poniedziałek, 4 września 2023

– Odpowiedzialność –

 ~*

[Roni]


Ivette szła obok mnie nadąsana i niczym nie mogłem jej zainteresować, może mógłbym, gdyby chociaż na mnie słuchała. Strażnicy mówili że Ajiri miała z nią większe problemy, ciągle uciekała jej do Chaos i atakowała każdego kto stawał jej na drodze. To całkiem uroczę na swój sposób.

– Też uwielbiam twoją matkę – rzuciłem mimochodem.

– Co? – Spojrzała na mnie, czyżbym wyrwał ją z zamyślenia? Jak to możliwe że ma na jej punkcie większą obsesję niż ja? Chociaż, mojemu ojcu też zawsze chciałem zaimponować. Sporo źrebaków tak ma. Nigdy nie byłem wystarczający, ale mając tylu synów co on, można w nich dowolnie przebierać. Kretyn. 

– Mamy wiele wspólnego.

– Jasne. – Spojrzała na mnie krzywo.

– Chciałabyś ją zobaczyć, co?

– Pewnie że tak – powiedziała to tak jakby to było coś najbardziej oczywistego na świecie, patrząc na mnie jak na idiotę, położyła uszy.

– Choćby po kryjomu?

– Może? – Zmieszała się nieco, poluźniła skrzydła, które wcześniej przyciskała do boków.

– Mogłabyś dowiedzieć się o niej czegoś przydatnego, coś co mogłoby ci pomóc bardziej się do niej zbliżyć, nawet bardziej niż Rosita.

Podeszła bliżej, zakrywając nas skrzydłem, uważając by mnie przypadkiem nim nie dotknąć, jakby pamiętała nasze pierwsze spotkanie.

– Nauczysz mnie jak się skradać? – szepnęła.

– Jestem jednym z najlepszych, lepszy nawet od Angusa. I możesz mówić normalnie, nikogo tu nie ma.

– Kim jest Angus? 

Kimś o kim nie powinienem ci wspominać. Oczywiście. 

– Był kiedyś zastępcą i wścibskim koniem, który uwielbiał podglądać inne konie.

– Tak jak ty?

– Stosuje skradanie się raczej do walki, ale mniejsza o to. Nauczę cię i pośledzimy trochę twoją matkę, w zamian chcę byś mnie słuchała. 

– Żeby mama zobaczyła jak dobrze sobie ze mną radzisz? I tak cię nie pokocha.

– Nie. Żeby córeczka doceniła trochę swojego tatę. – Miałem ochotę poczochrać ją po grzywce, czarnej, z białym pasemkiem, Cierń bez przerwy wygłupiał się tak ze swoją córką, ale pewnie po tym Ivette obraziłaby się na mnie śmiertelnie. 


~*~


I w ten sposób wylądowałem w lesie graniczącym z plażą, nie należącą do nikogo. Przynajmniej upał trochę zelżał i w lesie jest jeszcze chłodniej niż na pełnym słońcu. Ivette nie wiele stąd mogła zobaczyć, choć w przeciwieństwie do mnie, zawsze podchodziła aż do ostatnich drzew. Nie widziała stąd matki, ale wygłupy Rosity już tak. 

– Chodź tutaj, bo w końcu cię zauważy – szepnąłem. Spojrzała na mnie jedynie krzywo, kładąc uszy i parskając cicho.

No i Rosita ją zauważyła. Mówiłem. Podeszła ostrożnie, jakby starała się zakraść, zła postawa, brak precyzji, jak ona głośno stawiała kopyta, nawet piasek ich nie tłumił. Ivette wstrzymała oddech, ale i tak już po jej kryjówce.

– Iv? – zapytała niepewnie Rosita, jakby nie wierzyła w to co widzą jej oczy: – Co tu robisz?

– Idź stąd – syknęła Ivette, przyciskając uszy do szyi i zaciskając zęby.

– Może przyjdziesz do nas? – zapytała zachęcająco Rosita i znacznie pewniej. 

– Żeby mama mnie ukarała?

– Nie zrobi tego.

– Spadaj. 

Chaos zawołała Rosite. Mała odbiegła natychmiast.

– Widziałam wiewiórki! – krzyknęła.

– Zobacz, siostrze na tobie zależy, czemu tego nie wykorzystasz? – Zostałem tam gdzie byłem. 

– Nic od niej nie chcę – wycedziła córka.

A szkoda na to czasu, chyba właśnie tak działa każde rodzeństwo, ja sam nie dogadywałem się z braćmi, każdy chciał być najlepszy. Choć jakby się nad tym zastanowić chciałbym dostać taką szansę jak ona, mogła się zaprzyjaźnić z siostrą i znaleźć w niej mnóstwo wsparcia, czego ja nigdy nie mogłem mieć.

– Wracajmy już i tak nie słychać o czym mówią. – Na odsłoniętej plaży nie da się za bardzo kogokolwiek śledzić, Chaos wybrała prawie idealne miejsce, gdyby nie las, choć zbadała go już milion razy, odkąd tu siedzieliśmy. Naprawdę byłem jednym z najlepszych, skoro jeszcze nie udało jej się wykryć naszej obecności. Ivette ostrożnie się wycofała, zbliżając się do mnie, obejrzała się oczekująco, puściłem ją przodem. Stawialiśmy kopyta w najgęstszą roślinność, na tyle ostrożnie by jej nie uszkodzić.

– Nauczę cię jak atakować z zaskoczenia, tylko nic nie mów mamie i używaj tego tylko w naprawdę wyjątkowych sytuacjach. Rozumiemy się? 

– Pokaże jej jak już się tego nauczę. – Uniosła głowę.

– To by miało zrobić na niej wrażenie? Coś ty. Musiałaby zobaczyć cię w akcji, wtedy byłby efekt “łał, gdzie się tego nauczyłaś? To było niesamowite.”

– Mama nie mówi w ten sposób. – Córka przeszyła mnie wzrokiem, jakbym powiedział coś naprawdę złego.

– Wiesz o co mi chodzi. 

– Tylko kiedy będę mogła jej pokazać?

– To twój problem? Jeszcze nic nie umiesz. To tym powinnaś się zająć, nauką.

Patrzyła na mnie tak jakby chciała mnie tu i teraz zamordować. Obwąchałem ją dokładnie, a ona mnie, bardzo niechętnie. Pachniała leśną roślinnością, a ta z kolei świetnie maskowała jej zapach. Nic dziwnego, zanim wyruszyliśmy na przeszpiegi, poświęciliśmy mnóstwo czasu by się porządnie wytarzać w mchu i innych paprotkach i jeszcze powtórzyliśmy to kilka razy, dla pewności.

– Jest dobrze, a ja? – spytałem.

– Może być. 

– Poszukajmy ptaków – Ruszyłem dalej, Ivette też, nadal idąc przede mną: – Jak uda ci się je zaatakować to zaatakujesz każdego z zaskoczenia.

– Nie jestem jakimś drapieżnikiem.

– O to właśnie chodzi, nikt nie lubi wykorzystywać ich technik, więc mało kto to umie.


~*~


Ivette tak dobrze się bawiła że zupełnie straciłem poczucie czasu. Niemal udało jej się schwytać ptaka, złapała go za ogon i wyrwała mu pióro. Jednak na mój pomysł by zatrzymać je jako trofeum stwierdziła że to głupie i porzuciła je. Wracaliśmy po zmroku. 

– Twoja mama chyba już nie pozwoli mi się tobą zajmować – szepnąłem. Oczywiście że pozwoli, mała mnie uwielbia. Chaos musiała to zauważyć.

– Musi. – Spojrzała na mnie zdeterminowana. Kilka tygodni wcześniej nie uwierzyłbym że chciałaby spędzać ze mną czas. A tu proszę, całkiem dobrze się rozumieliśmy.

Chaos z Rositą nie czekały wcale w pobliżu wzgórza, w ogóle ich tam nie było. Dziwne. O tej porze spało już całe stado. Nie zauważyłem też żadnego zamieszania związanego z naszym zniknięciem.

– Albo nie zauważy że tak późno wróciliśmy. – Pokierowałem córkę od razu w stronę wzgórza.

– Nawet gdybyśmy zniknęli na kilka dni nie zauważyłaby że nas nie ma. – Mała ułożyła się do snu, otulając się skrzydłami: – Liczy się tylko Rosita.

– Albo wysłała mnóstwo strażników, którzy wszędzie cię szukają.

– Jasne. – Zamknęła oczy, kładąc głowę. 

Poczekałem aż zaśnie. W końcu bądź co bądź byłem za nią odpowiedzialny. Chaos jeszcze nie wróciła, coś musiało się stać.

Zauważyłem Konelie, strażniczkę ruszającą ze stada do lasu, na swoją zmianę. Podszedłem do niej, zatrzymując ją w połowie drogi.

– Będziesz miała na nią oko? – spytałem, wskazując jej na śpiącą Ivette.

– Ale…

– Tylko się napiję i wracam. – Pobiegłem nad jezioro. Chciałem stamtąd zacząć poszukiwania, ale właśnie przy jeziorze zastałem Chaos z Rositą. Mała zasnęła z łebkiem opartym o jej przednią nogę, miała mokre od łez policzki. Chaos przeczesywała pyskiem jej grzywę, wyraźnie zamyślona. 

– Nie zapanowała nad mocą? – spytałem, usatysfakcjonowany że dostrzegłem zdziwienie na jej pysku, gdy poderwała głowę, choć trwało to ułamek sekundy. 

– Śledziłeś mnie? – spytała chłodno. 

– Mi nietrudno się domyślić. 


Nie tylko Chaos planowała każdy swój ruch, jak wtedy gdy przewidziała jak zareaguje stado po ogłoszeniu przez Ajiri że urodziła dwie córeczki. Rosite i Ivette. Byłem zaszczycony że wybrała mnie do zrealizowania tajnego planu.

– Urodziła dwie córeczki – zachwycała się Lilia, wtulona w Devona, wzdychając i obserwując przywódczyni spacerującą z córkami, z daleka od stada, blisko lasu. Dopiero jutro miała im je przedstawić. Lilia to naprawdę głupia klacz, jeśli sądziła że Ivette z tak sporymi skrzydłami, zmieściłaby się w brzuchu Chaos, z Rositą. Szkoda że inni nie byli tak głupi jak ona.

– Bliźniaczki? – pytała Hirini, siostra Ajiri. Przyglądałem się im kiedy nie widziały, przeżuwając leniwie trawę i dyskutując z dwójką strażników o robocie, jakbym nie był tym zainteresowany. 

– Tak, poród był bardzo ciężki – mówiła Ajiri, sięgając po spory pęk trawy. Ajiri tylko nogi miała cienkie, z każdym dniem puchła, jakby pewnego dnia miała pęknąć, a to całe jedzenie, które w siebie wciskała, wysypać się z niej; mogłoby wykarmić małe stado. 

– Jak to możliwe? – pytała jej siostra.

– Rosita jest podobna do Raisy, to pewnie jej źrebak – zauważył Cierń, podchodząc nagle do Hirini, jednej ze swoich partnerek. Niesamowite że na to wpadł. Kto widział ciąże u Raisy ten wiedział. Obowiązywała go tajemnica, jak wszystkich strażników, tego samego dnia doniosłem Chaos o jego braku lojalności.

Hirini spoglądała na niego, wyraźnie chciała coś powiedzieć, ale powstrzymywała ją pewnie obecność własnej siostry. Za to Morgana wbiła wzrok w Ciernia, jakby chciała go udusić, mimo że wcześniej pasła się spokojnie obok, nastawiając tylko uszy: – Nie wierzę że skrzydła urosły tak w kilka dni. Pamiętacie? Skrzydła Zalike osiągnęły taką wielkość po dwóch miesiącach.

– A jednak – zapewniała Ajiri.

– Blefujesz, któreś z tych źrebiąt na pewno nie jest Chaos – upierał się Cierń. W końcu wkroczyłem ja.

– Oba źrebaki są moje i Chaos – wtrąciłem, zostawiając strażników oniemiałych, zaangażowali się biedacy w rozmowę o obowiązkach na tyle że nie zauważyli co się dzieje: – Adoptowane też własne.

– Adoptowane? Co masz na myśli? – spytała Hirini.

Ajiri zgodnie z planem dodała: – Roni, nie możesz im powiedzieć.

– I tak się dowiedzą. Rosita to córka mojej siostry, Runa zmarła przy porodzie, a Chaos wspaniałomyślnie zgodziła się przygarnąć jej źrebię, gdy mój ojciec przysłał je tu. Niestety nikt w jego stadzie nie miał akurat wtedy mleka. Nie chcieliśmy by ktokolwiek wiedział że przygarnęliśmy Rosite.

– Nie jest Raisy?

– Twoja siostra nie miała mocy? – upewniła się Hirini.

– Nie, miała w sobie tylko krew pegaza, jak ja, to wszystko.

– Chorowała? – Morgana, podeszła bliżej.

– Jak każdy z nas, jakieś tam choroby przeszła. – Odwróciłem się do Ciernia, on patrzył na mnie krzywo, a ja nie kryłem satysfakcji: – Naprawdę myślałeś że Raisa byłaby na tyle głupia by zachodzić w ciąże? – Zrobiłem pełną napięcia pauze: – To przeklęta. Mogłaby nawet stracić za to życie.

– Nie tutaj. Wie że Chaos nic by jej nie zrobiła – stwierdził Cierń.

– Raisa jest tchórzem, każdy to wie – dodała Morgana: – Nie zaszłaby w ciąże z własnej woli.

Cierń i ja jednak wiedzieliśmy że zaszła. Biedak nic więcej nie mógł z tym zrobić, inaczej jeszcze bardziej by się pogrążył.

Potem już nie plotowali o Raisie, nikt nie słuchał co bredzi Cierń, plotkowali o mojej fikcyjnej siostrze, którą wymyśliła dla mnie Chaos, gdyby tylko wiedzieli jak moje siostry kończyły, trudno by było im uwierzyć w ten scenariusz.


– Ale nie martw się, inni ci uwierzyli. 

– Ivette już śpi? – zapytała Chaos, tym tak dobrze znanym mi tonem, bez choćby odrobiny emocji.

– Tak. Moja kolej, Ajiri wie o Rosicie? 

– Sądzisz że ci powiem?

– Nie powiesz mi też co się stało Rosicie, prawda? Chyba nie chodzi o jej moce.

– I tak byś mi w tym nie pomógł. 

– Skąd wiesz? Jakbyśmy połączyli mój spryt razem z twoją inteligencją.... Tyle potencjału się marnuje. Poza tym mogę być ojcem też dla Rosity. – Ivette czy Rosita co za różnica: – Gdybyś dała mi szansę.

– Ivette wie o jej mocy?

– Nie. – Jeszcze nie, jak teraz mi odmówi nie miałem zamiaru powstrzymywać córki od dalszego śledzenia siostry i matki. Chociaż tyle mam z naszego związku – Ivette. Co prawda…

– Zostaw mnie samą.

Szkoda, naprawdę szkoda.


[Chaos]


Kara sierść Roniego wtapiała się w mrok nocy, czym bardziej się oddalał tym stawał się coraz mniej widoczny. Chłodny wiatr rozwiewał mi grzywę i rozproszył zgromadzone po słonecznym dniu ciepło, przesunęłam się, osłaniając Rosite, wolałam by nie obudziły jej podmuchy wiatru, prawdopodobnie nie zasnęłaby drugi raz, ledwo zdołałam ją uspokoić.

Wcześniej, gdy słońce jeszcze nie zaszło, a ja wracałam z córką z plaży, tak jak przewidywałam, matka mnie oczekiwała. To normalne, biorąc pod uwagę że dopiero wróciła, nie widziałyśmy się przez całą wiosnę, a lato też dobiegało już powoli końca. 

Jak tylko wyszłam wraz z córką z lasu, krytyczne spojrzenie matki prześledziło Rosite od uszu, aż po kopyta. Córka przywarła do mojego boku, choć nie dopuszczałam do głosu już żadnych emocji. Nie czułam nic, tylko obojętność. 

– Słyszałam że postanowiłaś by Rosita uczyła się od ciebie bardziej intensywnie niż jej siostra – zaczęła matka, każde słowo wypowiadała dokładnie i powoli, rozmowa z nią często sprawiała wrażenie jakby nie miała mieć nigdy końca: – To dobry pomysł, biorąc pod uwagę że opuści stado jak tylko dorośnie. Trzeba pospieszyć się z jej szkoleniem.

– Ale obiecałaś... – Rosita zadarła ku mnie łebek.

– Okłamałam stado, nie oddam jej Normanowi – wyjaśniłam, mała wtuliła się mocniej w mój bok złapała za grzywę, jakby nadal się obawiała że to prawda, albo czuła mój niepokój: – Kiedy dorośnie powiem im że stado Heatcliffa zawiązało sojusz z stadem Telin, a Norman związał się z tamtejszą następczynią. Natomiast sojusz z nami nie chcą już przypieczętować związkiem, wystarczy im luźna umowa jak dotychczas.

– Rozumiem. Jest zaklętą. 

Tak jak myślałam, od razu pojęła o co chodzi. 

– Tak, matko.

– Jak…? Jak się domyśliłaś? – zapytała Rosita, wycofując się.

– Meike wie więcej niż zwykli członkowie stada, ponieważ jest moją matką i byłą regentką. – A mimo to nie ufałam jej, jedynie sama siebie przekonywałam że jest inaczej, aczkolwiek matka zawsze z jakiegoś powodu stała po stronie zaklętych, nigdy nie wierzyła w żadne opowieści o nich, współpracowała z Mago. Musiałam przyznać, że przez to sama w nie nie wierzyłam, jej postawa zmusiła mnie do refleksji.

– Przyda się stadu, zwłaszcza jak przyjdą złe czasy. A gdy ty będziesz się nią zajmować, ja zaopiekuje się Ivette.

– Roni już mi pomaga – zauważyłam.

– Nie można go uznać za kogoś kompetentnego. Przydadzą jej się moje nauki.

– Jeśli nie będziesz dla niej zbyt surowa, daj jej trochę swobody. I znasz moje zdanie na pewne tematy.

– Oczywiście, nie musimy się spieszyć. – Odwróciła się, dodając jeszcze, zanim odeszła w stronę stada: – Powinnaś powiedzieć Rosicie o jej prawdziwych rodzicach.

Sądziłam że tym razem się powstrzyma, myliłam się.

Poczułam ruch przy własnym boku. Rosita się wycofała, z szeroko otwartymi oczami.

– Nie jesteś moją mamą? – spytała cicho. Prawdopodobnie powiązała teraz wszystkie fakty, być może szybciej czuła jakąś więź z Raisą, którą wcześniej nie rozumiała, albo zastanawiała się czemu na początku spędzałyśmy z nią tyle czasu.

– Rosita… – Ucho mimowolnie mi drgnęło.

Cofała się, a do jej oczu zaczęły napływać łzy.

– Chciałam z tym zaczekać aż będziesz starsza. To nie ma znaczenia że cię nie urodziłam, wciąż jesteś i zawsze będziesz moją córką. – Przygarnęłam ją do siebie.

– Obiecujesz? – zmoczyła mnie łzami. 

– Obiecuję. 

– Mogę nadal na… nazywać cię mamą?

– Rosita, ja jestem twoją mamą. Chodź. – Położyłam się, ułożyła się obok mnie, wtuliła się cała, zapłakała. Oparła łebek na mojej szyi, próbując mnie nim objąć: – Zawsze będę twoją mamą, bez względu na to co się wydarzy.


⬅ Poprzedni rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz