piątek, 25 października 2024

:: Sokół ::

 [Chaos]


Opuściłyśmy podziemia z Ivette na grzbiecie, tuż po zapadnięciu nocy. Nieustannie badałyśmy okolice każdym ze zmysłów, poruszając się blisko drzew. Tłumiłam każdą z emocji, z całej siły walcząc z każdą myślą, która dotyczyła Cruziny. Skupiałam się na drodzę, ignorując własne zmęczenie. Gdy dotarłyśmy na terytorium stada Raffa, nie zastaliśmy nikogo. Nie pozostał po nich choćby ślad. Zawróciłyśmy do lasu.

Do moich chrap dotarł zapach Cruziny, a uszu tętent czyiś kopyt.

– Schowaj się – szepnęłam. Ułożyłam córkę w krzakach, ukrywając się obok niej za drzewem. Celeste pozostała przy nas, kładąc się przy matce: – Zostaniesz tutaj, a jeśli będzie trzeba uciekniesz i poszukasz pomocy, dam ci znać.

Przytaknęła mi.

Ted wybiegł z Cruziną na grzbiecie na leśną ścieżkę, rozglądając się wokół, wyglądał jak zwykły koń. Wyszłam do niego.

– Zachowałem się bardzo okrutnie, przepraszam… Ale przynajmniej znalazłem pomoc. – Podrzucił Cruzine na mój grzbiet: – Polecę po nich. – Zmienił się w sokoła.

Czy to Irutt?


[Ivette]


Wrzasnęłam z bólu, Roni z tą świrniętą pegazicą, moją niedoszłą morderczynią próbowali urwać mi skrzydła. Szarpali i ciągnęli. Upadłam na ziemię, gdy wyrwał jej z pyska moje skrzydło. Wydawali się więksi. Roni wciąż trzymał za moje skrzydło, przysunął mnie za do swoich kopyt.

– Złodziej! Sam sobie zrób źrebaka zamiast kraść innym! – Pegazica uderzyła w niego skrzydłem, osłonił mnie, przymykając oczy.

– I tak chciałaś ją zabić, o co ci chodzi?! – Rzucił się na nią z kopytami, machnęła skrzydłami, odskakując w tył.

– Jest moja, oddawaj! – Próbowała ominąć go z boku.

– Wypchaj się! – Pchnął ją w kierunku rozbijających się o klif fal. Byłam cała mokra, skóra szczypała mnie od morskiej soli.

– Suka.

– Nie jesteś lepszy ode mnie.

– Niech tak będzie.

Roni złapał znów za moje skrzydło, niosąc mnie nad ziemią, byłam zbyt oszołomiona by z nim walczyć, ale gdy zagłębiliśmy się w las oberwał moimi kopytami.

– Roni, jesteś… Znalazłeś je? – Ajiri podbiegła do niego z szeroko otwartymi oczami, nerwowo się rozglądając.

– Jakaś wariatka zrzuciła ją z klifu, omal jej nie zabiła.

– Jej matka?

Jaka matka, przecież… Chaos mnie nie urodziła?!

– Chaos śpi?

– Tak, tak. Musiałam ją okłamać że z źrebakiem wszystko w porządku, a tu źrebaka nie ma…

– Spokojnie Ajiri, już jest.

– A jak się zorientuje?

– Przekonajmy się, chodź, mała powinna napić się siary.

– Oby Chaos jeszcze ją miała.

– Minął dzień, nie panikuj. 

– Jak mówiłeś że je znajdziesz to ci nie uwierzyłam.

– Sam w to nie wierzyłem, co za fart. Ruchy!


[Pedro]


Złapałem córkę, ocknęła się i postanowiła sobie zeskoczyć z mojego grzbietu, położyłem ją delikatnie na ziemi. Został nam jeszcze kawałek do jaskini.

– Ale to był strzał! Wciąż widzę ciemność i wszystko się kręci… Łał.

– Nic nie widzisz? – Pochyliłem nad nią głowę, wydawała się patrzeć mi w oczy.

– Nie jak Kei, raz robi się ciemno, a potem jest chwilę normalnie. Ał, boli mnie głowa. – Przymrużyła oczy z grymasem bólu na pysku.

– Keira nie widzi?

– Od zawsze, a co?

To wiele by wyjaśniało, zwłaszcza niektóre zachowania Blakie, pomagała jej się poruszać.

– Coś jeszcze cię boli? Możesz wstać?

– Ziemia trochę się kołysze, ale… – Podniosła się, zataczając w jedną i drugą stronę, asekurowałem ją by się nie przewróciła.

– Lepiej się połóż.

– Jest fajnie.

– Nie, Erin. 

– Oprócz bólu, nie lubię bólu. – Skoczyła, upadając od razu na brzuch: – Łoł!

– Nie skacz, muszę zanieść cię do Linnir.

– Zobaczę Kei?


[Irutt]


Nadepnęłam na kość, należała do konia, zaplątał się o nią jasnobrązowy włos z czyjegoś ogona. Na leśnej ścieżce odkryłam odciski racic. Ktoś był w naszej jaskini, jeszcze przed wschodem słońca, hybryda, bo tylko ona mogła posiadać róg, zabrała mój niebieski kryształ, który połączyłam z ciałem przy pomocy magii. W jaki sposób dostała się tu i wymknęła niezauważona?

– Irutt! – Przybiegła Rosita, z sokołem na grzbiecie. 

– Potrzebujemy pomocy – przemówił sokół, w naszym języku. 

– Kim jesteś?

– Ivette, Celeste i moja mama potrzebują pomocy, Ivette jest w ciężkim stanie – powiedziała Rosita, cofając uszy.

– I Cruzina – dodał sokół.

– Czułam że mówi prawdę, to nie może być pułapka – uprzedziła moje pytanie Rosita.

– Prowadź. – Sama zmieniłam się w sokoła, wzbijając się do lotu, wzleciał tuż za mną, wpadł na mnie, źle skręcając. Złapałam równowagę mocniejszym machnięciem skrzydeł.

– Wybacz, musiałem na szybko znów cię dotknąć.

– To znaczy?

Wzbiliśmy się wysoko ponad korony drzew, mknąc przez niebo.

– Taka jest moja magia, przejmuje moc, magię kogoś kogo dotknę, na jakiś czas. Widziałaś już kość Troia, niosłem ją ze sobą to mogłem używać jego mocy.

Z jakiegoś powodu nazwał swoją moc magią.

– Mam rozumieć że dotknąłeś mnie już szybciej? W jaskini, jak spałam.

– Pewnie że tak. Mogłem być wtedy niewidzialny to skorzystałem. Jesteś bardzo sławna u Mago.

– Byłeś po jego stronie?

– Byłem tam gdzie mi wygodnie, ale teraz zaatakowała nas Meike, więc zabrałem się z Chaos i resztą. Widzisz, dla Mago najważniejsza okazała się rodzina. Dlaczego już się nie mścisz za swoją?

– Zmieniłam się. – I tyle mu wystarczy w odpowiedzi. 

Zaczęliśmy pikować w dół, lądując w obcym lesie, zmienił się w hybrydę, prawdopodobnie właśnie tak wyglądał naprawdę, ja wolałam iść u jego boku jako puma.

– Jestem jednorożcem. – Ogonem odgarnął swoją grzywkę z czoła, odsłaniając skarłowaciały róg, właśnie z takim się rodziliśmy, później rósł i nabierał odpowiedni kształt; zasłonił go z powrotem: – Tak nabrałem hybrydy, mama się dla mnie poświęciła. Zabiła jedną z samic, podpowiadając mi bym udał przed resztą że oto zginęła moja matka. Nabrali się, ale nie myśl że życie wśród nich było…

– Opowiesz mi później, nie po tu przylecieliśmy. – Machnęłam kocim ogonem, czując już w powietrzu zapach Ivette, w jej rany wdało się zakażenie, więc był najwyraźniejszy. Podążyłam w kierunku krzewów rosnących między dwoma drzewami, zmieniając się w srokatą klacz. Chaos wyszła naprzeciwko mnie.

– Pomogę… – odezwałam się. Obok Ivette i Celeste leżała jeszcze jedna klacz, pewnie Cruzina, były albo nieprzytomne, albo spały: – …im i zabiorę was do nas. 

– Dziękuje. Będę pilnowała okolicy. 

– Pegazy – ostrzegł jeszcze nieznany mi z imienia jednorożec. Leciały nad lasem, uważnie się rozglądając.

– Odciągne ich uwagę.

– Nie, Rosita by mi nie wybaczyła gdybym ci na to pozwoliła. – Stanęłam na drodzę Chaos: – Wchodźcie pode mnie. – Zmieniłam się w niedźwiedzia, opierając o drzewo i drapiąc w nie pazurami, jak miał w zwyczaju ten gatunek. Przysłoniłam pegazom całą trójkę, oraz Chaos. Jednorożec zmienił się w mysz, nurkując w krzaki za sobą. Przerwałam drapanie kory, patrząc prosto na pegazy. Minęli nas.


[Pedro]


– Linnir! – zawołałem, oglądając się na Erin, zostawiłem ją kawałek dalej, ciągle się wywracała, śmiejąc się przy tym i po chwili stękając z bólu. Oby małe jej nie usłyszały. Linnir wyszła do mnie, delikatnie kładąc uszy.

– Serafina kopnęła Erin i od tej chwili nie może utrzymać równowagi, zresztą sama widzisz. – Podeszliśmy do mojej córki. Linnir obserwowała jej wygłupy przez chwilę.

– Zamknij na moment oczy, Erin – kazała jej Linnir: – A ty odwróć głowę. – Obejrzała się na mnie. Już i tak widziałem ją w postaci jednorożca, ale jeśli jej to pomoże to nie ma sprawy.

– Erin, Linnir ma dla nas wyzwanie – zwróciłem się do córki.

– By zamknąć oczy? – spytała córka: – Ale to ciekawe. – Przewróciła oczami.

– Będziemy rywalizować, kto pierwszy z nas otworzy oczy to przegrywa.

– A co dostanie zwycięzca?

– Niespodziankę – odpowiedziała Linnir: – Zaczynacie teraz.

Erin zamknęła oczy i ja też.

– Będę pilnować czy nie oszukujecie – dodała Linnir.

– A nie miałaś mnie zbadać? – zapytała Erin.

– Dzięki temu wyzwanie będzie trudniejsze, zobaczymy czy oprzesz się pokusie by nie spojrzeć.

– Z łatwością. Nie pozwolę Pedro wygrać.

– Tacie wygrać – poprawiłem ją.

– Nie lubisz swojego imienia, tato? – zapytała z naciskiem na ostatnie słowo.

– Wygrałaś – oznajmiła Linnir. Tak szybko? Otworzyłem oczy, a chwilę po mnie otworzyła je Erin.

– Co dostanę?

– Pedro, chodź ze mną, pomożesz mi to przynieść. – Weszła głębiej w las, drzewa niemal zupełnie przysłoniły Erin: – Nie wiem co jej jest, to niewidoczny uraz. A ja nie znam się na tym aż tak dobrze.

– Przejdzie jej? – Nasłuchiwałem, czy córka nie próbuje nigdzie się wymknąć. Mogła podpierać się drzew by uciec. Nie przestałem jej też obserwować, choć przez gęste listowie nie było to najłatwiejsze.

– Okaże się z czasem.

– Czyli nic nie wiesz?

– Odpowiedziałam ci już na to pytanie. Może spróbuj dowiedzieć się czegoś od Ajiri? 

– Teraz trzeba znaleźć tą niespodziankę, Erin nie da mi żyć jak jej nie dostanie.

– Powodzenia.

– To był twój pomysł.

– Ty znasz najlepiej córkę, wiesz co jej się spodoba. Zostałam sama z Keirą i Blakie, Zammi mi pomaga, ale nie jest zbyt odpowiedzialna.

– Jak sama? A Irutt?

Podczas gdy Linnir na szybko wyjaśniła mi co zaszło, wypatrzyłem krzewy pełne jeżyn. Niezbyt oryginalna nagroda, ale Erin je uwielbia, więc powinna być zadowolona jak przyniosę jej cały stos tych owoców. Zacząłem ścigać się sam ze sobą, by jak najszybciej je pozrywać i nie uszkodzić ich przy tym. Parę cierni podrapało mi skórę, zwłaszcza przy chrapach. Linnir mi pomogła. Donieść je do Erin też pomogła, przenieśliśmy je w gałęziach, oczywiście parę pogubiliśmy po drodzę. Erin zasnęła. Linnir powstrzymała mnie przed obudzeniem córki. Nadal jednak kusiło mnie by to zrobić, bo Erin nigdy się nie zdarzało spać w środku dnia. W ogóle wysypiała się szybciej niż my i zawsze miała mnóstwo energii.

– Te będą dla Blakie i Keiry. – Odłożyłem część jeżyn na bok, w cień.

– Sam przegonisz Serafine czy ja mam to zrobić? – zapytała Linnir: – Małe mogą poczekać jeszcze chwilę.

–  Wiesz, nie mam ochoty się z nią użerać, jest cała twoja. – Zabrałem córkę na własny grzbiet: – Mówiłaś coś o Zam, że nie jest…

– To wymówka. Nie przepadam za Erin. Klaczki są ostatnio bardzo grzeczne.

Westchnąłem, idąc już do Ajiri, może będzie miała też coś lepszego niż gałęzie by tu wrócić i zabrać te wszystkie jeżyny. 


~*~


– Co się stało? – Rosita podbiegła do Erin, wciąż śpiącej na moim grzbiecie. Ajiri zdawała się wiedzieć jeszcze mniej niż Linnir, ale dała mi zioła na ból dla małej i opatrunek, w którym przeniosłem jeżyny.

– Serafina ją kopnęła. – Odłożyłem pakunek z jeżynami i zioła i zabrałem się za wyjaśnianie wszystkiego ukochanej. 

– Wkurza mnie to że ciągle zawodzę. – Uderzyłem kopytem, w wcześniej wyżłobiony przez siebie dołek: – Głupie potknięcie i zobacz co się stało.

Córka nadal spała. Rosita leżała przy niej pogrążona we własnych myślach.

– Gdyby Serafina nie groziła mi w nocy, mógłbym to sobie tłumaczyć, ale wiedziałem że jak Erin do niej podobiegnie to coś się stanie. Zawiodłem córkę, zawiodłem ciebie. 

– Nie mów tak. To był wypadek. – Rosita spojrzała na mnie z łzami w oczach, wyciągnęła do mnie głowę, przytuliliśmy się, a potem wspólnie czuwaliśmy przy córce. 


~*~


[Irutt]


Podróżowaliśmy kilka dni, najbardziej pokręconą trasą jaką się dało. Wszystko po to by zmylić wrogów. Dodatkowo musiałam wzmacniać cały czas Cruzine i Ivette magią Beerha. 

 Wreszcie wylądowałam jako gryf w domu. Pomogłam im zejść ze swojego grzbietu i wróciłam  do swojej postaci. Linnir wybiegła mi na powitanie, przytulając mnie czule do siebie. Pachniała Keirą i Blakie. Złapałam ją za przednią nogę ogonem.

– Tęskniłam – przyznałam.

– Ja za tobą bardziej.

– Tak sądzisz? – Uniosłam się na tylnych nogach, ocierając jej nos swoim. Uśmiechnęła się. Kątem oka dostrzegłam że Ivette się nam przygląda.

– Zabierzmy się za potrzebujących. – Linnir pomogła Chaos zaprowadzić Ivette do środka, ja wzięłam Cruzine, zmieniając się w niedźwiedzia. 

– Dziwnie się przywitałaś z tą klaczą – Ted dołączył do mnie.

– To moja partnerka.

– Żartujesz? 

– Nie. 

– To dlatego dalej się nie mścisz. Nie zastąpi ci drugiego jednorożca.

– Kocham ją i nic tego nie zmieni. Nie ważne jakiego jest gatunku.

– Zastąpiłaś sobie końmi swoich bliskich? To niezdrowe.

– Nie jesteś tutaj by kogokolwiek pouczać. – Weszłam do środka zostawiając go w tyle. Linnir zajęła się Ivette, a ja Cruziną. Zam bawiła się z Keirą, której co chwilę smyrała swoim ogonem po chrapach, a ona próbowała go złapać i Blakie, przeciągając z nią gałązkę, mała zapierała się swoją przednią nogą. 

– Ciociu. – Keira odeszła już kawałek. Blakie chwyciła mocniej patyk, a Zam go puściła, by mogła go ze sobą zabrać. Keira podeszła do Linnir, węsząc w powietrzu i nastawiając uszu: – Byłam cały czas grzeczna, możemy teraz iść do Erin?

– Na razie mi nie przeszkadzaj, za chwilę o tym porozmawiamy.

Keira wróciła do Zam, kładąc się przy jej boku.

– Bawimy się dalej? – Zam już połaskotała ją ogonem po grzbiecie. Mała położyła głowę. 

– A ja mogę? – Blakie upuściła patyk i zaraz go podniosła, podrzucając w stronę Zam, która złapała go ogonem i z powrotem rzuciła go do Blakie by mogła go złapać. 

Podałam Cruzinie za pomocą rogu Beerha odpowiednie zioła. Czasem przyjmowała samodzielnie pokarm, czasem przekazywałam go jej za pomocą magii. Od czasu do czasu musiała pochodzić, zbyt otępiała by wiedziała co się wokół niej dzieje. Utrzymywałam ją wpółnieprzytomną by tak nie cierpiała, póki jej rana na głowie się nie zrośnie, zioła na ból niewiele pomagały. Przejęcie części jej obrażeń źle wpłynęłoby na mój róg, wolałam nie ryzykować.

Skończyłam. Linnir podeszła do mnie od tyłu, opierając głowę o moją szyję.

– Pozbieramy razem zioła? Chaos obiecała zerknąć na małe. Zresztą Zam dobrze sobie z nimi radzi. 

– Chodźmy. – Wyszłam z nią. Zasłużyłyśmy na chwilę odpoczynku. 

– Niczego nie obiecywałam Keirze. – Linnir zaczęła już zrywać zioła, rosły niedaleko jaskini: – Sama wpadła na pomysł że zamiast głodowania i milczenia teraz dla odmiany będzie grzeczna. Nie wiem jak jej to wytłumaczysz.

– Nie spodobało ci się zajmowanie nimi? – Złapałam ogonem garść ziół, wyrywając je tak by ich korzenie pozostały w ziemi i miały szansę później tu odrosnąć. 

– Nie jest to tak złe jak mogłoby być, ale robię to dla ciebie, nadal nie chcę źrebiąt. Może niedługo wrócą do rodziców? 

– A jak Erin nie da się zmienić? – Odłożyłam zioła na wspólny stos.

– To zostaną z nami jeśli chcesz.

– Ani trochę ich nie polubiłaś?

– Przyzwyczajam się do nich, bez nich i Zammi  jaskinia wydawałaby się pusta, ale czy można to już nazwać lubieniem?

– Nie chcesz przyznać że małe jednak skradły twoje serce. – Trąciłam ją ogonem w bok. Uśmiechała się, potwierdzając w końcu moje słowa.


[Chaos]


– Mamo…? – Rosita pojawiła się w wejściu, cofnęła uszy. Skinęłam jej głową, by podeszła, uniosłam głowę zapraszając by całkiem się zbliżyła. Przytuliła się do mnie, mocząc łzami, objęłam ją, dostrzegając jej świeże, choć niewielkie rany: – Co z Iv? I… Cruziną, tak? – Popatrzyła w ich stronę. Ivette spała przy mnie, Cruzina nieco dalej. Celeste leżała przy matce, okrywając ją skrzydłem.

– Najgorsze za nami – oznajmiłam: – Ktoś was zaatakował?

– Nie, to…

– Erin – powiedziała nagle Zammi: – Ups… – Zakryła pysk końcówką ogona: – Wybacz, Ros. Chciałam o tym powiedzieć odkąd przyszły i teraz już nie wytrzymałam.

– I tak byś się dowiedziała, mamo. Urodziłam trojaczki, Keire i Blakie, to ta biała. – Rosita wskazała na małe zrośnięte ze sobą, odpoczywające przy Zammi, Keira poderwała głowę zwracając ją w naszym kierunku, Blakie spała: – I Erin, musieliśmy je rozdzielić… – Westchnęła.

– Mamo, ja pomogę Erin, muszę ją zobaczyć. – Keira podeszła do nas, trącając łebkiem Rosite, Blakie śpiąca na jej grzbiecie otworzyła oczy: – Posłucha mnie, nie będziemy już nikogo krzywdzić, obiecuje. 

– Wiem że chcesz pomóc.

Mała wycofała się gdy Rosita ją dotknęła, chcąc do siebie przytulić. Blakie wyciągnęła do niej głowę i swoją jedyną nogę.

– Tylko ja mogę pomóc – powiedziała Keira.

– Na razie musicie tu zostać.

– Erin! – Rzuciła się do wyjścia, Zammi poderwała się, błyskawicznie dostając się przed nie, niczym drapieżnik polujący na ofiarę, to wrażenie spotęgowały jej kły, które na chwilę odsłoniła strosząc sierść. Wstałam.

– Zammi ich nie skrzywdzi. – Rosita mnie zatrzymała: – Ma dość nietypowe zachowania, przyzwyczaisz się.

– Mówią że Erin ma na ciebie zły wpływ i ciężko mi w to uwierzyć, ale chyba tak może być. – Zammi otoczyła małe ogonem, patrząc w oczy Keirze.

– Ale ja będę miała na nią dobry wpływ – odpowiedziała mała.

– Pozwolimy im się chociaż spotkać na chwilę? – Zammi posłała proszące spojrzenie Rosicie: – Keira tak się starała.

– Ale będą musiały tu wrócić.

– Dzięki, Zam, jesteś najlepsza. – Keira przytuliła jej nogę. Blakie oparła pysk na jej boku, patrząc na Rosite.

– Dziękuję – Zammi ostrożnie otuliła je szyją i własnym ogonem. Rosita spuściła na moment wzrok, powstrzymując się od westchnienia.

– Nie będziemy już więcej się tobą bawić, obiecuje.

– Porozmawiamy później – zwróciłam się do Rosity: – I tak powinnam nabrać nieco sił, nie spałam wiele nocy. – Położyłam się z powrotem przy Ivette. Rosita bez słowa wyszła z małymi i Zammi. 


[Rosita]


Keira szła chętnie za Zammi, która obejmowała je ogonem, doskonale radząc sobie z ich prowadzeniem, oglądała się na nie i na drogę. Mogłaby być ich matką zamiast mnie. Keira nie chciała nawet bym ją przytuliła. Pochłonęły ją zapachy unoszące się w powietrzu, szelest liści i ćwierkanie ptaków. Blakie wypatrzyła parę sójek siedzących na koronach drzew.

– Erin… – Keira znalazła na pniu zapach siostry. Pamiętam jak Erin na niego spadła, próbując nam uciec: – Erin! – Keira pobiegła prosto na polanę, omijając każde z drzew. Erin ruszyła w jej stronę, wywracając się pod kopyta sióstr. Kei zatrzymała się, węsząc w powietrzu. Blakie oglądała się na mnie.

– Tutaj. – Erin pociągnęła ją za grzywę. Keira położyła się przy niej, przywierając do niej cała, oparła głowę na jej grzbiecie, rozpłakała się, tym razem ze szczęścia. Blakie cały czas patrzyła na mnie.

– Co stało się Erin? – zapytała Zam. Nie zdziwiłam się że Linnir o niczym jej nie powiedziała.

– Wolałabym o tym nie mówić.

– Jak wam idzie z Keirą i Blakie? – zapytał Pedro, dołączając do nas. Przytulił Blakie, uśmiechnęła się jak tylko do niej podszedł, a teraz wtuliła w niego głowę. Może ze mną też chciała się tak wcześniej przywitać? Od początku nie czułam jej emocji, przez jakiś czas myślałam nawet że są takie same jak u Keiry. Zbliżyłam się do nich. Blakie przytuliła się do mnie równie chętnie jak do Pedro. 

– Mogę napić się mleka, mamo? – zapytała mnie Blakie.

– Nie mam już mleka, skarbie – odpowiedziałam przez łzy. Czy gdyby mogła trzymałaby się nas? Była taka kochana. 

– Tata przyniesie ci coś innego, co byś chciała? – dodał Pedro.


[Irutt]


Prawie zapomniałam o Celeste, zawróciłam do jaskini, budząc przy tym Chaos.

– Keira i Blakie poszły z Rositą odwiedzić siostrę – oznajmiła. Przytaknęłam, a ona wróciła do snu. Pewnie płytkiego, sądząc po jej postawionych uszach. Celeste obserwowała śpiącą matkę, okrytą jej skrzydłem.

– Celeste, dzisiaj jeszcze zrobię to za ciebie, ale od jutra znowu zaczniesz próbować – powiedziałam.

– Dobrze. – Celeste wstała i wyszła ze mną. Przeszłyśmy się kawałek leśną ścieżką. Wyszłyśmy nad rzekę gdzie rosła też trawa. Kometa właśnie jadła tu posiłek z Nievą. Nieva kompletnie nas zignorowała, za to Kometa poderwała głowę, niemal podskakując, jakby na miejscu Celeste zobaczyła drapieżnika. Zniżyła równie gwałtownie głowę: – Gdzie to może być? – Zaczęła przeszukiwać trawę: – Ah! Zostawiłam to w lesie… – Pobiegła do lasu po drugiej stronie rzeki. Dzisiaj nie była zbyt przekonująca. Dlaczego jej unika?

– Obecność Nievy będzie ci przeszkadzała? – zapytałam Celeste. 

Pokręciła głową. Zerwałam parę kępek trawy, zmieniając się w Beerha i już przykładając do nich róg.

“Szkoda że nie potrafiłaś tak wcześniej.” skomentowała Nieva. Celeste nie mogła wiedzieć, Nieva nie patrzyła wcale w naszym kierunku.

“Lepiej jak przyjmujesz sama pokarm, bo dostarczanie składników z jedzenia magią nie jest wcale dobre dla organizmu.” – Zerwałam kolejną garść trawy, rozsypującej się w pył po wchłonięciu ich przez róg.

“Skąd wiesz?”

“Widzę to u Celeste, jej narządy zajmujące się trawieniem nieco osłabły przez te kilka dni.”


~*~


Celeste wróciła do matki, a ja poleciałam jako jaskółka poszukać Komety. Ukryła się na niewielkiej polanie, pośrodku której rosły małe drzewka. Jadła na leżąco, roniąc łzy.

– Tym razem chyba każdy wiedziałby że udajesz. Nic nie zgubiłaś. – Wylądowałam na przeciwko niej, wracając do swojej postaci. 

– Właściwie to zgubiłam. – Spojrzała na mnie, cofając uszy: – Zgubiłam siebie… – Całkiem jej opadły i wzrok też skierowała na ziemię, ocierając chrapy o przednią nogę: – Chciałabym zobaczyć mamę, ale nie chciałabym znowu zranić Ivette, a zranie ją i to bardzo, drugi raz, jak tylko się tam pojawię, w dodatku teraz jest chora, ciężko chora, jak mogłabym akurat teraz jej to zrobić? Ale ranię też mamę, prawda? Chociaż może mnie nie pamięta, ale pewnie już jej o mnie powiedzieli… Chyba że nie, wie o mnie?

– Nie miałam okazji jej o to pytać.

– Najbardziej gorsze, znaczy najgorsze jest to że ja chcę… No chcę być z Ivette, ale jestem jej siostrą, choć wolałabym nią nie być, w połowie właściwie nie jestem, ale to się nie liczy, tylko… Mama właściwie tak dobrze mnie nie zna, ale… Chciałabym mieć też mamę, bo tatę już straciłam, zawsze chciałam mieć mamę i by tata też z nami był. Wszyscy razem…

– Wciąż kochasz Ivette? – zapytałam, owijając ogon wokół tylnej nogi, powinna już dawno o niej zapomnieć.

– Tak i nie potrafię przestać, te wszystkie wspomnienia… Jasne, bywa okrutna, nawet bardzo i nerwowa, z nerwami to w ogóle ma problem, ale i tak ją kocham. I po prostu czuje że mnie potrzebuje, może teraz bardziej niż kiedykolwiek… Już próbowałam być siostrą, ale nie za bardzo wyszło, uciekła…

– Muszę ci coś powiedzieć. – Objęłam się ogonem, będzie na mnie zła i pewnie długo nie wybaczy mi tego że to przed nią ukryłam, ale nie pozwolę jej się ciągle teraz obwiniać i uciekać od rodziny: – Gdy sprawdzałam krew Ivette i twoją, odkryłam że nie jesteście spokrewnione.

– Nie jesteśmy…? Naprawdę?! – Spojrzała mi prosto w oczy, oba uszy kierując w moją stronę. Poderwała się, z zaskoczeniem wymalowanym na pysku.

– Ukryłam to przed tobą, bo…

Pobiegła w kierunku jaskini.


⬅ Poprzedni rozdział 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz