środa, 27 grudnia 2023

– Niewiara –

[Rosita]


– To nic nie da Rosita, musimy ruszać dalej. – Pokuśtykał do mnie Pedro. Ciągle próbowałam rozgrzebać piasek i gruzy kopytami, raniąc sobie nogi. Bałam się użyć znów mocy. Ostatnim razem jak jej użyłam tunel się zawalił. Jaskółka leżała niedaleko, z głową opartą na ziemi, patrząc na nas szklanymi oczami. Nieva podpierała się ściany z tyłu za nią, nie wyglądając dużo lepiej.

– Nie słyszę ich… – wymamrotałam przez łzy: – Co jeśli… Jeśli…? – Obróciłam się wtulając się w Pedro. Zapłakałam, a on mnie objął. Niczemu nie zaprzeczył, a ja tak bardzo chciałam usłyszeć że wszystko będzie dobrze.

– Były wystarczająco szybkie, uciekły – odezwała się cichym głosem Jaskółka: – Jak zasną to się z nimi skontaktujemy.

– Dasz radę sama jedna? Do tego potrzeba przynajmniej kilku jednorożców – powiedział Pedro.

– Albo wzmacniający kryształ, podejdź Rosita, pokaże ci gdzie go szukać. – Podniosła głowę, zwracając w moją stronę róg. Podeszłam do niej, kładąc się na przeciwko niej, by obu nam było wygodniej, zbliżyłam głowę.

– Chyba nie będziemy się rozdzielać? – spytał Pedro.

– Już się rozdzieliliśmy – zauważyła Jaskółka: – Będziesz musiała być czujna jak nigdy dotąd. – Przyłożyła swój róg do mojego czoła, a przed oczami przeleciał mi obraz całej drogi do jaskini pełnej kryształów w różnych barwach i kształtach. Zabrała róg, zanim zdążyłam poczuć jakikolwiek ból.

– Każdy jednorożec tak potrafi? – spytałam.

– Każdy potrafił… – Dźwignęła się na przednie nogi, pomogłam jej wstać: – Najpierw musimy dojść do jaskini.

– Już niedaleko – obiecał Pedro, przeszedł naprzód. 


~*~


Biegłam, prawie nie czując nóg, z czarnym kryształem w pysku, o wiele mniejszym od czerwonego, wielkością dorównywał śliwce, musiałam mocno zaciskać na nim zęby, by nie wleciał mi do gardła. Popędziłam przez gęstwiny, ukryty za nimi tunel wprost do ogromnej jaskini. Na samym jej końcu szumiało podziemne jezioro, woda spływała przez otwory w ścianie tworząc mikroskopijne wodospady i gdzieś wypływała kilkoma strumieniami, znikającymi w ciemności. Świecące pnącza, dzięki mojej mocy porastające ściany stanowiły tutaj jedyne źródło światła. 

Pedro wyciągał drobinki piasku z ran Nievy, opłukując je wodą, drżała, stojąc na ugiętych nogach z ogonem wciśniętym w zad. Jaskółka leżała niedaleko wody. Ruszyłam do niej, kładąc przed nią kryształ.

– Zabrałaś tylko jeden? I nic innego nie ruszyłaś? – upewniła się.

– Tak.

– Zaczekajmy aż całkiem zapadnie noc, mamy tylko jedną szansę.

– Pójdę po jedzenie i zioła – powiedziałam do wszystkich, kierując się z powrotem do wyjścia. Nieva powiodła za mną błagalnym spojrzeniem. 

– Pedro nie zrobi ci krzywdy. – Obejrzałam się jeszcze na nią i zniknęłam w tunelu.

– Uważaj na siebie! – zawołał Pedro. 


Wróciłam niemal w środku nocy, od razu zaczynając przygotowywać papkę dla Nievy, Pedro wciąż męczył się z jej ranami, Jaskółka mu pomagała w postaci niewielkiego zwierzątka, z chwytnymi łapkami. Z jego zadu odstawał tylko smętny kikut, pamiątka po długim ogonie. Oczy zachodziły mi mgłą, a powieki coraz częściej mi opadały.

– Jestem gotowa, wszyscy zgodnie stwierdzili że to ty się z nią skontaktujesz. – Jaskółka nagle znalazła się obok mnie, już w swojej postaci. 

– A nie z nimi?

– Z Kometą, tak będzie łatwiej. 

Kazała mi się położyć, przyłożyła róg do czarnego kryształu, a gdy błysnął światłem, kryształ się rozkruszył, choć był tak twardy jak każda skała. Pył z niego wniknął w jej róg i na moment zabarwił go na czarno.

– Zamknij oczy i skup się na niej. Mamy tylko chwilę. Skup się by pokazać jej gdzie jesteśmy.

– Poczekaj, jak mam to zrobić?

– Wyobraź sobie ją, chcesz dostać się do jej snu, nie myśl o niczym innym, a jak już tam będziesz to pamiętaj że to sen, możesz jej pokazać drogę, jak ja ci. – Dotknęła pospiesznie rogiem mojej głowy, a ja zacisnęłam oczy. Na początku niczego nie widziałam, chwilę zajęło mi odgonić wszystkie obawy i się uspokoić, gdy przypomniałam sobie co zrobił mi Mago. Nagle znalazłam się przed Kometą.

– Rosita…? – Spojrzała na mnie zdziwiona, stała wśród chmur, przepływały między nami, same też stałyśmy na chmurze: – Co ty tu robisz?

– Przyszłam pokazać wam drogę, jesteśmy już w jaskini. – Chciałam by zamiast chmur za mną, zobaczyła którędy iść i kiedy się obróciłam faktycznie zaczęły migać przed nami obrazy. Wszystko gwałtownie zasnuła ciemność.

– Na końcu jest jaskinia – powiedziałam szybko, w nadziei że usłyszała, nim wybudziłam się momentalnie przy Irutt, jakby ktoś oblał mnie nagle wodą. Jej róg pulsował wygasającym powoli światłem, a oczy wyglądały na znacznie bardziej zmęczone niż wcześniej, przekrwione. Kładąc się opadła wręcz na ziemię.

– Ten kryształ cię osłabił…

– Nic mi nie będzie. Udało się?

– Chyba tak.

– Jak było? – spytał Pedro, podchodząc do nas.

– Dziwnie. – Nie znajdowałam jakichkolwiek innych słów by to opisać.

– Mnie nigdy nie udało się skontaktować z Nievą.

– Jako jedyna z was potrafi chronić swój umysł – powiedziała Irutt, nagle zdałam sobie sprawę że przypadkiem poznałam jej imię, albo sama omyłkowo mi je przekazała.

– Od kiedy mówisz coś o sobie? – Spojrzałam na Pedro mile zaskoczona.

– A tak jakoś się zdarzyło.

– Szukałeś jej w ten sposób?

– Mama chciała żebym się nią opiekował. Więcej nie powiem.

– Nieva nie chcę żebyś się nią opiekował – wtrąciła Irutt: – Źle, żeby łagodniej to ująć, się przy tobie czuje.

– Skąd wiesz? – spytał Pedro.

– Nie obchodzi jej że jej nie skrzywdzisz, masz jej unikać. Musiałam sprawdzić z kim mam do czynienia, gdy je uratowałam, Nieve i Kometę, stąd wiem.

Pedro patrzył na nią podejrzliwie, dopóki go nie szturchnęłam.

– Pomogę ci z ranami – stwierdziłam.

– Jesteśmy w tym razem. Bez zaufania się nie obejdzie – powiedział zanim za mną podszedł do podziemnego jeziora. 

– Ograniczenie zaufania zawsze jest bezpieczniejszą opcją – odpowiedziała Irutt.

– Zgadza się, sam tak robię, ale teraz musimy polegać w pełni na sobie. Współpracować.

– Niczego nie planuje wam zrobić z Nievą, jeśli o to ci chodzi. Zobaczymy się rano. – Wstała, łapiąc równowagę na chwiejących się nogach, po czym podeszła do jeziora i w nie wskoczyła zmieniając się w coś podobnego do jaszczurki, z jej głowy sterczały różowawe wyrostki, brakowało jej jedynie ogona. Opadła na dno jeziora.

– Tej nocy ja będę czuwał, zresztą już niewiele z niej zostało – stwierdził Pedro. 

– Nie zdążyliśmy zająć się jej ranami…


~*~


Irutt wleciała do środka w postaci orła z sporą garścią jedzenia. Niemal na mnie wpadła, właśnie miałam zacząć jej szukać. Kiedy wróciła do swojej postaci wyglądała o wiele lepiej niż wczoraj. Pedro i Nieva nadal spali.

– Nie chcę tkwić tu bezczynnie – odparła.

– Ale…

– Nie możecie ani mnie tu więzić, ani mówić co powinnam robić. Nie zaczynajmy tego tematu.

– Co to było za zwierzę, to z wczoraj? – spytałam po chwili, zdążyła już wszystko odłożyć na miejsce.

– Które?

– Właściwie oba, nigdy nie widziałam takich w okolicy.

– To z chwytnymi kończynami to kapucynka, małpa, a w wodzie zmieniłam się w aksolotla, potrafi regenerować kończyny – odpowiedziała chętnie, zajmując miejsce obok mnie. 

– Czyli twój ogon odrośnie?

– Może z twoją gałęzią też sobie poradzi. 

– Przepraszam… – Gardło mi się zacisnęło, a uszy opadły.

– To wina Mago, nie twoja. 

Czułam że naprawdę tak myśli, ale mimo wszystko to ja ją zraniłam, niemal śmiertelnie.

– Znajdę sposób by ci pomóc – obiecałam.

– Chcesz dowiedzieć się więcej o obu gatunkach? – zmieniła temat.

– Chętnie…

Opowiedziała mi nieco o nich, zadałam jej też kilka pytań, na które nie zawsze znała odpowiedź, obie na chwilę zapomniałyśmy o problemach. Podszedł do nas Pedro, jeszcze nieco zaspany: – Moja kolej by zająć się jedzeniem dla Nievy – powiedział, zabierając się do pracy.

– Co z Lin? – spytała nas Irutt.

– Wrócić po nią to jak samobójstwo, więc nic. – Przygotował porcję odkładając ją na bok, z całego stosu.

– Jak to nic? – Irutt cofnęła uszy.

– Musimy jej pomóc – powiedziałam.

– W naszej sytuacji nie bardzo mamy jak. Złapią nas jak spróbujemy. – Przechylił głowę w naszym kierunku: – Ja to ja, mógłbym zaryzykować, ale nie wy.

– Ty też jesteś ważny. – Popatrzyłam mu w oczy, zmęczone i obojętne, skupione znów na trawie i ziołach.

– Szczerze to mi obojętnie co się ze mną stanie.

– Tak jak ty, Pedro, uratowała mi życie, jestem jej dłużna – podkreśliła Irutt, podnosząc się z ziemi, poruszyła kikutem ogona.

– Tylko że właśnie ciebie chcą – zauważył Pedro, patrząc na nią..

– Ja mogłabym wrócić po Lin, a Jaskółka nie poszłaby ze mną – dodałam.

– O nie. Nigdzie sama nie pójdziesz. – Pedro stanął mi na drodzę, jakbym już teraz miała wstać i pobiec ratować Lin.

– Jesteś ranny, Nieva też, o ile by chciała w ogóle pomóc. Może Kometa i Karyme mi pomogą, jak wrócą? 

– I wszystkie dacie się złapać? 

– Ktoś idzie. – Irutt się poderwała. A ja zaraz za nią. Zmieniła się w srokatą klacz. Nieva wcześniej czuwająca przy wejściu odsunęła się, patrząc na nie w napięciu. Pedro nas osłonił. Wszyscy ucichliśmy. Ktoś się zbliżał, kopyta, przynajmniej dwójki koni stukały o kamienne podłoże w korytarzu. Minęłam ukradkiem Pedro, jak tylko zauważył próbował złapać mnie za grzywę, w porę się odsunęłam.

– Rosita… – szepnął. 

W wejściu stanęła Kometa.

– Udało wam się! – Podbiegłam, od razu odskakując, zlękłam się na widok Ivette, dotykała skrzydłami ścian, uważnie im się przyglądając.

– Tylko w połowie, bo… – Kometa się skrzywiła: – Karyme mi się zgubiła. 

– Ivette? Co ty tu robisz? – spytałam.

– Chyba raczej co ty tu robisz? Nie powinno cię tu być. – Położyła uszy, choć nie poczułam od niej żadnej wrogości, raczej irytację. Weszła do środka jak do siebie. Kometa odwróciła wzrok gdy na nią spojrzałam.

– Co jej się stało?

– Myśli że to sen… – Przebrała w miejscu nogami, zakrywając ogonem te tylne: – Myślałam że jej przejdzie jak się obudzimy, ale nie przeszło, minęło już tyle czasu… – Zastrzygła uszami: – Cały dzień i noc… Myślisz że zostanie jej tak na zawsze?

– Nawet tak nie mów… – Nie do końca potrafiłam w to uwierzyć, choć czułam że mówiła prawdę. Weszłyśmy do środka. Nieva wpatrywała się wrogo w Ivette, położyła już uszy, wciskając w zad ogon. Trzymała od niej bezpieczny dystans i nie nawiązywała kontaktu wzrokowego.. 

– Jestem Pedro. – Pedro podszedł bliżej, sama też zatrzymałam się przy nim.

– Wiem jak macie na imię – stwierdziła Ivette.

– Też trochę o tobie słyszałem.

Siostra wbiła we mnie wzrok.

– Wybacz… – Obniżyłam przepraszająco uszy.

– Pewnie w rzeczywistości też tak zrobiłaś – podsumowała. Serce mi zadudniło, teraz już nie mogłam zaprzeczyć że coś jej się stało. Kiedy ten koszmar się skończy?

– Pewnie tak – odpowiedziałam, obawiając się że to będzie dla niej zbyt duży szok, powinniśmy stopniowo ją uświadomić że to nie jest sen, a nie od razu.

– A czy to nie jest przypadkiem rzeczywistość? – spytał żartobliwym tonem Pedro: – Nie przypominam sobie żebym zasnął.

– Bo to nie ty śpisz – odpowiedziała mu Ivette.

– Nie ma sprawy.

Chciałabym móc wiedzieć co pomyślał. Nie traktował tego na poważnie.

– Ukrywacie się tutaj jak jakieś krety? – Siostra rozejrzała się po jaskini, zatrzymując wzrok na świecących pnączach, wytworach mojej mocy. Bez nich utknęlibyśmy w ciemnościach: – O tobie też już wiem. – Spojrzała na Irutt.

– Dlaczego jej wszystko wygadałaś? – Irutt posłała pełne zawodu spojrzenie Komecie, zostając w postaci srokatej klaczy: – Odniosłam wrażenie że jesteś rozsądniejsza.

– Posłuchałam tego… Siebie, co podpowiada ci co słuszne…

– Intuicji? – podpowiedziałam.

– Nie, serca. Czułam że mogę jej zaufać… – Kometa popatrzyła ciepło na Ivette.

– Obcej? – nie dowierzała Irutt.

– No nic, wracam do przygotowywania jedzenia. – Pedro podszedł do odłożonego wcześniej przez siebie stosu.

– Nie trzeba go przygotowywać – stwierdziła Ivette.

– Dla Nievy trzeba, chcesz pomóc? 

– Chyba oszalałeś? Tej morderczyni? – odpowiedziała donośnie, jakby chciała się upewnić że Nieva też ją usłyszy.

– Kogo konkretnie zabiła? – spytała Irutt.

– Niewinnych strażników i prawie Raise, niepotrzebnie ją przed nią ratowałam. – Ivette zacisnęła zęby.

Jednak powinnam od razu ją uświadomić że śni, zanim powie coś o wiele gorszego niż to.

– Nie znasz w pełni jej sytuacji. – Irutt zniżyła głowę, gdyby była w swojej postaci teraz jej róg wskazywałby na klatkę piersiową Ivette.

– Bardzo dobrze ją znam.

– Możemy porozmawiać? – spytałam siostry: – Na osobności.

– Nie mam ochoty. – Położyła uszy, unosząc wyżej głowę.

– To ważne.

– Nadal nie mam ochoty.

– A co jeśli musisz to usłyszeć? – wtrąciła Kometa, podchodząc bliżej jej boku: – Jestem pewna że to tak ważne że nie możesz tego przegapić. – Spojrzała na nią.

Ivette wypuściła z chrap powietrze, idąc za mną nerwowo stawiała kopyta, pokazując całą sobą jak jej się to nie podoba.

– Nawet w śnie… 

– Właśnie o to chodzi – przerwałam jej. 

Położyła uszy: – Słyszałam że śniłaś się Komecie, mi nie musisz. Co, powiedziała ci? 

–  O tym że myślisz że śnisz? Tak. I ona ma rację, to nie jest sen. Coś się stało, prawda? W stadzie, albo… Czy mama żyje?

– Oczywiście że żyje, idiotko. Tylko o tobie zapomniała.

– Tylko dlaczego wszyscy tak się zachowują?

– Tego Kometa ci już nie powiedziała? Wielka szkoda, już się nie dowiesz. Dlaczego muszę z tobą rozmawiać? To mój sen. – Trzepnęła ogonem.

– Jak mamy ci udowodnić że to nie jest sen? – Cofnęłam uszy.

– Czy kiedykolwiek ktoś kogo wymyśliłaś nagle zaczął istnieć? 

– Nie…? – zawahałam się, nigdy nie musiałam nikogo wymyślać, ale gdybym musiała…

– Widzisz? To niemożliwe.

– Chcesz powiedzieć…

– Że Kometa istnieje tylko w moich snach.

– Śniła ci się?

– Wiele razy. Zresztą nie twoja sprawa, zostaw mnie. – Nie czekała aż odejdę, sama poszła, podeszła do Komety, opierając o nią głowę, wtuliła ją w jej sierść. Czy Mago mógł namieszać między nimi? Po co miałby to robić? I jak by to zrobił? Jeszcze żadna moc nie zadziałała na Ivette. A może ktoś inny? Tylko jak?


⬅ Poprzedni rozdział


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz