[Irutt]
Minęły dwa tygodnie, przeklęci zachowywali się jak jeden organizm, każdy każdego lubił i wspierał, albo udawał że lubi, jakby byli mrówkami, a Mago ich królową. Bez przerwy przesiadywał w swojej grocie, wraz z Rositą. Zakradałam się przez szczeliny skalne w mysiej postaci, przemykałam po ścianach i suficie jako gekon, by wciąż widzieć go z Rositą. Czy pokazywał jej obrazy, o których wspomniała Nieva? Oboje nic nie robili oprócz jedzenia i spania, od czasu do czasu wymienili ze sobą parę nieznaczących zdań. Więcej o nim dowiedziałam się ze wspomnień Hemy i od Nievy, a to musiało wystarczyć.
– Wstajemy, szybko i cicho, nie hałasujcie. – Weszłam do groty dla źrebiąt, jako Mago, wcześniej odsyłając Fiolę na zewnątrz, ufała Mago, a skoro niczym się od niego nie różniłam, poszła ze mną w głąb lasui tam ją zabiłam. Tej nocy pogoda mi dopisywała – ulewa wygoniła wszystkich do środka, nikt nie spał na zewnątrz. Deszcz zmyje też wszelkie zapachy.
– Co się stało? – spytała zaspana kara klaczka.
– Ktoś nas atakuje? – zapytała druga, ciemnokasztanowa.
– Bez obaw – odpowiedziałam pogodnym głosem Mago: – Mam dla was niespodziankę, tylko dla was. Czas uczcić wasze zostanie wyzwolicielami.
– A co to za niespodzianka? – spytał pobudzony bułany ogierek, aż poderwał się z ziemi.
– Dlaczego reszta ma nie wiedzieć? – spytała ciemnokasztanowa klaczka.
Nieva strzegła korytarza, miała zahałasować w razie problemu.
– Bo jest tylko dla was, oni mieli już swoją. To taka nasza mała tradycja. – Spojrzałam w wyjście, na Kometę, uśmiechała się do źrebiąt, zniosła tu wszystkie niebieskie kryształy, o kształcie tych czerwonych, ale źrebięta nie powinny zwrócić na to uwagi. Nie dostrzegą różnicy.
– Załóżcie je, chronią przed mocami, w tym też magią jednorożców – powiedziała zachęcająco: – Tam gdzie idziemy może być trochę… Tak odrobinę niebezpiecznie. Prawda, Mistrzu? – Na jej szyi wisiał jeden z tych kryształów. Kryształ nie zablokowałby mojej magii, zablokowałby moc każdego przeklętego w którego bym się zmieniła, dlatego ja i Nieva, nie mogłyśmy go założyć.
– Wszędzie może być niebezpiecznie – odparłam głosem Mago.
– Magią? – zapytało jedno z źrebiąt.
– Tak, jednorożce posiadają magię, wkrótce dowiecie się o nich czegoś więcej, ale na razie niespodzianka... – Wymieniłam z Kometą spojrzenia, wciąż zbyt mało wiedziała o przeklętych, stąd pomyłka.
– Dlaczego Kometa wie o co chodzi, a my nie?
– Kometa pójdzie z nami?
– Oczywiście – niemal wykrzyknęłam z entuzjazmem, jak czynił to Mago, we wspomnieniach Hemy: – Dopiero co przeszła inicjację, wraz z Elektrą, jutro ogłosimy to z samego rana, ale czemu dzisiaj nie miałyby świętować z wami? I Kometa nie wie nic o niespodziance, jedynie ja. A teraz kto będzie najciszej ten dostanie dodatkową nagrodę. Za mną. – Minęłam Komete, wychodząc na zewnątrz.
Źrebaki posłały sobie wyzywające spojrzenia, każde z nich jak najciszej stawiało kopyta, każde pozwoliło Komecie założyć kryształ, powychodziły na korytarz. Ulewa zagłuszyła ich nieostrożne stuknięcia kopyt.
Wyprowadziłam źrebaki do lasu, całe przemokły, ale zdawało im się to nie przeszkadzać. Kometa i Nieva szły po obu stronach gromadki.
– Ta niespodzianka jest poza naszym domem?
– Czy to indywidualne polowanie na jednorożce? Specjalnie dla nas?
– Albo jakaś świetna gra?
– Założe się że ją wygram.
– Chciałbyś.
– To niespodzianka, maluchy – powiedziałam ze szczerym rozczuleniem, przez moment zapomniałam co muszę z nimi zrobić.
– My nie jesteśmy już mali.
– Właśnie, nie jesteśmy już młodszym rodzeństwem, a starszym rodzeństwem.
Nie rozumiały że to tylko nic nie znaczące nazwy i z prawdziwym rodzeństwem niewiele miały wspólnego. Mago podważył nawet wartość rodziny, może przeklęci kiedyś obrócą się przeciwko niemu? I tak czeka ich niefortunny koniec.
– Wchodźcie. – Zatrzymałam się przed wejściem do tunelu. Nieva weszła tam pierwsza, a Kometa zamknęła pochód niczego nie spodziewających się źrebaków. Policzyłam je w myślach, żadnego nie zgubiłyśmy.
Gdy cała grupa zniknęła w ciemnościach, zmieniłam się w Troia, czyniąc przejście zwykłą skalną ścianą, którą wcześniej było.
Stanęłam przed źrebakami, z powrotem jako Mago, rozglądającymi się po środku obszernej jaskini, z otwartym na niebo sklepieniem, chowały się pod jego skrawkami, przed deszczem.
– Zamknijcie oczy, kto będzie podglądał ten zostanie znowu młodszym rodzeństwem i to na zawsze – powiedziałam żartobliwym tonem, wiedząc że źrebaki raczej nie zaryzykują, a przynajmniej nie powinny, wezmą te słowa całkiem serio, jak to maluchy: – Liczę na was – dodałam.
– Nie zawiedziemy cię, Mistrzu – odpowiedziały chórkiem.
Zerknęłam jeszcze na Nieve i Komete, nim wróciłam do swojej postaci. Szłam od źrebaka do źrebaka, dotykając kryształów rogiem, a one zatapiały się do połowy w ich klatkach piersiowych, naszyjnik z liany, wiądł i ześlizgiwał się z kryształów na ziemię.
– Ale to dziwne... – mruknął bułany ogierek.
– Nie otwieraj oczu – ostrzegłam głosem Mago.
– Auć! – jedna z klaczek oderwała przednie kopyta od ziemi.
– I już, po wszystkim – uspokoiłam ją.
– Co to? Czy to boli? Co to jest? – zaczęła wypytywać gniada klaczka wiercąc się i cofając, wpadając na inne źrebaki. Te odskoczyły, wpadając na kolejne.
– Spokojnie, nie otwierajcie oczu.
– Jakby ktoś was uszczypał, więc prawie nie boli, poza tym bardzo krótko, ułamek sekundy i po sprawie. Dacie radę – powiedziała szybko Kometa. Źrebaki się zatrzymały.
– Raczej to takie drobne ukłucie – dopowiedziałam, wciąż głosem Mago: – Za chwilę wszystkiego się dowiecie.
Siwy ogierek, nagle otworzył oczy, choć nawet do niego jeszcze nie dotarłam. Otworzył też pyszczek, Nieva zbliżyła się do niego, kręcąc głową, uszy przycisnęła w niemej groźbie do szyi, a gdy szerzej otworzył pyszczek, pogroziła mu błyskawicami.
– Co to świeci? – spytało jedno z źrebiąt.
Ogierek obserwował mnie przerażonymi oczami, jak kolejne kryształy łączą się z źrebakami, dzięki mojej magii, a przed nim tańczyły błyskawice.
– To jednorożec! – wykrzyknął: – Uciekajcie!
Dotknął go jeden z piorunów, zawył z bólu, podskakując tak gwałtownie że się wywrócił.
– Nie rób tego więcej! – krzyknęłam na Nieve. Słusznie się skuliła i wycofała.
Źrebaki spanikowały, teraz każde już mnie zobaczyło, wcisnęły się w siebie nawzajem, przy ścianie, próbowały użyć mocy, kryształy będące na ich szyjach zaczęły je dusić, te tkwiące w ich klatce piersiowej rzuciły je na ziemię, leżały na boku, chwilowo oszołomione, obok wiercących się i próbujących zdjąć kryształ maluchów.
– Przestanie was dusić jak przestaniecie używać mocy – wyjaśniłam: – Musicie się uspokoić.
Patrzyłam bezradnie jak sie męczą, aż w końcu mnie posłuchały i przestały próbować.. Nieva otoczyła je piorunami, by odciąć im drogę ucieczki. Kolejne źrebaki, te które próbowały mi uciec, albo ze mną walczyć, łapałam ogonem za szyję i na siłę łączyłam je z kryształami. Nieva oddzielała ode mnie co odważniejsze piorunami. Mogłam zajmować się tylko jednym źrebakiem na raz. Na szczęście żadne nie próbowało rzucić się w błyskawice.
– Bądźcie spokojni, nie dzieje wam się krzywda – mówiłam.
– Moja moc!
– Zabierasz nam moc!
– Zostaw nas!
– Pomocy!
Krzyki zagłuszały te źrebaki, które zwyczajnie wybuchły płaczem, spora część z nich tkwiła jednak w ciszy, wciśnięta w siebie i w ścianę.
– Niestety nikt was tutaj nie usłyszy... – odezwała się z żalem Kometa, krzyki na moment ucichły, zwiesiła głowę, jakby się poddała.
– Pomóż nam, Kometa!
– Kometa, pomóż!
Skrzywiła się, opuszczając głowę.
– Zabij ją! Zabij! Szybko!
– Ty nie potrzebujesz mocy!
– Nie mogę! – wykrzyknęła: – Chciałabym, ale nie mogę... – Spuściła jeszcze niżej głowę: – Znaczy nie zabijać, pomóc wam… A może tak właśnie pomagam, chyba nie ma innego wyjścia… – Uniosła ją na wysokość linii grzbietu, patrząc na mnie.
– Wrócicie do swoich zwykłych pobratymców i będziecie wiedli normalne życie – dodałam: – Odbieram wam moc za to co zrobiliście, byście już nie skrzywdzili żadnego jednorożca. Mago was okłamywał, jednorożce nie są wcieleniem zła, nikogo nie mordują, ani nie torturują, obyście kiedyś to zrozumieli.
– Nieprawda, potworze! – wrzasnął na mnie siwy ogierek, wciąż leżący na ziemi, po ataku Nievy.
– Przepraszam za niego. – Zasłoniła go izabelowata klaczka, trzęsła się mocniej od innych, aż jej kopyta stukały mimowolnie o skalne podłoże: – Proszę, nie rób mu krzywdy. – Patrzyła mi w oczy zwężonymi do granic możliwości źrenicami.
– Jednorożce nie krzywdzą źrebaków, wiem że teraz może to wyglądać inaczej, ale muszę was przenieść w bezpieczne miejsce, bez kryształów się nie obejdzie.
– Zaprowadzisz nas do rodziców? – zapytało bułane źrebię przy ścianie.
– Zobaczę mamę?
– Może wasze nowe stado o to zadba? – Z nich przeniosłam wzrok na izabelkę, pomogła wstać siwemu ogierkowi, wraz z Kometą.
– A co z naszymi braćmi i siostrami? – spytała kara klaczka.
– Już ich nie zobaczycie.
– A co z naszymi mocami? – pytała dalej.
– Już ich nie odzyskacie.
– Elektra nas zdradziła! – krzyknął siwy ogierek: – Tam nie czeka nasza rodzina! Nasza rodzina jest przy Mago!
– Nie oddzielaj nas od rodziny! – wykrzyknęło inne źrebię, dodając cicho: – Proszę, już nigdy nie zabijemy jednorożca…
– Proszę, obiecujemy…
– Chcę do mamy.
– Zwykłe konie są beznadziejne! Będą nas gnębić!
– Nie będą, zaopiekują się wami – odpowiedziałam: – Ale jeśli spróbujecie wrócić, albo powiedzieć o tym Mago, bądź innym przeklętym to kryształy tkwiące w waszych piersiach was zabiją.
Z kryształów spływał już niebieski barwnik, przez pot źrebiąt i ich łzy, brudzł ich sierść, odsłaniając swoją prawdziwą czerwoną barwę.
Deszcz przestał padać tak obficie, prowadziłam źrebaki przez mżawkę, otoczone polem ochronnym Thais, musiałam tkwić w jej postaci, aby je utrzymać. Malutkie krople spływały po niewidzialnej barierze i lekko o nią uderzały, tylko ja, Kometa i Nieva wciąż moknełyśmy. Chroniłam je przed deszczem, ale też trzymałam w zamknięciu.
Chmury wciąż zakrywały niebo, choć zaczął się nowy dzień, wokół panował półmrok. Co jakiś czas pojedyncze źrebaki próbowały się przebić przez barierę, w aktach ostatniej desperacji. Na końcu drogi wróciłam do swojej postaci.
– Miło cię znowu widzieć, Irutt – pozdrowiła mnie Tizina, czekała pod wysokimi drzewami, z częścią swojego stada. Otrzepała swoje krępe ciało z wody. A jej gęsta sierść kuca od razu się nastroszyła. Pochyliła głowę i ja też, okazałyśmy sobie wzajemny szacunek, choć ja nikogo z nich nim nie darzyłam, naszymi śladami poszły pozostałe konie i kremowa pegazica, z czarnymi łatami, z dwukolorowymi oczami i skrzydłami. Kometa popatrzyła po wszystkich zdezorientowana, jako ostatnia skłaniając głowę.
– Czy to są te biedactwa? – zapytała Tiziana, przypatrując się źrebakom, próbującym się nawzajem ogrzać i wesprzeć. Kilkanaście sztuk.
Pegazica popatrzyła na nie zatroskana, z rozpostartymi lekko skrzydłami, jakby chciała je pod nimi schronić.
– Tak, Mago zabierał je rodzicom i szkolił do zabijania mojego gatunku – przypomniałam, by nie zapomnieli że one nie są takie niewinne i biedne: – Musicie na nie uważać, trudno będzie im pomóc.
– Czekaj… – Kometa nagle zasłoniła mnie i osłoniła źrebaki, patrząc w oczy Tiziany: – Czy wy na pewno ich nie skrzywdzicie?
– Bez obaw, dzięki Irutt są zwykłymi źrebakami. – Tiziana uśmiechnęła się do niej miło.
– Ale lepiej by się nie rozmnażały – dodał ogier z bliznami w kształcie pręg na grzbiecie.
– Vumbi, przestań.
– On ma rację, moce są dziedziczne, ale Mago i tak im tego zabraniał, to dla nich nic nowego – powiedziałam.
– Chodźcie maluchy. – Tiziana skinieniem łba wskazała im kierunek, zaczęli iść wzdłuż lasu, towarzyszące jej konie otoczyły gromadkę. Pegazica zajęła miejsce obok najmniejszych źrebiąt, przykryła je swoim czarnym skrzydłem – białe składając – przed znów zmagającym się deszczem. Kometa długo za nimi patrzyła, strzygąc niespokojnie uszami, drepcząc w miejscu, ugniatając błotnistą ziemię, jakby miała za chwilę zerwać się do biegu.
– Wracajmy powoli. – Zerknęłam na Nieve, czekającą już na nas kawałek dalej.
~*~
– Gdzie byłyście? – od wejścia przywitał nas Mago, towarzyszyła mu Thais i Troi, patrzył po nas podejrzliwie. Sądziłam że lepiej ukryje fakt że nie ufa tak bezgranicznie swoim mrówką jak próbuje im to wmówić.
– Fiola ci nie powiedziała? – zapytała zaskoczona Kometa, na jej pysku malował się narastający niepokój.
– Fiola? – Mago złagodniał: – Ona też gdzieś zniknęła…
Wyglądało na to że Kometa bardziej się nią przejęła, choć wiedziała, a może właśnie dlatego potrafiła mówić dalej tak przejmująco: – Nie. Miała ci powiedzieć o źrebakach, kazała nam ich szukać. Była do nich zajrzeć i twierdziła że zniknęły…
– Obudził nas jej bieg przez korytarz – dodałam nieśmiało, jakby to zrobiła prawdziwa Hema, patrząc w ziemię: – Była jakaś dziwna...
– Dziwna? Co masz na myśli?
– Wydaje mi się, tak przypuszczam tylko, bo czemu by miała…? Ale chyba wahała się by nam powiedzieć co się stało… – dopowiedziała Kometa: – Musimy już znaleźć.
– Mistrzu, myślisz że to… – zaczęłam.
– To z pewnością ten jednorożec – dokończył niskim, pełnym gniewu tonem.
– Mistrzu. – Przyszła Lora, wyszła z korytarza: – Rosita...
– Obudziła się? Weź ją czymś zajmij, muszę odzyskać źrebaki! – krzyknął zdesperowany: – Wy odpocznijcie już – rzucił do nas wybiegając z Thais i Troiem na zewnątrz.
Nie wiedzą że trójka przeklętych, która sama zgłosiła się do Mago by spróbować mnie schwytać tej nocy, już nie żyje. Niedługo znajdą też Fiole zabitą mocą jednego z nich. I pomyślą że to oni porwali źrebaki.
~*~
Pomyliłam się, Mago zwołał wszystkich, oprócz Rosity i uwięzionych wciąż Lin i Pedro, ogłosił że zaczarowałam trójkę ochotników, zgłaszających się do pochwycenia mnie, poprzedniej nocy, a przynajmniej jednego z nich, tego, który zabił Fiole. Nie wpadł na to że tak naprawdę zabiłam ją bezpośrednio. Te czary to jego wymysł, albo coś czego nie zdążyłam się nauczyć. Snuł przypuszczenia że to ja porwałam źrebaki, ta trójka, albo oni wraz ze mną.
– Prawdopodobnie wszystkie już nie żyją, ale my nie przestaniemy ich szukać, dopóki nie znajdziemy choćby ich… – głos mu się załamał.
– Choćby ich martwych – dokończyła za niego Thais.
~*~
[Rosita]
– Lepiej by nikt nie wiedział o wczorajszym – szepnęła Thais na moje ucho: – Nie chcę by wszyscy cię obwiniali za śmierć Wira.
W oczach zgromadziły mi się łzy.
Mago zaprowadził mnie do reszty zaklętych, zmierzwił mi grzywkę na pożegnanie, uśmiechając się do mnie ciepło: – Zapomnij o wczorajszym.
– Przepraszam…
– Już ci wybaczyłem, ty też możesz sobie wybaczyć i nie popełnić więcej podobnego błędu.
Zostawił mnie w ich towarzystwie, wszyscy wesoło ze sobą rozmawiali, wygłupiali się, w tym także swoimi mocami. Mnie też zagadywali. Słońce świeciło w pełni na czystym niebie, a mimo to wiał chłodny wiatr, ogrzewałam się na słońcu wraz z innymi, jedliśmy. Przynajmniej próbowałam coś zjeść.
Nigdzie nie widziałam żadnych źrebiąt, choć Karyme kiedyś o nich wspominała, dlaczego nie są z resztą?
– I jak, siostro, już ci lepiej? – spytał Eros: – Tak w ogóle przykro mi z powodu twojej mamy… Moja niestety też…
– Też zabiły ją jednorożce? – spytałam półgłosem, nie patrząc na niego.
– Chorę serce… Chorowała na serce – Westchnął ciężko: – Na szczęście widywałem ją rzadko, nie przywiązałem się zbytnio do rodziców. Wiem że mnie kochali, inaczej nie pozwoliliby mi odejść z Thais, zamieszkać wśród naszych braci i sióstr, poczuć się częścią czegoś wielkiego i wspaniałego. Uśmiechnij się, teraz jest źle, ale później jak uratujesz naszych młodszych braci poczujesz taki spokój, szczęście i spełnienie dla którego warto teraz pocierpieć.
– Ile uratowałeś źrebiąt?
– Pewnie sporo, zabiłem dziesiątki jednorożców, które mogłyby je skrzywdzić.
Cofnęłam się tak gwałtownie że wpadłam na kogoś, inni też zaczęli się chwalić. Przycisnęłam uszy do szyi, ale nie mogłam przestać słyszeć ich głosu, wymieniali się metodami jak zabijać jednorożce, kłócili się, która jest najlepsza. Potrafili z tego żartować.
Jednorożce na to zasługują, zabili te źrebaki ze szczególnym okrucieństwem… Moja matka zginęła przez nich… Potrząsnęłam głową. Jak mogłam tak pomyśleć?
– Jesteś taka osowiała, źle się czujesz? – spytała z troską Lora: – Nic się nie przejmuj, odzyskamy je.
– Nie… – opowiedziałam nieprzekonująco: – Miałaś kiedyś… – znowu nie mogłam wydusić z siebie słowa: – Miałaś…
Odpuściłam, spuszczając wzrok. Co się ze mną dzieje? Skąd ta blokada?
– Je? – Spojrzałam pytająco na Lore, jakby dopiero teraz dotarły do mnie w pełni jej słowa.
– Jednorożec zaczarowała trójkę z nas i porwała z ich pomocą wszystkie źrebaki… Byli już wyzwolicielami, więc musieli podjąć się walki, wierzymy że przynajmniej część z nich uciekła tej bestii i wciąż żyje. Został nam tylko Wir…
Wir… Wir zginął przeze mnie. Zaledwie wczoraj. To moja wina. Nie uratowałam go. Choć tym razem mogłam, ale… Jak miałam zabić? Mogłam chociaż obezwładnić tego jednorożca, tylko czy bym zrobiła to wystarczająco mocno by go ogłuszyć i słabo by nie zabić? Dlaczego nie przyłożyłam się bardziej do lekcji walki z… Mamą. Kiedy jeszcze mogłam… Może powinnam jednak go zabić? Wir by wtedy przeżył… Ten jednorożec i tak zginął…
– Kometa! Chodź do nas, poznasz Rosite – zwołała Lora.
Jak mam im powiedzieć o Wirze? Może Mago specjalnie z tym zaczekał? To on powinien to zrobić.
Podeszła do nas kasztanowa klacz z ciemnobrązową niemal czarną, długą grzywą i ogonem, u której nie wyczułam żadnej mocy, choć czułam ją tu od wszystkich. Na brzuchu miała dwie białe ciapki. Spojrzałam na nią niemrawo, uśmiechała się przyjaźnie, pomimo mieszanych uczuć i stresu.
– Nie wyglądasz… najlepiej…– Skrzywiła się: – Znaczy… Chodziło mi o to że wyglądasz źle… – Cofnęła uszy, równie szybko zwracając je w moją stronę: – W sensie… Jakbyś… Źle się czuła.
– Wszystko jest w porządku – skłamałam.
– Jestem pewna że gdyby było…
– Pozwólmy jej zapomnieć o problemach, siostro. – Lora, oparła pysk o jej bok. Czy ona właśnie nazwała ją siostrą? Przyjęli klacz bez mocy?
– Jak tu trafiłaś? – zapytałam.
Lora z Kometą streściły mi co się stało. Nie wspominając jedynie czego dotyczyła misja, od której wszystko się zaczęło. Wolałam nie wiedzieć, mogło chodzić o jednorożce.
– Elektra chyba chciała… – przerwał nam czyiś głos.
Nagle między nami zjawiła się Nieva, wtuliła się w Kometę, czułam że czuje się przy niej… Bezpieczniejsza, jak wcześniej ja przy Mago. Zauważyłam że Kometa jej nie dotykała, tylko zwróciła głowę w jej stronę, jakby chciała ją osłonić przed resztą.
– No właśnie. – Podeszła do nas inna zaklęta, to jej głos nam przerwał.
– Nieva…? – wydusiłam.
Siostra tylko zerknęła na mnie, oprócz ran na ciele, opatrzyli jej też żuchwę, zauważyłam że schudła. Trąciła kilka razy chrapami Kometę, w szyję, jakby chciała jej coś powiedzieć.
– Zaczekacie…? – spytała reszty Kometa, nie czekając na odpowiedź pobiegły do jaskini. Czy Nievie kiedykolwiek będzie zależało by mnie poznać?
– Znasz ją? – spytała Thais: – Ma na imię Nieva?
– To moja przyrodnia siostra, tak.
– Tą którą szukałaś? Nazwaliśmy ją Elektra, nawiązując do jej mocy. Pomogliśmy jej, znaleźliśmy ją umierającą. Dawno temu, potem uciekła, a teraz Hema przyprowadziła ją z powrotem. Prawie nic o niej nie wiemy.
– Czyli to ją Meike więziła razem z Kometą, w wąwozie?
– Tak.
Dlaczego szybciej nie zauważyłam że było coś nie tak? Kiedy jeszcze mogłam ostrzec mamę… Gardło mi się zacisnęło na samo wspomnienie o niej, a w oczach zebrały się łzy.
– Złamała jej żuchwę? – spytałam już płaczliwym głosem.
– Nie wiemy. Co o niej wiesz?
– Niewiele… – wymamrotałam: – Mój znajomy, Pedro, był jej przybranym bratem, jego rodzice ją przygarnęli – powiedziałam im wszystko czego się dowiedziałam. Thais i reszta okazywała mi wsparcie. Nie wspomniałam o ataku Nievy na Raise, tego że to jej matka, zabiciu przez nią strażników, ani że mi groziła żeby uciec.
Mogłam im nic nie mówić. Nie przestawali mi zadawać pytań o Nieve, w większości nie wiedziałam co odpowiedzieć, wydawało się że nie skończą o niej mówić. Kometa nie wracała.
– Mogę zostać sama? Chciałabym się przespać… – prosiłam, naprawdę zmęczona. Tylko dlaczego prosiłam? Przecież miałam do tego prawo. Co się ze mną dzieje?
– Odprowadzić cię? – zaoferowała Thais.
– Nie, chcę zostać sama – już nie prosiłam, weszłam po prostu do jaskini, potem na korytarz. Zobaczyłam w wejściu jednej z grot Kometę, jak bezskutecznie próbuje wstać, nie mogła poruszyć tylnymi nogami. Ze środka groty wyszła Hema z Nievą.
– Co ci jest? – Hema spróbowała ją podeprzeć, zauważyła mnie i już otwierała pysk by coś dodać, ale Kometa jej przerwała:
– To… – Kometa przymykała oczy i zacisnęła zęby, wstrzymywała oddech: – Zaraz minie… Zawsze… – Opadła na bok, krzyknęła. Tylne nogi jej się mocno naprężyły: – Tylko… Jak przeżyje… Po prostu nie stresuj mnie tak więcej… – błagała przez łzy Kometa.
Czułam jak Hemą wstrząsnął nagły lęk, patrzyła prosto na mnie. Nieva położyła uszy, jej zdeterminowany wzrok sprawił że przeszły mi ciarki po grzbiecie, bo czułam co zamierza ze mną zrobić. I wtedy na korytarzu pojawiło się więcej osób, a Thais dopadła do Komety, nie mogącej już złapać oddechu.
– Kometa, oddychaj… – powiedziała tylko, czułam jej bezradność.
– Ona nie może, zrób coś! – krzyknęła na nią Hema, pełna złości i niepokoju. Thais spojrzała na nią zaskoczona. Hema ukryła z trudem całą nienawiść wymierzoną w Thais i wyrzuty sumienia.
– Kometa! – Podbiegłam, widząc jak mdleje, szturchnęłam ją desperacko w łopatkę. Nie chciała się ocknąć, nie oddychała. Nie przeżyje tego… Nie dam już rady, proszę.
– Nie rób mi tego. – Hema wcisnęła głowę w jej brzuch, zacisnęła oczy, czułam jak zalewa ją poczucie winy, zdominowało resztę emocji, we mnie też uderzyło własne sumienie. Mama, Wir… Oni zginęli przez mnie, bo ja nie mogłam… Nie mogłam… Zabić jednorożca. I jeszcze te inne źrebaki… Wszyscy tu zginą?
Zapłakałam, jeszcze bardziej desperacko szarpiąc Kometę. Zjawiła się nawet Karyme, nie zauważyłabym jej gdyby nie jej zimny dotyk na mojej łopatce, wtuliłam się w przyjaciółkę.
Ucichłam, słysząc jak ktoś gwałtownie wciąga powietrze do chrap. Kometa. Ocknęła się, podniosła zdezorientowana głowę, patrząc po wszystkich zgromadzonych wokół niej.
– Odsuńcie się, dajcie jej oddychać – poleciła Thais, wszyscy jej posłuchaliśmy, oprócz Hemy, leżała przy Komecie, skulona. Wydawała się przez to mniejsza. Nieva trącała ją nerwowo w bok.
– Hema? Chcesz nam coś powiedzieć? – zapytała Thais.
Hema uniosła głowę, Kometa swoją położyła, oddychając dość głośno i ciężko.
– Nie rozumiem… – Hema spuściła wzrok.
– Chyba jednak rozumiesz, siostro.
– Nie, nie… – zaprzeczyła szybko Kometa, podrywając głowę: – To normalne… Moje nogi… Od czasu do czasu tak się zdarza, to nie wina Hemy…
– Kto w takim razie cię zestresował aż tak bardzo? – zapytała Thais: – Słyszałam co mówiłaś – odpowiedziała na zaskoczone spojrzenie Komety.
– Mogłam ją przeforsować podczas treningów… – wydukała Hema, czułam że kłamie. To nie o to chodziło: – Za bardzo na nią naciskałam.
– Kłamiesz – powiedziałam.
Thais od razu mi uwierzyła. Mago powiedział jej o moim darze? Jak lubił nazywać wyczuwanie przeze mnie emocji innych osób.
– Hema, nie wierzę że to mówię, ale… Co jej zrobiłaś?
– No co ty, Thais? – zdziwiła się Lora: – Skąd niby Rosita ma wiedzieć że ona kłamie? Dla mnie to nie brzmiało jak kłamstwo.
– Dla mnie też nie – poparł ją ktoś inny, po chwili cała reszta wstawiła się za Hemą.
– Uratowała ją.
– Zestresować można czymkolwiek, czemu miałaby jej coś zrobić?
– A może to Rosita…
– Rosita się nie myli, ona czuje jej prawdziwe intencje… – wyjaśniła Thais, położyła uszy, nie odrywając spojrzenia od Hemy.
– Emocje – poprawiłam, cofając uszy, gdy Hema wbiła we mnie wzrok, przepełniony nienawiścią, maskującą lęk.
– To było straszne… – Kometa ją nagle przycisnęła do siebie, chciała ją chronić, a jednocześnie czuła niechęć: – Okropne, naprawdę okropne.
– Co? – dopytała Thais: – Co ona ci zrobiła?
– My… – Kometa przycisnęła mocniej Heme do siebie, zastrzygła niespokojnie uszami.
– Zostaw je, siostro – wtrąciła Lora: – Coś się stało o czym nie chcą nam najwyraźniej powiedzieć.
– Może wiedzą gdzie są źrebaki – dodała inna klacz: – Może spotkały tego jednorożca i on je zastraszył? A teraz nie chcą powiedzieć.
– A widzieliście jak Hema spojrzała na Rosite? Ja widziałem, coś z nią nie tak – dodał Troi: – Nie widziałem nigdy by na kogoś tak patrzyła.
– To tylko stres… – powiedziałam, z jakiegoś powodu Kometa ją broniła, a ja nie chciałam dopuścić do niczyjej krzywdy, niepotrzebnie ją wcześniej wydałam… Po co to zrobiłam?
– Znam Heme od źrebaka. – Upierał się Troi.
– Stres czasami sprawia że zachowujemy się tak jakbyśmy się nie zachowali – dodałam.
– To ten jednorożec, mógł ją zaczarować, jak ochotników, jak tamtą niebieską klacz. – Troi zerknął na Thais: – Jak Pedro.
– Nakrzyczała na mnie! – wrzasnęła Kometa, wszyscy na nią spojrzeli, skrzywiła się, wzdrygnęła: – Wtedy jak uciekałyśmy z wąwozu. Spieszyłyśmy się… W końcu uciekałyśmy. A ja… Przez moje tylne nogi nie mogłam wstać, odmówiły mi współpracy, nie powiedziałam jej o moim kalectwie i dlatego na mnie nakrzyczała, bała się że nas dogonią, gdybym jej powiedziała ukryłybyśmy się, zamiast biec. A potem jeszcze bardziej się zestresowałam i już w ogóle nie mogłam wstać. Przeze mnie musiała z nimi walczyć…
– Ale nie zabiłaś zwykłego konia? – zapytała Thais Heme.
– Prawie… Na szczęście się ocknął – odpowiedziała za nią Kometa: – Tylko ich zraniła… Dość mocno, ale… Musiała, inaczej by nas złapali. A potem zabroniła mi mówić i… Chociaż może miała rację? Nie ukażecie jej, prawda? To było w obronie własnej, właściwie w mojej obronie.
Nikt nie miał powodu by jej nie wierzyć, tylko ja czułam że kłamie, milczałam, zaskoczona jak dobrze jej to wychodziło.
– A źrebaki? Wy pierwsze wyruszyłyście ich szukać – spytała z nadzieją jedna z zaklętych.
– Nic nie znalazłyśmy, jakby wyparowały… – mruknęła Hema, czułam że kłamie: – Przepraszam.
– Wszystkie zapachy rozmyły się w ulewie. – Kometa mówiła prawdę: – Mogłyśmy polegać tylko na oczach a i tak… To…
– Słyszeliśmy już tą historie milion razy, kolejny raz nie zmieni tego co się stało – przerwała jej Thais: – I przestańcie się obwiniać, jedynym winowajcą jest ten jednorożec i niech się cieszy póki może, pożałuje tego co zrobiła.
Czułam że tylko Kometa się o to obwinia. Nic z tego nie rozumiałam. Hema przed chwilą wyniła się o jej stan, ale nie przejęła się źrebakami? Nie znała ich lepiej niż Kometę?
~*~
– Uwielbiam spać pod gwiazdami. – Eros odetchnął, wpatrywał się chwilę w nocne niebo, po czym zerknął na mnie: – A ty?
Leżałam obok niego, sama nie chciałam tkwić w środku, jak w potrzasku. Zresztą tu też tak się czułam, sporą łąkę odgradzały zaplecione ze sobą drzewa. Do lasu otaczającego naszą równinę dało się swobodnie wejść, tutaj istniało tylko jedno wyjście i wejście. Myślałam że znajdę tu choć namiastkę wolności.
– Troi coś wspomniał o niebieskiej klaczy, o co chodziło?
– A to. Długo przed porwaniem źrebaków, jednorożec zabiła naszych dwóch braci i siostrę wykorzystując do tego niebieską klacz, zaczarowała ją. Thais ledwie udało się to przetrwać. Straciła przytomność, chyba pomyślały że nie żyje, albo specjalnie ją oszczędziły, byśmy dowiedzieli się co się stało. Najdziwniejsze jest to że niedługo potem, ledwie jakieś pół dnia potem pojmaliśmy Lin, tą niebieską klacz, praktycznie sama się nam podstawiła…
– Powinniśmy się schronić w środku, jak kazał Mago – stwierdziła Lora, próbując zmienić temat: – Też wolę otwarte przestrzenie, jak chyba każdy koń, ale…
– Nie przejmuj się jednorożcem, to jeszcze młode, poradzimy sobie z nią – powiedział pewnie Eros.
– Źrebię? – zapytałam.
– Rok już na pewno ma.
– Chcecie zabić źrebię?
– Krwiożercze młode jednorożca – poprawiła Lora: – Takie są najgorsze, niestabilne. Widziałam jego czerwone wzory na sierści, były jak krew, zwłaszcza te plamy pod oczami. Porwała, albo nawet zabiła źrebaki, zabiła kilkoro z nas, a ty nadal masz wątpliwości?
– Skąd wiesz?
– Możecie już spać i dać mi czuwać? – Podeszła do nas Deri.
– Możesz spać pierwsza, zmieńmy się – zaproponował Eros.
– Nie chcę później przerywać sobie snu.
– Spryciara. – Lora ziewnęła: – Rosita, jesteś nowa, nie musisz dzisiaj czuwać. – Zamknęła oczy: – Masz całą noc na sen – dodała sennie.
Eros uśmiechał się rozbawiony do Deri, trzepnęła go w głowę pyskiem.
– Hej!
– Obudzę cię pierwszego – uśmiechnęła się złośliwie: – Za to zagadywanie reszty.
Nie spałam. Nie mogłam nawet zamknąć oczu. Natychmiast pojawiały się te wszystkie obrazy, jednorożce, ich morderstwa… Mama… Ta pustka mnie przerażała, jakbym leżała tu sama, choć obok mnie spał Eros i Lora. Deri co chwilę zasypiała na stojąco, walczyła z sennością, ale w końcu jej uległa. Później się położyła.
Skoro nie spałam, to równie dobrze mogłam czuwać i nikogo z nich niepotrzebnie nie budzić.
Dlaczego musiałam się wtrącić i wydać Heme? Jeszcze nikt tak mnie nie znienawidził w jednej chwili jak ona, nawet Ivette… I jej przerażenie, ono najbardziej mnie dręczyło, jakby obawiała się najgorszego. Czy oni by ją skrzywdzili, gdyby dowiedzieli się co zrobiła? Co właściwie zrobiła?
Podniosłam się, odeszłam niedaleko, chciałam do niej pójść, ale nie mogłam ich tak zostawić. Obudziłam Erosa.
– Co? Już? – Trzepnął głową, wstając, mrugał, nie do końca mogąc otworzyć oczy.
– Często tak śpicie na zewnątrz?
– Chyba za często, to czuwanie mnie wykończy, siostro. Zaraz… Rosita? Nie śpisz?
– Pójdę już do środka…
– Jak będziesz chciała do nas wrócić, to śmiało, w grocie się beznadziejnie śpi.
– Ale bezpieczniej… – mruknęła przez sen Lora.
Weszłam do jaskini, zastając w niej Karyme, utknęła na mnie zaskoczonymi oczami, jakbym właśnie ją przyłapała… Śledziła mnie?
– Co tu robisz? – spytałam.
– Nic. – Wstała, wybiegając na korytarz.
– Co się stało? – zawołałam, biegnąc jej śladem.
Weszła do swojej groty, a ja za nią. Stanęła przy ścianie, zwrócona do mnie tyłem.
– Patrzę jak świetnie się dogadujesz z innymi… – powiedziała nagle łamiącym się głosem, unosząc głowę, zakryła ją grzywą, opuszczając do ziemi.
– To nie znaczy że już się z tobą nie przyjaźnie. – Podeszłam bliżej.
– Nie? – Obejrzała się na mnie, jej grzywa wciąż zasłaniała jej głowę. Przytuliłam się do niej. Mimowolnie się wzdrygnęłam, wydawała się zimniejsza gdy temperatura też się ochłodziła.
– Możesz spędzać czas z nami, poza tym to… Chyba twoja rodzina, nie mogą się ciebie wstydzić, a jeśli się wstydzą to nie są wcale rodziną.
– Naprawdę? Myślisz że… Mogłabym spać z… – urwała, dodając po dłuższej chwili: – Z nimi?
– Pewnie.
– Idziemy? – Doskoczyła do wyjścia.
– Najpierw chciałam z kimś porozmawiać, dołączę do ciebie.
– Zaczekam tutaj, pójdziemy razem…
– Zgoda. – Wyszłam, zastanawiając się gdzie może przebywać Hema, zajrzałam do kilku grot, stąpając najciszej jak mogłam, by nikogo nie obudzić, większość była pusta, dopiero w któreś z kolei zastałam Heme z Nievą.
[Irutt]
“Lepiej byś ich zabiła, wtedy nie będą niebezpieczni” usłyszałam Nieve. Spojrzałam na nią zdziwiona, leżałam w jej pobliżu jako Hema. Niedawno przyszła, kładąc się kawałek ode mnie. Nie mogłam więcej ryzykować ujawnienia się, musiała o tym wiedzieć.
“Musiałam spróbować.” dodała, błądząc wzrokiem po ścianach.
“Słyszę cię, a ty?”, spróbowałam zrobić to w tej postaci, bez rogu.
“T-tak… To działa?”, zastygła w bezruchu, zatrzymując wzrok na ścianie.
“Działa, ale nie rozumiem jak to możliwe…” Podniosłam się.
Nieva spojrzała na mnie z łzami w oczach. Milczała dłuższą chwilę.
“Moja moc na nią nie działa i jestem od niej słabsza fizycznie… Nie mogę zabić Rocio…”
“Zajmiemy się nią, później.”
Odwróciłam głowę w stronę wejścia, ktoś wszedł do środka. Rosita. Zanim okazałam jej wrogość, zwróciłam w jej stronę głowę i nastawiłam uszy, gotowa jej wysłuchać. W co ona grała? Najpierw mnie prawie wydała, a potem próbowała to odkręcić z Kometą. Jeśli naprawdę czuła moje emocje…
– Przepraszam. Nie powinnam była się wtrącić…
– Właściwie dlaczego? Mój strach cię zniechęcił? To litość?
– Oni… Myślę że byliby w stanie cię zabić… – dodała, cofając uszy: – Nie są źli, ale…
Czy ona wie kim jestem? Co zrobiłyśmy? Nie są źli? Chyba nie wie o czym mówi.
– Nie wiem co zrobiłaś. Czułam twoje emocje, emocje Komety, Nievy…
“Ja też coś czuje od niej, coś dziwnego…”, wtrąciła Nieva, Rosita jej oczywiście nie usłyszała.
“Czyli?”, spytałam wewnętrznym głosem.
– Okazałaś mi litość? – powiedziałam do Rosity: – W zamian chcesz bym ci powiedziała co zrobiłam, prawda?
“Nie wiem jak to wyjaśnić…”
– Nie chcę by komukolwiek stała się krzywda, czy to coś złego?
– Nie, to szlachetne, choć też naiwne. Ja też byłam kiedyś nawina, ale nauczyłam się że świat jest okrutny, nikomu nie można ufać. Nawet sobie.
Czy ona wie że Mago nią manipuluje? Powinna móc to wyczuć.
– Przez jednorożce…? – Uszy jej opadły: – A co jeśli… – Urwała. Stała i patrzyła na mnie otępiałym wzrokiem.
– Jeśli?
Wciąż milczała.
– Rosita?
– Wybacz… Nie chciałam cię zranić. Lepiej już pójdę. – Wyszła pospiesznie, jak wyjrzałam za nią zdążyła już wejść do innej groty.
Przecież mnie nie zraniła. Chyba że ma na myśli tamtą poprzednią sytuację, wtedy też mnie nie zraniła, raczej zdenerwowała. Dziwnie się zachowała…
Ona nie wie że Mago nią manipuluje. Albo próbuje mnie oszukać, tylko to nie ma sensu, zdradziłaby mnie przy wszystkich, chyba że bawi się ze mną…
“Gotowa?”
Odwróciłam się do Nievy, słysząc jej wewnętrzny głos.
[Rosita]
– Nie chcę by komukolwiek stała się krzywda, czy to coś złego? – Utkwiłam spojrzenie na Hemie, czując jak bardzo mi nie ufa i się mnie obawia, a mimo to patrzyła mi prosto w oczy.
– Nie, to szlachetne, choć też naiwne – stwierdziła: – Ja też byłam kiedyś nawina, ale nauczyłam się że świat jest okrutny, nikomu nie można ufać.
– Przez jednorożce…? – Uszy mi opadły: – A co jeśli one są złe z jakiegoś powodu, może coś się stało? Może dałoby się im pomóc? A może wcale nie wszystkie są złe?
– One prawie mnie zabiły… Pastwiły się nade mną – wyznała Hema z łzami w oczach: – Nastawiły moją rodzinę przeciwko mnie, dręczą nas od pokoleń, a ty chcesz im pomagać?! – zapłakała, zawróciła pod ścianę, do Nievy, która spojrzała na mnie wrogo.
– Wybacz… Nie chciałam cię zranić. Lepiej już pójdę. – Wyszłam. Trzęsły mi się nogi, ruszyłam szybko do groty Karyme.
Jednorożce są złe, nie da się im pomóc, torturowały z radością zaklęte źrebaki, teraz zabrały kolejne, wmówiły to wszystko koniom, jak mogę myśleć że się zmienią? Pobiegłam korytarzem, próbując uciec od własnych myśli, ale one i tak nie dawały mi spokoju. Powinnam zabić tamtego jednorożca. Dlaczego ciągle się łudzę? Zabili mi matkę, wyśmialiby jeśli spróbowałabym z nimi porozmawiać, zrozumieć… Wybaczyć? Nie potrafię im wybaczyć…
Wskoczyłam do groty, Karyme zasnęła. Nie obudził jej nawet nerwowy stukot moich kopyt. Ułożyłam się obok niej, drżąc, przeszła mi ochota w ogóle wychodzić na zewnątrz, tam w każdej chwili mogły nas zaatakować jednorożce, tutaj zresztą też, ani tam, ani tu nie będzie gdzie uciekać. Rozbolała mnie głowa, nie potrafiłam tego zaakceptować, ale musiałam…
To tak jak z Ivette. Tyle razy próbowałam, a ona i tak uparcie stała przy swoim, a oni… Są od niej gorsi. Mago miał rację, skrzywdzą jeszcze więcej osób, jeśli… Jeśli ich… Nie zabiją.
~*~
[Irutt]
– Mago wzywa cię do siebie. – Przyszła Thais, nim wyszłam z groty. Spotkałyśmy się przy samym wyjściu. Nieva poszła już chwilę temu, by nikt nie widział nas razem.
“Wynikły małe komplikacje, musisz zaczekać”, przekazałam jej, idąc za Thais. I trójką innych zaklętych, czekających na nas na korytarzu.
– Czy zrobiłam coś nie tak? – spytałam niby przestraszona. Cofnęłam uszy i zniżyłam głowę, niepewnie spoglądając na Thais.
– Nie.
Na pewno kłamała. Mago musiał coś podejrzewać. Wchodząc do jego jaskini zaskoczył mnie widok całej grupy przeklętych. Mago zbliżył się opierając pysk na moim czole. Pokazałam mu wyobrażoną kłótnie z Kometą, jak Hema obwiniła ją o jej kalectwo podczas naszej domniemanej ucieczki, Heme atakującą zwykłe konie prawie je zabijając, a wtedy długo przepraszającą po tym Komete. Najpierw błagała ją, potem jej groziła by milczała. Przypomniałam sobie chwilę jak Kometa wygadała się przed resztą, i jak Heme dręczyły wyrzuty sumienia i strach że ją ukarają.
– Zawiodłam cię Mistrzu?
Odetchnął z ulgą. Moja wyobraźnia okazała się dla niego nie do odróżnienia od wspomnień, żaden jednorożec nie miałby z tym problemu.
– Nie. Każdy z nas popełnia błędy, najważniejsze że go zrozumiałaś.
Wyszłam już sama, a inni zaklęci poszli w swoją stronę. Mogłam zawrócić dopiero po dłuższej chwili, standardowo w postaci myszy. Zatrzymując się przy wejściu, w pęknięciu w zewnętrznej ścianie jaskini.
– …usłyszeć jej myśli na taką odległość, ani poczuć co ona czuje… – powiedział Mago.
– Przecież by nas nie oszukiwała, jak? Widzisz jej oczami.
Czyimi oczami? Czyżby mieli na myśli…
– Muszę kiedyś odpoczywać, Thais.
– Więc… Nie zaczarował ich jednorożec?
Mago milczał dłuższą chwilę, po czym dodał: – Jeśli nie będziemy sobie nawzajem ufać, to komu?
– Może powinieneś sprawdzić też Komete i Nieve?
Znów milczał, po czym musiał przytaknąć, bo Thais zawołała resztę. Pobiegłam na złamanie karku, ukrywając się w cieniach i szczelinach, raniąc sobie delikatne łapy gryzonia. Musiałam się podszyć zarówno pod Nieve jak i Kometę, ale najpierw musze je ostrzec.
“Schowaj się gdzieś, nie mogą cię znaleźć”, zaczęłam od Nievy.
~*~
[Mago]
Tak mało czasu, a tyle do zrobienia. Po wyjściu Komety kazałem przyprowadzić Lin, jej rany dobrze się goiły, a ona sama; cóż nigdy nie dawała po sobie poznać że coś ją boli. Przypominała mi moją siostrzenice.
– Przyznaje zaskoczyłaś nas, uciekając w takim stanie, Lin – powiedziałem, gdy zaklęci pozostawili ją samą w wejściu, czuwając na zewnątrz. Wpatrywała się we mnie wyzywająco. Nieco drżałem z zimna, które opanowało moją jaskinie. Jaskinie zamiast mojego ognia oświetlały świecące pnącza, które zrobiła dla mnie Rosita, już kilka dni temu. Chciałem by Lin czuła się tu komfortowo.
– Linnir – poprawiła.
– Lin łatwiej zapamiętać – powiedziałem przyjaznym tonem: – Mógłbym ci coś pokazać, Linnir?
Pokręciła głową.
– Proszę, daj mi szansę na wyjaśnienie dlaczego to robimy.
– Niczym nie usprawiedliwisz śmierci tylu jednorożców. – Położyła uszy.
– A może jednak mi się uda? Proszę cię, chcemy ci pomóc…
– Nie mam wyboru, prawda? – Podeszła do mnie, celowo nie odpowiedziałem, po prostu dotknąłem jej czoła, gęsto porośniętego grzywką, zimniejszego niż u Karyme. Pokazałem jej to co Rosicie, zareagowała nieco spokojniej, zaczerpnęła gwałtowniej powietrza i nagle moja wizja się urwała.
– Co jest...? – Patrzyłem w oczy Lin pełne wrogości, położyła uszy.
– Jednorożce się tak nie zachowują, ty nie znasz ich mowy ciała, ale ja już znam twoją moc. – Podeszła sama do wyjścia, jakby wiedziała że ją zamierzam odesłać.
– Zaprowadźcie ją do siebie – powiedziałem zmęczonym głosem. Popełniłem jeden z podstawowych błędów, powinienem ją lepiej poznać. Przekląłem pod nosem, znała lepiej jednorożce ode mnie, straciłem taką szansę. Tak to jest kiedy pracuje się ze zmęczonym umysłem.
– Mistrzu? – Thais zajrzała do środka: – Wszystko w porządku?
– Bywało lepiej, Thais. Jak ma się Pedro? – spytałem.
– Nadal zagubiony.
– Cóż, spróbujmy jeszcze raz z nim porozmawiać…
[Irutt]
W nocy zgodnie z planem obezwładniłam przeklętą, celowo jej nie poznając z imienia, w postaci Troia i nie potrafiłam dokończyć, leżała nieprzytomna u moich kopyt, a czas naglił. Poznając wspomnienia Hemy zrozumiałam że oni nie są tylko źli, troszczą się o siebie nawzajem na swój własny pokrętny sposób, wierzą w to wszystko, a przynajmniej ona wierzyła.
Widziałam przed oczami Heme, jej błagający o litość wzrok, słyszałam jak się przeze mnie dusi, słyszałam zaskoczone krzyki, jęki konającej trójki ochotników, kiedy ziemia się pod nimi zerwała, wpadli w niewielką przepaść i połamali sobie kości, a potem zwaliły się na nich gruzy, pogrzebałam ich żywcem, wtedy też byłam w postaci Troia. Fiola utonęła w bagnie, słyszałam jej bulgot, próbowała wołać o pomoc, próbowała się wynurzyć, gdy mocą wciągnęłam ją do środka. Oddychałam coraz szybciej i głośniej. Przecież chciałam by cierpieli, zabiłam ich najszybciej jak się dało…
Nagle Nieva rzuciła się na głowę piaskowej klaczy z kopytami, odepchnęłam ją.
“Przestań, poczują twój zapach na niej, a nie ty miałaś ją zabić…”
– Jesteś cała, siostro? – rozpoznałam głos Troia, już miał wchodzić do środka, zmieniłam się w tą klacz.
– Tak, nic się nie stało – odpowiedziałam mu.
“Chciałam ci pomóc…”, Nieva patrzyła na mnie, z jak niemal zawsze, ponurym wyrazem pyska.
“Wiem, dziękuje.”
Mago dał się nabrać, udało się zarówno z Kometą jak i Nievą. Mimo wszystko nie powinnam jej w to angażować, ale nie miałam nikogo innego do pomocy oprócz tej dwójki.
– Słyszałem jakiś hałas, może to z innej groty?
– To tu, pospadało kilka kamieni, ale…
Wszedł do środka, Nieva zasłoniła wraz ze mną nieprzytomną, starała się wydać mniejsza, wcisnęła ogon w zad. Widziałam do czego są zdolni i właśnie znalazłam się w pułapce.
– Nic ci się nie stało, Kirian?
– Nie.
– Nie kłam mi, widzę że coś jest nie tak. – Podszedł bliżej.
– Co robi tu Nieva… I… Kirian? – Dostrzegł nieprzytomną za nami: – Jak…?
Nieva zabiła go w jednej chwili, uderzając w niego mnóstwem piorunów. Skwierczało. Wycofałam się, prąd wciąż potrząsał jego ciałem, przyciągał do siebie moje włosy i sierść. Jak w hipnozie nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Zakrztusiłam się swądem wypełniającym grotę. Nieva zdawała się tego nie czuć, rozluźniła się.
“Uratowałaś Kirian, przed Troiem”, powiedziałam do Nievy.
“Nie!”
“Właśnie tak, ona to potwierdzi na twoją korzyść, bo myśli że to on ją zaatakował, nie mogą myśleć o tobie jako o zagrożeniu, bo się ciebie pozbędą.”
“Zabijmy ich wszystkich.”
“Nie. Chcę by cierpieli.”
“Ale martwi nam nie zagrożą.”
Usłyszałyśmy kolejne kroki, ktoś tu biegł.
“Nie dałybyśmy im wszystkim rady.”
Zmieniłam się w jaskółkę, podlatując do sklepienia, by przybrać postać nietoperza, one mieszkają w jaskini, żaden przeklęty nie zwróci na nie takiej uwagi jakby zwrócił na jakiegokolwiek ptaka. Prawie nic nie widziałam, bezużytecznymi nietoperzowymi oczami. Zawisłam w kącie.
– Nieva…? Kirian… – poznałam po głosie że to klacz: – Kirian, obudź się!
– Coś ty zrobiła?! – krzyknął ogier.
Nieva wycofała się pod ścianę, słyszałam jak o nią uderzyła zadem.
“Pomóż mi…”
“Nic ci nie będzie.”
– Kirian, żyjesz…
– Co…? – wymamrotała: – Troi! On próbował mnie zabić!
– Nasz brat? To nie możliwe – wątpiła klacz.
– Chyba, chyba Nieva ją uratowała? – dodał ogier.
– Jesteś pewna że Troi cię zaatakował?
– Chciał zabić, sam tak powiedział! – wykrzyknęła Kirian.
– Wybacz siostro że cię oskarżyłem, jesteś jedną z nas… – Słyszałam jak zaczął iść w kierunku Nievy, a potem czyjeś inne, pospieszne kroki.
– Czekaj, boi się ciebie, Mago mówił byśmy się do niej nie zbliżali, może wpaść w panikę – ostrzegła klacz.
– Kirian, chodźmy stąd. – Ogier zawrócił.
– Właśnie! Co my tu jeszcze robimy?! – wykrzyknęła Kirian.
– Przestań już krzyczeć, wszystkich obudzisz.
– To dobrze! A co jak komuś innemu, też odbije?!
~*~
[Rosita]
Wyszłyśmy na korytarz, inni zaklęci także, ktoś coś wykrzykiwał. Czułam rosnący niepokój od Karyme, przywarłam do niej, chcąc dodać jej otuchy, a także sobie. Nieśli ciało Troia, spalonego przez błyskawice jak kiedyś strażnicy. Czy Nieva go zabiła? Inni zaklęci szli tuż obok. Rozbolał mnie momentalnie brzuch.
– Co ci strzeliło do głowy?! Ty głupku! – krzyczała na niego piaskowa zaklęta.
– Kirian, on nie żyje – powiedziała druga, starsza zaklęta, idąca obok niej.
– Nieprawda! Elektra go tylko ogłuszyła!
– Ona go zabiła, by cię ratować…
– Wcale nie! Przecież widzę jak oddycha.
– Rusza się, bo go niosą. Troi nie żyje.
Zobaczyłam… Raise, a właściwie tylko jej głowę, wyglądającą z groty, zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Kirian wybuchła płaczem, wbiegając do groty obok naszej.
– Troi…? – Pochodowi wyszła naprzeciwko Thais: – Która go zabiła? – Przycisnęła uszy do szyi, widziałam w jej oczach łzy.
Która? Ktoś jeszcze ma taką samą moc jak Nieva?
– Nieva, ale on oszalał, próbował zabić Kirian, więc wychodzi na to że uratowała jej życie – wyjaśniła klacz.
– Jednorożec. – Mago wyszedł z cienia jednej z grot: – Była tu i go zaczarowała, pomieszała mu w głowie, wiedziałem że przyjdzie.
Wszyscy zaklęci spojrzeli na niego, przerażeni.
– Mści się za to co zrobiliśmy… – powiedział Eros.
– Musieliśmy.
– Nie powinniśmy świętować nad ciałami tych potworów, to jeszcze bardziej ją rozzłościło.
Jak mogli w ogóle…
– To moja wina… – wymamrotała Karyme, zwieszając głowę do samej ziemi. Nikt poza mną jej nie usłyszał.
– Mieliśmy do tego prawo, śmiech rozładowuje napięcie, te potwory nie zasługują by dręczyło nas sumienie ani przez sekundę – powiedziała Lora.
– Ja tam czułem ulgę że już ich nie ma – dodał inny, młody zaklęty.
– Gdzie Kirian?
– Tam, Mistrzu. – Wskazała grotę klacz, która wcześniej z nią szła i tłumaczyła Thais co się stało. Mago wszedł do środka, zerkając na mnie, zanim przekroczył próg groty. Zaklęci wyszli na zewnątrz, z ciałem Troia.
– Chodźcie się pożegnać, siostry – powiedziała do nas Thais.
– Wolę tu zostać… – przyznałam, nie znałam go dobrze, nie chciałam oglądać co Nieva mu zrobiła. W ogóle nie chciałam widzieć więcej nikogo martwego. Zaczęli rozmawiać o zaginionych źrebakach, podejrzewać że jednorożec wychowa je i pośle na nich, by wszystkich zabiły.
Karyme poszła za Thais, bez słowa. Ledwo powstrzymałam się by nie złapać jej za grzywę, by nie błagać by ze mną została. Spojrzałam w stronę groty, z której wyjrzała Raisa. Wstrzymałam oddech. Przebiegłam przez korytarz, wskakując do niej. Odetchnęłam z ulgą. Raisa rzeczywiście tu była. Uszy jej opadły, błądziła wzrokiem po ziemi, udając że mnie nie widzi, czułam jej rosnący stres wraz z poczuciem winy, trzęsła się.
– Przepraszam… – wymamrotałam, wiedząc że to ja sprawiam jej dyskomfort: – Ja… Chciałam tylko cię zobaczyć… – Głos niemal mi się załamał, odwróciłam się z łzami w oczach, nie potrafiąc się zmusić by wyjść na zupełnie pusty korytarz. Wokół panowała przeraźliwa cisza. Zobaczyłam przed wejściem czyjś cień. Odskoczyłam, z gardła wyrwał mi się krzyk, upadłam. Zbliżał się, przyszedł po mnie… Wszedł do nas… Thais?
– Rosita…? – Stanęła w wejściu wpatrując się na mnie zdziwiona: – Tak myślałam że potrzebujesz pomocy. – Podeszła do mnie, pomagając mi wstać, wtuliłam się w nią, zapłakując.
– No co ty, siostro? Nawet go nie znałaś… – Sztywno objęła mnie łbem, po chwili odsunęła, patrząc mi w oczy: – Odprowadzę cię do twojej groty, zgoda? Dam ci coś na sen.
– Nie, proszę, nie zostawiaj mnie…
Obejrzała się nerwowo za siebie.
[Irutt]
"Rocio została sama, mamy okazję", Nieva weszła do jaskini Kirian, w której nadal tkwiłam w postaci nietoperza, dochodząc do siebie. Zleciałam do niej, zmieniając się w Heme.
"Nikogo nie ma?", zapytałam wewnętrznym głosem, patrząc na nią, Nieva wolała patrzeć na moją szyję niż w oczy, ale po chwili przeniosła na nie swój wzrok.
"Inaczej bym nie przyszła."
Wyszłyśmy na korytarz, obie czujnie się rozglądając.
"Sama to zrobię...", zmieniłam się w Thais, z jednej grot zabierając sztylet za pomocą jej mocy, dzięki temu nie pozostanie na nim żaden zapach.
"Na pewno?", nie dowierzała.
"Zostań na zewnątrz i pilnuj czy nikt nie idzie", nim weszłam Raisa już krzyknęła, jakby spodziewała się że przyszłam ją zabić, przewróciła się.
– Rosita…? – Nagle zdałam sobie sprawę że je pomyliłam, to Rosita krzyczała, Raisa wcale nie przebywała w grocie sama i nie tak blisko wejścia jak sądziłam: – Tak myślałam że potrzebujesz pomocy. – Pomogłam wstać Rosicie, wtuliła się we mnie, mocząc łzami, zaszlochała.
– No co ty, siostro? Nawet go nie znałaś… – Na szczęście nie zauważyła sztyletu, odłożyłam go na oślep w korytarzu, obejmując ją niechętnie łbem. Odsunęłam ją od siebie, patrząc jej w przerażone i zapłakane oczy: – Odprowadzę cię do twojej groty, zgoda? Dam ci coś na sen.
– Nie, proszę, nie zostawiaj mnie…
“Ją też zabijmy.", usłyszałam Nieve.
"Zostań gdzie jesteś". Obejrzałam się za siebie, bo mogła mnie nie posłuchać i sama to zrobić. Sztyletu nawet nie podniesie przez złamaną żuchwę, ale błyskawicami nie trudno by jej było zabić Rosite. “Odłożymy to na inny moment”.
“Nie! Nie będzie innego momentu. Musisz ją zabić, sama mówiłaś że Mago widzi to co ona, Thais jest na zewnątrz, przed chwilą dołączył do niej z Kirian”.
Widziałam jak Rosicie trzęsą się nogi, patrzyła mi prosto w oczy: – Zostawcie ją, proszę… Zginie tylko więcej koni, to jeszcze źrebię…
“Jaskółko?”
Nie zdążyłam zobaczyć ani Pedro, ani Lin, a przecież oboje mnie uratowali. Zemsta była ważniejsza. A teraz… Rosita nie zabiła żadnego jednorożca, nie ma z tym nic wspólnego. Mogłam ją uratować od wpływu Mago, póki nie jest za późno. Póki był zajęty.
– Chodźmy się przejść – powiedziałam do Rosity, ostrzegając jednocześnie Nieve –“Przypilnuj Thais.”
“Zabiją cię…”
Rosita mi przytaknęła.
– Musimy porozmawiać, na osobności. – Zerknęłam na Raise, która udawała że jej tu nie ma. Roniła w ciszy łzy.
“Uciekaj, Rosita nie może cię zobaczyć.”, dodałam do Nievy.
“Już wyszłam.”
~*~
Zaprowadziłam ją do drzew splecionych ze sobą, rozglądając się za innymi przeklętymi. Specjalnie obeszłyśmy ich kryjówkę na około.
– Użyj mocy i zrób nam przejście – zwróciłam się do Rosity.
– Jeszcze nie kontrolowałam tak grubych drzew… – oznajmiła, spacer rzeczywiście dobrze jej zrobił.
– To nic trudnego.
Z pewnym wysiłkiem, oddaliła splecione pnie od siebie, przeskoczyłyśmy przez powstałą lukę między nimi, a pnie za nami natychmiast znów się zacisnęły. Znalazłyśmy się w półmroku. Las rosnął tak gęsto że poranne promienie słońca z trudem się przez niego przebijały.
– Zamknij oczy. I nie otwieraj ich dopóki ci nie powiem.
– Dlaczego?
– Musisz mi zaufać – dodałam, zacisnęła oczy, w których już gromadziły się nowe łzy. Nie rozumiałam jej reakcji. Na razie. Dotknęłam rogiem jej czoła, już w swojej postaci.
– Nie otwieraj oczu – przypomniałam głosem Thais: – Mów jak cię zaboli, ale ich nie otwieraj.
Sama niemal wycofałam róg. Moi bliscy… Te źrebaki… To nie miało miejsca! My nigdy nie zabilibyśmy źrebiąt…
– Głowa… Boli… – wymamrotała Rosita.
Zmieniłam się w Thais.
A ona upadła u moich kopyt, dysząc ciężko, drżąc, zaciskając oczy, z chrap pociekła jej krew. To nie możliwe, kontakt trwał zaledwie parę sekund. Nieva wytrzymała dłużej. Hema zresztą też.
Musiałam przerwać jej połączenie z Mago.
– Mago cię okłamał, jednorożce nie zabiły tych źrebiąt.
– Jak… Jak to? – Niemal uniosła powieki.
– Możesz otworzyć oczy.
Otworzyła je, zamrugała, z chrap wciąż kapała jej krew.
– To co ci pokazał to nieprawda. To fałszywe wspomnienia. Twoją matkę też nie zabiły jednorożce. Ani Wira. On nigdy nie istniał. To fikcja.
– Nie czuje byś kłamała, ale on… On też nie kłamał…
“Idą po ciebie!”, usłyszałam spanikowany głos Nievy, w swojej głowie. “Mago twierdzi że cię wyczuł, idą do was… On wie.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz