piątek, 19 lipca 2024

:: Kolekcja ::

[Pedro]


Kilka kolejnych dni i Erin już zaczęła mówić, zadając tak wiele pytań, czasem tak prostych a zarazem skomplikowanych, jak to dlaczego drzewo akurat wygląda tak jak wygląda, że musiałem się dwoić i troić by coś sensownego jej na nie odpowiedzieć. Rosita dużo odpoczywała, nabrałem podejrzeń że wcale nie jest zmęczona, tylko je unika. Przestań Pedro, ty nie urodziłeś aż dwóch, trzech źrebaków, ma prawo być zmęczona.

Małe były już wystarczająco silne bym nie martwił się że coś im się stanie w kontakcie z resztą członków stada. Zacząłem od Zammi, bo pierwsza się napatoczyła.

– Co trzymasz w pysku? – I już zaczęły się Erinowe pytania. Zam zaczęła jej wyjaśniać co to kły. A ja w pewnym momencie przestałem słuchać, a potem przysnąłem na stojąco. 

Obudziłem się gdy jedna z córek mnie potrąciła biegając z pękiem włosów w pysku. Chwila. Czy to nie są…? Powyrywały Zam włosy! Leżała na boku, straciła sporę pasemko grzywy: – Zam! – Dopadłem do niej. Od razu otworzyła, wcześniej zaciśnięte oczy: – Co tu się działo? 

– Bawiły się – powiedziała wesołym tonem, obróciła się na brzuch, uśmiechnęła. 

– Pozwoliłaś im wyrywać sobie część grzywy?! 

– Przepraszam… – Zniżyła głowę, a sierść na jej grzbiecie się uniosła, cofnęła uszy: – Wiesz jak im się podobało? Nie chciałam im sprawiać przykrości…

– Jakiej przykrości Zam? Wyrywanie włosów to tortura, nie zabawa, trzeba było mnie obudzić… – Spokojnie Pedro, tylko nie krzycz, niedawno się urodziły, musisz je dopiero nauczyć co jest dobre, a co złe, tak jak rodzice uczyli ciebie. Odetchnąłem, dopiero potem zawołałem: – Erin! Keira!

Przeciągały się włosami Zam, olewając mnie kompletnie. Blakie też. 

– Chodźcie tutaj – powiedziałem. A one bawiły się dalej. 

– To tylko źrebaki, nic się nie stało – upierała się dalej Zammi.

– Stało się. Nie wolno im robić takich rzeczy. Erin! – Musiałem sam podejść, zabrać im te włosy, Keira natychmiast przywarła do siostry.

– Zabolało by was gdybym powyrywał wam włosy? – Próbowałem mówić spokojnie, ale nie do końca mi to wychodziło. Blakie wtuliła we mnie głowę, ocierając nią o moją klatkę piersiową. To nie pora na czułości, ale jak miałem ją odepchnąć? Nie potrafiłem być na nią zły.

– Pewnie – odpowiedziała Erin.

– Zammi też bolało. Powinnyście ją teraz przeprosić i więcej tego nie robić. 

– Dlaczego?

– Bo to złe, Erin. 

– Złe, czyli jakie?

Skąd ja mam wziąć tyle cierpliwości? 

– Kiedy bawisz się z siostrami uważasz by nie zrobić im krzywdy, prawda?

– Ale Zam nie jest moją siostrą.

– Na innych też trzeba uważać. Chyba chcesz by cię polubili?

– Ja was lubię – wtrąciła Zammi, zatrzymała się przy moim boku: – I wcale się nie gniewam. – Pokazała kły – choć wiem że w jej przypadku nie oznaczało to niczego złego – uśmiechając się do nich.

 Dlaczego? Dlaczego przyszła mi to jeszcze utrudniać?

– Jak przyjdą powyrywać ci nogi też tak powiesz? – niemal krzyknąłem. Erin się zaśmiała, a Kei jej zawtórowała. Może z ich perspektywy wydawało się to śmieszne. Uśmiech na pysku Zammi zelżał. Spokojnie Pedro. Spokojnie. Blakie trąciła Keire w szyję, łapiąc za jej grzywę. Keira też chwyciła jej grzywę i zaczęła się mała walka między nimi. Erin już miała dołączyć do zabawy, ale zatrzymałem ją przednią nogą. Rozdzieliłem też Blakie i Keire. Choć przyszło mi to z większym trudem. Wreszcie wszystkie na mnie spojrzały.

– Nie wolno wam, ani nikomu krzywdzić innych, tak już po prostu jest – powiedziałem: – Przeproście Zammi.

– Naprawdę nie trzeba. – Machnęła swoim o połowę krótszym niż u Irutt, ale wciąż chwytnym ogonem.

– Przeproście, inaczej nigdzie nie pójdziemy, za to to w ogóle powinnyście wrócić na polanę i z niej nie wychodzić.

– Zam nie chcę przeprosin – ciągnęła Erin.

– Nie byłoby źle je usłyszeć, ale… – tym razem Zam powiedziała coś bardziej rozsądnego. 

– No to przepraszamy – powiedziała szybko Erin: – Możemy już iść? 


[Cruzina]


Zagrzebałam pomarańczowy kryształ głęboko w ziemi i wróciłam razem z Chaos, z własnej woli. Do zaklętych. Miałam do wyboru to albo dalszą samotność. 

– Gdzie byłyście? – Mago do nas podbiegł, też skądś wracając sporą grupą. Zajęłam się drapaniem własnego boku, niestety też drżąc. Jeśli dowiedzą się kim jestem… Wystarczy że Thais mnie rozpozna.

– Wybrałyśmy się na spacer – wyjaśniła Chaos: – Raisa miała ci przekazać.

– Wiesz że mogło ci się coś stać? Mogłem cię stracić…

– Nie podjęłam tej decyzji wbrew rozsądkowi, Mago. Ryzyko jest na tyle niskie że niepotrzebnie się martwiłeś. Poza tym jestem od dawna dorosła i sama poniosę konsekwencje za własne błędy. 

– Jesteś moją siostrzenicą, Irutt mogłaby cię skrzywdzić z zemsty na mnie.

– Wątpię.

– A co ze stadem Jupitera? Jego synowie omal cię nie zabili i jeszcze jeden z nich uszedł z życiem. Jupiter na pewno się dowiedział…

– Życie nie polega na tym by się bać. Idziemy odpocząć. – Chaos zeszła na dół do jaskini. Mago stanął mi na drodze, omal na niego wpadłam.

– Ty idziesz ze mną, jak masz na imię?

– Cruzina…

Chaos obejrzała się na nas, posłałam jej błagalne spojrzenie. Teraz gdy jej zaufałam potrafiłam jej spojrzeć w oczy, tylko jej. I kiedyś Angusowi. 

– Nie obawiaj się, Cruzina, chcę tylko sprawdzić czy nie jesteś Irutt. – Dotknął mojej łopatki, naprowadzając mnie w stronę Chaos.

– Pójdę z tobą – zaoferowała ku mojej uldze. Magia znów wymknęła mi się spod kontroli, a podłoże i ściany jaskini zabarwiły się na czerwono, bo myślałam o Irutt, Chaos opowiadając mi o niej opisała mi też jak wygląda. Może już nie istnieje inny jednorożec oprócz niej?

– Popracujemy nad tym. – Obiecał Mago.

– Warto spróbować – dodała Chaos.

A ja tylko przytaknęłam. 


[Pedro]


Małe jadły, ja odpoczywałem póki mogłem, a naszą polanę odwiedziła Kometa. Jak tak dalej pójdzie to całe stado przedstawi się małym samo. Chciałbyś, Pedro. Kometa jest dopiero drugą, która postanowiła sama nas odwiedzić. 

Przeskakiwała wzrokiem z jednej małej na drugą i trzecią, i z powrotem, strzygła uszami: – Jakie one malutkie i jak ich dużo, jak sobie radzicie? 

Miałem odpowiedzieć…

– Są takie słodkie i śliczne, i słodkie i… Takie uroczę, zwłaszcza ty… Blakie, tak? – Trąciła ją w grzbiet nosa, mała uśmiechnęła się i oparła przednią nogę o klatkę piersiową Komety. Na pyszczkach Erin i Keiry widziałem zmieszanie. Jeszcze tego brakuje by jedna była zazdrosna o drugą, tego naprawdę starałem się uniknąć.

Zdążyłem jedynie otworzyć pysk.

– Wszystkie jesteście rozkoszne… Ał! – Skrzywiła się. Erin właśnie wyrwała jej włos, brudząc jej grzywę mlekiem. A tak niedawno im tłumaczyłem. 

– To boli… – Kometa odepchnęła ją nieco przednią nogą: – Dlaczego to zrobiłaś? 

– Erin, rozmawialiśmy o tym – dodałem, stając pomiędzy nimi.

– Dla zabawy. – Erin uśmiechnęła się do niej zadowolona, podając jej włos Keirze, ale to Blakie za niego złapała.

Powinienem zabrać je teraz na kolejną rozmowę.

– Naprawdę sprawia ci przyjemność dręczenie innych? – Kometa położyła uszy: – Jestem pewna że gdybym zrobiła to tobie, nie spodobałoby ci się to.

Dobra, niech Kometa sama próbuje jej wytłumaczyć. Ja też potrzebuje chwili spokoju.

– To spróbuj. – Erin spojrzała w jej oczy wyzywająco.

Keira próbowała wyrwać włos Komety z pyska Blakie, trzymała go mocno i śledziła oczami Kometę i Erin.

– Nie jestem taka. Nie chcę by zabolało was choć odrobinę, jestem od was dużo silniejsza, mogłabym zrobić wam krzywdę. Nieumyślnie. 

– Jesteś nudna. – Erin kopnęła ją w przednią nogę.

– Erin! – krzyknąłem. 

Kometa podniosła nogę, zbliżając ją do siebie. 

– Nic nie możemy. – Erin odwróciła ode mnie głowę, urażona.

– Po prostu traktuj innych tak jakbyś sama chciała być traktowana – ledwo zapanowałem nad własnym tonem.

– To zawsze działa – dodała Kometa: – Nawet jeśli dopiero kogoś poznajesz po latach przebywania w wąwozie, w zupełnej samotności, czasem nawet bez wody… 

– Co to wąwóz? – spytała Erin.

– Nie powiem ci, bo wyrwałaś mi włos i w dodatku mnie kopnęłaś. – Otrzepała się. Sprytnie.

– To wyrwę ci ich jeszcze więcej. – Erin już rzuciła się w jej stronę.

– Nie wyrwiesz. – Zatrzymałem córkę. 

– Mamo, co to wąwóz? – Wróciły do Rosity. 

– Nie wiem. – Już się położyła.

– Na pewno wiesz, powiedz. – Erin już nawet ją złapała za grzywę. 

– Przestań tak robić! – Odczepiłem ją, może trochę zbyt brutalnie. Śmiała się, Keira zresztą też. Blakie wciąż trzymała włos Komety. Mam dość: – Nigdzie już dzisiaj nie pójdziecie i jutro też nie, skoro nie potraficie się zachować jak należy.

– Myślałam że jesteście lepsze… – wtrąciła Kometa: – Takie zachowanie jest słabe. Bardzo słabe. Beznadziejne.

– A co to znaczy? – zapytała jej Erin. 

– Że nie macie żadnej wartości… Znaczy…

– Serio? – Spojrzałem na nią z niedowierzaniem: – Ma im pomóc poniżanie ich? 

– Ja… Nie to miałam na myśli, tylko… Przyjdę kiedy indziej, chyba. – Mówiła tak szybko że ledwo nadążałem za jej słowami i zanim cokolwiek odpowiedziałem już się ulotniła. Małe zajęły się szukaniem i rozdeptywaniem żuków, zrobiły sobie z tego zawody. Westchnąłem do nieba.

 Rosicie zamykały się już oczy, a przecież odpoczywała niemal bez przerwy. Naprawdę chciałbym by odciążyła mnie chociaż na kilka minut.

– Źle się czujesz? – zapytałem.

– To tylko zmęczenie, nic mi nie jest.

– Nie zaszkodzi iść po Linnir, wezmę je ze sobą. – Dopiero im zabroniłem opuszczania polany, ale przecież nie zostawię je z Rositą, kiedy źle się czuła.

– Pedro, naprawdę nic mi nie jest. Nie mogłam w nocy spać…

Wydawało mi się że spała i to więcej ode mnie. Nie licząc chwil, gdy karmiła małe. Jakoś nie zauważyłem by się częściej przebudzała

– Na pewno?

– Tak. I może odpuść im ten jeden raz? Chciałabym zostać sama, przespać się…

– Nic z tego, kara musi być. Poza tym jest mnóstwo leśnych polan gdzie mogą ją odbyć.

– Będziemy tak hałasować że mama nie zaśnie, musisz przedstawić nam innych – zagroziła mi Erin, łapiąc żuka w pysk, na szczęście jej wypadł, zgubiła go w trawie.

– A może tak was zwiąże i zaknebluje?

– Tak! – Podskoczyła, podbiegła do mnie wraz z siostrami, zadzierając łebek. Blakie trzymała teraz w pysku gałązkę, zamiast włosa.

: – Chcę zobaczyć jak to jest – domagała się Erin.

– Idziemy. – Popchnąłem je lekko. Wszedłem z nimi do lasu. Rosita już zasypiała. Chyba by mnie nie okłamała? Jeśli się źle czuje…

– Poczekajmy chwilę w ciszy i zobaczymy co się stanie – szepnąłem do córek, ukryłem się za drzewami, chowając też je. Po dłuższej chwili Rosita wstała, odetchnęła jakby spadł z niej ogromny ciężar, rozejrzała się, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, zastygła w bezruchu, otwierając szerzej oczy. Czyli faktycznie je unika. Mogła mi powiedzieć, nie byłbym o to zły. Poszedłem z naszymi córkami dalej. Może potrzebuje czasu by je zaakceptować? 

– Nie zrobisz tego? – Erin dreptała wesoło obok mnie, zadzierając łebek i ogon, Kei szła tuż obok, nasłuchując, a Blakie rozglądała się po lesie, wciąż trzymając gałązkę. 

– Nie, Erin. 

– Dlaczego?

– Dlatego że was kocham, jesteście moimi córkami i nie mógłbym was skrzywdzić, nawet jeśli ostatnio tak okropnie się zachowujecie.

– Ale ja chcę zobaczyć jak to jest.

– Po co? Powiem ci jak. – Bo jeszcze próbowałyby to zrobić: – Nie mogłybyście się ruszać ani mówić, a liany mogłyby dodatkowo przetrzeć wam boleśnie skórę, gdy próbowałybyście się uwolnić. Nic przyjemnego.


~*~


Irutt i Linnir szły ku nam, szeroką, leśną ścieżką. Córki pluskały się w kałuży błota obok mnie – Blakie mogła to robić tylko swoją jedyną nogą, ale bawiła się równie dobrze jak jej siostry – oczywiście już mnie pobrudziły, mając z tego jeszcze więcej frajdy. 

– Iruuutt! – Erin właśnie je zauważyła.

Złapałem ją za grzywę, Kei nie musiałem, od razu się zatrzymała: – Nic z tego, macie karę.

– Za co? – zapytała Irutt, zatrzymując się na przeciwko mnie. Linnir została nieco z tyłu, patrząc na korony drzew.

– Widziałaś się z Zammi? 

– Gdzieś zniknęła.

– Powyrywały jej cały pęk grzywy. 

– Serio? – Spojrzała na małe, pochylając ku nim głowę.

– Postanowiłyśmy kolekcjonować włosy – pochwaliła się Erin, zadzierając dumnie łebek.

– Świetny pomysł.

– Chyba ich za to nie chwalisz? – wtrąciłem się. 

– Zaczekaj. – Dotknęła mojego boku ogonem, otoczyła nim małe: – Też kiedyś miałam taką kolekcje.

– Naprawdę? – zapytałem razem z Erin, ona z podekscytowaniem, ja oburzeniem.

– Żeby taka kolekcja miała sens, żeby się liczyła trzeba każdego poprosić by zerwał dla ciebie swój włos i opowiedział ci historie. Nie liczy się ilość tylko wyjątkowość.

– Łał, ile ich uzbierałaś…?

– Całą stertę, a każdy należał do innej osoby i wiązała się z nim inna historia.

– Czyli włosy Zam są bezwartościowe?

– Tak, niepotrzebnie zadałyście jej tyle bólu. Obiecacie mi że więcej nie będziecie nikogo krzywdzić?

– A dasz nam swój włos?

– Dam, jeśli obiecacie i dotrzymacie danego mi słowa.

– Ale z każdego zwierzęcia w jakie potrafisz się zmienić.

– Jedno dziennie. 

– Dwa.

– Zgoda.

– Obiecujemy.

– Że?

– Nikogo już nie skrzywdzimy.

– Nawet innych stworzeń?

– Nawet ich. Tylko zmień się w coś ciekawego.

– W co byś chciała?

– Coś ogromnego.

– Istnieje wiele zwierząt większych od was. – Zmieniła się w bizona, opowiadała małym o nim, demonstrując na korze drzewa jak biziony posługują się swoimi rogami. Dla córek stałem się teraz nieistotnym elementem tła. Dołączyłem do Linnir, obserwowała Irutt zamyślona.

– Zawiodłem – mój głos ją rozproszył.

– Błędy są nieuniknione. – Zerknęła na własne blizny, zbliżało się lato, a latem były dość dobrze widoczne pod cienką warstwą jej niebieskiej sierści, zimą ginęły pod jej gęstym futrem. Zmieniała je tak samo jak my odkąd wydarzyła się ta cała historia z pomarańczowym kryształem, choć zupełnie nie potrzebowała grubszej sierści by się ogrzać: – Każda moja blizna to dowód na to ile błędów popełniłam, nie tylko podczas walki.

– Zajmowanie się źrebakami to jednak coś innego. 

– Tak samo trudnego jak walka z gryfem, w końcu od tego ile błędów popełnisz zależy jakie będą kiedy dorosną, czy sobie poradzą, czy przeżyją, czy nie zniszczysz im psychiki. Nie chciałabym odpowiadać za wychowanie innego konia, a już tym bardziej trójki 

– Dzięki, Linnir, bardzo mnie uspokoiłaś – odpowiedziałem ironicznie: – Chyba nie obwiniasz mnie o to co się stało z Zam?

– Obwiniam, nie dopilnowałeś swoich źrebaków. – Położyła uszy: – To był twój obowiązek jako rodzica. One dopiero się rozwijają, nie myślą jak dorosły koń.

– Zam jest dorosła, powinna… – Zabrakło mi słów.

– To ty odpowiadasz za swoje córki, nie ona.

Na domiar złego obwiniłem Zam za to że im pozwoliła wyrywać sobie włosy.  Brawo, Pedro. Naprawdę jesteś beznadziejnym ojcem. Dlaczego nie przyszło mi do głowy by ją przeprosić też za swoje zachowanie? Powinienem dawać im przykład, tak jak tata dawał mi. 

– Wasza ciocia Linnir. – Irutt podeszła do nas z klaczkami. Słońce już zachodziło. Dopiero teraz zorientowałem się że jest już tak późno.

– Dlaczego jesteś niebieska? – zapytała Erin.

– Wiedziałem że padnie to pytanie – skomentowałem.

– To cecha mojego gatunku – odpowiedziała jej zdawkowo Linnir, jej uśmiech też wydawał się nieszczery. Zniknął od razu gdy Erin w nią wleciała, wraz z Kei i Blakie. Widziałem jak powstrzymuje się od westchnienia. Odciągnęła je od swojej grzywy i pomarańczowego kryształu tkwiącego na jej szyi, przysuwając je do mnie.

– Łał! Naprawdę jesteś zimna. – Erin stanęła dęba, przyglądając się Linnir, zwłaszcza jej długiej, sięgającej prawie do nadgarstków grzywie: – Dasz nam swój włos?

– Co takiego? – Linnir spojrzała na Irutt, jakby to ona, a nie moja córka go od niej zażądała.

– To tylko jeden włos – odpowiedziała jej: – Niczego nie tracisz.

– Tylko włos – Wyrywała go z ogona, podając go Erin. Blakie patrzyła raz na siostrę raz na Linnir, wyciągając szyje. 

– Najpierw musisz opowiedzieć historię. – Erin go nie przyjęła.

Linnir posłała Irutt zniechęcone spojrzenie, po czym wróciła wzrokiem do małych: – Kiedyś odpadł mi jeden włos, ze starości, a na jego miejsce…

– Nie o tym – przerwała jej rozbawionym głosem Erin: – Twoją historię, z twojego życia.

– A ja mogę? – zapytała Blakie, patrząc na Linnir. I chyba tylko ja byłem w szoku, słysząc po raz pierwszy jej głos, Linnir i Irutt to przegapiły. Jeszcze tylko Kei musi powiedzieć swoje pierwsze słowa i będą już wszystkie mówiły.

– Widziałaś mnóstwo moich wspomnień. – Linnir podała swój włos Irutt: – Ja muszę znaleźć Zammi.

– Nie opowiesz im chociaż czegoś krótkiego? – Dotknęła jej klatki piersiowej ogonem, patrząc jej w oczy: – Dla mnie?

– Naprawdę się spieszę. – Linnir odwróciła głowę, odeszła od nas. A gdy Irutt za nią ruszyła, skoczyła, przeskakując parę drzew na raz. 

– Łał… – zachwyciła się Erin, szepnęła coś na ucho Keirze, podbiegła do Irutt, trącając ją w bok: – Dlaczego ona nas nie lubi? Nic jej nie zrobiłyśmy.

– Mogę się w nią zmienić. – Irutt nie spuszczała wzroku z drzew: – I opowiedzieć jej historię za nią.

– Oszukujesz! 

– Nie do końca, przecież dała wam swój włos. – Zbliżyła do nich głowę: – To jak? Chcecie posłuchać?

– Linnir musi to zrobić, inaczej nie dotrzymamy obietnicy.

– Ja chcę posłuchać – wtrąciła Blakie, odbijając kopytem od ziemi, jakby próbowała podskoczyć: – Mogę?

– Czyli już nie chcecie włosów od innych stworzeń? Ani opowieści o nich?

– Hej! – zaprotestowała Erin.

– Opowiem ci później, Blakie. Powinnam już iść. – Zerknęła na mnie. Przytaknąłem. Odleciała zmieniając się w jaskółkę. Zgubiła po drodzę kilka piór.

– Nie chcesz jednego do kolekcji? – zapytałem zdziwiony że w ogóle ich to nie zainteresowało.

– Nie słyszałeś? Włos bez historiii jest bezwartościowy. To zwykłe śmieci. – Erin zawróciła z Kei, wiedziały dokładnie dokąd iść by trafić na naszą polanę.

– Pióra to włosy?

– Aha, to przekształcone włosy, tak mówi Irutt.

– Nieprawda, to zupełnie co innego.

– Tato, a ja mogę pióro? – zapytała Blakie.

– Oczywiście, skarbie – zawróciłem szybko, by wybrać jej najładniejsze.

– Jedzenie! – Wykrzyknęła Erin na widok Rosity, wychodzącej do nas z lasu, prosto na ścieżkę, małe pobiegły do niej. Blakie oglądała się na mnie, jej głowa trzęsła się przez bieg Keiry.

– Nie jedzenie, tylko mama… – Dogoniłem je, Blakie wyciągnęła do mnie głowę, nogą zapierając się o ziemię, podałem jej pióro, uśmiechnęła się, potrząsając nim i wywijając głową. Erin i Keira już piły mleko. Rosita odetchnęła z trudem.

– Daj sobie więcej czasu, kochanie, na razie ja będę…

– Nie – przerwała mi, patrząc w moje oczy, zauważyłem ślady łez na jej policzkach: – Nie chcę postąpić jak Raisa. – Położyła uszy: – Zrzuciła całą odpowiedzialność za mnie na moją mamę. Nie wiesz jak to boli…

– Kto to Raisa? – Erin przerwała posiłek. Kei też, ale zamiast na nas słuchała na siostrę. Martwiłem się tym coraz bardziej, ale milczałem, nie chcąc stresować dodatkowo Rosity. Po co się oszukujesz, Pedro? Ona też już zauważyła. Inni pewnie też.

– Moja… Moja mama… – odpowiedziała córce.

– To masz je dwie?

– Tak… Kiedyś wam opowiem.

– Opowiedz teraz, mamo – ostatnie słowo wypowiedziała z naciskiem, jakbyśmy je zmuszali by nas tak nazywali, a przecież to powinno być naturalne dla źrebaka.

– Najpierw zjedzcie, potem się położymy do snu i wam opowiem, zgoda?

– No… – Erin się zastanowiła: – Zgoda. – Wróciła szybko do jedzenia. Kei do niej dołączyła. 

– A ty nie chcesz jeść? – zapytałem Blakie, nadal bawiła się piórkiem, puszczała je by trochę spadło i łapała w pysk. Pokręciła głową dopiero po chwili, w odpowiedzi. Też coś zjadłem razem z Rositą.


[Irutt]


– Linnir…? – Wylądowałam obok niej, wracając do swojej postaci. Szukała Zammi, próbowała złapać trop, minęła mnie, zaglądając za sporej wielkości skałę. Złapałam ją ogonem za przednią nogę. Spojrzała na mnie nic nie mówiąc.

– W poprzednim stadzie też bawiłam się z maluchami, to nie oznacza że chcę od razu zostawać matką. Nie ważne co mówiła Ennia, to nie jej decyzja tylko nasza. Chciałam jedynie byś je poznała.

– Nie o to chodziło. Nie lubię zajmować się źrebakami. – Wróciła do poszukiwań.

– Dlaczego? 

– Bez powodu, nigdy za tym nie przepadałam. Poznam je jak podrosną.

– Jak można nie lubić źrebiąt? – Wylądowałam na jej grzbiecie jako jaskółka. Nie zamierzałam jej oceniać, tylko zrozumieć. 

– Są głośne, niekiedy psotne, wszędzie ich pełno i wszystkiego jeszcze się uczą. Nie mam do tego cierpliwości.


~*~


[Pedro]


– Patrzcie co wam przyniosłem. – Położyłem przed nimi kilka gałązek z owocami, które znalazłem w lesie. Skroplonych poranną rosą. Przerwały zabawę, od razu nimi zaciekawione. Powiedziałem im jak się nazywają i gdzie je znalazłem, obiecując że za chwilę tam pójdziemy. Zaczęły pałaszować, nawet Blakie.

– Nie jest za wcześnie? – Podeszła do nas Rosita, kończąc posiłek.

– Chyba nie, skubią już przecież trawę.

– Kei… – odezwałem się w tym samym czasie co Rosita. Odstąpiłem jej. Zachęcając ruchem łba.

– Co najlepiej ci smakuje? – Pochyliła nad nimi głowę.

– Twoje mleko – odpowiedziała jej Erin.

– Wszystkie są moje ulubione – dodała Blakie: – Mogę jeszcze?

Przytaknąłem, podając małej więcej owoców, zaczęła się nimi zajadać z radością wypisaną na pyszczku.

– Pytałam waszą siostrę – powiedziała w tym samym momencie Rosita.

– Ona lubi to co ja – powiedziała z przekonaniem Erin.

– Daj jej szansę odpowiedzieć. Keira?

Zapadła pełna napięcia cisza, przerywana co chwilę mlaskaniem córek. Erin szturchnęła siostrę.

– Lubimy to samo – mruknęła Kei. Przynajmniej wiedzieliśmy już że nie jest niemową i nie jest tak całkiem od nas odcięta. Odetchnąłem z ulgą.

– Które owoce najbardziej ci smakowały? – zapytała jej Rosita. 

– Te same.

– Wskażesz nam? – Podsunąłem jej wszystkie trzy rodzaje owoców. Erin milczała, uśmiechając się pod nosem, jakby cieszyła się z jej niezdecydowania. Nie podobało mi się to.

– Chociaż spróbuj – zachęcała Kei Rosita.

– Te co Erin.

– Czyli? – dopytałem: – Pokażesz?

Mała wtuliła się w siostrę, próbując się przed nami schować, pociągnęła za sobą Blakie, która próbowała zjeść jeszcze trochę jeżyn. Poddałem jej je. Erin podsunęła maliny tuż pod chrapy Keiry.

– Te – odpowiedziała Kei.

– Wolę jagody – powiedziała Erin.

– Hej! – Keira ją wywróciła na bok, znów nie pozwalając jeść Blakie, Erin się zaśmiała, zaczęły kolejną zabawę. Blakie tym razem w niej nie uczestniczyła, oblizywała pysk, cały ubrudzony w owocowych sokach, patrząc na niedojedzone jeżyny. Chciała jeść, a ja nie wiedziałem czy powinienem interweniować i namówić Keire by jej na to pozwoliła, czy się nie wtrącać. Co zrobić? Nie minęła chwila a ganiały się na około nas.

– Kei jest za mocno przywiązana do Erin. To nie może być zdrowe – powiedziała Rosita.

– Może to normalne u trojaczek? 

Blakie już się włączyła do zabawy, śmiejąc się i wygłupiając razem z siostrami, ale ta jedna chwila wystarczyła by zasiać wątpliwości.

– Wątpię. 


⬅ Poprzedni rozdział

Następny rozdział ➡

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz