poniedziałek, 11 grudnia 2023

– Kłamstwa –

[Rosita]


Leżałam oparta o ścianę, już z prawdziwym czerwonym kryształem na szyi – sprawdzałam wielokrotnie – przy wyjściu na korytarz, odgradzały mnie od niego, metalowe pręty, tkwiące głęboko w skalnym podłożu, mogłam w nie kopać do woli, a one ani drgnęły. Zamknęli mnie w dość obszernej grocie, z wyjściem na zewnątrz, kawałkiem ziemi, ogrodzonej sporymi skałami. Słyszałam jak Mago zabronił Karyme mnie widywać, powiedział jej że miałabym na nią zły wpływ, że czar jednorożca wciąż na mnie działa. 

– Dlaczego mi nie wierzysz? Przecież czujesz że mówię prawdę – powiedział Mago, stał przede mną, oddzielały nas metalowe pręty, przecisnął przez nie głowę dotykając mojej łopatki: – Nie wzbraniaj się przede mną, chcę ci pomóc.

Nie odpowiedziałam. Wcale nie potrafiłam się bronić przed jego mocą, ale od kiedy przestałam odczuwać emocje innych, nie mógł niczego mi pokazać.

– Rosita, martwię się o ciebie. – Zabrał głowę. 

Wciąż nie wiedziałam do końca co było prawdą, ale po tym jak potraktowali to źrebię jednorożca… To Mago musiał mnie oszukać. To on stworzył iluzje, trwającą przynajmniej kilka dni… Po co jednorożec miałby to robić? To Mago zależało by się dowiedzieć gdzie ona leży. Nie wiadomo co teraz jej robią…

– Oszukałeś mnie… – wymamrotałam: – To wy jesteście potworami.

– Ona chcę żebyś tak myślała, tworzyła iluzje że to ja tworzyłem iluzje… Nie rozumiesz? Chce mnie zniszczyć, poróżnić z rodziną, chce byśmy wszyscy cierpieli. Nie możesz skończyć jak Lin czy Pedro, zaślepieni jej czarami. Muszę cię uratować. – Znów mnie dotknął. Odsunęłam się, by mu to uniemożliwić. 

– Mistrzu, mogę wyruszyć z Thais na poszukiwania źrebiąt? – przerwała nam Kometa: – Bardzo bym chciała… Tak strasznie mi z tym źle że byłam tego częścią… Muszę pomóc.

– Nie przejmuj się, moja droga. – Wyciągnął głowę z prętów i odwrócił się do niej: – Jesteś potrzebna tutaj, tam Meike mogłaby cię złapać, pomożesz nam z jednorożcem.

– Z chęcią, ale… Ja nie mam żadnej mocy.

– Masz za to kopyta i zęby, nimi też możesz zadać jej trochę bólu, musi zacząć mówić. 

– Z przyjemnością.

Wcale jej już nie współczułam, tego co zrobiła jej Meike, może Kometa ją nawet sprowokowała do tego i udawała przed wszystkimi niewiniątko. Nie, nie mogę tak myśleć, to nie usprawiedliwia znęcania się nad drugą osobą. 


~*~


Na zewnątrz zrobiło się ciemno, wyglądałam na korytarz przez pręty, nie wystawiając przez nie głowy, ściany oświetlały świecące pnącza. Zobaczyłam Komete, wyszła z groty obserwując mnie przez chwilę. Położyłam uszy, podeszła, ostrożnie stawiając kopyta, jakby nie chciała by ktoś ją usłyszał.

– Jak możesz tak z czystym sumieniem krzywdzić źrebaka?! – wykrzyknęłam z łzami w oczach, widząc opatrunek na jej szyi.

– Nie, nie, to nieprawda. Nie krzycz… – szepnęła szybko, ledwo zrozumiałam co powiedziała, obejrzała się za siebie, uważnie prześledziła wzrokiem każdy kąt korytarza, strzygła nerwowo uszami: – Uratowałam ją tylko… Nie czułaś że kłamałam? – Spojrzała na mnie.

Nie wierzyłam w ani jedno jej słowo, choć się starałam nic od niej nie wyczuwałam.

– Za jaką cenę? – spytałam, nie zamierzałam jej o tym mówić, pewnie i tak się domyśliła.

– Nie wiedziałam że… – Skrzywiła się: – To zrobią, a ty wiedziałaś? Jestem pewna że nie… Pomożesz mi? Wydostaniemy się stąd dzisiaj, wraz z Jaskółką. 

Mam jakieś inne wyjście? 

– Jak? Nie dam rady oszukać Mago, tak jak ty, od razu się domyśli… Poza tym nie zostawię tu Karyme, ani Raisy, ani Pedro.

– Zabierzemy ich ze sobą. Będzie trudniej, ale… Uda się, musi, jestem tego pewna.

Nie mogę jej ufać, oszukała wszystkich. Dlaczego jej nadal ufają? Teraz też może kłamać, zwodzić mnie… Jak Mago. A może Mago wcale nie kłamie? Już nie wiem komu ufać…

Zwiesiłam głowę. Czy mama wciąż żyje?

– Zaczekaj… – Przeszła najszybciej i najciszej jak się dało, znikając w innej grocie. Czy to grota Karyme? Wolałam by nie mieszała jej do tego. Zresztą jak miałaby ją przekonać? Kolejnymi oszustwami? Przyprowadziła ją, wystraszoną. Karyme aż podbiegła do prętów, niemal w nie uderzyła.

– To, to, to prawda? Chcą… Chcą… – Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Chcą ją zabić, dzisiaj rano – powiedziała za nią Kometa.

– Nieprawda. – Karyme nie zasługiwała na to by tak ją okłamywać: – Nikt mnie nie zabije, chcemy po prostu stąd uciec, uwolnić jednorożca, pomożesz nam?

– Ale…

– Nie traktowali cię tu najlepiej… – zaczęła Kometa.

– Kometa, przestań.

– To prawda… – Karyme spuściła głowę, zasłaniając się grzywą, wycofała przednie kopyta: – Thais obiecała mi, obiecała mi tego jednorożca…

– Nie możemy go zabić. Jeśli go zabijesz, Rosita zginie, są połączone. Jaskółka rzuciła na nią specjalny czar, którego nie da się zdjąć. 

 Nie mogłam w to uwierzyć co ona jej wmawiała, jak może tak nią manipulować? Najgorsze że zamierzałam na to pozwolić… Chciałam być z nią szczera, w końcu się przyjaźnimy, ale… Nie wiem na ile jest lojalna wobec innych zaklętych. 

– Rosita ma rację że jej nie chcą zabić, ale… Jak zabiją jednorożca, to ona zginie… – dopowiedziała Kometa.

Karyme zamroziła pręty, odwróciła się, już chciała uderzyć w nie tylnymi nogami, ale Kometa stanęła jej na drodzę.

– Jestem pewna że możesz to zrobić o wiele ciszej, jak inni zaklęci nas usłyszą to wybiegną i spróbują powstrzymać i na pewno też ukarają…

– Spróbuje zabić potwora… Nie… – Karyme wcisnęła pysk w przednie nogi.

– Spróbuje to zrobić, resztę słów zignoruj – wyjaśniłam pospiesznie, licząc że się nie pomyliłam, już nie czułam, które słowa nie wypowiadała z własnej woli: – Karyme po prostu…

– Tak, wiem – przerwała mi Kometa. 

Karyme uniosła głowę, spojrzała na mój kryształ, sopel lodu rozciął nagle naszyjnik, aż drgnęłam, nie spodziewając się tego, spróbowałam go złapać, ale kryształ i tak uderzył o ziemię. Wstrzymałyśmy oddech, na szczęście nikt się nie obudził.

– Chcesz uciec z nami czy tu zostać? – szepnęłam do Karyme. Nie mogłam jej stąd zabrać wbrew jej woli, obojętnie jak bardzo bym chciała.

– Z wami – odpowiedziała pospiesznie, zaciskając szybko wargi.

– Karyme, dasz radę zniszczyć pręty, najciszej jak się da? – szepnęła do niej Kometa. Karma jej przytaknęła. Zamroziła je tak mocno że zniknęły za kłującym lodem, gwałtownie otoczyła je para wodna, a metal rozsypał się jak tylko go dotknęła, jakby był z piasku. 

– Nieva jest z nami – szepnęła Kometa: – Jakby nagle się pojawiła to dobrze, nic nie rób. 

– Chyba nie sugerujesz by kogokolwiek zabiła? – Wyszłam do nich, rozglądając się. Kometa zaczęła nas prowadzić do groty na końcu korytarza. Karyme szła między mną, a Kometą, trzymając się nieco z tyłu.

– Nie. Nie musi zabijać, wystarczy żeby zamroziła każdego kto się pojawi, to nic takiego, nic im nie będzie jak tak zrobisz… – Spojrzała na Karyme.

– Hm? – mruknęła do mnie.

– Skąd wiesz? A jeśli to ich zabije? – spytałam.

– Jestem pewna że nic im nie będzie. Thais powiedziała że konie wytrzymują nawet kilka minut w bryle lodu. Zwłaszcza zaklęci.

– Na-naprawdę? – spytała ostrożnie Karyme.

– Tak, nic im… – Kometa obejrzała się, a my za nią: – Śmiało ich zamrażaj, a potem odmrozisz, obudzą się. Obiecuję. Tak po paru godzinach.

Nie wierzyłam jej, po co Thais miałaby jej o tym mówić, chyba że zapytała, ale mimo wszystko, coś mi mówiło że kłamie.

Zatrzymałyśmy się w ostatniej z grot, więzili w niej jednorożca. Mała leżała wręcz wciśnięta w skalne podłoże, z mnóstwem krwawych pręg na ciele, jej nogi i róg ściskały metalowe obręcze, zatopione w ziemi. Leżała rozpłaszczona, miała problemy z oddychaniem, bo brzuch zbyt mocno naciskał na skałę. Gałąź wciąż tkwiła w jej boku. Spinała się, zaciskała powieki.

– Będę pilnować wejścia – szepnęła Kometa: – Uwolnicie ją? 

Wyszła zanim odpowiedziałam. Nigdy nie czułam się tak podle. Zamiast wierzyć we wszystko co widzę… Niewiele jej pomogli, jeśli w ogóle. Otworzyła do połowy oko, próbując spojrzeć w naszą stronę.

– Przepraszam… – szepnęłam: – Tak bardzo cię przepraszam…

Ledwie skupiłam się na mocy, próbując odszukać roślinami… Łańcuchy, wyczułam łodygami łańcuchy głęboko w ziemi. Nakierowałam pnącza w oczka i je pogrubiłam aż łańcuchy się przerwały. Mała się poruszyła, jęknęła unosząc głowę, szyja jej skrzypnęła jak ją wyprostowała, poruszała ją w różne strony, nagle przestając, jakby coś usłyszała. 

– Idą tu – syknęła.

– Kometa… – wyjrzałam z jaskini. Nie było jej już na korytarzu. Grupka zaklętych z wejściowej jaskini przedostała się na korytarz, wycofałam się gwałtownie. Jednorożec ocierał już rogiem o skały, próbując pozbyć się z niego metalu. 

– Pomogę ci… 

Wycelowała we mnie róg, ciężko oddychając. Karyme zamroziła jej przednie nogi.

– Nie, przestań… – Zbliżyłam do jednorożca głowę, patrzyła na mnie dłuższą chwilę, po czym przytaknęła mi. Karyme cofnęła lód, nogi ugięły się pod jednorożcem, doskoczyłam do niej, nie pozwalając jej upaść: – Zdejmę ci to z rogu…

– Jesteś pod wpływem jego mocy? – wymamrotała.

– Nie jestem, już nie. – Oby to była prawda. Przesunęłam delikatnie zębami po jej rogu, by sunąć metal, ale on trzymał mocniej niż przypuszczałam. 

– Jeśli byś była, też byś tak powiedziała. – Wycofała się, zaczęłyśmy się siłować: – Nawet… byś… nie… wiedziała – mówiła między sapnięciami.

– Wrócili do siebie. – Do środka weszła Kometa. Czy one się w jakiś sposób porozumiewały? W końcu oderwałam metal od rogu jednorożca, który poturlał się aż do ściany. Zmieniła się w Thais, łańcuchy wciąż tkwiły na jej nogach, otworzyła je jej mocą. 

– Zabierzemy Lin… – Opadła na ziemię, wracając dość gwałtownie do swojej postaci. Zmieniła się w jaskółkę, wlatując na mój grzbiet: – I Pedro. Jestem im to winna. 

– Jak ich znajdziemy? – spytała Kometa.

– Wiem gdzie jest Pedro, o ile go nie przenieśli – powiedziałam.

Wyszłyśmy, Nieva stała w wejściu do jaskini, tyłem do nas, rzuciła szybkie spojrzenie za siebie. Przeszłam kawałek od groty, gdzie chowała się ostatnio Raisa. Zatrzymałam się.

– Musimy zabrać jeszcze kogoś.

Drobne pazury ugodziły mnie w grzbiet: – Ryzykujemy już zabierając Karyme – szepnęła mała, jej głos zmienił się na doroślejszy.

– Nie zostawię tu Raisy. – Weszłam do jej groty, spała na samym jej końcu. Szturchnęłam ją, obudziłam.

– Musimy iść, uciekamy stąd.

– Dokąd? – szepnęła, szeroko otwierając oczy, wcisnęła się w ścianę.

– Jeszcze nie wiem, byle jak najdalej, chodź z nami.

Jaskółka nagle wzbiła się w powietrze i wyleciała na zewnątrz. Wybiegłam za ptakiem. W wyjściowej jaskini rozbłysły pioruny, upadło kilka koni, słyszałam jak ich ciała rzucają się po ziemi. Nieva wybiegła z niej, gnając do nas. Z groty prowadzącej do innych korytarzy, wyskoczyli zaklęci, na czele z Thais i Mago. Między nami też już stała Thais, osłoniła nas polem. 

Nieve dzieliło od nas jeszcze kilka kroków, kiedy odrzucił ją wąż z piasku. Przeturlała się po ziemi. Piasek gwałtownie opadł, na jego końcu zobaczyłam Kirian zamkniętą w bryle lodu, na kilka sekund, potem jej ciało opadło bezwładnie na ziemię. Zasłoniła ją ściana z lodu i innych zaklętych.

Kometa podbiegła do krwawiącej z boku Nievy.

– Ty potworze! – krzyknęła prawdziwa Thais.

– Ja nie chciałam, nie chciałam… – Karyme spojrzała na mnie, kręcąc głową: – Pomóż… – Przerzuciła przeze mnie głowę, wciskając pysk w moją grzywę. Przeszły mi aż dreszcze po grzbiecie.

Kometa pomogła dokuśtykać się do nas Nievie. Fałszywa Thais rozglądała się z desperacją w oczach. Zaklęci próbowali się do nas przebić. Wzmocniłam lodową ścianę pnączami. Raisa wyskoczyła ze swojej groty, poczułam jej przerażenie, aż zaczęły mi drżeć nogi. Nie. Nie mogę jeszcze niczego wyczuwać. Muszę zebrać myśli… Lód roztrzaskał się na drobne kawałki, posypały się na naszą barierę wraz z pozostałościami po moich pnączach.

– Karyme, pomóż mi. – Skupiłam moc na grubych, zdrewniałych łodygach, miałam nadzieję że przebijających ściany. Uderzyłam nimi z impetem w grotę Raisy, przebiłam się przez nią do sieci korytarzy. Zadziałało. Zaczęłam niszczyć pozostałe ściany. Karyme spanikowana zamrażała pęknięcia i stawiała wszędzie kolumny z lodu, zwłaszcza gdy zaczęło się wszystko sypać nam na głowy, groty się zapadały, sklepienie pękało. Biegłyśmy. Bariera osłaniała nas od kłębiącego się wszędzie pyłu. Raz po raz  sypały się na nią gruzy. 

– Poddajcie się – zawołał do nas Mago. Uderzali o nasze pole ochronne swoimi mocami. Kolejne kamienie odbijały się od bariery, wybuchały kule światła, rysowały o nie kłujące pnącza, buchał ogień. Karyme osłoniła nas kolejnymi ścianami z lodu, bardzo szybko się rozpadały.

– Przestań… – sapnęła fałszywa Thais, słaniając się na nogach, Kometa ją podtrzymywała, zmuszając do dalszego biegu. 

– Pedro! – krzyknęłam desperacko. W nadziei że odpowie. Bałam się że jednorożec więcej nie wytrzyma. Nieva też ledwo biegła, zostawała z tyłu, przemieszczające się pole ochronne ją popychało. Broczyła ziemię krwią. 

Karyme pokryła lodem ścianę przed nami, żłobiąc w niej pęknięcia, cofnęła go i ściana się posypała, ledwo odskoczyłyśmy, dusząc się mgłą powstałą z pyłu. Ktoś inny też kasłał, parę głazów go przysypało. 

– Pedro! – Dopadłam do niego. Karyme pomogła mi go odkopać. Oczy mi łzawiły, mrugałam. Jej też, pył je podrażnił, w jego kłębach nie widziałam reszty.

– Szybciej! – krzyknęła Kometa. Błyskały błyskawice, dudniło. Ziemia się trzęsła. Karyme, pomogła mi go podnieść…

Nie tylko my kasłaliśmy, bariera musiała pęknąć. Pozostali znaleźli się przy nas, jednorożec leżał na grzbiecie Komety nieprzytomna.

– Obiecałaś przetrwać, więc… Zostawisz mnie jak nie będzie wyjścia, jasne? – powiedział Pedro, oparł się o ścianę, gdy Karyme pobiegła przed siebie, prosto na zaklętych.

– Karyme! 

– Zniszcz ścianę, proszę. – Zbliżyła się do nas Kometa: – Nie możemy się teraz zatrzymać… 

– Ros… – dodał półgłosem Pedro, opatrunek zakrywający mu całe tułowie przesiąkł krwią: – Nie mamy czasu…

Zaatakowałam tymi samymi zdrewniałymi i grubymi pnączami dużą jamę, gdzie trzymali go nie wiadomo jak długo w zamknięciu, Raisa pierwsza uciekła powstałym przejściem, wskoczyła w najgęstsze kłęby pyłu jakie widziałam, Nieva posłała za nią pioruny, uderzyła nimi o ściany. Na szczęście tylko po nich przebiegały. Kometa pomogła mi z Pedro ruszyć kłusem, zerkając na Nieve, ledwie dotrzymującą nam kroku. Słyszałam jak upadła. Obejrzałam się. Karyme podtrzymywała ścianę z lodu, wzmocniłam ją pnączami. 

– Karyme, chodź! Uciekamy!

Zawróciłam do niej, blokując przejście do nas jeszcze grubszymi pnączami, ze sporymi kolcami i wrośniętymi w nie trującymi pnączami.

– Cofnij lód, pnącza są trujące, nie mogą ich zniszczyć. 

Posłuchała mnie. Usłyszałyśmy wściekłe krzyki i rozkaz Mago by dopaść nas z innej strony. Karyme pobiegła ze mną, wsparłyśmy Nieve, pędząc do reszty. Zamroziła jej bok, przez co siostra stała się cięższa, ale przynajmniej przestała krwawić. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz