poniedziałek, 4 grudnia 2023

– Sen –

[Mago]


Nigdy nie potrafiłem się żegnać, tym bardziej z kimś kto już nie wróci, odpuściłem sobie rozmowę z Troiem, skupiając się na pocieszaniu żywych zaklętych. Nie mogłem pozwolić by zbyt długo pogrążali się w smutku, musieliśmy działać, chronić się nawzajem, powinienem…

Nagle straciłem połączenie z Rositą. Nie mogłem sięgnąć swoim umysłem do jej umysłu, choć przez ostatnie tygodnie zrobiłem spore postępy. Stałem się bardziej wytrzymały. Mogłem nie tylko doświadczać tego co ona – szkoda tylko że nie potrafiłem czytać w jej myślach, ani czuć to co ona, ale mogłem wpływać na jej wyczuwane emocje, tok myślenia, musiałem tylko uważać by nie odbiegać zbyt daleko od jej osobowości. Ostatnio udało mi się nawet wprowadzić ją w wizje, przy rozmowie z Hemą. 

Stałem się tak pewny siebie że wszystko sknociłem z Lin. Ale dobrze się stało, potrzebowałem tej lekcji.

Oczywiście, obawiałem się że Rosita skończy jak Karyme. Nie było dnia bym się nie winił za jej stan, bo nie mogłem tego odkręcić, Meike odmówiła mi pomocy. Co prawda z psychiką Karyme było już źle przedtem, więc moja moc jedynie pogorszyła jej stan, choć jednocześnie też jej pomogła, nie tak jakby chciał. Jeszcze to naprawię, muszę się tylko nauczyć jak.

Na razie próbowałem znów dosięgnąć umysłu Rosity, gdybym mógł ją dotknąć… Już bym tam był. Coś blokowało do niego dostęp. Jednorożec. To jedyne wyjaśnienie. To on, musiał zastosować na niej swoje złe moce. 

Po chwili znów ją miałem. Była z Thais, za naszą barierą zbudowaną ze splątanych ze sobą drzew. A przecież obok mnie… Thais, z resztą zaklętych, czuwała przy naszym poległym Troiu. A więc to potrafi ten potwór… Nie pozwolę by przepowiednia się spełniła, nie będę czekać aż ten jednorożec mnie zabije. 

– Jednorożec! 

Zaklęci odwrócili się do mnie, po części spłoszeni, po części gotowi.

– Wróciła, czuje ją bardzo wyraźnie. Szybko. Za mną. Thais osłoń nas swoim polem. Prowadź mnie. Ona zmienia kształty.

Thais znalazła się przy moim boku, będzie mnie nakierowywać gdzie mam biec, kiedy przez moc nie będę mógł zobaczyć gdzie jestem. 

Padło mnóstwo pełnych niepokoju pytań, ale nie mieliśmy ani sekundy na wyjaśnienia. Oby tym razem Rosita mnie nie zawiodła. Musi zaatakować pierwsza. Wprowadziłem ją w wizje, z niebywałą łatwością, ten jednorożec musiał ją bardzo osłabić. 


[Rosita]


Krzyknęłam, opadając na własny bok. Przybiegły do nas dwa źrebaki, a Thais ona… Zmieniła się w jednorożca i… Głowa źrebaka, oderwana od reszty ciała, nabita na jej róg, teraz patrzyła wprost na mnie, swoimi zapadniętymi i zaskoczonymi oczami. 

– Co ci jest? – spytała z złowrogim uśmiechem, przyciskając drugie z źrebiąt racicą do ziemi, już miała owinąć ogon na jego szyi. Rzuciłam się na nią, pchnęłam ją na drzewo. Wprost na ostrą gałąź, wyrastającą nagle z pnia… Moja moc… To ja, ja ją przywołałam. 

Wrzasnęła z bólu. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie… Nie mogłam zabić. Nie! 

Nagle wyglądała zupełnie inaczej. Zawisła na moment na tej gałęzi, wbitej głęboko w jej bok, była… Taka mała, to jeszcze źrebak. To ona… Gałąź trzasnęła. A ona spadła, uderzyła kilkakrotnie ogonem o ziemię.

– Nie… – Chciałam sprawić by gałąź zniknęła, ale cudem się powstrzymałam, gdybym to zrobiła natychmiast by się wykrwawiła. Czułam że tkwi bardzo głęboko w jej ciele. Spojrzała na mnie nieprzytomnie. Żadna głowa źrebaka nie tkwiła na jej rogu, ich tu nie było. Ja… Co się stało? 

Nagle pnie splecionych drzew oddaliły się od siebie. Byli za nimi zaklęci, użyłam mocy by z powrotem je na sobie zacisnąć.

– Rosita! Ona cię zaczarowała! – krzyknął Mago. Wzięłam małą na grzbiet, wciąż siłując się z czyjąś mocą, która próbowała otworzyć przejście. W końcu puściłam, blokując dostęp do nas pnączami z sporymi cierniami. Pognałam w las. 

– Rozdzielcie się! Musimy ją zabić i to teraz! Rosite obezwładnijcie! Jest pod wpływem tego jednorożca! – krzyczał Mago. 

Ciężar gwałtownie zelżał na moim grzbiecie. Obejrzałam się, zamiast jednorożca widząc jaskółkę, gałąź skurczyła się wraz z nią. Rozłożyła skrzydła, chwiejąc się, wbiła we mnie drobne pazury.

– Stój… 

Pofrunęła jedynie na pień obok, machała skrzydłami, nie mając sił uciec. Przed nami wyskoczyła Lora, wraz z dwójką innych zaklętych. Zrzuciłam jaskółkę w krzaki, grzbietem szyi, stając przed nimi dęba, by nie zauważyli że to robię. Ani by nie zauważyli jej. Lądując na ziemi, użyłam mocy i wyprysła na nich woda.

– Rosita! Jesteśmy po twojej stronie… – Wycofali się, Lora osłoniła się sporym liściem. Miała moc podobną do mojej pierwszej mocy.

– Nieprawda! – krzyknęłam z łzami w oczach.

– Gdzie jednorożec? – Eros wyskoczył z prawej strony, zza drzew. I inni zaklęci, otoczyli mnie. Pojawił się też Mago.

– Gdzie ona jest?! – krzyknął na mnie z desperacją, podbiegając, złapał mnie za grzywę. Zobaczyłam wszędzie zmasakrowane ciała źrebiąt, zacisnęłam oczy, przestając się wiercić.

– Proszę, niech to zadziała… – błagał Mago: – Nie możemy cię stracić.

– Co…? Co ma działać…? – zapłakałam, opadłam na ziemię, osłaniając się przednimi nogami, dookoła unosił się zapach krwi tych źrebiąt. Jak mogłam ich wcześniej nie widzieć? Czy… Czy ona naprawdę mnie zaczarowała? Żebym ją uratowała…

– Wróciłaś do nas. – Mago odetchnął: – Ten czar był silniejszy niż się spodziewałem. Spójrz co zrobiła…

– Nie! Nie! Przestań! 

– Rosita, proszę, powiedz mi gdzie ją ukryłaś… Jak ona dojdzie do siebie, zabije jeszcze więcej źrebiąt, jest nieobliczalna.

– To tylko źrebię, źrebię nie mogłoby tego zrobić…

– Ale zrobiło – powiedziała Thais: – I zrobi jeszcze więcej, jej moc jest szczególnie niebezpieczna, chcesz by wszystkich nas zabiła? Jak Troia, jak te źrebaki? 

– Dajcie mi spokój! – załkałam, jak mogli prosić o coś takiego? Co ja zrobiłam? Co się dzieje? Czy ja oszalałam? Nie mogę już ufać własnym zmysłom, ani… Temu co czuję…


~*~


Nic nie widziałam, coś zasłoniło mi oczy, a na szyi ciążył kryształ, zacisnął się jak spróbowałam użyć mocy, natychmiast przestałam, chciałam tylko wiedzieć czy to ten, czy to czerwony kryształ. Po omacku wyczułam pyskiem zimne ściany, znalazłam się wśród nich, bez wyjścia. W ciasnym miejscu. 

– Rosita… – usłyszałam za ściany głos Pedro.

– Pedro? Gdzie… gdzie my jesteśmy…? Jak stąd wyjść? – Spróbowałam unieść przednią nogę, ale powstrzymał ją łańcuch, schylić głowę, by zdjąć materiał z oczu, na szyi poczułam kolejny ucisk metalu. Wierzgnęłam, wprawiając wszystkie łańcuchy w ruch. Ledwo łapałam każdy kolejny oddech.

– P… Pedro? Jesteś tam? – spytałam przez ściśnięte gardło: – Pedro!

– Tak, tak, wybacz, jestem strasznie senny, chyba coś mi podali. Szalałem im już trochę.

– Co to znaczy? 

– Wiesz, jak siedzisz tak wśród tych ścian to można zwariować. 

Powinnam była częściej go odwiedzać. 

– Powiedzieli że zaczarował cię jednorożec, ten sam co mnie – dodał Pedro.

– Ja… Ja go prawie zabiłam… – Osunęłam się na ziemię, przed tym łańcuchy mnie nie powstrzymały: – Źrebaka… 

Ziemia zaczęła się trząść, słyszałam tarcie skały o podłoże, ściana się przesuwała. Rzuciłam się do wyjścia, łańcuchy natychmiast mnie przytrzymały.

– Wypuśćcie nas! 

– Przykro mi, siostro – poznałam głos Thais: – Mago obawia się że czar tego jednorożca wciąż na ciebie wpływa, dopóki go nie zabijemy będziesz musiała tu zostać, Pedro także.

– Nie, proszę…

– Powiedź mi gdzie on jest.

– Nie mogę… Thais, Pedro jest ranny, musicie mu pomóc, wypuście chociaż go, proszę… 

– Przykro mi, przyniosłam ci jedzenie, a teraz muszę cię znów zamknąć.

– Nie! 

I tak to zrobiła.

– Nie… – Upadłam na przednie nogi zapłakując, Pedro znów się nie odzywał, słyszałam tylko jego równomierny oddech, zasnął. 


[Mago]


Głowa mi pękała, wizje z przyspieszeniem czasu były najbardziej bolesne, ale musiałem ją zmusić by mi powiedziała gdzie jest moja przyszła zabójczyni. Uwierzyła że tkwi w zamknięciu kilka długich, dni i nocy, Thais przynosiła jej jedzenie, a Pedro ciągle zasypiał, niewiele mogła z nim porozmawiać, ale zaczął już wierzyć że ten jednorożec go naprawdę zaczarował. Jak dobrze że Rosita pokazała mi wspomnienia również z Pedro.

Tak naprawdę minęło kilkanaście minut, a ona leżała przede mną. Zaklęci wokół trwali w milczeniu, by mnie nie rozproszyć. Od tego zależały nasze życia i nasza przyszłość. Nie mogą mnie stracić. 


[Irutt]


Ból. I nie istniało już nic więcej. Leżałam pod krzewem, jako jaskółka. Ściskałam co chwilę piasek w jaskółczych szponach przy mocniejszym bólu. Zniknę. Po tym co zrobiłam moja dusza po prostu zniknie… 

“Gdzie jesteś?”, spytała Nieva, “Zabiorę cię stamtąd…”

“Jestem blisko Rosity, Mago…”, ich sylwetki rozmazywały się w moich oczach. 

“Zabiją mnie, jak spróbuje… Może Kometa?”

“Jak jej powiesz?”

“Tak jak tobie, spróbuje…”

– Nieva, dokąd ty idziesz? – zawołała Thais. Nieva przebiegła obok krzewu. I wkrótce zniknęła w lesie: – Czy ona…?

– Ufamy sobie nawzajem, Nieva by nas nie zdradziła – odparł Mago. 

Znowu zapadła zupełna cisza. 


[Rosita]


– Proszę, wypuść mnie, proszę… – łkałam, gdy Thais znów przyszła z jedzeniem. Przez ostatnie dni myślałam tylko o tym by stąd wyjść, by móc znów normalnie się poruszyć. Opuścić to ciasne miejsce. Miałam wrażenie że tkwię w nicości.

– Powiesz gdzie ją ukryłaś? – spytała Thais. Byłam w stanie zrobić wszystko, byleby tylko mnie wypuściła. Chwilami nie wiedziałam już kim jestem, traciłam zmysły. Zapominałam o Pedro, o wszystkim. 

– Na pewno już uciekła… – wymamrotałam: – Proszę, ja nie wiem gdzie ona teraz jest.

– To nic, jak powiesz gdzie ją ukryłaś, to uwolnisz się od jej czaru.

– W krzaku… Zrzuciłam ją w krzak…

– Jak to zrzuciłaś?

– Ona była… Mniejsza… Była ptakiem.

– Mam ją – usłyszałam triumfalny głos Mago. Uchyliłam powieki, nie byłam już w tym ciasnym miejscu, skrępowana przez łańcuchy, nic nie zasłaniało mi oczu, pozostał jedynie czerwony kryształ, a Mago stał nade mną. Przeszedł obok, wyciągając wpół żywą jaskółkę z krzaków. 


[Irutt]


Zawisłam w jego pysku, wbijał zęby w moje skrzydło, zwinęłam się z bólu, machając wolnym skrzydłem. Thais za nie złapała, spojrzeli na siebie i już wiedziałam że chcą mi je oderwać. Puściła nagle.

– Mistrzu, obiecałam Karyme tego jednorożca – powiedziała.

Mago wypuścił mnie, upadłam u jego kopyt, ziemia przy nich zapłonęła.

– Karyme zabije ją w mojej wizji, jak nie zawiedzie, zaliczę jej inicjacje. A teraz wykończmy tego jednorożca. 

– Powinna to zrobić w rzeczywistości – wtrąciła Lora: – Na naszych oczach, wielu braci i sióstr się z nią nie liczy, pozwól jej Mistrzu, pokazać że się mylą. 

– Karyme ma bardzo słabą wiarę w siebie. Potrzebuje tego – dodała Thais.

“Biegniemy”, usłyszałam w głowie Nieve.

Płomienie odbierały mi tlen, zrobiło mi się tak duszno że nie mogłam zebrać myśli, nie mogłam jej odpowiedzieć.

– Jest ciężko ranna, nawet się nie broni, pozwól mi dotrzymać słowa, Mistrzu – prosiła Thais.

– Zginie w tej… – Mago urwał. Zalała mnie woda, wlała mi się do dzioba i płuc, wykasłałam ją z siebie, znalazłam się przy Rosicie, grzęznąc w błocie.

– Ten kryształ… Nie był prawdziwy… – wymamrotała. Mago patrzył na nas zaszokowany. Osłoniła mnie nagle głową.


[Rosita]


Użyłam odruchowo mocy, Mago prawie ją spalił, czułam że chciał to zrobić i widziałam... Kryształ nie zadziałał, zniknął, jakby nigdy go nie było. Osłoniłam jaskółkę własnym łbem. Położyłam uszy, wbijając w Mago zdeterminowany wzrok, w oczach zgromadziły mi się łzy. On…

– Spokojnie… – Mago zaczął do mnie podchodzić.

– Nie zbliżaj się – ostrzegłam, otaczając się kłującymi, trującymi pnączami, samo ich dotknięcie kończyło się w najgorszy możliwy sposób. Mago sam mnie tego nauczył. Wprawiłam pnącza w drżenie, unosząc je nad ziemią. Jeśli je dotknie to zginie, a jeśli spali to trucizna uwolni się z nich do powietrza i wszyscy zginiemy. 

Zaklęci popatrzyli po sobie spłoszeni.

– Ten jednorożec…

– Okłamałeś mnie! To wszystko to była tylko iluzja…

Poczułam że mam rację, nie byłam pewna, ale teraz wyraźnie czułam jak się wystraszył. Czy mogłam temu zaufać? Czy mogłam wierzyć sobie, skoro moje zmysły zawodziły?

– Co ona ci zrobiła? – Mago bał się o mnie, wystraszył się z mojego powodu, nie dlatego że coś mi zrobił: – Musisz się uwolnić od jej wpływu.

Znów widziałam zabite źrebaki, gdzieś w tle, zamglone, bo skupiłam wzrok na nim, nie chciałam się im przyglądać, ale wcześniej przecież ich nie było, zniknęły razem z kryształem. A on się nie pojawił.

– Pozwól że ci pomogę.

– Nie… – Poruszyłam pnączami, wycofał się. Jaskółka coraz słabiej oddychała. Uderzyła mnie skrzydłami i znów zmieniła się w jednorożca. Skuliła się na boku, owijając wokół siebie ogon. Chwilami nie mogła oddychać. Mago się uspokoił, odetchnął. Ona umierała. 

– Wytrzymaj, proszę… – szepnęłam.

Otworzyła oko, patrząc na mnie.

– Wybacz mi… – załkałam. Przybiegła Nieva, a za nią Kometa. Zbliżyła się do pnącz, wycofałam je, zanim zahaczyła o ich ciernie, obiegła je na około, kiedy zatrzymała się za mną, przy trujących pnączach, Nieva schowała się za nią.

– Kometa, spokojnie, ten jednorożec już nikomu nie zagrozi, twoja siostra jest bezpieczna – powiedział Mago. Zwróciła gwałtownie głowę w jego stronę, a potem w moją, strzygąc niespokojnie uszami.

– Umiera – dodał Mago.

– Pomóżcie jej! – krzyknęłam: – Albo wszyscy zginiemy.

Z trudem usłyszałam cichy oddech jednorożca, jej brzuch coraz słabiej się unosił. Wytrzymała dość długo, musi wytrzymać jeszcze chwilę.

– Już osłoniłam wszystkich polem siłowym, Rosita – oznajmiła Thais: – Uwolnisz truciznę z pnącz to otrujesz tylko samą siebie i tego małego potworka.

– To my porwałyśmy źrebaki! – wykrzyknęła Kometa, zbolałym głosem, cofała się, zmuszając do tego też Nieve skrywającą się za nią, po jej policzkach zaczęły spływać łzy, co chwilę łkała: – One żyją… Jestem tego pewna… Nie wiem gdzie je ukryła, próbowałam się dowiedzieć, tyle razy, ale nie chciała nam powiedzieć… Nic nam nie mówiła, wtedy, w nocy, kazała nam czekać, a sama gdzieś je zaprowadziła… Zmusiła je do posłuszeństwa, przez czerwone kryształy, tak jak nas, tyle że nie przez czerwone, a jakieś inne kryształy… – Podrzuciła grzywą, pokazując Mago odsłoniętą szyję, zmrużył oczy, podchodząc bliżej: – One nas zabiją… 

– Osłaniaj mnie polem – mruknął do Thais. Kometa obejrzała się na Nieve, sama też odsłoniła szyję, zniżając głowę. Mago stanął całkiem blisko i dopiero wtedy zdawał się coś widzieć.

– Thais, daj sztylet – powiedział uważnie patrząc na szyję Komety.

Sztylet wyłonił się z opaski Thais i poleciał prosto przed pysk Mago.

– Co chcesz zrobić…? – Kometa się wycofała, osłaniając Nieve. 

– Teraz jest zbyt słaba by aktywować kryształy, trzeba je wydłubać.

– Nie!

– Spokojnie, nic nie poczujesz…   Zaufaj mi. – Mago dotknął czoła Komety, tylne nogi się pod nią ugięły. Odsunęła się od niego tak gwałtownie że wpadła na Nieve. Nieva odskoczyła od razu po zderzeniu z Kometą, jęcząc dość głośno, jakby próbowała krzyczeć.

– To boli! – wykrzyknęła Kometa, używając przednich nóg, by odsunąć się od Mago, ciągnęła zad za sobą.

– Niemożliwe…

– Mówiłeś że nie będzie! Zostaw nas… Myślałam że nam pomożesz… – W końcu poderwała swój tył z ziemi, tylne nogi jeszcze parę razy się pod nią ugięły, oddaliła się od niego na parę kroków.

– Spokojnie, siostro, przyniosę zioła, zwykłe zioła na ból, w porządku? Zaczekamy aż zaczną działać i wtedy pozbędziemy się kryształów – powiedziała Thais.

Mago westchnął ciężko.

– Nie, Lora po nie pójdzie, ty zajmij się jednorożcem, przykuj ją porządnie do łańcuchów, zwłaszcza róg, dopiero potem utrzymasz ją przy życiu, musimy z niej wydusić gdzie są źrebaki – zarządził.

– Pomożemy Thais – zaoferowało część zaklętych.

Zgromadzili się przed moimi pnączami, wciąż osłaniałam małą własną głową. 

– Nie możecie tylko zablokować jej mocy? – spytałam: – Dźwiganie łańcuchów ją…

– Nie załamuj mnie, siostro, dość zrobiłaś, cofnij pnącza – kazała Thais, stojąc na czele grupki.

– Masz co chciałaś, uratujemy jej życie – dodał Eros, patrząc na mnie krzywo: – Jeszcze ci się nie podoba?

Cofnęłam pnącza, Thais odepchnęła mnie brutalnie od jednorożca, przewracając na bok, pociągnęła małą za ogon, przesuwając po ziemi, przycisnęła mnie polem, bym nie mogła się poruszyć. Dobrze znałam to uczucie, identycznie czułam się jak jeden z jednorożców zrobił mi to samo, unieruchomił w ten sam sposób, zabijając mamę na moich oczach… 

Czy to od początku była Thais? Czy mama żyje?

Reszta złapała małą za grzywę, unosząc nad ziemią. Przycisnęła do brzucha mocniej nogi, a ogon próbowała ukryć za nimi.

– Uważajcie na jej róg, może nim zranić, a ogon… – Sztylet Thais przefrunął od Mago do nich.

– Nie! – wykrzyknęłam. Ona go po prostu odcięła, a mała wydała z siebie okrzyk bólu, zakneblowali ją od razu, jeden z zaklętych trzymał jej róg, tak mocno jakby chciał go skruszyć zębami. Zaszlochałam, płakałam aż do utraty tchu, trzęsąc się. Odcięty ogon wił się na ziemi, jak wąż, obijał o nią. Nieśli ją za grzywę, wisiała bezwładnie między nimi, a z jej zadu skapywała coraz intensywniej krew. Nie czułam ani jednej emocji, od nikogo, jakby nikogo tu nie było.

– To za to co nam zrobiłaś! – krzyknęła za nią Kometa. Mago stał naprzeciwko niej.

Jak mogła? Jeszcze ona… Oni wszyscy… Pole siłowe Thais przestało mnie przytrzymywać, ale od razu zostałam otoczona przez innych zaklętych.


⬅ Poprzedni rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz