Nowa wersja – 28.07.2025r.
[Rosita]
Minęła nas Morgana z skórą zerwaną na boku, przez las przebiegło jeszcze więcej koni. Próbowałam dźwignąć Kometę, z drugiej strony złapała ją Rocio. Urwał mi się oddech. Ktoś ją kontrolował i nie wiedziałam kto. We dwie też nie dawałyśmy rady podnieść Komety.
– Ucie… – Kometa krzyknęła, nie kończąc słowa. Obok nas runęło drzewo. Irutt je potrąciła, zmieniona w to samo stworzenie – połączenie orła i pumy, jak w chwili gdy zabiła Meike i innych zaklętych. Obejrzała się na nas, Sheila wleciała prosto na jej oko. Irutt wydała z siebie pełen bólu skrzek. Przewróciła jeszcze więcej drzew, strącając Sheile łapą. Ivette wyskoczyła do nas z lasu i… Mama. Na szyi siostry wisiały połówki zielonych kryształów. Mówiła coś, ale chwilowo słyszałam tylko szum.
W czwórkę uniosłyśmy Kometę, uciekając w głąb lasu. Rocio przewróciła się ob drogę. Pociągnęły ją za nogi pnącza. Próbowałam je powstrzymać, ale nie chciały poddać się mojej mocy. Zza drzew wyszła kontrolująca je zaklęta z niebieskim i fioletowym kryształem na szyi. Ivette zasłoniła nas skrzydłami.
– Myślicie że możecie zabijać moich braci i siostry jak wam się żywnie podoba?
– Zostaw ją! – krzyknęłam. Pnącza weszły do pyska Rocio i przebiły się przez jej brzuch, z trudem utrzymałam się na nogach.
Ivette rzuciła się na zaklętą, przez chwilę widziałam jak źrenice zaklętej zwęziły się w szoku, Ivette rozbiła jej głowę o drzewo, po czym zaatakowała kolejnego biegnącego tu zaklętego.
Rocio wstała, szła do nas, zostawiając po drodzę krople krwi, pnącza nadal tkwiły głęboko w jej gardle i przebijały brzuch.
Rzuciła mi zagniewane spojrzenie, jej błyskawice na moment rozświetliły las, wiedziałam że to wiadomość od Ivette. Rocio wsunęła swój grzbiet pod Kometę, od której ciężaru już uginały mi się nogi.
– Ivette… – wymamrotała Kometa.
– Tchórzę! Walczcie z nimi! – usłyszałam krzyk siostry, a potem kolejny jakby ktoś ją zranił.
– Ivette! – Kometa zleciała z nas, odpychając się od naszych grzbietów przednimi kopytami.
– Stój! – Stanęłam jej na drodze.
Przeciągnęła się już kawałek po ziemi. Spojrzała na mnie z łzami w oczach. Rocio i mama stały nieruchomo.
– Musisz się schować, pójdę po nią. – Pobiegłam, paru zaklętych wpadło na mnie, uciekali. Znalazłam siostrę na ziemi, patrzyła na stojącego przed nią Theo, zwróconego tyłem do nas. Przewrócił się i wtedy zobaczyłam w jego klatce piersiowej sztylet. Już się nie poruszył.
Krzyknęłam rozpaczliwie.
Odsłonił Thais. Ivette złapała za ostrze sztyletu, który zaklęta trzymała w pysku. Siostra słaniała się na nogach, ale nie puściła.
– Zabij ją, przy mnie nie może użyć mocy – wycedziła. Thais kopała ją raz po raz. Siostra próbowała jej oddać, ale była zbyt wolna, zbyt wyczerpana. Wyciągnęłam z Theo sztylet, prawie mi wypadł. Nogi mi się zatrzęsły, a mięśnie odmówiły zrobienia kolejnego kroku. Thais przycisnęła Ivette do ziemi, poddduszała ją, próbując wyszarpać jej swój sztylet, krew leciała z pyska Ivette. Jęczała z bólu i wysiłku. Thais zmieniła strategię i zamiast szarpać, zaczęła wpychać jej ostrze do pyska.
Dźgnęłam ją w bok, ale jakby nie czuła bólu, dźgnęłam ją jeszcze raz, uśmiechnęła się do mnie szyderczo. Ivette próbowała odepchnąć ją skrzydłami. Dłużej nie da rady. Zacisnęłam oczy tuż przed tym jak wbiłam sztylet w szyje Thais.
Krzyknęła bulgocząco, krew lała się z jej pyska, naszyjnik z zielonymi kryształami spadł z jej szyi, odcięty. Nadal trzymałam za tępy koniec sztyletu. Próbowałam użyć mocy, ale nic się nie działo. Widziałam jak Ivette przysuwa do siebie kryształy skrzydłem. Mówiła, że Thais nie może użyć mocy przy niej, ja też nie mogłam. Zerwałam liście klonu. Thais osunęła się na ziemię, przycisnęłam je do jej rany. Spojrzałam na Ivette, Sheila wylądowała przy niej, pomagając jej wstać i iść w kierunku Komety, został jedynie zakrwawiony sztylet.
– Thais! Thais, proszę!
Thais opadła na bok, z wytrzeszczonymi oczami, charcząc. Oplotłam jej ranę roślinami. Znieruchomiała. Drżały mi wargi, a głos zamarł w gardle.
[Irutt]
Tym razem nie miałam przy sobie niebieskiego kryształu. Dygoczące nogi z trudem utrzymywały mój ciężar, oddech był ciężki i bolesny. Utknęłam w swojej postaci, ranna, nie mając siły wykrzesać z siebie więcej magii. Otoczona przez przeklętych. Odrzucił ich ode mnie podmuch wiatru. Sheila wylądowała obok. Inny przeklęty złapał za mój róg, ból zwalił mnie z nóg. On także był jednym z kontrolowanych. Zawisłam na własnym rogu, oplotłam ogon na jego ciele, zmuszając nogi by znów mnie dźwignęły.
– Co z Rositą? – jęknęłam.
– Nic jej nie jest – odpowiedziała Sheila, tonem podobnym do Ivette.
– Obiecałam uwolnić jej matkę od kryształu.
– To przede wszystkim moja matka! – krzyknęła.
Przeklęci wstali już na nogi.
– Od teraz będziecie służyć Ivette, córce Chaos, prawowitej przywódczyni stada Pega – zawołała do nich Sheila.
Założyła mi na róg kawałek metalu, kontrolowany puścił, popchnęła mnie, przewracając na ziemię.
– Ruszaj.
~*~
Płacz Serafiny niósł się po grocie, przeklęci przetrzymywali ją tutaj, razem ze mną i Karyme, która siedziała cicho schowana za własną grzywą. Ivette nie zwlekała z powiedzeniem nam co z nami zrobi. Czekałyśmy na zielone kryształy, po które wysłała Sheile z grupą ocalałych przeklętych.
– Ivette, nie możesz! – dobiegł z zewnątrz głos Komety.
– Mogę i zrobię to.
– Nie jesteś taka, wiem że nie… Już po wszystkim.
– Po wszystkim? Tylko czekać na atak mrocznych koni.
– Ja… Ja przestanę… – urwała.
– Co przestaniesz?!
– Cię kochać… – wydusiła: – Jeśli to zrobisz…
Na parę chwil zapadła cisza
– Czyli nigdy mnie nie kochałaś.
– Nie! Kocham cię najmocniej na świecie… Chodziło mi o to że… Że ci tego nie wybaczę. Wypuść je.
– Karyme zabiła moją siostrę, Serafina zwróciła stado przeciwko nam, a Irutt zaprowadziła naszą matkę do stada Tiziany, by tam ją torturowali! Naprawdę uważasz że nie zasłużyły?
– A co zrobiła Rosita?
– Nie wiem gdzie ona jest, ale na pewno nie tam! Posłałam po nią strażników, ile raz mam ci powtarzać?
– Wiesz… One zrobiły też wiele dobrego, przecież nie jesteś taka jak Meike, wiem że nie, boisz się, prawda? Tak jak ja, to było straszne, ale… Czy bycie silnym nie oznacza bycia odważnym, proszę, Ivette.
– Zabije je zamiast tego, zadwolona?
– Nie, daj mi z nimi porozmawiać.
– Oszalałaś. – Kopyta Ivette stknęły o kamienie, jej kroki słychać było blisko groty.
– Pozwól mi… Pozwól mi zdecydować o karze.
– To ja jestem przywódczynią! Zawsze ktoś musi być ważniejszy ode mnie?!
– Ale Irutt nas uratowała!
– Mroczne konie nas uratowały, a teraz są przeciwko nam!
– Ona mnie stamtąd wyciągnęła! Bo ty….
– To była wina Meike! – Uderzyła w coś. Podniosłam się, pilnujący nas przeklęty podszedł od razu bliżej. Serafina patrzyła na mnie krzywo.
– Denerwuje mnie to twoje odgrywanie dobrej osoby – powiedziała: – Gdyby nie ty, Chaos nadal by nam przewodziła.
– Kometa… – powiedziała półgłosem Ivette. Uderzyła ją?
– Nie! – krzyknęła przeraźliwie Kometa.
– Wiesz że cię nie skrzywdzę.
– Już raz mnie uderzyłaś…
– Już nigdy więcej tego nie zrobię. Nie trafiłam przecież ciebie. Nawet w ciebie nie celowałam. Nie musisz się mnie bać.
– Pani, kryształy – powiedział jeden ze strażników.
– Nie widzisz że rozmawiam?! Wiem doskonale że już je macie! – wybuchła znów.
~*~
Ivette weszła do środka, pierwszą zaprowadzili do niej Karyme.
– Pani, powinnaś mnie za to wygnać, to nie jest adekwatna kara… – zaczęła Serafina.
– Zamknij się! – Ivette przecięła skrzydłami powietrze, skupiając przeszywający wzrok na Karyme. Kryształ oplótł przeklętą siecią zielonego światła i wniknął w jej klatkę piersiową. Czekała tu na swój koniec, w ciszy, pogodzona ze swoim losem.
– Ivette! Nie rób tego! – krzyczała Kometa, blisko groty, żadna z nas jej nie widziała: – Proszę!
– Nawet jej nie znałaś! – rzuciła za siebie Ivette.
Ktoś syknął z bólu, Kometa przeczołgała się do środka, bez pomarańczowego kryształu, jako mroczna klacz pozbawiona kłów i szponów, wspieła się na przednie nogi, próbując złapać Ivette za grzywę.
Serafinie urwał się oddech na jej widok.
– Przestań! – Ivette uniosła wysoko głowę.
– Nie rób tego.
– Zraniłaś się!
– Zranię się bardziej!
Ivette podsunęła jej skrzydło gdy się poślizgnęła, wpadła w nie, omal jej nie przewracając.
– Nie używaj ich więcej. Jeśli mnie nadal kochasz…
Ivette uszczerbiła kopytem jeden z leżących na ziemi zielonych kryształów.
– Naprawdę chcesz mnie wyprowadzić z równowagi. – Położyła ją na ziemi: – Ajiri! – krzyknęła, ktoś teraz musiał opatrzyć całe obtarte nogi Komety. Ivette wyszła, poganiając za opiekunką zdrowia strażników.
– Kometa… Dziękuje. I przepraszam cię za wszystko, nadal mam swoje zdanie, ale nie powiem już na ciebie złego słowa – powiedziała do niej Serafina: – Zawdzięczam ci życie.
– Wiesz… Jak Rosita wróci ktoś musi ją wspierać, sama nie dam rady.
– Rosita nie zechce mnie widzieć… Co ci się stało?
Ivette weszła w tym momencie do środka. Kometa usiadła odwracając do niej głowę i otwierając pysk.
– Nie odzywaj się do mnie, jestem na ciebie wściekła.
– Ivette, Rosita… – zaczęła Kometa.
– Tak, spotkasz za chwilę swoją ukochaną siostrę! – Rozpostarła gwałtownie napuszone skrzydła, zahaczając nimi o ścianę i sklepienie groty.
Kometa położyła uszy, patrząc na nią z żalem.
– Co? – Ivette przycisnęła uszy do szyi: – Mam jeszcze je wypuścić? Proszę bardzo! Nie pilnujcie ich już! – krzyknęła do przeklętych.
– Mamy…? – spytał niepewnie jeden z nich.
– Wynoście się stąd!
Wyszli w pośpiechu.
– A wy dwie na co czekacie?! Zejdźcie mi z oczu!
Serafina wstała, wychodząc szybkim krokiem. Poszłam jej śladem, patrząc na Kometę.
– Spróbuj ją tknąć – ostrzegła mnie Ivette.
~*~
[Ivette]
Zostałyśmy same, ja i mama. Z Kometą zostawiłam Sheile i innych kontrolowanych, więc nikt się do niej nawet nie zbliży bez mojej wiedzy. Więcej nikt mi jej nie odbierze. Ani nie zada jej bólu. Zgodziłam się by spełniali jej polecenia, z wyjątkiem pozostawienia jej samej sobie, oczywiście nie chciała nawet o tym słyszeć by nimi sterować.
– Powiedz, dlaczego kochałaś Rosite bardziej ode mnie? – Spojrzałam w przepełnione pustką oczy matki.
– Ze względu na różnice w waszych charakterach. – Nie brzmiała jak matka, jej głos nigdy nie był aż tak wyssany nie tylko z emocji, ale też jakiejkolwiek osobowości.
– Naprawdę? – spytałam ironicznie.
– Też przez to że przypominałaś mi matkę, która mnie skrzywdziła.
– Meike? – Spojrzałam na nią spode łba.
– Nakłoniła mnie do ciąży z Ronim, kiedy myślałam jeszcze o stracie Angusa. Byłaś niechcianym źrebakiem, moim obowiązkiem.
– Ty… – Uniosłam skrzydła, mój głos zadrżał, przycisnęłam je do boków, a do oczu napłynęły mi łzy: – Kim jest Angus…?
– Ojcem Rosity.
– Oczywiście! – Odwróciłam się od niej gwałtownie, ustawiając się do niej bokiem: – Czego innego mogłam się spodziewać?
– Nie wywoływałaś we mnie tych samych uczuć co Rosita, stroniłaś od bliskości, myślałaś tylko o sobie, o swoich uczuciach, krzywdziłaś swoją przybraną siostrę, choć to jedyne co mi po nim zostało...
– Przestań! – krzyknęłam. Rzeczywiście posłuchała, przetarłam łzy skrzydłem, dostrzegając że znów cała się trzęsę: – W czym przypominam niby Meike? No w czym?! – Zbliżyłam się gwałtownie, rozpościerając skrzydła.
– Bywasz okrutna…
– Mylisz się. – Złożyłam je.
– Bez skrupułów znęcasz się nad innymi.
– Nieprawda.
– Dążysz do…
– Dosyć! Czy gdyby nie było Rosity zależałoby ci na mnie tak samo mocno jak na niej?
– Nie.
– Nie? Więc co? Też byś mnie odtrąciła?
– Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
– Odpowiedz – wycedziłam.
– Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
– Musisz znać! Jakie miałam w ogóle szanse żebyś też mnie pokochała?! Kłamałaś kiedy mówiłaś że ci zależy?!
– Kocham cię, Ivette, jak każdą z moich córek, choć najmniej z nich wszystkich, wystarczająco mocno by oddać za ciebie życie.
– Dość. Dość już mi powiedziałaś. – Zacisnęłam mocniej zęby, zostawiając już ją. Zawsze byłam najmniej ważna i jak widać wcale mi się nie wydawało.
Zobaczyłam kontrolowanych, nieśli tu Kometę.
– Jednak zmieniłaś zdanie – Wyszłam jej naprzeciw, próbując stłumić złość, ale wciąż miałam napuszone pióra.
– Bo… Rosity już tak długo nie ma, a co jeśli jej się coś stało? Nigdy tak nie znikała.
Znowu Rosita, ciągle tylko ona! Przez całe życie słyszę tylko o niej! Dostrzegłam w oczach Komety lęk, a tego jeszcze bardziej nie znosiłam. Jak możesz się mnie nadal bać?!
– Nigdy nie znikała? – spytałam nerwowo: – Robiła to cały czas gdy była młodsza, szwędała się gdzie chciała.
– Ale jest już tak późno, a ona…
– Nic jej nie będzie, wróci albo ją znajdą. Chodź coś zjeść.
Zamiast Irutt teraz sama dbałam by ciała były zamrożone, używając do tego Karyme. Kontrolowani ponieśli Kometę obok mnie, tak że miałam wrażenie jakby przemieszczała się u mojego boku.
– Zjedzmy razem, znaczy ty trawę, a ja… Wiesz.
– Tak.
~*~
Kometa niepewnie spogląda na tafle jeziora, albo i nawet na swój sparaliżowany tył pod wodą, trzymałam ją skrzydłami, w ogóle nie przebierała nogami, jakby zapomniała jak się pływa.. Ajiri podpłynęła do nas z lianami. Kometa wtuliła we mnie głowę.
– Ivette… – zabrzmiała cicho i błagalnie.
– Porozruszamy twoje sparaliżowane mięśnie – powiedziałam.
– A… – Spojrzała na mnie: – Wybacz – Zastrzygła uszami, oglądając się na Ajiri.
– A co myślałaś? Nie ufasz mi?
– Trochę ciężko ci zaufać po tym co zrobiłaś Karyme.
– Nie zaczynaj znowu.
Ajiri połączyła jej przednią nogę z tylną jedną z lian, tak samo zrobiła z drugą parą.
– Teraz jak będziesz przebierała przednimi nogami jednocześnie będa się też ruszać te tylne.
Zaczęłam płynąć w tył, a Kometa podążyła za mną niespokojnie. Ajiri korygowała ruch jej tylnych nóg, skupiając swoją uwagę wyłącznie na tym. I dobrze, też chciałam udawać że jej tu nie ma i kontrolowanych strzegących nas na brzegu jeziora. Na razie niedostępnego dla reszty stada. Zresztą mieli przecież drugie, te mogłam sobie przywłaszczyć na stałe.
– Nie utoniesz przecież – powiedziałam do Komety: – Złapie cię w razie czego.
– Niby wiem, ale wizja utknięcia na dnie i tak jest przerażająca.
Nie ufała mi, to chciała powiedzieć.
– Jak już nikt nie będzie nam zagrażał uwolnie kontrolowanych.
– Obiecujesz?
– Obiecuje – Trąciłam jej pysk swoim.
Uśmiechnęła się do mnie przez łzy: – To trzymam cię za słowo.
– Jak skończymy tutaj, zacznę już powoli uczyć cię latać.
– Pani, wybacz że się wtrącam, ale skrzydła obciążyłby zbyt mocno jej kręgosłup – powiedziała Ajiri. Spojrzałam na nią krzywo.
– Ona może mieć racje – Kometa spojrzała mi w oczy: – Heather mówiła coś podobnego, że na razie muszę wstrzymać się z lataniem. Jak teraz o tym myślę to może naprawdę kręgosłup się zagoi? Może wcale a wcale nie mówili tak by mnie pocieszyć?
~*~
[Irutt]
– Irutt – Rosita objęła mnie kurczowo, płacząc, przyprowadzili ją dopiero. Tuląc ją do siebie, obejrzałam ślady po duszeniu na jej szyi i wbitych kolach: – Zabiłam ją… – załkała.
– Ty?
Mówiły wszystko o tym co próbowała zrobić – zabić się własną mocą.
– Ona prawie zabiła Ivette… Nie mogę tego znieść… Nie mogę na siebie patrzeć…
– Pierwszy raz jest najgorszy – przyznałam: – Koszmary i wyrzuty sumienia są nie do zniesienia, to często wraca, ale z każdym dniem będzie odrobinę łatwiej. – Złapałam ogonem za jej przednią nogę.
Czy Flavia byłaby inna gdybym od razu zrezygnowała z zemsty? Dlaczego tego nie zrobiłam? Dlaczego nie mogłam dawać jej dobrego przykładu, udawać kogoś kim byłam za życia moich najbliższych? Żyłaby nadal i wyrosłaby na dobrą osobę, ale czy przeżyłaby samodzielnie w tym przesiąkniętym złem świecie?
– Ciągle mam ją przed oczami, jak umiera… A ja… Ja nic nie mogę już zrobić…
Nie pytałam kogo zabiła, bo mówienie o tym mogło ją jeszcze bardziej zaboleć. Nie miało to też większego znaczenia. Gdyby chciała powiedziałaby mi.
– Ratowałaś swoją siostrę, nie mniej sobie tego za złe, dzięki tobie żyje. Nawet wśród jednorożców to nie jest coś co byłoby godne potępienia.
– Próbowałam ze sobą skończyć… – szepnęła ledwie na granicy słuchu: – Nie chcę tu dłużej być. Jak Kometa mnie zobaczy… Jak dowie się o Thais. Przeze mnie jeszcze nie będzie chciała żyć. Nie chcę jej kompletnie załamać.
– I tak musimy wyruszyć po pomoc dla kontrolowanych, nie mamy zbyt wiele czasu, nie wiem jak wpłynie na nich tak długie używanie kryształu. Ivette nie powinna mieć nic przeciwko, póki jeszcze zależy jej na ratowaniu matki. – Czym dalej będzie od Ivette tym lepiej. Była teraz ostatnią osobą, o którą mogłam się troszczyć, niczym młodszą siostrę.
– Masz rację… – Oplotła swoją szyję liśćmi: – Chodźmy.
– Rosita! – Przybiegła Serafina: – Twoja siostra oszalała, chciała nas…
Przerwało jej rżenie Ivette, wzywała wszystkich do siebie.
[Rosita]
Jako ostatnie dołączyłyśmy do reszty. Zaklęci i nasze stado utworzyli dwie oddzielne grupy. Ivette stała na płaskiej skale na szczycie wzgórza. Z rozpostartymi skrzydłami i zadartym wysoko łbem, zielone kryształy na jej szyi, scalone w jeden odbijały się w blasku słońca. Za nią leżała Kometa, Sheila i dwójka innych kontrolowanych nie znanych mi z imienia jej strzegła. Starsza siostra wodziła zmartwionym wzrokiem po koniach.
– Rosita, widzę że znalazłaś sobie kogoś ważniejszego od własnej rodziny, dobrze wiedzieć – powiedziała do mnie Ivette: – Nawet nie zapytałaś jak czuje się Kometa.
– Dopiero wróciłam…
– Ivette, odpuść jej – prosiła Kometa.
Nasza siostra machnęła w irytacji ogonem i przeniosła wzrok na wszystkich tu zgromadzonych: – Jesteście teraz jednym stadem, a nie dwoma oddzielnymi, poznajcie się, bo od teraz będziecie żyć razem – przemówiła.
Obok wzgórza stała mama, Rocio i… Karyme. Na widok kryształu tkwiącego też w jej klatce piersiowej, głos utknął mi w gardle. Irutt położyła ogon na moim grzbiecie. Teraz po słowach Ivette czułam się winna temu że okazuje mi wsparcie. W końcu przez nią cierpiała nasza mama…
– Jeśli któreś z was mi się sprzeciwi, albo zrobi cokolwiek bez mojej wiedzy, ukarze go dokładnie tak samo jak Karyme. – Siostra wskazała skrzydłem na mamę, Rocio i Karyme, dopiero po chwili dotarł do mnie cały sens jej słów: – Zaakceptujecie się nawzajem tak samo jak zaakceptujecie mnie i Kometę razem. Teraz ja wyznaczam co jest dobre, a co jest złe.
Konie popatrzyły po sobie, wszyscy zgodnie pokłonili się przed Ivette, wbiła we mnie wzrok, jakby oczekiwała że też jej się zupełnie poddam. A ja jedynie patrzyłam na nią, nie mogąc uwierzyć w to co zrobiła.
⬅ Poprzedni rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz