nie jest na to gotowa, obie, ona i Ivette wciąż jeszcze ssą mleko, dopiero co stopniowo zaczęłam wykluczać je z ich diety.

– Mamo…

– Skupmy się na razie na tym co ważne.

Ktoś się zbliżał, odwróciłam głowę w jego kierunku. 

– Pani… – podszedł do nas zziajany Lotos, nie widziałam go od tygodni: – Mam… Mam wieści…

Rosita westchnęła, spuszczając wzrok. Lotos zwiesił głowę, starając się uspokoić oddech.

– Mamo…

– Moja matka kazała ci biec bez wytchnienia? – przerwałam Rosicie, zwracając się do strażnika, nie mogłam poświęcać jej całej uwagi, nawet jeśli bym chciała.

Lotos skinął słabo głową, oddychał bardzo głośno, jakby miał zasłabnąć.

– Stało się coś poważnego?

Pokręcił głową: – Chciała byś jak najszybciej wysłała wsparcie, pani. Znaleźliśmy ślady, kilka dni stąd. Kazała mi przekazać że nie wróci jeszcze przez conajmniej kilka tygodni, dopóki nie zginie…

– Rozumiem – przerwałam mu w porę, woląc jeszcze nie wtajemniczać w to córki. Jest o wiele za młoda.

– Kto nie zginie? – dopytała Rosita. 

– Idź odpocząć – poleciłam strażnikowi.

– Dziękuje, pani. – Pochylił przede mną głowę, odszedł na zaledwie kilka kroków, kładąc się i skubiąc na leżąco trawę. Ruszyłam z córką w stronę lasu.

– Dlaczego nie chcesz mi nic powiedzieć, mamo? – naciskała Rosita.

– Na niektóre rzeczy jesteś jeszcze za mała. 

– Dlaczego nie możemy powiedzieć Iv? – szepnęła: – Mogłaby spędzać czas z nami, byłoby o wiele fajniej, mamo.

– I tak się nie dogadujecie. – Ponad to choćbym chciała nie upilnowałabym ich obu na raz przez cały dzień, jednocześnie wykonując wszystkie obowiązki.

– Ale może gdyby spędziła z nami cały dzień to w końcu byśmy się polubiły.

– To zbyt duże ryzyko. 

– Ale mamo…

– Być może dziś na plaży ujawni się któraś z twoich zdolności.

– Powiedzmy jej. Proszę. Tak strasznie się nudzę. To moja siostra, powinna wiedzieć.

– Jeszcze nie teraz, Rosita, nie dopóki nie mam całkowitej pewności że to bezpieczne. 

– A jeśli to nie jest bezpieczne?

– Poradzimy sobie. Jak będziesz blisko mnie… – Zbliżyłam głowę do jej uszu, szepcząc: – Nic ci nie grozi. W pobliżu niebieskiego kryształu nie działa żadna moc.

– Wiem, mamo. – Spuściła głowę: – Chciałabym żeby to już się ujawniło. – Wtuliła się w moją klatkę piersiową, objęłam ją łbem. 

– Ja też, ale obie musimy wykazać się cierpliwością i wytrwałością, w końcu się pojawi. 


~*~


Gdy tylko Rosita postawiła kopyta na piasku, nagle popadała w szaleństwo. Pogalopowała od razu w głąb plaży, ku morzu, hamując przy nim gwałtownie i pobiegła wzdłuż brzegu, rozbryzgując wodę kopytami. Przeskakiwała niewidzialne przeszkody, tarzała się w piasku, specjalnie wywracając się w miękkie pagórki, i podrywając by podbiec do kolejnych. 

Obserwowałam ją z jednej z wydm, jednocześnie wypatrując wszelkich niebezpieczeństw. Rosita odbiegła aż do linii lasu, rosnącego obok plaży. Zakradła się do niego i zatrzymała się przy drzewach, długo się stamtąd nie ruszała, jakby namyślała się nad ucieczką.

– Rosita – zawołałam, schodząc na plaże.

– Widziałam wiewiórki! – Zawróciła, gnając ku mnie. Zatrzymała się gwałtownie. Oddychała szybko, przebierając w miejscu niespokojnie nogami.

– Nadal nic? – spytałam, mijał już środek lata, przychodziłyśmy tu codziennie. Nigdy nie działo się nic odbiegającego od normy.

– Ty nie czujesz emocji innych, prawda mamo? – spytała nagle, patrząc mi w oczy. Przeszła się kawałek, a potem zawróciła. 

– Zależy co przez to rozumiesz. – Ruszyłam środkiem plaży, córka dotrzymywała mi kroku i zdecydowanie bardziej się rozluźniła niż gdybyśmy dalej rozmawiały w bezruchu. Rozpierała ją energia, pomimo że cały dzień chodziłyśmy. Źrebaki w jej wieku biegały, skakały i bawiły się bez przerwy między sobą. Czułam że jej to zabieram, aczkolwiek gdybym podjęła inną decyzje i założyłabym jej czerwony kryształ to żaden z rodziców i tak nie pozwoliłby jej się bawić ze swoimi źrebakami.

– Nie czujesz kiedy ktoś kłamie, albo jest smutny, albo że cię nie lubi? – wymieniała szybko, wyprzedzając mnie nieco, przyspieszyłam by zrównać się z córką.

– Często to po prostu widać, a jeśli jesteś spostrzegawcza umiesz wyłapać nawet drobne gesty, które…

– Ale ja czuję, mogę zamknąć oczy. – Zamknęła je, zatrzymałam ją: – I czuję że jesteś zmęczona i zaniepokojona, i za coś się obwiniasz…

– A ty nie jesteś? – zapytałam.

– Też, ale… – Uchyliła powieki, odsłaniając błękitne oczy, identyczne jak u Angusa i bardzo niespokojne: – Mówię prawdę. 

– Wymyślanie mocy w niczym nam nie pomoże, Rosita.

– To prawda. Czuję jak często tłumisz emocje i tęsknisz, choć nie wiem za kim… 

Tęskniłam za dwójką osób, które już nigdy nie wrócą, aczkolwiek niekoniecznie musiała to czuć. Słyszała wielokrotnie o mojej matce i mogła uznać że to za nią tęsknie. W końcu w ogóle jej nie zna.

– A jak wracamy pod wzgórze na noc i Iv śpi to tłumisz szybko ulgę, a zaraz potem też poczucie winy i…

Drgnęło mi ucho. To niemożliwe by to zauważyła, nie dawałam żadnych sygnałów. Wtuliła się we mnie, głową sięgając już do mojej szyi. Objęłam ją łbem. 

– To oznaczałoby że niebieski kryształ albo w ogóle nie działa, albo nie działa na ten konkretny rodzaj mocy. 

– Ale ona nie jest niebezpieczna. – Odsunęła się, patrząc na mnie z nadzieją.

– Nie.

– I nie muszę się uczyć nad nią panować, czyli… – Na pysku córki zaczął pojawiać się uśmiech.

– Rzadko kiedy zaklęci mają tylko jedną moc. – Nie chciałam dawać jej fałszywej nadziei: – Najczęściej rodzą się z dwoma…

– A jak ta druga nigdy się nie pojawi? – Położyła uszy, załamana: – I już na zawsze będę… – urwała.

– Uwięziona? 

– Lubię spędzać z tobą czas, ale… – Spuściła wzrok, dłubiąc kopytem w piasku.

– Wiem, ale musimy. Jesteś silną klaczką i ufam że to wytrzymasz. Twoja druga moc wkrótce też się pojawi. 

– Może powiedziałybyśmy jednak Ivette? – prosiła: – Mogłybyśmy być tu w trójkę. 

– Nie.

– To może tacie? Możesz mu zaufać. I ma niebieski kryształ, mógłby przyjść tu z Ivette, chroniłby ją przede mną.

– Przed twoją mocą, dopóki nie nauczysz się jej kontrolować, nie przed tobą – podkreśliłam: – Nigdy nie pozwól sobie wmówić że jest coś z tobą nie tak. Konie po prostu boją się czegoś co jest inne, nie znaczy to że jest złe, albo niebezpieczne. 

– Dlaczego nie mogę być taka jak inni? Nie chcę żadnej mocy. – Wtuliła się we mnie, mocząc mnie łzami: – Chcę się pobawić, pobiegać kiedy mam ochotę… Poznać inne źrebaki…

Popełniłam błąd pozbywając się czerwonego kryształu? Czy stado kiedykolwiek by ją zaakceptowało? Może powinnam się o to postarać? Ale nie zrobiło tego dla Raisy, dlaczego z Rositą miałoby być inaczej? A jeśli Raisa się myliła i kryształ nie powstrzymywał wcale ujawnienia się mocy, to dodatkowo wyrządził by jej krzywdę.

– Wszystko to minie, zobaczysz. – Pogładziłam córkę po srebrnej grzywie: – To kwestia czasu. Na razie skupmy się na tym co ważne.

– Ćwiczeniu walki? – mruknęła.

– Rosita, wszyscy myślą że to właśnie tu robimy, poza tym i tak musisz nauczyć się walczyć, jak każda następczyni.

Stanęłyśmy dęba i pokazałam jej kilka ciosów, nie próbowała ich odwzorować w najmniejszym stopniu, nieskładnie wymachując w powietrzu przednimi kopytami. Nie chciała robić niczego, do czego czuła się zmuszona, obojętnie co by to nie było.

Kiedy wracałyśmy, strażnicy już czekali na nas przy granicy. Zbliżyłam się do nich, pilnując by córka trzymała się blisko mojego boku.

– Pani, twoja matka wróciła.

Stłumiłam niepokój, pewna że Rosita i tak go wyczuła. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz