piątek, 20 września 2024

:: Woda ::

 [Chaos]


Rzuciłam się na własny bok, unikając ugodzenia jej rogiem. Trafiła w ścianę, osunęła się z głową opartą o nią, powieki przysłoniły jej oczy, zostawiając niewielkie szparki, po jej rogu spłynęła krew, barwiąc czerwienią szaro-granatową grzywkę. Zabrałam jej zielony kryształ. Buchnęła krwią z chrap, zakasłując.

– Złamie jej kark. – Mago się zbliżył, nie pozwoliłam dojść mu do Cruziny, stając na jego drodzę.

– Ufam Cruzinie na tyle by nie ufać Thais. Sprawdźmy kryształ, jeśli Thais zrobi to co pomyślałeś, wtedy nie będę protestowała byś zabił Cruzine.

– Znam ja od lat. – Mago porwał ode mnie kryształ, posyłając mi pełne urazy spojrzenie. Thais wyszła do nas. Długo patrzyli sobie w oczy. Mago upuścił kryształ.

– Mistrzu… Ten jednorożec zaczarował kryształ by nie działał jak ktoś inny go używa – powiedziała Thais.

– Coś ty zrobiła? – wymamrotał: – Moja Thais mnie zdradza?

Podeszłam do niej, mogła ukrywać kryształy tylko w jednym miejscu. Rozerwałam jej czarną opaskę na szyi, a dwa zielone kryształy spadły na ziemię. Złapałam jeden z nich, chcąc by osoba nim zniewolona, położyła tylko jedno z uszu. Cruzina to zrobiła.

– Do kogo należy ten kryształ? – Mago sięgnął po drugi.

– Mistrzu, wybacz mi. – Thais upadła przed nim na nadgarstki: – Nie wiedziałam co robię. Oszalałam z zazdrości o ciebie, jesteś dla mnie wszystkim… – Przysunęła się do niego.

– Zabiłaś Raise. – Odsunął jej głowę nogą, nie pozwalając się dotknąć.

Ułożyłam Cruzine na boku, jej oddech był szybki i płytki. Ciągle jeszcze wykasływała krew. Zdjęłam jej pomarańczowy kryształ. Ranny róg zniknął, ale za to jego uszkodzenie przeniosło się na głowę.

– Najgorsze że chciałaś zabić moją siostrzenice… – powiedział Mago.

Ivette do nas przyszła.

– I kontrolowałaś jej córkę? Jak mogłaś Thais?!

– Pozwól mi to naprawić, Mistrzu, zrobię wszystko…

– Nie jesteś już jedną z nas. – Mago zerwał z jej szyi niebieski kryształ, spojrzał na mnie: – Pomożesz teraz Cruzinie, albo twoja córka zginie.

Thais wstała i podeszła do Cruziny, odgarniając jej grzywkę z czoła i dokładnie przyglądając się ranie. 

Wzięłam kryształ Ivette: – Zwracam ci wolność – powiedziałam, zakładając jej go na szyję, przytuliłam do siebie córkę: – Powinnam zauważyć co robi ci Thais.

Zmoczyła mnie łzami, obejmując trzęsącymi się skrzydłami. Odsunęła się ode mnie na parę kroków. Zerwała kryształ skrzydłem, roztrzaskała go kopytami, po tym jak cały się połamał dalej uderzała o jego pozostałości. 


[Cruzina]


Ściany zmieniały kolory i każdy kto do mnie wchodził też zmieniał umaszczenie, znikali wtapiając się w tło i słyszałam tylko ich zniekształcone kroki i głosy. A wirujący obraz nie pomagał w odróżnianiu kogokolwiek. Co to za dzień? Czy nadal jestem z rodzicami, czy może już z siostrą? Czy Thais… Ją zabiła? Jak brzmiało moje prawdziwe imię? 

– Jak tam głowa? Lepiej? – zapytał Mago. Jego biała sierść znów była biała, a nie bordowa jak ściany. Stał nade mną. Małą i bezbronną. Zbyt wyczerpaną by się poruszyć. Zabójca jednorożców. Momentalnie przypomniałam sobie że on mnie widział, w moim najgorszym koszmarze na jawie. Zatrzęsłam się, oddychałam tak szybko że zaczynało brakować mi powietrza. Popuściłam. 

– Nie przyszedłem cię zabić. Chaos odkryła że to Thais za tym wszystkim stoi, zmusiła cię byś połknęła kryształ.

Pomimo jego słów, czułam jak przewierca mnie wzrokiem i obmyśla co zrobić by zadać mi jak najwięcej bólu. Zanim wybraliśmy się po raz pierwszy do stada Ivette byłam zobaczyć bliskich Irutt. Zostały po nich szkielety, ale i tak zobaczyłam złamane kości, oderwany róg, nogi, a któryś z nich został nawet rozerwany na pół. Nikogo z nich nie dało się już rozpoznać. 

– Cruzina spokojnie. – Dotknął mnie, moje wołanie o pomoc, przypominało bardziej niezrozumiały jęk: –  Już nie żywię nienawiści do twojego gatunku. Za wszystko co się wydarzyło odpowiadają hybrydy, wrobiły was, a ja uwierzyłem. Teraz jeszcze Thais, którą przyjąłem do siebie jako jedną z nas tak mnie zdradziła.  I znowu przez kolejną hybrydę myślałbym że to ty jesteś tą złą. Nic się nie martw, niedługo ani mi, ani tobie nie będzie już nikt zagrażał. Zawołam Chaos. – Udał się do wyjścia. 


[Mago]


Tak jak kiedyś Irutt tak teraz Thais leżała przytwierdzona do ziemi łańcuchami, zakneblowałem ją. Jej błagania były zbyt straszne. Zaprosiłem na egzekucje Ivette i Celeste, przyszła tylko ta pierwsza. Chaos by tego nie pochwaliła, więc korzystałem z tego że teraz opiekuje się Cruziną. Przyprowadzili Flavie, wcześniej ją podtruli, by za bardzo nie walczyła i nie wiedziała co się wokół niej dzieje.

Ivette przeszywała wzrokiem Thais: – Nie zabijaj Flavi, chcę ją kontrolować. 

– Dostaniesz Thais, a Flavie zabijemy.

W zwężonych, szeroko otwartych oczach Thais pojawiły się łzy.

– Tak właśnie się czułem gdy mnie zdradziłaś.

Ktoś przyszedł, obejrzałem się natrafiając na chłodne spojrzenie siostrzenicy, dostrzegłem też cień zmęczenia w jej oczach. Coś musiała się domyślać.

– Flavia będzie się na nas mściła, lepiej by zginęła już teraz – wyjaśniłem.

– Nie możesz skazywać jej za to co myślisz że zrobi. Dobry przywódca powinien być sprawiedliwy, a nie niepotrzebnie okrutny. Poza tym nie chcę by moja córka używała tych kryształów.

– Należą się mi! – krzyknęła Ivette.

– Nie pozwolę ci na to co niemoralne. – Chaos patrzyła na nią z powagą. Ivette wbiła w nią wrogie spojrzenie, już przycisnęła uszy do szyi.

– Dobra, zostawię Flavie w spokoju – powiedziałem: –  Wyjaśnimy jej co zrobiła jej matka i zobaczymy jak zareaguje. 

– Mamy zaprowadzić ją z powrotem do siebie? – wtrącił Eros.

– Tak, tak. – Nie czekałem aż ją stąd wyprowadzą, mówiłem dalej: – Ale Thais podaruje Ivette. To właśnie jest sprawiedliwość, o której wspomniałaś, Thais dostanie tylko to co sama zrobiła. 

– Nie było sprawiedliwości w twoich czynach, Mago, gdy zabijałeś całe stada jednorożców. Nie poniosłeś żadnych konsekwencji. Powinieneś zabić Thais, szybko i bezboleśnie. I jeśli tego nie zrobisz, zrobię to ja.  

– Chwila. Może nie ma u nas typowego przywódcy, ale to ja poniekąd pełnię jego rolę, nie możesz decydować o moich podopiecznych, nawet jeśli jesteśmy rodziną to nadal ja stoję wyżej w hierarchii.

– Dałeś mi słowo że się zmienisz, tylko dlatego zgodziłam się zostać.

Stanąłem nad Thais, moje kopyta zapłonęły, a dym z nich pokierowałem do jej chrap. W tak dużych ilościach by od razu zasnęła. Kasłała tylko krótką chwilę. Ivette wyszła stąd gwałtownie, obijając skrzydłami o własne boki.

– Nie podoba mi się że tak mnie potraktowałaś, jestem twoim wujkiem, a nie synem, ale zgoda, zawiniłem wcześniej i puszczę to w niepamięć.


[Ivette]


Poderwałam się tak gwałtownie na odgłos kroków, jakby miała przyjść po mnie Thais, bądź sama Meike. Do środka, oczywiście bez pozwolenia, weszła Celeste. Nosiła swój zielony kryształ ze sobą, zamiast go zniszczyć. A białą grzywę zabarwiła na czarno. Naprawdę myślała że to coś zmieni?

– Wyjdź – wycedziłam, kładąc uszy.

– Mamo… – Cofnęła się z powrotem na korytarz, trzymając skrzydła w połowie rozłożone, a głowę zwieszoną, na wysokość grzbietu. Wpatrywała się w moje oczy.

– Wyjdź stąd! – krzyknęłam, inaczej do niej nie docierało. 

– Przepraszam mamusiu, nie wiedziałam że ta pegazica jest dla ciebie ważna. Ona chciała cię zabić.

Zbliżyłam się do niej momentalnie, cała się spięła, obejrzałam się na własne skrzydła, czując że znów mi się mimowolnie trzęsą. Zdjęłam jej kryształ. Powiodła za nim wzrokiem, unosząc głowę.

– Potrzebuje go by dalej żyć.

– Meike kazała ci tak mówić?

– Nie. Bez niego nie potrafię niczego połknąć. 

– Teraz powiesz mi prawdę. – W myślach kazałam jej się położyć, by sprawdzić czy kryształ działa, w końcu był pęknięty, wykonała polecenie: – Po czyjej jesteś stronie?

– Chciałabym być po twojej stronie i kiedy to możliwe jestem po twojej stronie. Zawsze ulegam silniejszym. Boję się stawić im bezpośredni opór i też nie widzę w tym sensu, bo wiem że przegram niezależnie od podjętego działania, ale gdy nadarza się okazja…

– Wiedziałaś kim jest Feniks?

– Usłyszałam tylko jej imię w twoich myślach. Mogłam ją pokonać póki miałam przewagę i dzięki temu zapobiec twojej śmierci bądź niewoli u Tiziany. 

– Co o mnie myślisz?

– Boję się ciebie i chciałabym byś mnie pokochała, jesteś najważniejsza.

– Łżesz! – Przybliżyłam do niej gwałtownie głowę, nie mogła się poruszyć: – Gdyby tak było nie byłabyś tak potulna Meike! – Równie dobrze słyszy moje myśli i się nimi kieruje, a kryształ tak naprawdę nie działa.

– Nie widziałam innego wyjścia. Dzięki temu nie kontrolowała mnie przez cały czas…

– Jestem najważniejsza, tak?! Jak zdobyłaś kryształy?

– Miałam szczęście, Meike stała na szczycie wąwozu, a z pod jej kopyt osunęła się ziemia, złapałam za jej naszyjnik, próbując wciągnąć na górę.

– Wciągnąć na górę?! Próbowałaś ją ratować?! – Uderzyłam ją skrzydłem w pysk, zaciskając mocniej zęby na jej naszyjniku z zielonym kryształem.

– Chciałam ocalić twój kryształ – powiedziała.

– Wystarczy. – Rzuciłam jej kryształ, odbił się od ziemi i odpadł od niego mały kawałek: – Wyjdź stąd.

Zabrała go, w końcu wychodząc, gdyby nie zatrzymała jej moja matka. 


[Rosita]


Erin próbowała wbić gałąź w lianę. Pedro jeszcze spał, ja przed chwilą się przebudziłam. Córka nudziła się tak bardzo że przywiesiła trawę na najniższe gałęzie, zamiast ją zjeść, wykopała parę dołków, wlewając w nie wodę umieściła też parę kropel na liściach. Zjadła tylko owoce i niektóre z ziół. To co najbardziej lubiła.

– Nie chciałabyś się w coś pobawić, albo nauczyć czegoś nowego? – zapytałam.

– A jak mam to zrobić jak mnie więzicie? – Przewróciła się na grzbiet, wymachując nogami.

– Chcielibyśmy tylko byś nie krzywdziła ani siebie, ani innych. 

– To wszystko? – Poderwała się, wskakując na kawałki kory, które wcześniej oderwała od pnia, popękały pod jej kopytami.

– Tak, jeśli dotrzymasz słowa to cię uwolnię, ale nigdzie nie uciekaj.

– Prosiłaś o dwie rzeczy, a to już trzecia. – Stanęła dęba, sięgając po źdźbło trawy z jednej z gałęzi. Zjadła je.

– Jesteś jeszcze za mała na samodzielne wycieczki, nawet gdybyś uważała na siebie to może zaatakować cię drapieżnik lub…

– Chcecie ode mnie wszystko, a ja nie dostaje nic. 

– Grozi nam wszystkim niebezpieczeństwo, dlatego trzymamy się razem.

– Jakie niebezpieczeństwo? – zapytała podekscytowana, podbiegając do mnie, dopóki liana jej nie zatrzymała. Chwilę się z nią siłowała, kopytami rozgrzebując ziemię, po czym się położyła, przetaczając pyskiem kamyk w tą i z powrotem.

Opowiedziałam jej o Mago, o tym co przeżyłam wśród zaklętych, o wydostaniu się stamtąd i naszych ucieczkach przed nimi. 

– Ale super! Też bym tak chciała.

– Erin, to nie była zabawa.

– Ale coś się działo! Szkoda że mnie tam nie było, chciałabym przeżyć coś takiego. Czemu Irutt teraz nie spędza tak ciekawie czasu? Jest jeszcze tylu zaklętych do zgładzenia.

– Źle to rozumiesz.

– Wcale nie, bycie złym jest fajne.

– Nie pozwolę być ci złą.

– Dlaczego nie mogę wybrać jaka chce być? Co jest niby ciekawego w byciu dobrym?

Nigdy nie czułam u niej typowych dla każdego emocji, nie była zdolna odczuwać ani lęku, ani poczucia winy. Może powinnam wykorzystać jej ciekawość? 

– Mogłabyś poznać wiele różnych osób, podobał ci się pomysł z historiami Irutt, prawda?

– Nawaliła, nie było jej całe wieki.

– Tylko kilka dni. Nie chciałabyś by wszyscy cię lubili? Czy to nie jest ciekawsze by inni podążyli za tobą z własnej woli? Nie próbowałaś się jeszcze z nikim zaprzyjaźnić.

– Chcę spróbować! Idziemy? – Zrobiła kółko wokół własnej osi, zaplątując się w lianę, obróciła się w drugą stronę, wyplątując.


[Ivette]


Matka przytuliła ją do siebie, patrząc na mnie, Celeste niczego nie odwzajemniła. Poczułam ucisk w gardle. To ja jej nie pozwoliłam do nikogo się przywiązywać.

– Nie powinnaś mieć źrebiąt. – stwierdziła matka.

– Nigdy nie chciałam ich mieć. Ta wiedźma wmówiła mi że źrebię mi wszystko wynagrodzi, ale Celeste tylko przypomina mi wszystko co najgorsze, przypomina mi Meike, i to jak chłodna byłaś w stosunku do mnie, tchórzostwo Raisy i fałszywość Komety.

– Więc przelałaś na nią cały swój gniew? Jeśli nie potrafiłaś się nią zająć powinnaś oddać ją komuś kto będzie ją kochać taką jaka jest. 

– Nie byłaś lepszą matką ode mnie. 

– Czy kiedykolwiek cię uderzyłam? 

– Nie… – Wbiłam wzrok w ziemię.

– Sądzę że Meike zrobiła wszystko by nas rozdzielić, a twój trudny charakter i mój brak czasu jeszcze bardziej to wszystko skomplikował. 

Nic jej na to nie odpowiedziałam, wyszła z Celeste.


~*~


Zanim do niej poszłam zjadłam wyciszające zioła. Słyszałam jak cicho łka, zakryta własnymi skrzydłami, w kącie niewielkiej groty, ale gdy na mnie spojrzała jej oczy były zupełnie suche. Odwróciłam wzrok.

– Tutaj się rozstaniemy. Zajmą się tobą lepiej niż ja kiedykolwiek…

– Mamusiu… – Przytuliła mnie do siebie, kurczowo obejmując skrzydłami: – Nie zostawiaj mnie. 

– Po co ci taka matka jak ja? – Położyłam uszy, opierając o nią głowę. 

– Poprawię się, obiecuję, nie chcę cię stracić, mam tylko ciebie…

– Masz moją matkę, Cruzine, może też i Mago, wystarczy że się na nich otworzysz. – Odsunęłam ją od siebie, wpatrywała się błagalnie w moje oczy, nadal miałam wrażenie że to tylko gra. Podstęp. Popatrzyłam na jej opuchnięty policzek. Od razu przypominając sobie jej słowa.

– Chcesz mnie zostawić, bo tak powiedziała Chaos? – zapytała łamliwym głosem: – Zniosę wszystko, mamusiu… – Przywarła głową do mojej klatki piersiowej. 

– Postaraj się do nich zbliżyć.

– Co będzie z tobą? A jak Meike znowu cię złapie? Kto ci pomoże?

Niech już jej będzie.

– Zostanę, jeśli nie będziesz się do mnie zbliżała… – zawahałam się, patrząc w ścianę: – …kiedy będę nerwowa – dodałam. Odsunęłam ją od siebie: – Kiedy każe ci wyjść, to wyjdziesz.

Przytaknęła mi.

– Mamusiu, pomożesz mi coś zjeść? – Wskazała pyskiem na pęknięty, zielony kryształ z powrotem wiszący na jej szyi. Uniosłam go skrzydłem, okazał się bardziej popękany niż sądziłam: – Naprawdę się starałam, ale nie potrafię sama…

– Założysz mi go. – Po co miałabym się męczyć sama? Ściągnęłam jej kryształ skrzydłem. Wzięła go ode mnie i założyła mi na szyję. 

– Przestań się bać – powiedziałam patrząc jej prosto w oczy. 

– Kryształ przekazał mi że to niemożliwe, mamo – powiedziała Celeste: – Nie zmienia osobowości. 

– Niby jak przekazał?

– Nie wiem jak to wyjaśnić, usłyszałam własny głos, który o tym mówił. 

– Nie ważne, będziesz jeść zawsze gdy będziesz głodna i pić zawsze gdy będziesz spragniona. Weź teraz kryształ.


~*~


– Ivette, wiem że chciałaś dobrze, aczkolwiek…

– Co znowu? – Podniosłam się. Próbowałam zasnąć, a matka musiała mi przeszkodzić. Wszyscy wchodzili tu sobie kiedy chcieli. I jeszcze mówią że to moja grota, gdyby była moja pytaliby o pozwolenie.

– Mówię o Celeste.

– Zapomniałam by dodać żeby nie zaspokajała potrzeb wtedy kiedy musi się ratować, albo jest uwięziona tam gdzie nie ma ani jedzenia, ani wody? Wystarczy to dopracować i będzie dobrze.

– Jej kryształ może się łatwo rozpaść – stwierdziła oczywistości: – Cruzina powiedziała mi że to bezpieczne tylko wtedy kiedy dana osoba nie jest pod jego najmniejszym wpływem, inaczej jej ciało porazi paraliż w chwili zniszczenia kryształu. Dlatego odwołałam twoje polecenie. Poza tym sądzę że za każdym razem Celeste przeżywa traumę, lepiej by zawsze ktoś z nią był w takich chwilach. Nie może też przełamać tego lęku nie próbując. Musimy jej pomagać, a nie wykorzystywać do tego kryształ.

–  Wy musicie. W końcu chciałaś żebym ją oddała, więc dlaczego teraz ja mam się nią zajmować? – Wyszłam, z ponoć własnej groty. Wybiorę sobie inną. 


[Celeste]


Tym razem nakarmiła mnie Cruzina, musiałam tylko wszystko przynieść. Ból jej głowy spowodował zakłócenia i zanim zjadłam całą porcję, kilka razy moje ciało zatrzymało się w bezruchu. 

– Przepraszam, gdybym wiedziała poprosiłabym Chaos – powiedziałam jej już po wszystkim, gdy znów mogłam się odezwać i z powrotem założyć kryształ.

– Bardzo chciałam ci pomóc. Nie chcesz spać tutaj? – zapytała sennym głosem i z zamkniętymi oczami. 

– Wolę spać u siebie, tak jak mama. 

– Też przyzwyczaiłam się spać sama, ale miło jest… – Zasnęła. Kolor ścian wrócił do normy. 

Zabrałam ze sobą pustą skorupę żółwia, choć nadal mokrą po wodzie, zerknęłam też na jej porcję wody, wypiła ją do połowy. Chaos dbała by niczego jej nie zabrakło. 

Zastałam we własnej grocie mamę, jeszcze mnie nie zauważyła, więc mogłam się po cichu wycofać. Mama obracając się z uniesionymi skrzydłami,  uderzyła własnym bokiem o podłoże, wyrzucając z chrap powietrze, miała napuszone pióra. Obiecałam nie zbliżać się gdy jest nerwowa, więc ułożyłam się przy wejściu, postanawiając spać na korytarzu. 


Ktoś zerwał kryształ z mojej szyi, gdy jjuż spałam. Jeszcze większa klacz niż Meike, hybryda. Flavia.

– Oddaj mi go, proszę. – Podniosłam się, wyciągając skrzydło: – Potrzebuje go.

– Ja pomogę ci, a ty pomożesz mi. Mów że sama zniszczyłaś. – Upuściła go, miażdżąc kopytem. Upadłam na nadgarstki w chwili gdy moje mięśnie przednich nóg przestały działać, wraz ze skrzydłami, osuwającymi się na ziemie.

Mama wyskoczyła z groty i uderzyła o Flavie z impetem, a mimo to odbiła się od niej, wpadając na ścianę. Poderwała się sięgając zębami do jej oka. Flavia się wycofała, a mama zraniła jej szyję. Zabrała kryształ z ziemi. Został z niego tylko większy kawałek. Flavia uciekła.

– Uwalniam cię. – Mama założyła mi go drżącym pyskiem. Podniosłam się. Kolejny odłamek kryształu oderwał się i rozbił o ziemię. 

Korytarzem z przeciwnej strony nadbiegł Mago, popatrzył po nas zatrzymując wzrok na mamie: – Czy ty zdajesz sobie sprawę co zrobiłaś?

– Mama mnie uratowała – powiedziałam, osłaniając ją własnymi skrzydłami. 

– Rozbijając kryształ?!

– Nie rozbiłam go! Flavia to zrobiła! – Mama odepchnęła jedno z moich skrzydeł, zbliżając się gwałtownie do Mago, z wciśniętymi już w szyję uszami i zaciśniętymi zębami: – Jak śmiesz o cokolwiek mnie oskarżać? – wycedziła. Machnęła skrzydłami, zarzucając je sobie na grzbiet i wróciła z powrotem do mojej groty. Usłyszeliśmy jak jedna ze skorup roztrzaskuje się o ścianę.

– Mamo… – Podeszłam do wejścia.

– Niech się uspokoi. – Mago odciągnął mnie, łapiąc za grzywę: – Powiedz, Flavia naprawdę cię zaatakowała?

– Zabrała mi kryształ gdy spałam i chciała go zniszczyć, mama jej nie pozwoliła.

Dołączyła do nas Chaos i kilku zaklętych, musiałam wszystko tłumaczyć jeszcze raz, od nowa.

– Mówiłem by zabić Flavie – przemówił Mago: – Widzisz co się stało? – Spojrzał na Chaos.

– Zabicie jest nieodwracalne, aczkolwiek mogliśmy trzymać ją w zamknięciu przez jakiś czas – odparła: – Żałuje że o tym nie pomyślałam.

– Aż nie chce się wierzyć że nikt kompletnie o tym nie pomyślał.

– Tyle się działo, dla mnie to nic dziwnego – powiedział Eros.

– Co teraz? – zapytała zaklęta o gniadej sierści z bliznami na boku.

Kolejny kawałek kryształu odpadł, odruchowo dotknęłam go skrzydłem, czując jak cały się rozsypał. 


~*~


Zaczęłyśmy rano i wciąż próbowałyśmy, choć mijał środek nocy. Chaos chciała bym wypiła choć łyk wody, to był nasz jedyny cel na ten moment. Mama od wieczora obserwowała mnie z wejścia do jaskini. Ćwiczyłyśmy przy zaplątanych ze sobą drzewach na małej rzeczce. 

– Już połykałaś wcześniej wodę, choć nie z własnej woli, to wiesz że nic złego się nie stanie gdy to zrobisz – mówiła Chaos. 

Potrafiłam tylko nabrać trochę wody i trzymać ją długi czas w pysku. Moczenie nóg czy skrzydeł, czy w ogóle położenie się w wodzie i oblewanie nią, na co nalegała Chaos, nie wiem dlaczego miałoby pomóc, bo nie bałam się samej wody, tylko momentu w którym choćby kropla przedostanie się przez moje gardło. 

– Spróbuj jeszcze raz, Celeste. – Oparła głowę na moim grzbiecie: – Połknij.

Pokręciłam głową. Po chwili wyplułam po raz setny wodę. Patrzyłam na klatkę piersiową Chaos, nie wiedząc czy mamie naprawdę spodobałoby się gdybym spróbowała się teraz przytulić do Chaos, więc się nie ruszyłam z miejsca.

– Odpocznij, spróbujemy znowu rano.

Mama podeszła do nas.

– Takie cackanie w niczym nie pomoże. – Położyła uszy: – Nabierz tej wody.

Zrobiłam jak kazała.

– Co zamierzasz? – zapytała Chaos.

Mama nic jej nie odpowiedziała, przyciągnęła mnie do siebie skrzydłem, przyciskając mój podbródek do własnej piersi. Zasłoniła mi chrapy. Po chwili zaczęło mi brakować powietrza, próbowałam się wyrwać. Poczułam ból w karku, bo przez tą pozycje miałam głowę nisko i jednocześnie zadartą. 

– Wystarczy, Ivette.

– Jeszcze nie.

Przełknęłam, walcząc o choć odrobinę powietrza. Mama puściła. Zakasłałam, wycofując się, kręciło mi się w głowie. Zasłoniłam się skrzydłami, trzęsłam się. 

– To nie jest właściwy sposób – powiedziała Chaos.

– Tak? To dlaczego zadziałał?

Położyłam się, nie zwracając uwagi na to że kładę się w rzece. Nie miałam siły ustać na nogach.


~*~


– Celeste…? – Chaos zajrzała do kolejnej groty, ta należała do Erosa, a ja się w niej schowałam jak tylko wyszedł. Szukała mnie od rana aż do popołudnia. Nie miałam już siły dłużej się jej wymykać.

– Chodź, spróbujesz się napić.

Nie poruszyłam się choćby odrobinę, schowana za własnymi skrzydłami. 

– Nie pozwolę by Ivette cię podduszała. 

– Mama tylko chciała mi pomóc…

– Chodź. – Pomogła mi wstać: – Musisz sama się przełamać.

Wyszłyśmy, idąc znowu nad rzeczkę. Po drodzę mijałyśmy zaklętych, Chaos poprzyglądała się im uważniej. Czy zastanawiała się gdzie podziały się hybrydy?

– Dobrze, spróbuj najpierw dotknąć wody.

Dzisiaj nie dałam rady nawet nabrać jej do pyska.


~*~


Zbliżał się ranek, Chaos mi nie odpuszczała. Język zupełnie mi wysechł, choć moczyłam go we wodzie, wciąż czułam że jest suchy.

– Podotykaj wody i jak będziesz gotowa nabierzesz jej trochę – powiedziała, jej oczy zdradzały zmęczenie, ale powstrzymywała się od ziewania.

– Mogę odpocząć? – zapytałam.

– Będziemy próbowały aż do skutku.

Znowu zasłabłam, złapała mnie. Tkwiłam oparta o nią, nie mając siły się poruszyć. Osunęłam się na ziemię, zrobiło mi się ciemno przed oczami.

– Nie ma sensu dłużej jej męczyć, użyje na niej swojej mocy – usłyszałam głos Mago. Pokazywał mi jak sama piję wodę i jak kontroluje mnie kryształem, który od dwóch dni nie istniał, ale moje ciało wciąż tkwiło na ziemi i nie zrobiło nic. 

– Może lepiej wracaj do środka? Nie chciałbym żebyś na to patrzyła.

– Zostanę.

– Celeste… – Mago położył się obok mnie, spojrzałam na niego, nie podnosząc głowy: – Będzie bardzo nieprzyjemnie, ale pamiętaj że chce ci pomóc, musisz napić się wody, bo inaczej umrzesz z pragnienia. 

Złapał mnie za grzywę zanurzając mi głowę i przytrzymał ją pod wodą. Dopóki nie zaczęło brakować mi powietrza nic nie zrobiłam, potem szarpałam się i zanim pozwolił mi znów oddychać, nałykałam się wody, a część z niej wleciała mi do płuc. Musiałam ją całą wykrztusić. Zapłakałam, pierwszy raz czując że mam przy tym mokre oczy i policzki, ale to była tylko woda. 

– Już po wszystkim. – Chaos ułożyła się przy mnie, gładząc mnie po własnej grzywie.

– Chciałbym by istniał lepszy sposób – dodał Mago.


~*~


Więcej nie próbowałam się chować i tak by mnie znaleźli, więc to nie miało żadnego sensu. Poszłam za Mago nad rzekę. Powiedział że Chaos jeszcze spała i nie chciał jej budzić. 

– Czy mama mogłaby to zrobić zamiast ciebie? – zapytałam.

– Wolałbym nie, źle ją będziesz potem kojarzyła. Zresztą spróbujesz najpierw sama się napić. 

Przytaknęłam, nabrałam wody, a serce waliło mi w piersi i choć bardzo chciałam uniknąć kolejnego podtapiania nie potrafiłam przełknąć. Gardło natychmiast mi się zaciskało. Wypuściłam wodę.

– Spróbuj jeszcze parę razy, mi się nie spieszy.

– Czy mama może przy tym być? – zapytałam.

– No dobrze Celeste, pójdę po nią. – Wrócił do środka. Inni zaklęci nie zwracali na mnie uwagi. Drzewa tworzące razem właściwie ściany, nie pozwalały nikomu tak łatwo stąd wyjść. Jedynego wyjścia strzegła trójka zaklętych. Ale nieba nikt nie pilnował. Nadal lekko paliły mnie płuca. Już raz uciekłam w przypadku Meike, a ucieczka przyniosła ogromną ulgę. 


[Ivette]


Jadłam to co sama sobie przyniosłam, nie mając najmniejszej ochoty oglądać reszty wyrzutków. Mago mi przerwał wchodząc do środka, oczywiście po co miałby pytać o zgodę? 

– Celeste bardzo chciała byś przy niej była, ale jeśli nie chcesz…

– Miejmy to już z głowy. – Wyszłam na korytarz. Celeste wleciała prosto we mnie, zdążyłam tylko unieść skrzydła, poznając ją dopiero po sekundzie, objęła mnie swoimi skrzydłami, kryjąc w nich głowę. Zacisnęłam zęby. Jak mogła tak mnie przestraszyć? Gdyby to był wróg już by mnie dopadł. Miała czekać na zewnątrz.

– Odsuń się! – Odepchnęłam córkę: – I więcej nie wpadaj we mnie znienacka! 

– Widziałam pegazy należące do Meike – powiedziała, wciąż dotykając mnie skrzydłami.

– Jak Meike? – zapytał Mago stojący za mną: – Przecież ona nie żyje…

– Gdzie macie tylne wyjście? – rzuciłam do Mago.

– Jesteście tu bezpieczniejsze niż gdziekolwiek na zewnątrz, to mogę zapewnić – stwierdził.

– Nie pytałam o to! 

– Ale tu zostajesz, wraz z córką. – Mago odbiegł, wzywając do siebie zaklętych. Odcięli nam wszelką drogę ucieczki. Celeste znowu się do mnie przytuliła. Czułam się jak w pułapce, gdy tak kurczowo mnie trzymała.

– Nie jesteś już źrebakiem. – Próbowałam ją od siebie odczepić, ale okazała się silniejsza: – Puść mnie! Puszczaj! – Wreszcie znalazłam siłe by się jej wyszarpać: – Odbiło ci?!

Stała z zwieszoną głową, nawet nie składając skrzydeł. Przybiegła do nas moja matka. Celeste przykleiła się do niej.

– Chodźcie. – Zaprowadziła nas do groty gdzie leżała Cruzina, nie szło jej się zbyt wygodnie, bo Celeste ani na moment jej nie puściła. Położyła się z nią, gładząc ją po grzywie.

– Jesteśmy w pułapce, a ty się kładziesz? – Popatrzyłam po otaczających nas ścianach, przyciskając skrzydła do boków: – Co za głupota chować się w grocie.

– Meike często odwiedzała Mago, zna wszystkie wejścia i wyjścia stąd, dlatego próba wymknięcia się stąd jest bardziej niebezpieczna niż pozostanie – wyjaśniła matka.

– Nieprawda! 

Wstała gdy dopadłam do wyjścia, przez Celeste nie była zbyt szybka by mnie złapać, ale korytarz już obstawili zaklęci. 

– Zejdźcie mi z drogi! – rzuciłam się na nich. Natychmiast przytrzymali mnie przy ścianie, kwiknęłam. Siłą wepchnęli mnie z powrotem do groty, znowu chciałam się na nich rzucić, ale mama mnie przytrzymała. 

– Nie dotykaj mnie! – Wyrwałam się jej, wpadając w ścianę.

– Nie pozwolę Meike was skrzywdzić.

– Nic nie zrobisz! Przez cały czas to ona wygrywała i teraz też wygra, ale mnie nie dopadnie… – Porwałam skorupę żółwia z wodą, rozlewając wodę, a skorupę przewracając, uderzyłam w nią kopytem.

– Przestań.

Odepchnęłam matkę skrzydłami, lądując na skorupie obiema przednimi nogami, w końcu popękała, złapałam w pysk jej ostry odłamek.

– Stój. – Matka chwyciła moją grzywę w zęby, chciała ten ostry kawałek skorupy, ale zdążyłam odwrócić głowę i stanąć dęba. Machnęłam skrzydłami, odrzucając ją od siebie. Dźgnęłam się parę razy w bok, zanim mi go ostatecznie wyrwała, był zbyt krótki bym mogła się zabić. Matka mnie przytrzymała, obejmując łbem, nawet gdy przestałam się szamotać wciąż mnie trzymała.

– Zajęli ich. – Przybył Mago z samcem hybrydy: – Nie będę pytał co tu się stało, uciekamy! – Kawałek podłoża odłamał się, odsłaniając ziejącą ciemnością dziurę. Obcy podłożył płaską skałę swoją mocą byśmy mogli zsunąć się po niej w dół. Mago został na górze, a obcy zszedł ostatni tuż po Celeste, z Cruziną na grzbiecie. 

– Mago? – Mama obejrzała się za nim.

– Ja zostaję, muszę przemówić siostrze do rozsądku. – Zawrócił, a skała uniosła się do góry, wtapiając się w sklepienie, jakby nigdy nie została od niego oderwana. Ciemność rozświetlił topniejący, skąpany w płynnym ogniu kamień, samiec hybrydy trzymał go w pysku.


[Irutt]


Z całej naszej piątki nie spałam tylko ja. Leżałam niedaleko Zam, Keiry i Blakie, przy Linnir, walcząc z własnym zmęczeniem. Lin niedługo miała się ze mną zamienić, tuż po zachodzie słońca, a ono już powoli zbliżało się do horyzontu.

– Las płonie! Las płonie! – Do środka wleciała jaskółka,  była jedną z jaskółek, które się mną zaopiekowały, latała wokół mnie: – Płomienie odcięły drogę do piskląt!

Poderwałam się. 

– Co się dzieje? – Lin też już wstała. Ptak wyleciał na zewnątrz.

– Ich las się pali, w płomieniach utknęły pisklęta. – Pobiegłam za jaskółką, wraz z Linnir: – To może być Mago, ale nie mogę ich tak zostawić.

– I z pewnością jest. Idę z tobą.

– Kometa! – Zauważyłam ją na krańcu lasu: – Pomożesz Zammi przy Keirze i Blakie.

– Ja przecież…

– Musimy lecieć. – Wzbiłam się do lotu już jako jaskółka, lecąc za swoją ptasią przyjaciółką. Linnir sadziła już długie skoki, z łatwością za nami nadążając. 

Nim dotarłyśmy do lasu jaskółek, słońce zdążyło już zupełnie zniknąć. Przez nasze niebieskie kryształy płomienie rozpływały się w powietrzu, jak tylko się zbliżyłyśmy. Ogień zniknął, a drzewa wyglądały tak jakby nigdy go tu nie było. Wkrótce uwolniłyśmy od pożaru ulepione na ogromnej, nierównej skale gniazda jaskółek, ukryte na samym końcu ich lasu. Rodzice od razu polecieli do swoich piskląt, wcześniej bezradnie krążąc wokół ogromnych płomieni. Ani gniazdą, ani pisklętą też się nic nie stało. To zasadzka.

Flavia wyskoczyła zza drzew. Linnir złapała jej róg, nie pozwalając jej się nim ugodzić. Flavia zepchnęła ją na drzewo, aż je przechyliła. Odepchnęłam ją, jako niedźwiedź, siłowałyśmy się ze sobą. Linnir skoczyła uderzając w bok Flavi z impetem. Flavia tylko się zachwiała, przeorałam jej pysk niedźwiedzimi pazurami. Linnir podcięła jej nogi. Tym razem upadła, a ja zerwałam z jej szyi żółty i niebieski kryształ już własnym ogonem.

– Czekaj! – Linnir złapała mój róg, mający właśnie przebić serce Flavi. Po czym puściła, a ja się wycofałam.

– Nie chcę by znowu czyjaś śmierć ciążyła ci na sumieniu – powiedziała, obie skupiłyśmy wzrok na Flavi: – Pozwólmy jej uciec.

– Uciec?

– Mago zabije, jak nie wy – odezwała się Flavia, pozostając na ziemi: – By tego nie zrobił, przynieść was bym musiała.

– Wykorzystuje cię, jak pozostałe hybrydy – stwierdziłam, rozglądając się po lesie: – Masz szczęście że nie skrzywdziłaś jaskółek.

– Była sama. – Jedna z jaskółek wylądowała na drzewie, niedaleko mnie: – Dzięki za pomoc.

Skinęłam jej głową.

– Skrzywdzić nikogo nie chciałam, tylko was złapać. Nie wiem czy Mago wykorzystuje – mówiła Flavia: – Zabił mamę, bo zdradziła. Ja nie. On i inni myślą inaczej. Chciałam pomoc od Celeste w ociepleniu opinii, jej mama źle to zrozumiała.

– Mogą ją kontrolować. – Spojrzałam na Linnir.

– Tak, ktoś kontroluje parę hybryd, mnie nie, Cruzina widzi kogo. Dacie się złapać? Potem uciec możecie, najważniejsze że Mago dowie się że ja lojalna jestem. 

– Zabił ci matkę – odparła Linnir: – Dlaczego nam to wszystko mówisz?

– Thais zdradziła – przypomniała Flavia: – Mam nadzieje na współpracę z wami. Chcę znów należeć do stada Mago.

– Ale od razu oskarżył również ciebie o zdradę?

– Tak. Chaos powstrzymała zabicie mnie, inni fałszywie nie przestali oskarżać. Obiecałam być całym sercem z Mago. A on mówił że mścić się będę.

– Po tym jak zgaduje chciałaś nas zabić, prosisz nas o przysługę? – zapytałam niezbyt przyjemnym tonem, zakręcając końcówkę ogona.

– Nie musi być naszym wrogiem. – Linnir objęła moją szyję. Zadarłam głowę, patrząc w jej oczy. Jeśli chciała dać jej szansę jak mogłabym jej na to nie pozwolić?

– Ty też zrobiłaś podobnie jak Mago – wtrąciła Flav: – Źrebaki nie zabiły twoich, a dałaś ich naszym wrogą.

– Każde z nich było już po inicjacji, więc zabiło przynajmniej jednego jednorożca, poza tym zabrałam je do stada zwykłych koni – powiedziałam.

– Do Tiziany zabrałaś, wybiła dzięki nim pół sojuszników.

– Stado Ivette? – zapytała Linnir.

– Tak. Widzisz ile żyć przez was się skończyło? 

– Nie wiedziałam – odparłam: – I nie możesz winić mnie za to co zrobiła Tiziana, obiecała mi że się nimi zaopiekują, a nie wyszkolą do walki.

– To wy nie wiecie? Tiziana to partnerka Soprana.

Popatrzyłyśmy na siebie z Linnir, żadna z nas nie znała odpowiedzi.

– Kim jest Sopran? – spytała Linnir Flavi.

– Mago urodził się w jego stadzie i tam prawie Tytan, hybryda...

– Znam go – wtrąciłam: – Tytan chodził po stadach i zabijał przeklęte źrebaki podszywając się pod mój gatunek..

– Mago cię zawiódł, Flavia…– zaczęła Linnir, ale Flavia nie pozwoliła jej dokończyć.

– Dołącze. Zdradził mnie, to ja mogę zdradzić jego. – Flavia zaczęła się podnosić. 

– Nie wstawaj – ostrzegła Linnir, kładąc uszy. Zwróciłam róg w stronę Flavi, trzymając zwinięty ogon w ciasną kulkę, przy swoim boku.

Flavia z powrotem się położyła. Zmieniłam się w Karyme, Linnir się ode mnie odsunęła, na odległość nie blokujący mocy przez niebieski kryształ na jej szyi, bym mogła uwięzić nogi Flavi w lodzie. 

– Dzięki i tak. Nie zawiodę – dodała Flavia. 

Położyłam na grzbiecie partnerki ogon, podchodząc do niej, zwróciłam się do Flavi: – Nie licz na to że od razu ci zaufamy. Przez jakiś czas będziesz…

– Czekaj, w którym momencie powiedziałam by przyjąć ją do nas? – przerwała mi Linnir: – Nawet gdybyśmy chcieli, nie możemy tego zrobić.

– A czemu to? – spytała Flavia: – Bo hybryda?

– Zbyt szybko i łatwo zmieniłaś zdanie. W jednej chwili próbujesz nas zabić, a w drugiej chcesz dołączyć.

– Ty zaproponowałaś.

– Nawet gdybym faktycznie ci to zaproponowała to i tak twoja decyzja byłaby zbyt nagła. 

– Nad czym ja miałam myśleć?

– Nie możemy ci ufać, a jest nas zbyt mało by cię pilnować.

Mogła spalić cały las wabiąc nas tutaj, a jednak tego nie zrobiła. Obserwowałam chwilę jaskółki uwijające się przy swoich pisklętach, nic nikomu się nie stało. 

Przytrzymałam głowę Flavi ogonem i dotknęłam rogiem jej czoła, dowiadując się wszystkiego co ona wiedziała. Linnir pozostała z tyłu, inaczej lód już nie przytrzymywał by Flavi. Nigdy nie przeszła inicjacji, nie miała okazji jeszcze zabić jednorożca i Mago z Thais nie zdążyli jeszcze całkowicie zatruć jej umysłu.

– Gdzie mieszkałaś wcześniej? – zapytała ją Linnir.

– Ambitna chciałam być, a w dawnym domu tylko chować i uciekać. Ale silna, może dołączyć do innych stad?

– Nie wiem czy któreś cię zaakceptuje. – Oddałam jej oba kryształy, niebieski i żółty, wszyscy wiedzieliśmy jak hybrydy potrafią być gnębione nawet przez zwykłe konie.

– Nie taka zła jak mówią. – Wzięła ode mnie kryształy swoim krótkim i nie tak chwytnym ogonem, lód obrócił się we wodę: – Choć bez ciebie już zabita byłabym. – Popatrzyła na Linnir, skinęła jej z wdzięcznością głową, Linnir odpowiedziała na jej gest też skinieniem głowy. Zatrzymałam się przy jej boku. Flavia podniosła się, skinęła nam jeszcze na pożegnanie głową udając się w swoim kierunku przez las, wybierała wystarczająco szerokie ścieżki uważając by nie zdeptać paproci i nie uszkodzić młodych drzew. Czułam z nią jakąś niewytłumaczalną więź, jakbym już wcześniej ją znała.

– Jeszcze możemy ją przyjąć. – Wtuliłam głowę w grzywę Linnir. 

– Przy źrebiętach to za duże ryzyko.


⬅ Poprzedni rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz