piątek, 9 sierpnia 2024

:: Niewinność ::

[Pedro]


– Wraz z mamą wpadliśmy na pewien pomysł – zacząłem. Omówiłem to z Rositą wielokrotnie i oboje doszliśmy do wniosku że musimy zrobić to dla ich dobra, zwłaszcza Keiry. 

– Jaki? – Erin od razu przerwała zabawę z siostrami.

– Zrobimy sobie małą wycieczkę. Jedna z was pójdzie ze mną, a dwie z mamą, a później wrócimy tutaj i będziemy mogli porozmawiać o tym co ciekawego zobaczyliśmy.

– Nie… – Kei złapała kurczowo za grzywę Erin, przywierając do niej.

– Tylko na chwilę Kei – dopowiedziała Rosita: – Przebywanie bez przerwy razem nie jest dla was zdrowe.

Wolałbym by nie mówiła czegoś podobnego przy Blakie, mała bardzo uważnie na nią słuchała. Za nic w świecie nie chciałem by pomyślała że coś z nią nie tak. 

– Kei sobie beze mnie nie poradzi – stwierdziła Erin.

– A może spróbujemy? – zapytałem.

Keira pokręciła energicznie głową, już z łzami w oczach.

– Nie zostawiasz siostry na zawsze, szybko minie. Nie jesteście ciekawe jakby to było?

– Ja jestem! – Erin próbowała odepchnąć od siebie Kei, jej siostra zaparła się z całej siły kopytami. Rozdzieliłem je z ciężkim sercem. Blakie swoją nogę trzymała uniesioną. Keira desperacko próbowała dołączyć do Erin, już płacząc, a ja musiałem ją przytrzymywać.

– Wszystko będzie dobrze, nic złego się nie dzieje maleńka. – Przytuliłem ją do siebie, Blakie wtuliła w mój bok głowę, ale nie Keira, Keira zapłakała jeszcze mocniej, ciągle próbowała się wyrwać.

– Idziemy razem, mamo? – Erin już zbliżyła się do Rosity. Myślałem raczej że weźmie Blakie i Kei. Kiedy Rosita je obserwowała, w jej oczach też zebrały się łzy. Kei zaczęła już nawoływać siostrę rżeniem, przeznaczonym do nawoływania matki. 

– No chodźmy już. – Erin uderzyła sobą o mamę. 

– Nie rób tak – zwróciłem jej uwagę.

Rosita objęła ją łbem, patrząc na mnie: – Nie mogę… – Po policzkach popłynęły jej łzy.

– Będzie dobrze. – Odciągnąłem Keire od nich, do lasu. Mała ani trochę się nie uspokoiła. 

– Puść ją, za mocno to przeżywa. – Rosita za nami pobiegła, zabrała mi małe, zresztą nie protestowałem, zaprowadziła je do Erin. Keira wtuliła się w siostrę kurczowo, ciągle jeszcze płacząc. Ja przytuliłem Rosite. 

– Wymyślimy coś innego, kochanie. – Oparłem pysk o jej kłąb.

Blakie patrzyła na nas: – A ja mogę pójść gdzieś z tobą, tato? Albo z mamą? Sama?

Przez parę sekund Rosicie udało się powstrzymać płacz, ale potem załkała głośno. Blakie patrzyła na nią zaskoczona. Rosita odeszła od nas, to chyba było dla niej za dużo.

– Ale serio pytasz? – odezwała się Erin: – Wiesz że dosłownie wyrastasz z Keiry?

– Erin! – krzyknąłem.

– Kiedy to prawda! 

– Trudno – stwierdziła Blakie, jakby jej to wcale nie obeszło: – Pobawimy się?

– Pewnie! 

Kryzys zażegnany, na razie szło dość łatwo, zaskakująco dobrze to przyjęła, ale nie oszukujmy się, to nie może trwać zbyt długo. Co zrobić w tej sytuacji? Jak to im wytłumaczyć? 


~*~


[Keira]


Nie robiłyśmy nikomu krzywdy, wspinałyśmy się tylko, a tata i tak na nas krzyczał.

– Złaźcie mi stamtąd! – ale jego głos z trudem docierał do moich uszu, zagłuszał go szum wiatru, rozwiewający nasze uszy, grzywy i ogony. Byłyśmy naprawdę wysoko.

Wskoczyłam na półkę skalną, wiedziałam że jest dokładnie tam gdzie przed chwilą stuknęły kopyta siostry, kiedy wybiła się do kolejnego skoku. Zanim tu weszłyśmy, Blakie oparła głowę o mój kłąb, mówiła że chce się zdrzemnąć i rzeczywiście chyba spała. Nie pomagała mi się wspinać, ani nic nie mówiła.

– Erin stój! Zabijesz się! – krzyknął tata, nerwowo pokonując półki skalne, które już dawno miałyśmy za sobą. Siostra skoczyła, a ja wskoczyłam tam gdzie przed chwilą stała.

– Tutaj – zawołała: – Jesteśmy już na szycie.

Skoczyłam w stronę jej głosu, szarpnęła mnie za grzywę, przyciągając do siebie, przez chwilę nie miałam nic pod tylnymi kopytami. Serce zabiło mi mocniej. 

– Jak bardzo jest wysoko? – zapytałam.

– Tak bardzo że widać caaały las, rzekę… – Przeszłyśmy się trochę, nie odrywałam pyska od jej boku: – Tam dalej jest dolina i kolejne góry, te są dopiero nierówne i ściany są niemal pionowe – mówiła podekscytowana.

– Nie ruszajcie się stamtąd! – zawołał tata.

– Wcale nie śpisz, masz otwarte oczy – powiedziała Erin. Do Blakie? Dlaczego Blakie mnie okłamała?

– Chciałam by Kei weszła tu całkiem sama. – Uniosła głowę, od razu zależało mi na kłębie, w jej głosie zabrzmiała duma: – Od dzisiaj jesteś mistrzynią wspinaczek – dodała uroczyście i włożyła coś w moją grzywę.

Uśmiechnęłam się rozbawiona, ale też szczęśliwa. Blakie miała rację, pokonałam całą drogę zupełnie sama. Chyba mogłam być z siebie dumna?

– Zaraz po mnie. – dodała Erin: – Podrażnimy się z nim trochę – szepnęła na moje ucho. Pokręciłyśmy się przy krawędzi, nie pierwszy raz wygłupiając się tak z tatą. Nie lubił tego, ale i tak się śmiałyśmy. Oprócz Blakie. Jak wszedł na szczyt złapał mnie za grzywę, oddzielając od Erin.

– Erin! – krzyknęłam, próbując ją znaleźć, wpadłam na tatę, czując jej zapach po jego drugiej stronie odrobinę się uspokoiłam.

– Chcecie doprowadzić mnie do zawału?

– Czemu nie? – odpowiedziała mu Erin.

– Bardzo zabawne, schodzimy, tylko ostrożnie. W domu…

– Czeka nas kara, wiemy. Jesteście tacy przewidywalni i nudni.


~*~


– Gdzie były?– Mama nas przytuliła, poprawiła mi grzywkę, odsłaniając oczy. Zasłoniłam je z powrotem, bo nie lubiłam jak wiatr mi w nie dmuchał, a tym bardziej jak wpadał w nie jakieś pyłek. 

– Na szczycie góry – tata westchnął: – Wystarczy że podwinęłaby się wam noga i byście spadły! – krzyknął na nas. Położyłyśmy uszy, a przynajmniej ja, bo nie lubiłyśmy gdy to robił.

– Mi to nie grozi – zażartowała Blakie.

Parsknęłyśmy śmiechem.

– Pedro… – wtrąciła mama, jakby próbowała uspokoić tatę.

– Ile razy można ci tłumaczyć, Erin? Ile?! – krzyknął i tak.

– Zero i tak nie posłucham – odpowiedziała siostra: – Dlaczego miałabym? Mógłbyś nas do tego zachęcić, a nie na nas wrzeszczeć.

– Mogłyście zginąć – powiedziała mama: – A wtedy już nic fajnego byście nie przeżyły. 

– Byłam ostrożna. Keira też.

– To prawda – dodała Blakie. 

– To nie wystarczy, brakuje wam doświadczenia, dopiero się uczycie wspinać, dlaczego nie poprosiłyście nas o taką wycieczkę? 

– Bo wy wybieracie najłatwiejsze szlaki i okropnie nudne. 

– Więc mogłyście poprosić Irutt, wspinałybyście się gdzie byście chciały, bo ona by was złapała w razie czego.

– Nie możemy ciągle jej wykorzystywać – wtrącił tata.

– Czemu nie? – zapytała Erin: – Jest o wiele ciekawsza od was, dlaczego ona nie może być naszą mamą?

– Erin – ostrzegł tata.

– Jesteście głodne? – zapytała mama, jej głos lekko zadrżał. Ruszyłyśmy ochoczo, ssąc jednocześnie. Mleko mamy wciąż okazało się najsmaczniejszym pokarmem jaki jadłyśmy. Nic nie było tak ciepłe i słodkie. 

– Ja też mogę? – zapytała Blakie, jak tylko skończyłam, obróciłam się odpowiednio, by mogła się napić.

– Kochanie, są już wystarczająco duże by przejść wyłącznie na stały pokarm.

– Póki mam mleko będę je karmiła. To nic złego.

– A zresztą…

– Odpocznij, poradzę sobie. – Poczułam jak mama się poruszyła, jak tylko Blakie skończyła pić. Niewiele zjadła, nasz żołądek już był pełny. 

– Z nimi trzema? Ja ledwie wyrabiam.

– Chcę zostać z nimi sama.

– Nie musisz niczego udowadniać.

– A może chce udowodnić sobie że potrafię się nimi zająć bez niczyjej pomocy? I mam dość twoich rad.

– Dobra, nie kłóćmy się, będę niedaleko. 


~*~


Mama coś do nas mówiła, pewnie tłumaczyła nam to samo co zawsze. Nie słuchałyśmy na nią. To zwykła strata czasu. Zaraziłam się ziewaniem od Erin. Oparłam o nią głowę, powoli zasypiając. 

– Jeny, mamo! Torturujesz nas. – Poderwała się. Wstałam szybko za nią.

– Chcę tylko byście zrozumiały…

– Ale przecież wiemy, specjalnie was nie słuchamy. Nudni jesteście!

Milczała. Poszłyśmy sobie. Poczułam zapach mamy przed nami i usłyszałam jej przyspieszony oddech, chyba ją zdenerwowałyśmy.

– Macie karę – oznajmiła.

– Nie przestrzegamy kar.

– Jeśli myślisz że gdziekolwiek was puszczę to się mylisz. 

– Zobaczymy. – Kopyta siostry trafiły w mamę, nie jak podczas naszych zabaw, uderzyła z całej siły. 

– Nie rób tego – powiedziała Blakie.

Mama jęknęła, stałam jak wryta. Nigdy nie atakowałyśmy mamy.

– Erin! Do cholery! – Tata nagle wpadł w nas, przewrócił Erin. Położyłam się, wtulając się w nią: – Czy ty jesteś normalna?!

– Zostaw ją! – krzyknęła na niego mama: – Zostaw! – Usłyszałam jak go odepchnęła, dość brutalnie. Trzęsłam się, przeczesując sierść siostry. Czy tata ją zranił? 

– Prze… – tata powiedział tylko tyle, od razu przerwała mu mama.

– Mówiłam że poradzę sobie sama! Nie jestem twoim źrebakiem tylko partnerką! 

– Uderzyła cię, miałem na to patrzeć bezczynnie? 

– W ogóle nie miało cię tu być! 

Na kilka sekund zapadła cisza. Słyszałam jak Blakie cicho łka. Wsunęłam pysk w jej grzywę, przywarła do mojego czoła głową, dotknęła bokiem pyska, przez co poczułam że jej kąciki warg są uniesione. Uśmiechała się. Czyli już wszystko w porządku.

– Łał – głos Erin był rozbawiony: – Walczcie! 

– Nie odzywaj się – zagroził jej tata.

– Idź się uspokoić – kazała mu mama.

– Ty też powinnaś – oddalił się od nas: – Nie wiem czy w ogóle tu jeszcze wrócę. – Zahaczył o gałęzie, słyszałam jak ugięły się i gwałtownie wróciły, przecinając powietrze.

Serce mamy biło już szybko, ale teraz przyspieszyło jeszcze bardziej: – Pedro…

Tata pobiegł daleko w głąb lasu, już prawie nie słyszałam tętentu jego kopyt. 

– Idziemy pobawić się z Zam – szepnęła Erin. Wymknęłyśmy się, po chwili słysząc jak mama nas woła i biegnie przez las na oślep, nie wiedziała w którą stronę poszłyśmy. 


~*~


[Irutt]


Wylądowałam na gałęzi nad głową Zammi, schroniła się pod drzewem wyrywając z zapałem kolce ze swojego boku. Dosłownie przed chwilą wróciłam z Linnir, z kolejnych poszukiwań Karyme, chciałyśmy się przespać, wyszłam napić się wody, a wtedy Nieva powiedziała mi o zniknięciu Zam i tak dotarłam tutaj.

– Jak one się tam znalazły? – zapytałam. Podskoczyła, ledwo uniknęłam zderzenia z nią, podrywając się do lotu. Cała sierść wzdłuż kręgosłupa się jej podniosła.

– Przepraszam… – Zbliżyła się do ziemi, uginając wszystkie nogi i zniżając głowę.

– Nie przepraszaj, ja cię wystraszyłam, więc ja przepraszam. – Wylądowałam na jej grzbiecie: – To sprawka trojaczek? 

Obiecały mi że więcej tego nie zrobią, miałyśmy nadrobić wszystkie historie jak wrócę.

– Spadłam… – powiedziała z trudem, by i tak dodać: – Bawiłyśmy się. Ach! – Przegryzła dolną wargę, zamykając oczy. Nadal nie potrafiła kłamać.

– Muszą się tego oduczyć jak najszybciej. Nie możesz im na to pozwalać. – Pochyliłam się, wyciągając dziobem resztę kolców.

– Ale one są takie małe, lubię patrzeć jak się cieszą…

Już wcześniej rozmawiałyśmy na ten temat i mówiła dokładnie to samo, wspominała też że jej własne cierpienie jej nie przeszkadzało, więc nie ma sensu używać tego argumentu.

– Jak można się cieszyć z czyjegoś cierpienia? Przez coś takiego mogą wyrosnąć na sadystki. Jak nie potrafisz im odmówić to powinnaś je unikać.

– Unikać? Nie chcę im sprawiać przykrości! 

– Będą miały więcej przykrości w przyszłości, jeśli wciąż będą cię krzywdzić…

Zwiesiła głowę.

– Chodź do jaskini, opatrzę cię. – Wyciągnęłam ostatni kolec, wylądowałam obok niej, wracając do swojej postaci. Poszłyśmy dokładnie tą samą ścieżką, którą tu przybiegła.

– Ja akurat uchodzę za dziwadło. 

– Nie tutaj, małych też nikt nie nauczył by cię tak postrzegały, więc to nie jest powód dla którego ci dokuczają, robią to bo im nie odmawiasz, a mogłabyś chociaż spróbować. Albo poprosić kogoś o pomoc.

– Nie, nie przeszkadza mi to. Może dzięki temu nikogo więcej nie skrzywdzą? 


[Keira]


Kocham uciekać przed tatą, a jeszcze zabawniej jest gdy chowamy się, a on przebiega obok, gubiąc nas jeszcze bardziej. Przed chwilą zgubiłyśmy tak właśnie tatę. Wbijanie kolców w bok Zammi już mi się tak nie podobało. Zwłaszcza że Blakie bez przerwy wyrywała mi je z pyska i siłowała się ze mną, zamiast wziąć sobie własne kolce z ziemi. A jeszcze przed chwilą nie chciała się w ogóle w to bawić. Erin uważała to za zabawne. Choć Zammi się zgodziła, trochę się przestraszyłam na zapach jej krwi, ale Erin to nie przeszkadzało, więc dlaczego mi miałoby? Leżała cicho, jedynie się spinając przy każdym kolcu, ozdobiłyśmy jej nimi bok. Uciekła na odgłos kroków taty. I my też, pobiegłyśmy w inną stronę niż Zam.

 Zatrzymałyśmy się, zakradłyśmy się w następne krzaki, czułam jak liście ocierają o moją sierść, gdzieś niedaleko nas była Kometa, wiatr przywiał jej zapach do moich chrap.

– Co robi? – szepnęłam. Erin i Blakie zawsze wiedziały.

– Uniosła lekko zad, o, a teraz zleciała na niego, ale napina mięśnie – szepnęła mi na ucho Erin, coraz bardziej podekscytowanym głosem: – Idziemy po kolce.

Blakie trzymała jeden trącając mnie nieostrym końcem, ale jeden nie wystarczy. Zawróciłyśmy, zostało jeszcze mnóstwo kolców, Erin podawała mi je bym się nie skaleczyła. Tyle ile mogłam unieść. Przechyliłam głowę, dotykając ją czubkiem głowy, zamiast pyskiem, ja też nie chciałam jej skaleczyć. 

– Mam genialny plan. Blakie, tylko tego nie zepsuj, na razie nic nie rób – szepnęła Erin. Już nie chowałyśmy się przed Kometą, tylko od razu do niej wyszłyśmy.

– Cześć, ciociu – powiedziała Erin przez pysk pełen kolców.

– Co to takiego?

– To ty nie wiesz? Jesteś starsza od nas. 

– Do jeża raczej nie należały, prawda? Choć wydają się podobne, gdyby je przedłużyć byłyby prawie identyczne. 

– To kolce jeżozwierza.

– Do waszej kolekcji? W ogóle, świetny pomysł, sama mogłabym zbierać różne rzeczy, wtedy jak byłam w wąwozie…

– Nuuda – przerwała jej Erin: – Ile razy możesz opowiadać to samo? 

– Nie znam aż tak wielu historii by ciągle opowiadać coś nowego, ale… 

Siostra dyskretnie trąciła mnie w bok, własną łopatką.

– Ciociu? – Położyłam przed Kometą kolce: – Dużo ich mamy? – zapytałam, słysząc jak Erin obchodzi ją po cichu na około. 

– Sporo…

– A mogłabyś wybrać najładniejszy?

– Są prawie identyczne, chociaż ten… – Krzyknęła z bólu, poczułam nagły przepływ powietrza, kiedy poderwała się blisko mnie. Odsunęłam się. Usłyszałam jak zad Komety uderza z powrotem o ziemię. Erin wybuchła śmiechem, dołączyłam do niej, bo zawsze śmiałyśmy się razem. Poczułam jak Blakie trąca moją przednią nogę swoją, a po chwili jak jej głowa ciągnie w dół, zawiesiła ją. 

– Dlaczego to zrobiłyście?! – wykrzyknęła Kometa: – Obiecałyście Irutt. Jestem pewna że…

– Sama nie dotrzymała słowa, zniknęła sobie na kilka dni i nie dostałyśmy nic nowego do kolekcji – odpowiedziała Erin.

– Zniknęła szukać Karyme, rodzice wam nie mówili? Nie wbijajcie we mnie więcej żadnych kolców. 

– Położyła uszy… – szepnęła mi na ucho Erin, podała mi kolec: – Sięga po kolec, który wbiłam jej w zad, celuj tutaj. – Siostra nakierowała mi pysk we właściwą stronę. Blakie złapała go w ostatniej chwili, zmieniając nieco kierunek.  Na kolejny okrzyk Komety, wzdrygnęłam się, puściłam kolec, który już zanurzył się w jej skórę. Zam nie krzyczała.

– Dzięki Blakie, za psucie zabawy – powiedziała Erin, nie kryjąc niezadowolenia.

– Przebiłybyście jej oko…

– Hej! 

Kometa zabrała Erin ode mnie. Skoczyłam do przodu, uderzając w Kometę, chciałam się tylko dostać do Erin.

– Ał! Wyrywasz mi włosy!

– Mnie zabolało bardziej. – Chyba ją puściła, siostra znalazła się z powrotem przy moim boku: –  Przestańcie, nic wam nie zrobiłam.

– Teraz tak!

– Szarpnęłam cię tylko za grzywę i to wcale nie używając zbyt wiele siły, chciałam ci pokazać…

– Ja ci też pokaże! 

– Nie! 

Erin poruszyła się gwałtownie. Co się dzieje? Dotknęłam jej grzbietu, stała dęba, walczymy z Kometą?

– Przestańcie mnie krzywdzić… – prosiła Kometa. 

Erin upadła. Podbiegłam.

– Stój! – krzyknęły Blakie z Erin.

– Trzymam kolec – dodała Erin, gdy się zatrzymałam. 

– Jesteście jeszcze źrebakami, źrebaki nie mogą być złe, a przynajmniej nie aż tak…  – mówiła Kometa.

– Bycie złym jest fajne. – Erin wstała.

– Jest wyjątkowo słabe, jestem pewna że nie chcesz zostać zupełnie sama, a jak nadal będziesz tak robiła to zostaniesz…

– E tam. Pokaż lepiej jaka jesteś potężna, bo tak się chwaliłaś że mogłabyś nas przypadkiem skrzywdzić.

– Nieprawda, nie chwaliłam się, nie lubię nikogo krzywdzić, próbowałam wam wytłumaczyć że źle postępujecie, może trochę, może bardzo nieudolnie, ale ..

– Pff. Walcz! 

– Nie walczmy z nią – wtrąciła Blakie.

– Ty nie musisz.

Zaszarżowałyśmy na nią, uderzając kopytami. Zahaczyłam o kolec, sprawiając że znów krzyknęła, przerwałam. Kometa płakała. 

– No puść! To ma być walka? – Słyszałam jak siostra wymachuje przednimi kopytami w powietrzu: – Tylko mnie trzymasz. Kei, walczymy! 

– Może pobawmy się w coś innego? – zaproponowałam: – To nudne. Pouciekajmy tacie, albo mamie.

– Tak, zróbmy to – dodała entuzjastycznie Blakie, coś upuszczając: – Możemy?

– Znowu? Chcę walczyć! 

– Ale Kometa płacze – powiedziałam.

– I jest ranna – dodała Blakie: – Boli ją.

– Jeny, Zam też bolało, tylko tego nie okazywała, teraz jest zabawniej.

– Jeśli Erin się podoba to mi też. – Odnalazłam kolec, wbijając go głębiej. Kometa tym razem wydała z siebie o wiele straszniejszy jęk, aż się zatrzęsłam. Musiała puścić Erin, bo siostra uderzyła o nią kopytami i przewróciła na bok. Oddech Komety był bardzo pourywany, chwilami w ogóle go nie słyszałam. 

– Pomocy! – krzyknęła. 

– Uciekamy? – spytałam.

– Pomocy!

– Wbijmy jeszcze kilka kolców, zobaczymy co się stanie – powiedziała Erin.

– Musimy? – spytała Blakie.

– Jeny! Ty nie musisz!

– Erin, rodzice bardzo się na nas zezłoszczą… – uświadomiłam sobie: – Inni też mogą.

– Chcę to zobaczyć.

Poznałam tętent kopyt taty, pędził ku nam, chyba usłyszał wołanie Komety. Przybiegła też mama, tata zatrzymał się przy nas, a ona przy Komecie.

– Czy wy kompletnie oszalały?! – krzyknął na nas: – Wiecie jaki ból jej zadałyście?! 

– Mogę sprawdzić – powiedziała Erin.

– Zostaw to! 

Mogłam się tylko domyślać że siostra sięgnęła po kolec, a tata jej go wyrwał, wiem na pewno że szarpał się z nią. Złapał Erin, ciągnąc na naszą polanę, walczyła z nim. Jak tylko odnalazłam jego grzywę szarpnęłam za nią, by tylko ją puścił, wyrwałam mu kilka włosów, ale tego nie zrobił. Blakie się nie wtrącała. Mogłaby mi pomóc.


[Rosita]


Gdy znalazłam Pedro powiedział że powbijały w Zammi mnóstwo kolców, a teraz zrobiły to też Komecie. I nie ograniczyły się tylko do jej boku. Pod jej okiem znajdował się jeden kolec. Przestraszyłam się że coś sobie zrobi, gdy wtuliła we mnie głowę, zapłakując.

 – Przepraszam cię za nie… – wymamrotałam, sama roniąc łzy, obejmując siostrę łbem: – Tak mi przykro.

– Ważne że staracie się sobie z nimi poradzić… Jakoś. Musi być wam strasznie ciężko.

– Wyjmę ci je…

– Czekaj! – Odsunęła głowę, strzygąc uszami: – Nie lepiej jeśli zrobi to Linnir? Kiedy wrócą. Wkrótce powinny tu być. Może lepiej… – Usiadła: – Pomóż Pedro? 

– A co z tobą?

– Już prawie przechodzi, zaczekam na Linnir, przecież już nic mi nie grozi. 

– Na pewno?

– Tak, już prawie… – Uniosła się na zgiętych tylnych nogach, zapierając przednimi: – Za dosłownie chwilę pójdę do jaskini – powiedziała z wysiłkiem. Usiadła, zachęcając mnie skinieniem łba bym pobiegła w ślad za Pedro i córkami.


~*~


Walczyły z nim, gdy przytrzymywał jedną, atakowała druga. Blakie tkwiła z głową opartą o kłąb Keiry, przednią nogę też trzymała przy sobie, wyraźnie nie chcąc w tym uczestniczyć. Do oczu napłynęły mi łzy, gdy pomyślałam o tym że ona po prostu z nimi jest i nawet jakby chciała nie może nigdzie odejść. Miały tyle energii, a my ledwo staliśmy na nogach. Przestały, gdy mnie zauważyły.

– Nie mam już po prostu na to siły! – Pedro uderzył w pień drzewa, Keira leżąca przy jego kopytach, odruchowo się skuliła, Blakie zerknęła na niego, trzymając w pysku kamyk, wystarczyło że Erin znalazła się przy Keirze by Keira przestała się bać.

– Dlaczego… Dlaczego znowu to zrobiłyście? Skrzywdziłyście je… – głos mi się łamał. To nasze córki, kto jest za nie odpowiedzialny jeśli nie my? 

– Nudziło nam się – odpowiedziała Erin.

– Nudziło?! – krzyknął Pedro: – To teraz będzie jeszcze bardziej, bo zostaniecie tu, aż do odwołania – zdecydował. To nic nie da, ile razy już zabranialiśmy im opuszczać polanę, znowu nie posłuchają i uciekną. Już poszły w stronę drzew.

– One chyba sobie… 

Zatrzymałam sobą Pedro. Poszłam za nimi, gdy wystraczająco się oddaliłam od Pedro – od jego  niebieskiego kryształu – zatrzymałam córki pnączami. Wyrosły z ziemi, oplatając ich nogi.

– Hej! – Erin pierwsza się szarpnęła, Keira tuż po niej, pnącza nie pozwalały im unieść kopyt.

– Chcę dla… Chcę dla was jak najlepiej. – Poczułam słony smak własnych łez.

– Przecież byśmy wróciły – stwierdziła Erin.

– To prawda, mamo, zawsze wracają – dodała Blakie. 

– Nic nie zrozumiesz, Erin… Nigdy…


~*~


[Irutt]


Keira płakała. Weszłyśmy do środka. Mała leżała skulona obok również zapłakanej, stojącej na drżących nogach Rosity, wpatrującej się w Linnir. Blakie wtulała głowę w matkę, z łzami w oczach, Keira nie szukała z nikim kontaktu. 

– Naprawdę chcesz porzucić córki? – spytała Linnir, z położonymi uszami. Zam po cichu zakradła się do małych, kładąc przy nich i podobnie jak ja bym zrobiła otaczając ogonem, polizała Keire po czubku nosa, uważając by nie zahaczyć jej własnymi kłami. 

– Nie porzucam ich…

– A co w takim razie robisz, próbując nam je wcisnąć?

– Będziemy je odwiedzać…

– Co to znaczy że będziecie je odwiedzać? – wtrąciłam, równie oburzona: – Jesteście ich rodzicami, nie możecie…

– Tylko tak mogę je ocalić – przerwała mi: – Erin... Się nie zmieni, a Keira jest jej całkowicie podległa, musimy je rozdzielić. Proszę, zaopiekuj się nimi, ja nie poradzę sobie sama z Erin, Pedro też sam sobie z nią nie da rady, muszę mu pomóc… – Spojrzała mi błagalnie w oczy: – Proszę, Linnir… – zwróciła się też do niej.

– Zgadzasz się? – Sama też popatrzyłam na Linnir, prosto w jej zaskoczone oczy: – Mogę opiekować się nimi sama.

– Jeśli nadal będziecie próbowali pomóc Erin – powiedziała do Rosity: – A jak wam się uda to zabierzecie z powrotem Keire i Blakie.

Rosita przytaknęła, roniąc łzy. Blakie oparła przednią nogę i głowę, o grzbiet szyi Zammi, ze smutkiem wypisanym na pysku. Rosita wyszła z jaskini.

Zam odprowadziła ją wzrokiem: – Przepraszam…

Rosita nic jej na to nie odpowiedziała.

– Przyniosę zioła na uspokojenie. – Linnir udała się ku wyjściu: – Zam, chodź ze mną, trzeba chociaż wyczyścić rany, potem tu wrócisz.

Zmieniłam się z Zam miejscami, ułożyłam się przy małych, otulając ogonem, przygarniając do siebie. Keira płakała tak mocno że i tak nie usłyszałyby niczego co próbowałabym im powiedzieć.


~*~


Tylko ja i Zammi zostałyśmy z Keirą i Blakie. Linnir nawet nie wróciła, przekazała zioła Zam i to ona je przyniosła. Pozwoliłam jej położyć się z małymi. Sama zajmując miejsce tuż obok nich.

Choć podałyśmy Keirze zioła na uspokojenie i tak przepłakała całą noc nawołując za Erin, nie pozwalając Blakie spać, jakby znów była kilkudniowym źrebakiem, a nie kilkumiesięcznym. Nad ranem nie miała już siły. Zam zasnęła tuż po tym jak mała ucichła. A zaraz po niej Blakie, z główką opartą o kłąb Keiry. W wejściu pojawiła się Linnir, z sporą garścią trawy.

– Dziękuję. – Wzięłam ją od niej ogonem: – Gdzie byłaś całą noc? – Odłożyłam jedzenie przy małych.

– Odpoczywałam by mieć siłe je pilnować, teraz ty możesz się przespać.

– Ale…

– Keira pewnie zje i też pójdzie spać, nie będę miała zbyt wiele do zrobienia. Popilnuje ją tylko by nie uciekła. – Wtuliła głowę w moją grzywę, a ja w jej, już prawie zasypiając.

– Mówiłam ci że jesteś kochana?

– Ty też, troszczysz się o wszystkie źrebaki, teraz kiedy trzeba. – Zerknęła na Zam i już wiedziałam że nie uznaje jej za dorosłą: – I wcześniej gdy nie musiałaś – dodała.

– Powodzenia. – Wyszłam.

– Zajrzyj po drodzę pod dąb – Wyjrzała z jaskini.

– Zostawiłaś tam coś dla mnie?

– Zobaczysz.

Pod dębem Linnir zostawiła stertę zerwanej trawy i kwiatów, mogącą z łatwością mnie pomieścić. Od razu przypomniałam sobie jak Zam opowiadała nam o mrocznych koniach – lubią wylegiwać się na wysuszonej trawie, same nigdy jej nie jedzą, więc nie uznają tego za marnotractwo. Ułożyłam się wygodnie na stercie, przy okazji, nim zasnę, mogłam trochę podjeść, zaczynając od słodkich kwiatów.

“Kto teraz pilnuje okolicy?” zapytałam Nievy, telepatycznie, na odległość.

“Ja, Ajiri i Kometa. Chcesz się zamienić?”

“Nie, dzięki. Poczekam na swoją kolej.”

“Nie miałaś racji.”

“Z czym?”

“Źrebakami, źrebaki Rosity to małe potworki.”

“Widziałaś Zam?”

“Zam też? Widziałam Kometę i z chęcią zrobiłabym im to samo. Powinny przeżyć to co ja, zobaczyłyby jak to jest kiedy się tobą bawią.”

“Nieva, to jeszcze źrebaki, porozmawiamy o tym kiedy dorosną.”

“I tak nic im nie zrobisz, przy Lin jesteś łagodna jak obłoczek.”

“To ma być obelga?” – Przysypiałam już, chwile jeszcze porozmawiałyśmy i zasnęłam… 


[Celeste]


Walczyłam z dawną członkinią, wrogiego nam stada Tiziany. Kiedyś Meike kazała jej wyrwać język by nigdy nie mogła się odezwać. Gdy Zen jeszcze żył klacz była obiektem jego badań na temat ciąży, a teraz była taką samą marionetką jak ja czy mama. Mieke nią sterowała.

Z trudem odpierałam jej ciosy, utrzymując równowagę na tylnych nogach tylko dzięki skrzydłom. Meike stała kilka kroków dalej, przyglądała się mi. Klacz nagle podcieła mi nogi, upadając uderzyłam bokiem o ziemię. 

– Źle – stwierdziła Meike.

Gdy się podnosiłam, klacz momentalnie przygwoździła mnie do ziemi, tym razem uderzyłam brzuchem, spiętym, gotowym na cios, o podłoże. Nie wiedząc czy to reakcja moich własnych mięśni czy zasługa Meike że tak się spięły.

– Czy nie mówiłam ci byś nie traciła czujności? Bitwa się dobrze nie zacznie, a już cię zabiją.

Moja odpowiedź nie nadeszła.

– Koniec na dzisiaj. – Ruszyła w stronę wąwozu, dostrzegłam mamę lecącą przez niebo w kierunku stada. Wraz z kilkoma innymi pegazami, także zawładniętymi poprzez zielone kryształy. Co oznaczało że Meike już upewniła się że z moim nienarodzonym rodzeństwem jest wszystko w porządku i dalej za pomocą mamy może pokierować stadem. Ku wojnie z Tizianą. A ja zostanę tutaj zupełnie sama, dopóki zagrożenie nie minie.


[Cruzina]


Trzęsłam się i oddychałam zbyt szybko i zbyt płytko. Chaos oparła głowę na moim grzbiecie, ale jak ten prosty gest miał mnie uspokoić? W jaskini Mago. Naprzeciwko Mago. Przez niego mój gatunek umiera. Została dosłownie tylko Irutt. 

Dotknął mojego czoła, odruchowo zamknęłam oczy. Jak tu duszno.

“Dziwne.”

Dlaczego słyszę jego głos? Tak ma być?

“Nic tu nie ma. Mógłbym porównać jej umysł do pustyni, a przecież musi o czymś myśleć. Inni gdy próbowali się bronić myśleli o bzdurach i o tym o jakich bzdurach myśleć, albo powtarzali w kółko by nie myśleć, ale w gruncie rzeczy jakieś myśli zawsze słyszałem.”

Czyli słyszę jego myśli? Zamiast on moich.

“Elektra też miała ciężki umysł… Nieva. Nie-va. Nieva. Jeszcze ciągle się mylę. No nic, Mogę wprowadzić ją w wizje.”

Poczułam jak Mago zabiera pysk z mojego czoła. Otworzyłam oczy, na korytarzu panowało zamieszanie, ktoś się szarpał. Zaklęci przyprowadzili tu siłą niebieską klacz.

“Nie pozwoliłaby zabić Lin.”

Nadal słyszałam jego myśli.

– Zabijcie ją – powiedział. Przewrócili… Lin? Widziałam jej przerażone oczy, wpatrujące się w uniesione kopyta, które za chwilę miały roztrzaskać jej czaszkę. Nagle zobaczyłam na jej miejscu moją siostrę. Bez rogu i ogona, przemienioną w konia tak jak ja.

“Co…? Kto to jest?!”

Zaklęty kilka razy uderzył ją w głowę, wykręciła się w moją stronę, patrząc na mnie, a z chrap wypłynęła jej krew. Nie mogłam oddychać, wszystkie mięśnie mi zmiękły. Runęłam na ziemię.


– Cruzina! – krzyknął Mago. Duszno mi, najbardziej palił mnie grzbiet, zupełnie jakby za nim płonął ogień.

– Zemdlała, spokojnie, żyje. – Thais chyba mnie dotykała, ktoś na pewno to robił, uciskał mój bok, przykładał ucho.

– Jak mam być spokojny? Moja wizja wymknęła się spod kontroli. Chyba… Chyba jej wspomnienia się z nią wymieszały. Jak inaczej to wyjaśnić?

– Nigdy ci się to nie zdarzyło? – zapytała Chaos, jako jedyna nie okazując żadnych emocji.

– Mistrzu, za ciepło jej.

Ogień zniknął. Wzdrygnęłam się, czując na moim grzbiecie coś mokrego. Byłam cała mokra.

– A teraz za zimno.

– Zdecyduj się, Thais.

– Wstrzymaj się z ogniem, przykryje ją. 

Otworzyłam oczy.

– Jak się czujesz? – Chaos pochyliła nade mną głowę, Thais akurat wychodziła.

– Kim była ta klacz? – zapytał Mago.

– Moja siostra… – Obróciłam się na brzuch, spojrzałam w oczy Chaos błagalnie: – Możemy wyjść?

– Pomogę ci wstać. – Podsunęła mi szyję bym się na niej oparła. Moje nogi wciąż wydawały się miękkie. Przynajmniej nie popuściłam jak ostatnim razem. Byłam pierwsza przy wyjściu i tylko ciemność korytarzy odstraszyła mnie od postawienia kolejnego kroku. Tylko Thais widziała moją siostrę, Mago nie mógł wiedzieć jak wyglądała, prawda?

– Zaczekaj, przeziębisz się, jesteś cała spocona, a wieczorem jest chłodno. Thais zaraz czymś cię okryje. – Mago podszedł do Chaos, która na szczęście, niby przypadkiem stanęła między nim, a mną: – Witamy w rodzinie, Cruzino. – Uśmiechnął się przyjaźnie. 

Nie jestem ich częścią, jestem tu, bo nie chciałam dalej błąkać się sama. 

– Rano poćwiczymy trochę z twoją mocą. Nie jest niebezpieczna, więc puszczam cię wolno. Miłego spędzenia czasu.

– Nawzajem – odpowiedziała mu Chaos i ruszyłyśmy korytarzem.

– Cruzina, nie zapomnij by Thais cię okryła przed wyjściem! – zawołał za nami Mago.


~*~


Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam, nie czując stresu. Każdy przechodzący nawet daleko od nas zaklęty, sprawiał że natychmiast zwracałam na niego uwagę. Nakrycie z takiego samego materiału, jak opaska na szyi Thais zamiast pomagać sprawiało że było mi za ciepło. Powoli się ze mnie zesuwało, chciałam je zrzucić dyskretnie, najlepiej jakby samo spadło.

– Jedz, obserwuje resztę – oznajmiła Chaos. 

– To hybryda? – Dostrzegłam ją blisko drzew, rozmawiała z zaklętym. Mała plamka zielonego i niebieskiego światła przebijała się przez jej brzuch. Podeszła do nich inna hybryda, przez jej brzuch nic się nie przebijało.

– Dlaczego w jej brzuchu coś świeci? – szepnęłam, wskazując ukradkiem na dziwną hybrydę. 

Chaos uważnie jej się przyjrzała: – Nie widzę żadnego światła.

– Barwą przypomina kryształy, jakby… – Po grzbiecie przeszły mnie ciarki. Czy Mago zamusił tą hybrydę żeby…? Znów nie mogłam oddychać.

– Cruzina?

– Odejdźmy stąd, proszę…

– Co się dzieje? – Nie wiadomo skąd przyszła Thais. Chaos przywarła do mnie, bym poczuła się pewniej. 

– Czy to możliwe by Mago kazał komuś połknąć kryształy? – zapytała jej Chaos.

– Co takiego? Jak możesz go o to oskarżać? – Thais niemal krzyknęła: – Nie jesteśmy potworami. Mago zakazał używania zielonych kryształów. Znam Mago odkąd pamiętam, do czegoś takiego zdolna by była chyba tylko Meike, a ona nie żyje.

– Wiedziała o kryształach?

– Mogłaby dowiedzieć się od hybryd tak jak my, ale wątpię. Mago w życiu by jej o tym nie powiedział.


~*~


Zamiast trzymać się z dala od zaklętych trafiłam znów do jaskini Mago, samego ich centrum. Chaos powiedziała mu o moich podejrzeniach. Jeśli on ich kontroluje nie powinna nikomu tutaj nic mówić.

– Więc mówicie że mamy szpiegów? – Mago chodził wokół ognia, palącego się bez niczego i w dodatku na skale. Musiał być wytworem jego mocy.

– Cruzina ponoć widziała w ciele u jednej z hybryd kryształy – powiedziała Thais.

– Tak przypuszczam… – wtrąciłam niepewnie.

– Zielony i niebieski. Ale czy możemy jej ufać? – Thais zmierzyła mnie od kopyt po czubki uszu: – Dopiero do nas dołączyła.

– Mogłaby powiedzieć to samo – odparła Chaos: – Nie miałaby żadnego interesu by nas oszukiwać 

– Dziwne że ty tak szybko jej zaufałaś – Thais zatrzymała na niej podejrzliwe spojrzenie, które szybko przemieniło się w wrogie: – Irutt.

– Thais, to już obsesja. – Mago zatrzymał się przed nami, obok niej.

– Nie bez powodu każesz nam trzymać się w grupach. A ona zniknęła na kilka dni, była tylko z Cruziną.

– Możesz mnie sprawdzić – odezwała się Chaos.

– Już wszystko jasne! – Mago uniósł głowę, szerzej otwierając oczy, przez jego krzyk skuliłam się w sobie, spojrzał na nas: – Jednorożce nienawidzą hybryd. To Irutt ich kontroluje.

– Musimy ich natychmiast zabić – powiedziała nerwowo Thais.

– Zabić? Myślałam że im pomożecie – wtrąciłam, jeszcze bardziej przerażona.

– Wtedy też dowiemy się czy mówisz prawdę. – Thais zwróciła się do mnie, przyprawiając mnie o dreszcze.

– Nie. Po pierwsze naprawdę się zmieniłem. – Spojrzał na Chaos, skinął jej głową: – A po drugie, Irutt od razu dowie się o tym że wiemy o jej szpiegach. Trzeba zachowywać się normalnie, podzielić grupy tak by szpiedzy byli w jednej i nie mówić w ich towarzystwie nic ważnego.

– Za którymś razem mogliby się domyślić że wiesz, powinieneś dzielić grupy jak wcześniej – powiedziała Chaos: – Poza tym niekoniecznie Irutt ich kontroluje.

– Masz rację…

– Czyli ufamy bezgranicznie Cruzinie? – zapytała Thais: – Sam mówiłeś że każdy może okazać się wrogiem. Nawet ktoś tak strachliwy jak ona. Gdybyśmy zabili tą hybrydę, moglibyśmy zobaczyć czy faktycznie połknęła kryształy.

– Tłumaczę ci…

– Upozorowalibyśmy wypadek, Irutt by się nie zorientowała.

– Nie zabije więcej niewinnej osoby, przykro mi.


⬅ Poprzedni rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz