piątek, 5 lipca 2024

:: Narodziny ::

[Pedro]


Rosita urodziła dwa źrebaki, szybko i bez komplikacji. Jeden po drugim. Mogliśmy się nazwać prawdziwymi szczęściarzami, bliźniacze ciąże zwykle nie kończą się tak dobrze. Byłem tu zupełnie nie na miejscu, leżąc przed nią podczas całego porodu, ale ona nalegała bym został przy niej. A i ja byłem spokojniejszy. Spojrzałem uśmiechnięty w jej zmęczone, ale szczęśliwe oczy. Przebywaliśmy na leśnej polanie, w niewielkim lesie, słysząc stąd rozmowy reszty naszego małego stada. No, Pedro, trzeba je umyć. Wstałem, Rosita obróciła się na brzuch, sięgając do naszych dwóch, malutkich szkrabów. Mniejszych od innych źrebiąt w ich wieku.

Zdjęła z jednego chroniące w jej brzuchu warstwy, a ja z drugiego, dokładnie myjąc, jak się okazało, córeczkę. Wierciła się niespokojnie, już próbując wstać. 

– Nie… – szepnęła Rosita. 

Tylko nie mów że jest martwe.

– Co jest? – Spojrzałem na drugie z źrebiąt. Wiedziałem, wiedziałem że coś pójdzie nie tak. Dostrzegłem łzy w oczach ukochanej. Wtuliłem swój pysk w jej policzek. 

Okazało się że mamy trzecią córeczkę, wyrastała z prawej łopatki siostry, miała właściwie tylko klatkę piersiową, przednią nogę i główkę. I nie tylko tym różniła się od swoich bliźniaczek, ale też białą sierścią, zamiast myszatej i niebiesko-szarymi oczami zamiast srebrzystymi, jednak tak jak one miała szary pasek między chrapami na górnej wardze i szarą grzywę. 

– Najważniejsze że żyją, skarbie i nic ich nie boli. Nie może być inaczej. Mamy trzy zdrowe córeczki.

Białą nazwaliśmy Blakie, zrośniętą z nią siostrę Keirą, a trzecią małą Erin. Ajiri powiedziała nam że o ile Blakie i Keira serca mogą mieć osobne, to żołądek i inne narządy są dla nich wspólne. Choć sam nie wiem czy Rosita robiła dobrze karmiąc zazwyczaj tylko Keire i Erin, a Blakie okazjonalnie, gdy sama chciała.


Minęło kilka dni. Po jedzeniu zaczęły wariować. Uciekały sobie nawzajem, próbując złapać za swoje króciutkie jeszcze grzywy. Blakie równie chętnie jak Keira sięgała do grzywy Erin.

– Nie zwracają na nas uwagi… – Rosita spojrzała na mnie zmartwiona, cofnęła uszy: – Pamiętam że ja z Ivette chciałyśmy być blisko mamy.

– Ja próbowałem się bawić z rodzicami, nie interesowały mnie w ogóle inne źrebaki, ba, nie rozumiałem w ogóle dlaczego tata tak nalegał bym ich poznał. Niedługo mieliśmy wyruszyć w podróż, nie chciałem się zaprzyjaźniać z innymi, a potem musieć przeżywać rozstania z nimi.

– Rodzice się z tobą nie bawili? Ja namówiłam mamę. – Uśmiechnęła się na moment, by dość szybko posmutnieć. Też tęskniłem za rodzicami, ale jej mamy przynajmniej żyły i może kiedyś jakoś uda nam się z nimi zobaczyć.

– Mama miała chorę serce, nie mogła się przemęczać, a tata twardo stąpał po ziemi, nie wyobrarzał sobie siebie wygłupiającego się jak źrebie. Nakarmiłaś też Blakie?

– Nie chciała jeść, Ajiri powiedziała mi że ma z Keirą wspólny żołądek i po prostu nie czuje się głodna.

Małe właśnie wbiegły sobie między drzewa. 

– Ej! Wracajcie tu! – Pobiegłem za nimi. Złapałem je dość szybko, walczyły sobie na niby, na leżąco. Blakie pomagała Keirze, swoją przednią nogą. Obejrzałem się. Ku własnemu zdumieniu odkrywając że Rosita za mną nie poszła. Spokojnie. Ufa że sobie poradzisz, Pedro, dlatego postanowiła zaczekać. I nigdzie nie ucieknie.

– No już, wracamy do mamy… – Trąciłem córeczki, zachęcając je do wstania. Totalnie mnie zignorowały, bawiąc się dalej. 

– Jesteście urocze, ale nie wolno się od nas na razie oddalać. – Rozdzieliłem je. Erin na mnie spojrzała, prosto w moje oczy. Keira zaczęła rozpaczliwie nawoływać mamę. Blakie patrzyła na nią zaskoczona. Gałązki zaszeleściły i Rosita znalazła się przy niej.

– Co się stało? – Przygarnęła je do siebie. Mała nie przestała wołać, popłakując, wyrywała się. Blakie wtuliła w Rosite łebek. Rosita je puściła, Keira uciekając uderzyła w moje przednie nogi, trafiła w nie też swoją siostrą.

– Już dobrze, wasza siostra tu jest. – Przysunąłem je delikatnie do Erin. Momentalnie się uspokoiła, przywarła cała do siostry, kładąc się obok niej. Rosita miała w oczach łzy.

– Pokochają nas, skarbie. Prawda, Erin? 

Córka popatrzyła na mnie. Wstała, a wraz z nią Keira. Czasem miałem wrażenie że każda wie co druga zaraz zrobi. Blakie obejrzała się na nas.

– Blakie już nas kocha – dodałem: – Chodźcie tutaj. – Przytuliłem je, skinąłem głową Rosicie, dołączyła do nas, we wspólnym rodzinnym uścisku.

– A jeśli je zawiodę? Co jeśli jestem złą matką? – szepnęła.

– Nawet tak nie mów.


[Celeste]


Mama stała nieruchomo niczym rzeźba, jak zawsze gdy Meike nią nie sterowała, poprzez zielony kryształ w jej żołądku. Mi pozwalała na trochę więcej swobody – kilkanaście miesięcy temu zniewolona w ten sam sposób przez nią hybryda wepchnęła mi zielony kryształ do gardła i zmusiła bym go połknęła. Od tej pory Meike znała każdą moją myśl, pozycje i mogła swobodnie odbierać wszystko co przekazywały mi własne zmysły. A kiedy tylko zechciała, sterować mną, tak jak mamą. Dwa miesiące od tych wydarzeń, sprawiła że stałam się czystej krwi pegazem, moje skrzydła już nie wyrastały z kłębu, a łopatek, a zanik mięśni w nich przestał postępować. 

Mimo to mama oczekiwała kolejnego źrebaka. 

Oparłam o jej grzbiet skrzydło, wtulając w nią głowę. Przypominając sobie wszystkie wspólne chwile. Marzyłam nawet o tym by znów na mnie nakrzyczała, tylko żeby to była naprawdę ona.

– Celeste.

Na głos Meike się wyprostowałam, nie z własnej woli. Moje na moment uniesione pióra wygładziły się wbrew temu co czułam. Obeszła mnie na około.

– Powiedz mi, co ty robisz? – Zatrzymała się naprzeciwko mnie, patrząc na mnie z góry.

Moje mięśnie się rozluźniły, nie kontrolowane już przez Meike. Poczułam się tak jakby pozwoliła mi znów oddychać. Milczałam, bo nie miałam nic do powiedzenia.

– Wyjaśnij mi – nalegała: – Zawalcz w końcu o swoje. Jak chcesz przewodzić stadem będąc tak uległa?

– Co mam powiedzieć, skoro w głowie mam tylko pustkę?

– Rozumiem że nie chcesz już więcej widzieć matki?

– Zrobisz jak uważasz.

Obserwowała mnie jeszcze przez chwilę, być może czekała na inną reakcję, po czym odeszła. Położyłam się, odruchowo chciałam się zakryć skrzydłami, ale Meike zawsze gardziła moją małą ucieczką od świata, więc tego nie zrobiłam. Obejrzałam się na mamę. 

– Przepraszam… – szepnęłam. Nigdy nie dotrzymałam obietnicy że jej pomogę i nigdy nie dotrzymam, bo póki Meike żyje to niemożliwe.


[?]


– Nie często ktoś mdleje na twój widok.

– Przestań, bracie.

– Twój róg musiał ją przerazić.

– Nie miałam założonego kryształu. 

Kręciło mi się w głowie, nie rozpoznawałam tej groty.  A oni dwoili mi się przed oczami, ona… To ona. Jej sztylet rozerwał gardło mojej siostry, u jej kopyt leżeli moi mali bracia. Słyszałam już tylko dudnienie własnego serca, mięśnie mi zmiękły, a brzuch i nogi zmoczyło coś ciepłego. Ja krwawię. Już mnie zraniła. Wyjście było tylko jedno, tuż za nią. Mam jedną jedyną szansę. Wstałam, podeszła do mnie. Odsłoniła wyjście. Cofałam się. Nie mogę dotknąć ściany. Nie mogę dać jej się zaprowadzić w róg. Zatrzymałam się. 

– Nie musisz się mnie bać, siostro. – Przycisnęła pysk do moich ran: – Już jesteś bezpieczna, nikt więcej cię…

Odskoczyłam, rzuciłam się prosto do wyjścia. Pobiegłam przez korytarz, jeden, drugi, ledwo wyrabiając na zakrętach. 

– Chaos! – Tuż przede mną, szły korytarzem: – Pomocy! 

Obejrzała się na mnie, wpadłam w nią, nie dając rady zahamować. Obróciłam się, niechcący ocierając o nią. Już po mnie biegli: – Ona mnie zabije – Odwróciłam się z powrotem do Chaos, Raisa ukryła się za nią: – Już tu jest. Pomóż mi, Chaos.

– Chodź. – Lekko mnie popchnęła, dalej wzdłuż korytarza. Pobiegłam. Dogoniła mnie i sobą nadała konkretny kierunek ucieczki. Wbiegłyśmy do innej groty, nim się zorientowałam zrobiłam kółko, ale nie mogłam już wybiec, zablokowała sobą wyjście.

– Nie, proszę, nie ty. – Łzy przysłoniły mi obraz. Nie zostawiła żadnej luki, przez którą mogłabym się spróbować przecisnąć. Szli po mnie, ich stukot kopyt stawał się coraz bardziej wyraźniejszy.

– Thais nic ci nie zrobi, chce ci tylko pomóc, spójrz, opatrzyła ci rany.

– Zabiła moje rodzeństwo, Chaos, przyszła po mnie. Proszę…

– Dzięki że ją przypilnowałaś. – Już tu jest. Nie mogłam złapać oddechu, krzyknęłam, gdy zjawiła się w wejściu. Od krwi. Rozbolała mnie cała klatka piersiowa. Wbiła w nią sztylet? Czy ja umieram? Spuściłam wzrok, nie wiedząc sztyletu, za to podłoże się kołysało.

– Uważaj.

Przewróciłam się na Chaos, po krótkiej chwili tracąc przytomność.


~*~


Budząc się podniosłam szybko głowę. Chaos leżała tuż obok, poprawiła jeden z moich opatrunków. Zamrugałam, ale ona nie zniknęła. A grota wyglądała tak samo jak poprzednia. Poczułam zapach moczu. Na własnej sierści. Czyli to wtedy nie była krew… Schowałam głowę w przednich nogach. Co za wstyd.

– Skąd mnie znasz? – zapytała.

– Angus… – wydusiłam: – Powiedział mi o tobie, Raisie, o wszystkim, nim odszedł. – Moje oczy zwilgotniały od zbierających się łez. Leżał tak pobity że z trudem go rozpoznałam i nic nie mogłam zrobić by pomóc mu przeżyć. 

– Kim dla niego byłaś?

– Opiekował się mną… – Popatrzyłam na jej uszy, bo zbyt trudno było mi spojrzeć w jej oczy. Na darmo się starałam, kiedy moje ciało tak się trzęsło. Jakbym znów widziała śmierć siostry, znów była pobrudzona jej tryskającą krwią i znów utknęła w jaskini, nie mając odwagi powiedzieć własnego imienia. Aż w końcu je zapomniałam, a nawet bałam się próbować sobie je przypominać.

– Nic ci tutaj nie zagraża. – Oparła głowę o mój grzbiet, w ten sposób to on ją pocieszał: – Nawet Thais. Opatrzyła cię i zabrała od zwykłych koni, którzy cię ścigali i zranili. Gdyby chciała cię skrzywdzić to zrobiłaby to już dawno.

Poczułam ukłucie w już dawno zagojonym boku, gdy podczas ucieczki drasnął mnie jej sztylet. 

– Wyjdźmy stąd, proszę…

– Dobrze.

Podniosłam się, starając się ukryć moją pobrudzoną sierść podbrzusza i tylnych nóg, za przednimi nogami i ogonem. Na pewno czuła ten zapach. 

– Chcesz najpierw pójść nad wodę? Jedno z źródeł znajduje się w innej grocie. 

Przytaknęłam. 


Chaos była na tyle uprzejma że zaczekała przy wyjściu, zachęcając mnie ruchem głowy bym weszła do środka, pośrodku groty znajdowało się niewielkie jezioro, ale mieszczące przynajmniej dwójkę koni. Wskoczyłam do wody, obmyłam sobie sierść jak najszybciej mogłam, wyskoczyłam, otrzepując się kilkakrotnie, aż byłam w miarę sucha i dopadłam do wyjścia. Odetchnęłam z ulgą na widok Chaos. Nie zostawiła mnie, choć mogła. Obok nas przeszło kilka koni, zajęłam się drapaniem własnego boku, choć wcale mnie nie swędział. 

– Niestety nie będziemy same na zewnątrz – oznajmiła Chaos: – Aczkolwiek oni nie zrobią ci krzywdy, są zaklętymi tak samo jak ty.

Niemożliwe. Jestem w samym środku… Zabrakło mi tchu. Słyszałam ich wszędzie.

– Nie musisz się niczego obawiać

– Nie mogę tu zostać… – Spojrzałam na jej uszy, na chwilę zerkając też na korytarz, z trudem łapiąc płytki, krótki oddech: – Proszę, będę mogła ci wszystko powiedzieć o tobie, Angusie… 


[Pedro]


Wreszcie małe zasnęły. Mogliśmy odpocząć. Na kilka minut. Irutt nas odwiedziła, w swojej własnej postaci, trojaczki usłyszały jej kroki, Erin pierwsza poderwała łebek, przyglądając się jej z zaciekawieniem. Pobiegły do niej dotykać ją i wąchać. Rozpromieniła się, więc choć chciałem wkroczyć, zostawiłem je.

– Mogę je przywitać w tradycyjny sposób? – zapytała.

– Pewnie, jeśli to nie oznacza nic złego – odpowiedziałem. Irutt dotknęła ich czułek rogiem, każdej po kolei i na ułamek sekundy. Zauważyłem łzy w jej oczach. Czyżby się wzruszyła? Wszyscy już wiedzieli o Blakie i mieli wystarczająco dużo czasu by sobie z tym poradzić. Ajiri im powiedziała, na naszą prośbę nie ujawniając jeszcze ich imion.

– Nazwaliśmy je Erin, Keira i Blakie – powiedziała zaspanym głosem Rosita.

Erin złapała za róg Irutt. Znów chciałem wkroczyć, niepotrzebnie.

– Nie łapiemy za róg. – Odczepiła ją delikatnie ogonem i przytrzymała nim, bo Erin koniecznie chciała to powtórzyć. Keira obiła sobą o ogon Irutt, obwąchując go z zmieszaniem na pyszczku. Blakie przechyliła główkę, przyglądając się ogonowi. Irutt uśmiechnęła się z rozbawieniem. Erin biegała w miejscu, kopytami ryjąc ziemię. Irutt połaskotała ją pędzelkiem ogona, wypuszczając ją z jego uścisku. Mała zachichotała. Zaczęła przed nim uciekać, jej siostra biegła za nią, niosąc z sobą Blakie. Irutt pozwoliła im się przewrócić gdy naskoczyły przednimi kopytami na jej bok. Wgramoliły się na nią. Szybko zwiewając przed zbliżającym się ku nim ogonem. Obiegły ją dookoła. Obróciła się z boku na brzuch. Zaczęły siłować się z jej grzywą. Blakie po chwili zawahania też za nią złapała.

– Tylko myślą jak tu spsocić – skomentowałem, odczepiając je od niej.

– Nic nie szkodzi, mogę się z nimi bawić cały dzień.

– Wolelibyśmy by najpierw przywiązały się trochę do nas.

Przytaknęła, wstając: – Jak się czujesz? – zapytała Rosity. Małe wzięło już na zabawę ze sobą. 

– Dobrze, jestem tylko trochę zmęczona. Zostań, jeśli chcesz.

– Pedro ma rację, pomieszam im tylko w głowie jak zostanę, a przecież nie chcę zostawać ich mamą tylko ciocią. – Zerknęłą na nie, wracając wzrokiem do nas: –  Powodzenia i wytrwałości. – Odleciała jako jaskółka, od razu zwracając na siebie uwagę trojaczek.

– Oj będzie potrzebne. – Zatrzymałem córki idące w kierunku w którym odleciała Irutt. Chyba kiedyś wspominała że zajmowała się źrebakami, czy tam bawiła z nimi. Ale była od nas młodsza, głupio tak pytać o radę.


[?]


Przeprowadziła mnie obok zaklętych, starałam się nie okazywać lęku, ale i tak cała się trzęsłam. Zatrzymałyśmy się przed drzewami splecionymi ze sobą. Dzieliło nas od zaklętych kilkanaście kroków.

– Musimy zaczekać. – Chaos wskazała mi głową na trawę: – Inaczej zapytają dokąd idziemy i nie pozwolą ci wyjść – szepnęła, schylając głowę jakby chciała zerwać kęp trawy i faktycznie to zrobiła. Zaczęłam jeść wraz z nią. Na każdy głośniejszy dźwięk odwracając głowę w stronę zaklętych i walcząc z chęcią ukrycia się. Muszę zachowywać się normalnie. Tylko jeszcze chwilę. 

A jeśli jednak nie mogę jej ufać? Zamieszkała z nimi. Nie może wiedzieć jacy są. Co się stało że tu jest? Meike ją wygnała? Uciekła przed Meike? Stado się rozpadło?

– A ty…? – szepnęłam i zamilkłam. Przetarłam wilgotne chrapy o przednią nogę. 

– Tak?

– Jesteś bezpieczna? 

– Na razie nic ani nikt mi nie zagraża. Zwykłe konie zobaczyły twoją moc? – Wskazała na drzewo za mną. Jego naturalnie brunatna kora zmieniła się na kompletnie czarną. Na tle innych drzew wyglądała jak wejście w otchłań bez wyjścia i nadziei: – Dlatego cię zaatakowali?

– Przepraszam. – Przywróciłam jej kolor. Nie poczułam nawet kiedy jej użyłam.

– Twoja moc nie jest tym za co musisz przepraszać. Mago może nauczyć cię nad nią panować.

– On jest zaklętym?

Żaden zaklęty, nawet jeśli ma dobre zamiary nie jest w stanie mi pomóc.

– Owszem.

Wzięłam głębszy oddech, desperacko próbując nie wpaść w panikę. Ona im ufa. Oni nie mają powodu by jej krzywdzić, więc ona nie ma powodu by im nie ufać. 

Powoli zapadała noc, ułożyłyśmy się do snu wśród wilgotnych traw, obok kołyszących się, splecionych ze sobą drzew, Chaos obiecała że niedługo wyruszymy, miałyśmy uśpić ich czujność.

– Czy to rozsądne, siostro? – Stanął przed nami ten sam ogier, który towarzyszył Thais. Zaklęci już wracali do środka. Podrapałam się tym razem po klatce piersiowej. Oddech i tak mi przyspieszył, wraz z biciem serca.

– Irutt wraz z resztą jest zapewne daleko stąd, od miesięcy skupiają się wyłącznie na ucieczce – odpowiedziała Chaos. 

– Ona może leżeć nawet obok ciebie. 

Co to znaczy? Popatrzyłam na siebie, nie zauważając niczego niepokojącego.

– Nasz mistrz powinien ją sprawdzić – dodał.

– Później, i tak nie miałaby powodu by mnie atakować.

– Jak to nie? 

– Za chwilę wrócimy, Eros. Jeśli księżyc dotrze na szczyt nieba, a nas nie będzie, wtedy możesz zacząć się martwić. Wracaj do środka.

– Mago byłby zrozpaczony gdyby coś ci się stało, a my razem z nim, siostro. Proszę, bądź ostrożna. – Wszedł do jaskini w dole. Wstałam.

– Zaczekaj. – Chaos nasłuchiwała, po czym sama wstała, skinęła mi głową, poszłyśmy do drzew, szłyśmy wzdłuż nich tak długo że zwątpiłam że stąd wyjdziemy, ale wtedy zobaczyłam przerwę między ich splątanymi pniami. Wskoczyłam przez nią, nie czekając już na Chaos. Prawie jej uciekłam, ale to byłoby niesprawiedliwe wobec niej, więc pozwoliłam się dogonić. Odskoczyłam od niej gdy wybiegłyśmy z lasu i zwolniłyśmy do zwykłego chodu. Zbliżał się środek nocy. 

– Nie wrócę tam…

– Nie zamierzałam cię zmuszać, aczkolwiek sama nie jesteś do końca bezpieczna.

Przytaknęłam jej, dobrze o tym wiedząc.

– Co takiego o mnie wiesz? 

Jeśli jej powiem zostanę sama? Żadne stado już mnie nie przyjmie. Nie mogę nikomu zaufać, ani nie mam dokąd wracać. 

– Chcesz tam wrócić? – zapytałam.

– Owszem, to mój dom. Możesz wrócić ze mną, będę cię chroniła dopóki nie poczujesz się pewniej.

Może jest jedyną osobą jakiej mogę zaufać? Jedyną którą znam i która może mi pomóc, bo Raisa boi się jeszcze bardziej ode mnie, a Angus nie żyje. 

– Czy wiesz… – Nie mogę. Jeden zły ruch i będę martwa.

Zapadła długa, dusząca cisza. Szłyśmy wciąż na przód. Wiatr kołysał drzewami. Sierść na moim grzbiecie zmoczył pot, zaczęłam drżeć z zimna.

– Oni zabili… 

Chaos spojrzała na mnie.

– Jednorożce – dokończyłam tak cicho że nie byłam pewna czy mnie usłyszała.

– Wiem o tym.

Odsunęłam się od niej, myśląc już o ucieczce.

– Mago popełnił dla wielu niewybaczalny błąd gładząc ich stada, aczkolwiek sądził że tylko w ten sposób może ocalić zaklętych, wierzył że jednorożce odpowiadają za całe zło, które ich spotkało, a przynajmniej tak mi powiedział.

– Całe sta-da? – głos mi się załamał, zakręciło mi się w głowie: – Stada? 

– Obiecał mi że więcej nie popełni tego błędu, a także mi pomógł, jednakże jeśli znów postanowi zabijać niewinnych będę musiała go powstrzymać. Dlatego muszę tam wrócić.

Znałam ją tak dobrze jak znał Angus, nie mogłaby zmienić się aż tak drastycznie by chcieć mnie skrzywdzić.

– Powiem ci wszystko, ale mogę to zrobić tylko w jednym miejscu. Jeśli ty zaufasz mi, ja zaufam tobie.

– Więc chodźmy.


~*~


By się tu dostać przepłynęłyśmy przez staw. Zanim zeszłyśmy do małej kotliny, czujnie się rozejrzałam, nad drzewami przelatywał klucz ptaków, w oddali szumiał niewielki wodospad, kurczący się z każdym latem. 

 Chaos szła za mną prosto w zarośla i gęste krzewy, obserwowałam własne kopyta, gdy jedno z nich przemieniło się w racice zaczęłam grzebać nim w ziemi, wygrzebując pomarańczowy kryształ. 

Popatrzyłam na Chaos. 

– Proszę, nie mów o tym nikomu. Inaczej na pewno mnie zabiją…

– Będę milczała.

Wzięłam głęboki oddech, po chwili kolejny. Dotknęłam pyskiem kryształ odzyskując róg i chwytny ogon, złapałam nim kryształ, unosząc głowę. Udało mi się dostrzec na jej pysku chwilowe zdziwienie. Spięłam się, a serce mi dudniło. 

– Wszystko ci pokażę, jeśli pozwolisz dotknąć się rogiem. – Nie spuszczałam z niej wzroku, omijając jedynie jej oczy.

– Dobrze. Nie musisz się mnie obawiać. – Położyła się. Oparłam róg na jej głowie.


[Chaos]


Widziałam oczami Angusa siebie. Szłam do niego przez las, pochylił przede mną głowę, zerkając na mój nabrzmiały brzuch. Przez resztę czasu wpatrywał się w ziemię.

– Dlaczego mnie unikasz? – zapytałam: – Zrobiłam coś nie tak? 

Proszę, nie mów tak… Nie obwiniaj się – usłyszałam jego myśli.

– Bądź chociaż przy porodzie. – Minęłam go, na krótką chwilę oparłam głowę o jego grzbiet. Chciałbym powiedzieć ci wszystko ponownie, ale skończyłoby się dokładnie tak samo. Cierpiałabyś jeszcze bardziej niż teraz, pomyślał.

– Jeśli nikt nie będzie wiedział. – Odwrócił się do mnie, gdy odchodziłam. 

– Wystarczy że będę wiedziała że jesteś blisko. – Widziałam jak oglądam się na niego i jak po chwili wchodzę w głąb lasu.


Cruzina przerwała kontakt, zabierając swój róg z mojego czoła. Przebrnęłyśmy przez tak dużo wspomnień Angusa że wiedziała już kiedy potrzebuje przerwy, nim zacznie boleć mnie od tego głowa. Ilekroć widziałam siebie we wspomnieniach Angusa, albo Raisy, sama nie potrafiąc sobie niczego przypomnieć, wydawałam się sobie obca. 

– Zjedzmy coś. – Podniosłam się. Dzień dobiegał końca. Zapewne już nas szukają. Zostawiła kryształ w wykopanym dołku. Na powrót wyglądając jak zwykły koń. 

– Kim tak naprawdę jesteś? – zapytałam. Bezpośrednim pytaniem o kryształ, prawdopodobnie zraziłabym ją do siebie. 

– Urodziłam się jednorożcem… – Stała przy mnie nie sięgając po chociaż źdźbło trawy.

– Gdy Mago pokazywał mi wspomnienia Raisy, nie były tak wyraźnie jak te Angusa, czyżby to zasługa twojego rogu?

– Może… – Skubała własną sierść na łopatce. Dotknęłam jej, skutecznie ją rozpraszając. Spojrzała mi prosto w oczy. 

– Zjedz coś, minęło już tyle godzin.


Angus był przy porodzie, ukryty za drzewami, jednak spojrzał na mnie dopiero gdy już urodziłam. Meike i Zen przebywali na tej samej leśnej polanie co ja. Nie zdążyłam porządnie umyć małej, a już próbowała wstać. Wywracała się bez przerwy, ale nie straciła ani trochę zapału. Ciągnęła tylne nogi po ziemi. 

– Pani, niestety ma niedowład tylnych kończyn – odezwał się Zen, spoglądając na mnie i na Meike: – A w takim wypadku… 

– Najpierw ją zbadaj – przerwałam mu.

Zen obejrzał małą. Nagle podniosła się na wszystkie cztery nogi i choć tylne jej drżały zdołała się na nich utrzymać. Zarżała radośnie, idąc chwiejnie do mnie.

– Brawo, skarbie. – Uśmiechnęłam się do niej lekko, przytuliłam delikatnie do siebie i bardzo niepewnie. Prawdopodobnie bałam się że zrobię jej krzywdę, była moim pierwszym źrebakiem.

– Zen, co z jej nogami? – zapytała Meike.

– Wada wrodzona, będzie mogła z tym żyć, chodzić, ale nie zmienia to faktu że jest kaleką.

– Zen – odezwałam się, a gdy na mnie spojrzał, położyłam uszy, patrząc na niego bez emocji: – Nigdy więcej jej tak nie nazywaj.

– Wybacz, pani. – Schylił głowę: –  Lepiej pójdę przygotować dla niej mieszankę, na wzmocnienie jej tylnych nóg. – Ruszył pospiesznie ścieżką, przeszedł obok Meike, Angus widział jak wymienili się wymownymi spojrzeniami. Wcześniej Meike groziła mu śmiercią Raisy. Nie potrafiłam go winić że nic nie zrobił, gdy Zen podawał mi lek.

– Przekażesz jej zioła z mlekiem, pani. – Położył przede mną stertę ziół. Kometa piła spokojnie mleko. Przystępując od czasu do czasu z tylnej nogi na nogę, jakby jej przeszkadzały. Kiedy zioła zadziałały zaczęłam się słaniać, aż w końcu się położyłam i zasnęłam, tuż obok już śpiącej córki.

– Co teraz? Zabić je? – Zen stanął nad nią. Angus poruszył się niespokojnie o krok w przód, omal nie zdradzając swojego położenia. Zza drzew wyszła dwójka koni.

– Zabierzcie ją do wąwozu – kazała Meike.

– Dziękuje, moja pani – Zen odprowadził ich wzrokiem, niosących nieprzytomne źrebię: – Miałem nadzieję…

Meike przerwała mu uniesieniem głowy: – Kiedy Chaos się obudzi nie będzie pamiętała ani Angusa, ani Raisy, dlatego chcę także by ich dzisiaj zabili.

– Moja pani, stracisz całe dwa lata…

– Zajmij się zacieraniem śladów, Zen.

Wkrótce się ocknęłam. Angus widział jak matka odebrała mi wspomnienia swoją mocą, patrząc prosto w moje oczy, jak bardzo zagubiona byłam, jak pytałam o niego, więc zrobiła to ponownie. Wymknął się, obraz rozmazywał mu się przed oczami, biegł po Raise. Mógł już tylko uciekać…


Stłumiłam natychmiast cały żal. Z każdym wspomnieniem moja własna matka okazywała się jeszcze gorsza niż przedtem. Cruzina spuściła głowę, jakby ją też przygniótł ten sam ciężar. 

– Czy Kometa o mnie wie? – zapytałam pozbawionym emocji głosem. 

– Zobaczysz… – Obiecała Cruzina, po kilku wspomnieniach i przerwach między nimi, zobaczyłam ponownie Kometę. Angus opiekował się nią w snach, ze mną też próbował się skontaktować, pomagały mu w tym jednorożce. Jednak ani razu nie wspomniał jej o mnie…


Zbliżał się środek nocy. Spieszył się od jednorożców do Raisy. Spotykał się z nimi bez jej wiedzy, by móc zajmować się córką. Martwił się że wiedza o jej istnieniu, mogłaby zagrozić Raisie w przyszłości. Kometa zatrzymała go na dłużej niż zwykle, Zen testował na niej zioła, a Angus próbował ją uspokoić i nauczyć sztuki udawania, by mogła jak najczęściej unikać niepotrzebnego bólu. Wbiegło w niego na oko półtoraroczne źrebię – Cruzina. Już przemieniona w konia. Spojrzała na niego zlękniona, natychmiast uciekając. Po niej przybiegli zaklęci, w tym Thais.

– Pobiegła tam. – Angus wskazał im przeciwny kierunek. Znalazł małą zaplątaną w splecione ze sobą liany, leżała na ziemi. Ze zranionym wcześniej przez sztylet Thais bokiem.

– Spokojnie, teraz podejdę do ciebie – słysząc jego głos od razu na niego spojrzała, machnęła ogonem, uderzając włosiem o ziemię, cicho łkając: – Nie zrobię ci krzywdy. –  Zatrzymał się kilka kroków od niej:  – Okłamałem ich że pobiegłaś gdzie indziej. Teraz cię rozplącze i poszukamy ci kryjówki, zgoda?

Przytaknęła zapłakana. 


Cruzina przerwała wspomnienie, zabierając róg. Trzęsła się, oczami pełnymi łez oglądając kryształ z każdej ze stron, który obracała za pomocą drżącego ogona. Księżyc już pojawił się na niebie. Kryształ wypadł jej na miękki piasek.

– Na dzisiaj nam wystarczy – zdecydowałam: – Odpocznij, będę czuwała jako pierwsza. – Wspięłam się na górę niewielkiej kotliny. 

– Chaos… – Weszła tam za mną. Popatrzyłam na nią, gotowa jej wysłuchać, jednocześnie nie tracąc czujności: – To był wypadek, uciekałam przed nimi… Zahaczyłam o gałęzie naszyjnikiem, spanikowałam, urwał mi się i kryształ mi się rozbił… Mogę ci pokazać…

– Wierzę ci.

– Nie zabiłyśmy żadnego konia, przysięgam. Siostra pozyskiwała ich istoty towarzysząc im w ostatnich chwilach. Za ich zgodą. Pomagałam jej nieść kryształy. Chciałyśmy pomóc hybrydą zmieniając je w konie…

– Nie wiadomo już kto zaczął ten konflikt… – Opowiedziałam jej o wszystkim, czego dowiedziałam się od Mago, czy z własnych obserwacji. Wspomniała mi że sztylet Thais był zatruty, czego dowiedziała się dopiero po kilku dniach i gdyby nie Angus umarłaby, przynajmniej dzięki temu zaklęci musieli założyć że zginęła i zrezygnować z jej szukania. 


[Mago]


Zaklęci powiadomili mnie o zniknięciu Chaos i to w środku nocy. 

– Moja siostrzenica? – wymamrotałem i jakbym lunatykował wyszedłem za nimi z jaskini. Raisa pobiegła za mną, stajac mi na drodzę, z zwieszoną głową, skuliła się w sobie.

– O co chodzi?

– Wyszła z nią – mruknęła: – Powiedziała że wróci i żebyś się nie martwił…

– Dlaczego mówisz mi dopiero teraz? – zapytałem choć znałem już odpowiedź: – Nie możesz ciągle się bać. Znamy się już tak długo. – Zostawiłem ją, minęło zbyt wiele czasu na zwlekanie. Wysłałem prawie wszystkich zaklętych by znaleźli moją siostrzenice, hybrydą nie ufałem na tyle by powierzyć im tą misje, dołączyłem do jednej z grup poszukiwawczych. Jej nie mogę stracić. 


⬅ Tom III

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz