poniedziałek, 23 grudnia 2024

:: Trojaczki ::

[Keira]


Ostatnie dni spędziłam z siostrą i rodzicami, nie za dużo się do nich odzywając, byli na mnie źli, a ja na nich. Chociaż najbardziej byłam zła na Celeste.

– Mogę zobaczyć co u cioć? – zapytała Blakie, ciążąc mi na łopatce, zbliżyła swoją głowę do mojej.

– Milcz, proszę.

 Popłakałam się. Uciekłam słysząc jak rodzice wracają od cioć, by mi nic nie mówili. Nie chciałam ani tam iść, ani się żegnać z Irutt, najlepiej jakbym w ogóle o nich zapomniała. Wyskoczyłam z lasu, biegnąc przez pole, pamiętałam jeszcze trochę drogi, ale coś musiało mi się pomylić, bo w coś uderzyłam. Ktoś wylądował przeze mnie na ziemi. Cofnęłam się, słysząc jego ruch i czując obcy zapach.

– Też miło cię poznać – Podniósł się: – Już sobie idę, wystarczyło powiedzieć.

– Przepraszam, nie widzę…  – wydukałam.

– Blefujesz?

– Nie, nie widzę od urodzenia. 

Słyszałam jak staje dęba, machnął mi czymś tuż przed chrapami, chyba przednią nogą: – Cholera, ty naprawdę nie widzisz. Mam na imię Hasan, a ty?

– Keira.

– Dlaczego płaczesz? 

– Jedna z moich cioć jest chora i… Nie chcę o tym mówić.

– A twoi rodzice?

– Pewnie teraz mnie szukają, uciekłam… – urwałam, przecież nie muszę mu niczego mówić, to obcy. W ogóle nie powinno go tu być.

– Spełniają każdą twoją zachciankę, co? Muszą ci współczuć twojej ślepoty. Jak sobie radzisz? Jak to jest nie widzieć? 

– A jak to jest widzieć? 

Roześmiał się. 

– Wiesz, lubię cię Keira.

– Wiesz, zdążyłeś mnie już obrazić.

– Kiedy?

– Nie lubię jak ktoś nazywa mnie ślepą, mam inne zmysły którymi widzę. Nie jestem ślepa.

– Czyli jakie? – jego ton wydawał się kpiący. Nikt nigdy tak naprawdę nie pozwalał mi odczuć że jestem inna. Nawet Erin nigdy nie postrzegała moich nie działających oczu jako wady.

– Powiedz, jestem ciekaw – nalegał Hasan.

– Jesteś na naszym terytorium, nie chcemy tu obcych.

– Przepraszam cię za moje zachowanie. Szukam stada, mogę dołączyć? – wydawał się mówić szczerze, po chwili dodał: – Ty jesteś przywódczynią? – znów się naśmiewał. 

– Tak i jesteś tu niemile widziany – powiedziałam bez zastanowienia. Ciocia Kometa też często kłamała, to nic złego. Zwłaszcza że więcej nie zobaczę tu Hasana. Położyłam uszy, przypominając sobie że tak robi się gdy chce się kogoś odstraszyć, lub jest się na kogoś złym, zresztą musiał widzieć że jestem na niego zła po mojej minie. 

– Taka młoda?

– A co? Chcesz się przekonać? – Uniosłam głowę, chcąc już kogoś zawołać, wystarczyło jedno rżenie by przybiegli mi z pomocą. A jak jeszcze powiem że mnie zranił, przegonią go stąd. Zwłaszcza ciocia Linnir by się z nim nie cackała, albo tata.

– Przepraszam, Keira, naprawdę potrzebuje nowego domu. Ktoś kiedyś mnie skrzywdził, był śle… Nie widział jak ty i od tego czasu mam uraz do takich osób. 

– To strasznie głupie.

– Wiem, przepraszam. To jak, zgoda? Mogę zostać? Chociaż na kilka dni. Strasznie już boli mnie noga, jest nawet spuchnięta. – Uniosł ją, trącając mnie kopytem w klatkę piersiową, dotknęłam jej, czując pod wargami opuchliznę, wokół jego pęciny i nadgarstka.

– Zabiorę cię…

– Mogłabyś mnie zabrać do kogoś kto by mi pomógł? – przerwał mi, robiąc parę kroków naprzód.

– Właśnie miałam to powiedzieć – powiedziałam zmieszana, doganiając go.

– To idziemy? 

Poszukałam zapachu Ajiri i z chrapami przy ziemi poszłam za nim, słysząc za sobą kopyta Hasana, depczące suchą trawę i gałęzie, jakby robił to specjalnie, utykał. 

– Bez urazy, ale coś ci tam wyrasta z klatki piersiowej.

– To tylko Blakie. Ona też ci przeszkadza? 

– Mi nie, ale tobie na pewno, też miałem brata-pasożyta. Wiem jak to jest.

– I co się z nim stało? – szepnęłam, Blakie pewnie i tak słyszała, jak miałaby nie słyszeć jak jej uszy zawsze są blisko mnie. Niczego nie mogłam przed nią ukryć, może tylko własne myśli.

– Pozbyłem się go, wysysał ze mnie wszystkie siły życiowe i zabierał moje życie dla siebie, wszyscy troszczyli się tylko o niego, a ja miałem robić co on chciał. Jak nie chcesz tak skończyć to musisz pozbyć się pasożyta.

– Nie zabieram ci sił życiowych – odezwała się Blakie: – Większość czasu robimy co chcesz. Staram się ci jak najmniej przeszkadzać. Nic złego wam nie zrobiłam. Chcę tylko żyć.

– Słyszysz jak to tobą manipuluje?

– Nie manipuluje, Hasan tobą manipuluje. Na jego ciele nie ma żadnego śladu po jego bracie, on kłamie.

Dotarliśmy na miejsce.

– Keira, twoi rodzice pytali… – Ajiri urwała, pewnie zauważając Hasana: – Kto to? 

– Hasan.

– Noga mi zaraz odpadnie, mogłabyś ją obejrzeć?

– Już się nią zajmuje. – Podeszła ciężkim krokiem, zaszeleściły zioła i opatrunki. 

– Keira – szepnęła Blakie: – Nie zabijesz mnie, prawda? Nie chcę umierać. Mogę udawać że śpię przez cały dzień, a jak…

– Nie chcę cię zabić, a Hasan jest gburem. – Odeszłam stąd, nie wiedząc dokąd się udać, na pewno nie do rodziców i z dala od jaskini. Będę uciekała przed złymi wieściami jak długo się da.

– Dlaczego pomyślałaś że chcę cię zabić, czy jestem aż taką złą siostrą? – zapytałam: – Ja chciałam tylko w pełni decydować o własnym ciele. Czy to coś złego?

– Też bym chciała… Je mieć.

– Ja wiem że masz gorzej, ale… Ale to nie moja wina.

Zwiesiła głowę, unosząc ją połaskotała mnie liściami gałązki, pewnie wzięła ją w pysk. Jej łzy spadły na moją klatkę piersiową.

– Cześć – zawołał ktoś, znowu ktoś obcy, chociaż jego głos podobał mi się o wiele bardziej niż Hasana: – Hej, ja znam twoją siostrę Erin. – Podbiegł do nas, zatrzymując się dwa kroki od nas.

– Naprawdę?

– Bawiliśmy się, przez chwilę, jak byliśmy małymi źrebakami, dopóki mnie nie zraniła, jestem Pasco, a ty?

– Keira, a to Blakie.

Siostra oparła głowę na moim kłębie.

– Dlaczego nazwałaś swoją drugą głowę?

Parsknęłam śmiechem, brzmiał jakby pytał o to na poważnie: – To moja siostra, Blakie, urodziłyśmy się złączone.

– To musi być przez tą klątwę o której mówiła mama.

Blakie złamała gałązkę.

– Nie jestem klątwą, wyrostkiem, pasożytem czy jakkolwiek chcecie mnie jeszcze nazwać. Jestem żywą osobą i też mam uczucia – powiedziała nagle Blakie. Odsunęłam się w bok, nieco tym oszołomiona. Siostra nigdy nie miała tak pewnego siebie głosu jak przed chwilą, uroniła więcej łez. Złapała złamaną gałązkę w pysk.

– Przepraszam, Blakie – wydobył z siebie Pasco: – Nie miałem pojęcia.

– Przecież mam głowę, parę oczu, uszu, chrap i nogę. – Czułam jak się trzęsła: – Tak trudno się domyślić?

– No tak, ale to jednak nie jest takie oczywiste.

– To że siedzę cicho nie znaczy że mnie nie ma.

– Nie lubisz poznawać nowych osób, co?

– Lubię.

Przez chwilę myślałam że doda “ale Keira mi nie pozwala”, albo coś podobnego. W końcu nie pozwoliłam jej poznać Celeste. Zażądałam od niej by nam nie przeszkadzała, bo chciałam zrobić na Celeste dobre wrażenie. 

– Masz piękny uśmiech.

Poczułam lekkie ukłucie zazdrości, ja się nie uśmiechałam, więc mówił do Blakie.

– A mi się podobają twoje oczy.

Ja chyba śnię czy ona z nim flirtuje?

– Wasze też są całkiem piękne, jak dwa księżyce w pełni.

Pasco flirtuje z nami obiema? 

– Co tu robisz? – zapytałam: – Też szukasz stada?

– Mama dostałaby zawału jakbym do was dołączył. Rzecz jasna przez tą klątwę twojej mamy.

– Mówisz o jej mocach?

– A no właśnie.  

– Nie jest przeklętą tylko zaklętą, nie ma żadnej klątwy. 

– Cóż, mama uważa inaczej. Ale nie, nie szukam stada, razem z mamą mieszkamy już w jakimś. Szukam jednego z moich podopiecznych. U siebie w stadzie jestem opiekunem źrebiąt.

– Współczuje.

– Ej, ja uwielbiam to robić, sam to wybrałem. Mały gniady, masywnej budowy, z czarnym grzbietem i zadem, a na imię mu Hasan, widziałaś go gdzieś?

– Ten Hasan? – Zaczęłam iść tam skąd przed chwilą odeszłam.

– Ma trochę wybujałą wyobraźnie i nietypowe hobby, uwielbia wszystkich na około obrażać, ale to dobry mały, miał trudny start w życiu. 

– Ma głos jak u dorosłego konia, myślałam że jest dorosły.

– Jest spory, można się pomylić. 

Blakie znowu położyła głowę na moim kłębie, choć wydawało mi się że też chce rozmawiać z Pasco, nie zabroniłam jej tego. 

– Coś cię boli, Blakie? – zapytał jej Pasco.

– Nie, nie.

– Na pewno?

– Tak tylko ściskam ten patyk. Nic mnie nie boli.

– Wybacz Hasanowi, bo o ile go znam, aż rwał się by cię obrazić, przepraszam za niego. Ma swoje problemy i próbuje sobie z nimi radzić na swój sposób, czyli wyżywać się na otoczeniu, ale wystarczy go trochę wysłuchać i już jest bardziej znośny. I wiecie jak to jest, to jeszcze źrebak, a one dopiero się uczą życia. Nie można ich oceniać tak jak dorosłych.

– Naprawdę to lubisz – skomentowała Blakie. 

– Co jeszcze lubisz, oprócz źrebaków? – wtrąciłam.

– Chyba to co wszyscy, spotykać się ze znajomymi, trochę pobiegać…

– Mogłabym ich poznać? – przerwałam mu: – Z chęcią odwiedziłabym jakieś prawdziwe stado. – A Erin już zwłaszcza, musimy koniecznie tam pójść, siostra będzie zachwycona: – U nas nie ma żadnych ról. Nie mamy nawet przywódcy. 

– Takich jak moje stado jest mnóstwo, wasze stado jest o wiele ciekawsze.

– Ciocia Irutt mówiła że stada jednorożców właśnie tak wyglądają. Wszyscy sobie pomagają i są dla siebie mili, więc nasze stado nie jest takie wyjątkowe. 

– No co ty? Wśród was są jednorożce, hybrydy i nawet niebieski koń, nie wspominając już o prze… Yyy, zaklętych. 

– Ajiri jest z Hasanem. – Nasłuchiwałam chwilę, by wskazać mu dokładny kierunek skąd dobiegały ich głosy: – Tam dalej, prosto, ja idę pomóc Erin się wymknąć. 


~*~


– Musisz mi pomóc, co widzisz? – zwróciłam się do Blakie: – Poznamy nowe osoby.

– Serio? Mogę? – zapytała ucieszona.

– To jak? – Podchodziłam już do naszej polany, nasłuchując i węsząc, ale wiatr wiał w złą stronę bym mogła poczuć czyjś zapach.

– Taty nie ma, Erin jest na lianie z mamą, obie śpią – szepnęła Blakie. Podeszłam tam gdzie wiedziałam że rośnie drzewo do którego zawsze przywiązują Erin. 

Zdjęłyśmy ostrożnie lianę z szyi Erin. 

– Jej, Keira… Spadamy! – Erin już się obudziła, chwyciła mnie za grzywę, pędząc przez las, jej kopyta złamały już parę suchych gałęzi na ziemi, zmieniałyśmy tak często kierunki że mogłabym w coś uderzyć, gdyby mnie nie trzymała, za bardzo się w tym gubiłam.

– Mamy dla ciebie niespodziankę – powiedziałam.

– To czemu nic nie mówisz? Uwielbiam niespodzianki! 


~*~


Trafiłam na Pasco tam gdzie ostatnio, zaczekał na nas z Hasanem. Mały trochę pomarudził, ale przy Pasco był o wiele spokojniejszy. 

– Bądź miły, a dostaniesz coś jak wrócimy – powiedział do przerośniętego źrebaka, tak przynajmniej wywnioskowałam z jego słów że Hasan taki właśnie jest, musiałabym go dotknąć by się przekonać.

– Pasco? – zapytała Erin: – To jest ta niespodzianka? – dodała zawiedzionym tonem.

– Idziemy zobaczyć do jego stada – odpowiedziałam.

– Jest tylko mały problem, widzicie moje stado, nie będę to ubierał w ładne słowa, jest nietolerancyjne. Mają problemy z wyglądem Hasana, a co dopiero waszym, Keira. Lepiej żebyś ją zakryła.

– Nie – powiedziała Blakie: – Obiecałaś.

– Daj spokój, nadal będziesz wszystko słyszała, chcę zobaczyć to stado – powiedziała Erin.

– Nie, będę krzyczeć, nie zasłaniajcie mnie. – Blakie wierciła się niespokojnie, jakby chciała się ode mnie oderwać.

Erin nagle przycisnęła jej pysk do mojej klatki piersiowej, przystąpiłam z nogi na nogę, powstrzymując się od cofnięcia. Blakie wydała z siebie stłumiony okrzyk. Zalała się łzami, przebierając przednią nogą.

– No na co czekasz? Przynieś coś czym ją zakneblujemy – rzuciła Erin do Pasco.

– Jak nie chce to może darujcie sobie wizytę tam.

– A w życiu! Dość mam siedzenia na uwięzi! 

Chciałam pójść z Erin bardziej niż to by nie krzywdzić Blakie, to nie jest nic takiego, oddycham za nas dwie, więc się nie udusi. Nie widzę przez cały czas, nic jej się nie stanie jak nie będzie nic widziała przez chwilę, a mówić i tak nie wiele mówi. 

– Nie zrobię tego Blakie, jeśli ona tego nie chcę – upierał się Pasco, ale nie zrobił nic, gdy Erin ją przytrzymywała.

– Przynieś tą lianę, albo będę musiała urwać jej język by nie krzyczała, 

Blakie kręciła rozpaczliwie głową, Erin wcisnęła jej pysk mocniej we mnie, aż mnie zabolało. Pasco poszedł i po paru chwilach, gdzie Erin dłubała niecierpliwie i głośno kopytem w ziemi, wrócił.

– Może niech tu zostaną? – zaproponował.

– Dawaj tą lianę, Kei pomożesz mi. Blakie nic się nie stanie, już nie róbcie takiego dramatu. Owiniemy ją opatrunkami. 

Pasco szepnął coś Hasanowi na ucho, obaj rzucili się nagle do ucieczki.

– Hej! – Erin przebiegła kawałek za nimi, słyszałam jak upadła, chciałam podbiec.

– Nic mi nie jest! – krzyknęła, poderwała się i zawróciła do nas, kopnęła coś po drodzę. Zatoczyła się na nogach, uderzając bokiem o drzewo.


~*~


Erin ukryła szczelnie Blakie pod opatrunkami, choć nie zapowiadało się na to by Pasco wrócił i zaprowadził nas do swoich znajomych.

– Odwiedzimy inne stado? – zapytałam.

– Rusz głową, Kei. Pójdziemy ich śladami. 

Oddaliłyśmy się tak bardzo że musiałam poznawać teren na nowo, ale Erin nie pozwoliła mi wszystkiego zbadać, ciągnęła mnie za grzywę, pędząc przed siebie. Kiedy traciła równowagę szybko ją odzyskiwała. 

– Co teraz? – zapytałam, słysząc już pohukiwanie sowy, otaczał nas chłód nocy.

– Zatarli ślady – westchnęła, zrezygnowana i znudzona. 

– Wracamy do domu?

– Mam lepsze plany na dzisiaj. – Uderzyła o Blakie.

– Przestań, to ją boli, to nasza siostra.

– Psuje tylko zabawę! Za każdym razem! – Siostra znów coś jej zrobiła, wbiła w nią zęby? Czułam jej oddech na swojej szyi.

Osłoniłam Blakie głową, słysząc jak Erin staje dęba. Tym razem przesadzała. 

– Ej! Zasłużyła sobie! – Zamachnęła mi kopytami przed samym nosem.

– Nie możesz jej bić.

– Racja, szkoda czasu. Oderwiemy ją od ciebie.

– Nie, ona umrze. – Cofnęłam się.

– I co z tego? – Erin podarła opatrunek, przesunęła mnie ciągnąc za Blakie, złapałam grzywę zrośniętej ze mną siostry, próbując ją wyszarpać Erin. Puściła. 

– Pff… Serio wzięłaś to całe ględzenie rodziców na serio?

Przytuliłam do siebie Blakie, cała dygotała, pochlipując. Ocierała związanym pyskiem o mnie, desperacko próbując zdjąć z niego lianę.

– Keira. 

– Erin, to naprawdę okropne że chcesz to zrobić naszej siostrze.

– Byłybyśmy już poznawać nowe konie, gdyby nie to co nazywasz naszą siostrą – Odepchnęła moją głowę, Blakie jęknęła z bólu.

– Co jej robisz? – Stanęłam dęba, odpychając Erin, rzuciła się na mnie, przyciskając mój wolny bok do ziemi i opierając na mojej głowie kopyto. Próbowała oderwać ode mnie Blakie. Siostra wydała z siebie potworny jęk, stłumiony przez lianę. 

– Erin, nie! Zostaw ją! Pomocy! – Próbowałam ją kopnąć, trafiłam kilka razy, ale Erin nie zamierzała się wycofać. Nagle któraś z nich, Erin albo Blakie wrzasnęła z bólu.


[Ivette]


– Nie chcę innego źrebaka, wolę poczekać na moją małą Burze. Feniks w końcu będzie musiała zacząć nowy cykl, chyba że jest oszustką. Porozmawiaj z nią.

Ukrywałam się za drzewami, zaciskając zęby na naszyjniku z zielonym kryształem. Za mną czekała hybryda, teraz gdy pamiętałam więcej, zdążyłam ją złapać w jednym z lepiej ukrytych tuneli i zniewolić innym zielonym kryształem. Wciąż leciała mi krew z ran po naszej krótkiej szarpaninie.

– Gdzie widziłaś ją po raz ostatni?

– Tam gdzie ty.

Kometa pobiegła, poleciałam za nią, a kiedy zostałyśmy same rzuciłam się na nią z powietrza.

– Ivette!? – krzyknęła zaskoczona, gdy wylądowała na grzbiecie, a ja przycisnęłam ją do ziemi: – Co ty robisz? – Spojrzała mi zszokowana w oczy. Szamocząc się.

– Musisz zapomnieć kim jestem. – Założyłam zielony kryształ na jej szyje, swoją połowę miałam już ubrane. Hybrydzie kazałam wyjąć z jej piersi, za pomocą rogu niebieski kryształ.

– Nie, wcale nie. Czekaj! Porozmawiajmy, możemy być razem, nie rób mi tego! – Starała się mnie odepchnąć przednimi nogami, połowa zielonego kryształu wniknęła w jej klatkę piersiową, pod wpływem działania rogu hybrydy: – Proszę cię, Ivette!

– Poświęciłam dla ciebie wszystko, a ty nadal tylko mnie obwiniasz! 

– Przepraszam, skarbie, już nie będę… Kocham cię. – Dotknęła pyskiem mojego pyska, roniąc łzy: – Chcę pamiętać nasze wspólne chwilę. Musiałam ochłonąć, wiesz przecież że zawsze wracam i wtedy rozmawiamy. Już dobrze… Już możesz mi to zdjąć.

Zabrałam z niej kryształ, posługując się hybrydą, złapałam go w pysk z powrotem za naszyjnik, puszczając ją. Poderwała się, nagle wyrywając mi kryształ, rozbiła go rzucając nim o ziemię. Spodziewałam się kolejnej sprzeczki, a ona mnie przytuliła, przyciskając do siebie zbyt mocno, aż zabrakło mi tchu. Zapłakała.

– Przepraszam… – wydusiłam z siebie, otulając ją skrzydłami: – Spanikowałam. Nie chciałam cię stracić… Dzięki tobie jeszcze nie odchodzę od zmysłów, całe moje życie było kłamstwem… Sama siebie okłamywałam.

– Uwolnisz tą hybrydę…? 

– Najpierw muszę ją zabrać tam gdzie ją porwałam. 

– Polecę z tobą, tylko pójdę po swój kryształ. – Pobiegła między drzewa, nim zdążyłam coś odpowiedzieć, wracając po paru chwilach już z żółtym kryształem na szyi i skrzydłami wyrastającymi z jej kłębu.

– Przecież nie będziemy latały. – Ruszyłam za hybrydą, każąc jej prowadzić, w myślach. Słyszałam jak Kometa się otrzepuje, dogoniła mnie idąc przy moim boku, wtuliła w moją szyję głowę.

– Jest tak jak ci obiecałam. – Uśmiechnęła się do mnie: –  Zniosę wszystko, skarbie. Po prostu… Byłam w szoku. Nadal jestem trochę w szoku, to wszystko tak nagle mi powiedziałaś… 

– Nie nad wszystkim panuje, po co na przykład miałabym sobie życzyć byśmy urodziły się siostrami? Nie jestem głupia. Zresztą, czy ja nad jakąkolwiek rzeczywistością panowałam? Oczywiście że nie, nawet własne moce nie chciały mnie słuchać, nawet nad sobą samą nie panuje… 

– Tak, wiem, powiedziałam kilka słów za dużo, nie krzywdziłabyś mnie celowo, nie krzywdzi się kogoś kogo się kocha, dla kogo wszystko się poświęca… 


[Kometa]


Miałam ochotę powiedzieć jej co myślę, prosto w oczy i odejść. Ledwie powstrzymywałam się by się nie skrzywić gdy wtulałam w nią głowę. Ona… Nie myślała co czuję, może nigdy nie myślała co czuję, a już na pewno nie w tamtej chwili gdzie chciała mnie kontrolować. Mogła to robić już wiele razy, a ja tego nie pamiętać. Nie… Nie może być aż tak okrutna, ale myślała tylko… Tylko o byciu ze mną? A jakbym nie chciała z nią być to… Jakby byłam z kimś innym, zabiłaby go? Nie mogę odejść, jeśli to zrobię to… Cały świat od tego zależy. Na pewno by z nim skończyła i zaczęła kolejny cykl. I znów każdy z nas musiałby cierpieć to wszystko co już się wydarzyło od nowa, albo mogłoby być jeszcze gorzej… Lub lepiej, ale na pewno gorzej…

Otrzepałam się.

– Potrafię tylko ranić.

– Nieprawda. – Dotknęłam ją skrzydłami, to łatwiej znosiłam, bo one tak jakby nie były do końca moje.

– Lepiej byłoby wszystkim beze mnie, zwłaszcza tobie. 

– Co…? – Spojrzałam w jej oczy dostrzegając w nich łzy.

– Powinnam zniknąć. 

Nie czytała w moich myślach, prawda? Bo potrafiła w nich czytać… Odzyskiwała moce? Co właściwie potrafią feniksy, poza gładzeniem i odradzaniem świata?

– Nie tylko ranisz, też… Mamy mnóstwo dobrych chwil, a gdybyś się postarała to tych złych pewnie można by jakoś uniknąć… W większości przypadków.

– Chciałam ci zrobić to co mi Meike…

– Już ci wybaczyłam. – Uśmiechałam się do niej, wtuliłam pysk w jej policzek, zamknęła oczy, przykładając czoło do mojego czoła. Teraz już nie wiedziałam co o niej myśleć. Dotknęła skrzydłami moich skrzydeł, unosząc je. 

– Kiedyś wszystko było prostsze, byłyśmy tylko we dwie, wtedy cię nie krzywdziłam.

– Nie bardzo pamiętam, właściwie wcale nie pamiętam.

– Pegazy miały racje co do mnie, nie lubię się nikim, ani niczym dzielić. 

– To już pamiętam, znaczy, wiem to, zawsze tak było, chyba nadal bywasz zazdrosna.

– Nie wiem czy cię zaczarowałam, bo tak bardzo chciałam mieć kogoś, czy faktycznie mnie pokochałaś, ale ja… Wydaje mi się że naprawdę cię kocham, jeśli nie chcesz nie musisz ze mną być. Bądź po prostu szczęśliwa… 

– I… Nic nie zrobisz jak odejdę?

– Nie, już nie… Wybacz mi za tamto, nie panuje nad sobą… – Odsunęła się, odwracając ode mnie, skrzydła jej opadły, roniła łzy, aż samej chciało mi się płakać.

– Ivette… Zostanę, ja… Ja też cię kocham, na tyle by dać ci szansę, kolejną, chyba… Już sama nie wiem co robić. 

– Nauczysz mnie jak być lepszą osobą? – Obejrzała się na mnie.

– Ja? Przecież ja… Mogę ci trochę podpowiedzieć, ale czy ja wiem czy jestem dobra? W tym dobra? – A co jeśli nie powinnam jej powstrzymywać. Przez rozpoczęciem kolejnego cyklu, nie przed zniewoleniem mnie zielonym kryształem. Tego drugiego absolutnie nie powinna robić. Ale tak, istniało mnóstwo rzeczy które można by naprawić. Mnóstwo osób których los można by odmienić, tylko Ivette musiałaby w pełni to kontrolować…


[Keira]


– Blakie? – Nie czułam siostry na własnej łopatce, żaden ciężar nie obciążał mi już prawej strony, ale słyszałam ją, parę kroków dalej, jak próbuje złapać oddech i jak za każdym razem jej się to nie udaje. Czy ona umiera? Erin oderwała ją ode mnie? 

– Keira – jej głos był ledwie słyszalny. 

Nastawiłam oba uszy w jej stronę. 

– Keira, pomocy… 

Ale jak ja mam jej pomóc? Do oczu napłynęły mi łzy. 

– Kei… 

Podeszłam do niej, szukałam ją pyskiem, ale wtedy poczułam że jest z powrotem zrośnięta ze mną. Zawisła bezwładnie.

– Blakie…? – Trąciłam ją, jej szyja i noga były wiotkie, a serce biło wolno, jakby w każdej chwili miało przestać. 

– Mamo! Tato! Ciociu! – Ruszyłam przed siebie, wyciągając głowę by poczuć ewentualną przeszkodę przed sobą, spieszyłam się jak mogłam. Nie wiedziałam gdzie jestem i jak wrócić do domu.

Ktoś pędził ku nam.

– Uciekaj… – wymamrotała Blakie, przywarła głową do mojego boku, zbliżyła do siebie przednią nogę, jakby chciała zniknąć. 

– Zabije cię za to! – wykrzyknęła Erin. 

Odbiegłam, zatrzymując się gdy Erin upadła, słyszałam jak jej kopyta uderzają z całej siły o drzewo i jak znów upada, nie mogła złapać równowagi? Czy jest ranna?

– Erin, co się stało? – zapytałam półgłosem.

– Twój wyrostek stopił mi pysk! 

– Blakie? Blakie, ty to zrobiłaś? 

Milczała, kuląc się bardziej, cała dygocząc.

– Blakie! – krzyknęłam.

– Głupia głowa! Działaj! – Słyszałam jak Erin się przetoczyła na nogach i upadła.

– Oderwała mnie od ciebie, tylko się broniłam – powiedziała cicho i łamliwie Blakie: – Nie zabijajcie mnie, proszę. 

Erin się poderwała, rzuciłam się do ucieczki.

– Keira! Wracaj do mnie!

Blakie ostrzegała mnie przed każdą przeszkodą. Erin ścigała nas długo, po drodzę pary razy mając problemy z równowagą. Po jakimś czasie ją zgubiłyśmy. Chyba nie było jej nic takiego, nie stęknęła ani razu z bólu, chyba Blakie tylko lekko ją poprzyła.  Ale jak?

– Mogę napić się wody? – zapytała cicho Blakie, przed sobą czułam zapach rzeki: – Proszę…

– Jak do mnie wróciłaś? To w ogóle możliwe?

– Mam moce…– jej głos brzmiał, jakby każde słowo wymagało od niej mnóstwa wysiłku. Podeszłam do rzeki, nasłuchując chwilę za Erin, położyłam się, dając Blakie się napić. 

– Odkryłaś je przez Erin? Możesz teraz przyłączyć się do kogoś innego?

– Możliwe…

– Byłoby świetnie, mogłybyśmy od siebie odpocząć. Nie musiałabym cię prosić byś udawała przed kimkolwiek że śpisz. 

– Mogę kawałek gałązki?

– Znasz drogę do domu? – Podniosłam się, Blakie znajdzie po drodzę jakąś gałąź do trzymania, bez sensu ją o mnie prosi.

– Nic nie widziałam przez opatrunek, ale może rozpoznam coś, jak będziemy dalej szły. Może powinnyśmy iść wzdłuż rzeki? Wygląda trochę jak rzeka, która przecina nasz dom.

Ruszyłam wzdłuż rzeki, w stronę jej cichnącego nurtu, dom przecina mały strumyk, a on jest cichy. Blakie miała dobry pomysł.

– Jak bardzo zraniłaś Erin? O co jej chodzi z tym stopieniem? Poparzyłaś ją? Blakie?

Straciła przytomność? Znów wisiała bezwładnie, a może tylko udawała? Sama po tym co Erin zrobiła, zaczęłam się jej bać. Ale to nasza siostra, nie wyobrażam sobie życia bez niej. Porozmawiam z nią i wszystko będzie dobrze. Nie lubi Blakie, ale teraz Blakie będzie mogła siedzieć na łopatce kogoś innego niż ja. Porozmawiam z Erin jak już będziemy z rodzicami. Obronią przed nią Blakie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz