poniedziałek, 16 października 2023

– Plaża –


[Rosita]


– Próbowała się utopić w wodzie, którą jej daliśmy do picia, a potem… – tłumaczył Atlas, jeden ze strażników, mamie: – Naszyjnik prawie odciął jej głowę…

– Przesadzasz – wtrącił Din, pilnujący wejścia.

– Pani, gdybym jej nie ogłuszył… Zabiłaby się.

Wbiegłam do środka groty, głaz, którym blokowali wejście stał tuż obok, odsunięty. W moje chrapy od razu uderzył zapach krwi. Kasztanka leżała przy jednej ze ścian, pod jej szyją zebrała się kałuża krwi, cała była zakrwawiona. Ciężko oddychała. Drugi ze strażników, Lotos, przybiegł z Zenem.

– Odsuń się, Rosita. – Zen od razu zaczął opatrywać jej szyję: – Przytrzymaj tutaj! – krzyknął na strażnika.

– Mogę pomóc – powiedziałam.

– To przytrzymaj z drugiej strony, szy.. – urwał, bo od razu zrobiłam co chciał, jakoś zacisnęliśmy opatrunek na jej ranie. Przysiągł od razu krwią: – Załóżcie jej kolejny, przygotuje zioła, trzeba ją jakoś obudzić i zmusić by je wzięła.

Opatrywaliśmy jej szyję, a Zen podsunął pod jej nos kwiat o tak intesywnym zapachu że nawet mnie szczypał w chrapy. Siostra poderwała głowę, Lotos ją przytrzymał, załzawiły jej oczy.

– Weź to. – Zen podał jej właściwe zioła, nie protestowała, zjadła je szybko, ledwo przeżuwając. 

– Zasłońcie jej oczy, Lotos ściągnij jej kryształ. – Mama weszła do środka, wraz z Atlasem.

– Oszalałaś, pani? – zaprotestował Zen: – To skrajnie nieodpowiedzialne.

– Róbcie co każe.

– Lepiej by sama się zabiła niż miała znów kogoś zabić.

– Nikogo nie zabije w pobliżu niebieskiego kryształu. 

Strażnicy zasłonili jej oczy innym opatrunkiem, pozwalała im na wszystko, czułam że lęk zupełnie ją sparaliżował. Lotos zawahał się, zanim złapał za naszyjnik z kryształem, ściągnął go ostrożnie, Atlas przytrzymywał mu głowę kasztanki. Wciąż krwawiła.

– Zioła niedługo zaczną działać, powstrzymają krwotok – powiedział Zen, patrząc na moją mamę: – Dlaczego ją ratujesz, pani? 

Siostra pojękiwała i ledwo oddychała, cała drżała, jej grzbiet i boki lepiły się nie tylko od krwi, ale też potu.

– Nie dasz jej nic na ból? – spytałam z łzami w oczach: – Cierpi.

– I bardzo dobrze.

– Zen, przynieś dla niej coś na ból – kazała mama.

– Pani…

– Zostawcie nas same. – Mama zwróciła się do strażników. Wyszli od razu. Zen stał tu jeszcze chwilę, po czym opuścił grotę, poszłam za nim po zioła, by zbyt długo nie zwlekał. Spytałam go też czy daje mi właściwe zioła, wyczułam że mówił prawdę, inaczej bym ich nie wzięła. Siostra przyjęła je bez żadnych protestów. 

– Nie bój się, nie jesteś sama. – Położyłam się przy niej: – Jesteśmy siostrami, mnie Raisa też urodziła… I porzuciła. 

– To co próbowałaś zrobić, nie jest rozwiązaniem – dodała mama, byłam przyzwyczajona do jej tonu, pozbawionego emocji, co nigdy nie oznaczało że ich nie miała, ale siostra skuliła się słysząc jej głos.

– Moja mama nic ci nie zrobi.

Pokręciła słabo głową, zarżała, jakby próbowała coś powiedzieć. Zakasłała, zarżała znowu i znowu, coraz bardziej rozpaczliwie. Co chwilę przerywał jej kaszel. Nie była w stanie modelować tak głosu jak każdy z nas, choć jej rżenia nie miały wiele wspólnego ze zwykłymi odgłosami, były jak mocno zniekształcone słowa.

– Spokojnie, jakoś odgadniemy co chcesz powiedzieć. – Oparłam pysk na boku siostry, zesztywniała, wcisnęła ogon w zad. Uniosłam głowę, skuliła się, przywierając do ściany.

– Przepraszam…

– Ktoś cię skrzywdził? – spytała mama. Siostra już nie szukała z nami kontaktu, za bardzo ją wystraszyłam, czułam od niej spory szok. Nie mogła ani drgnąć.

– Teraz nie odpowie. – Spojrzałam na mamę, a łzy spłynęły mi po policzkach: – Przeze mnie, nie powinnam jej dotykać…

– To nie jest twoja wina.


~*~


Mama musiała wracać do stada, kazała mi obiecać że nie będę przesiadywać bez przerwy w tej grocie, zostawiła mi swój niebieski kryształ, wymieniałam się nim z Lotosem, by kryształ ciągle pozostawał w pobliżu mojej przyrodniej siostry. Przynosiłam jej różne przysmaki. 

– Smakuje ci? – spytałam, po podaniu jej gałązki pełnej malin. Zjadała ją w całości. Czułam jej bezsilność, zupełnie się poddała.

– Mogłybyśmy się kawałek przejść, chcesz? – spróbowałam znowu. Pokręciła głową. Zatrzymałam wzrok na jej opasce zasłaniającej jej oczy, lepiej bym ściągnęłam ją jej chociaż na chwilę, nie chciałam by jej wzrok pogorszył się przez ciągłą ciemność.

– Odeszłybyśmy w jakieś bezpieczne miejsce, mogłabym odsłonić ci oczy.

Nie odpowiedziała. Ktoś przyszedł, rozmawiał ze strażnikami, nieco oddalili się od wejścia.

– Jak przywódczyni pozwoliła, to możesz wejść – usłyszałam Lotosa, po chwili do środka zajrzał...

– Pedro – poderwałam się, uśmiechając na jego widok. 

– Szlak! – wyskoczył na zewnątrz jak tylko zobaczył moją siostrę. Wybiegłam za nim, schował się za ścianą. Próbował uspokoić oddech. Przydeptywał niespokojnie kopytami.

– Znasz ją…?

– Coś ty – skłamał, ruszył na przód, poszłam za nim: – Przestraszyłem się, w końcu nie ma kryształu, nikt mi nie powiedział.

– Przyszedłeś do mnie? – zapytałam, nie kryjąc radości, wtuliłam się niespodziewanie w jego grzywę, objął mnie czulę, wpatrywaliśmy się sobie w oczy z rosnącym uśmiechem. Trzepnął łbem, cofając się gwałtownie.

– Nie widziałem cię w okolicy, martwiłem się. I faktycznie coś się stało, dobrze że nie tobie. Ile dni już tu siedzisz? 

– Martwię się o nią, to moja siostra, przyrodnia. – Powinnam już dawno szukać Raisy, ale jakoś nie ciągnęło mnie do niej, ciągle mnie unikała, nie znałam jej zbyt dobrze, a ona wcale nie chciała tego zmieniać. Siostra bardziej mnie teraz potrzebowała.

– Żartujesz? – spytał zaskoczony.

– Ty ją znasz. – Teraz już musiał mi powiedzieć. Patrzyłam mu prosto w oczy.

– No dobra, znam… – Cofnął uszy: – Moja mama ją przygarnęła, właściwie uratowała.

– Naprawdę?

– Cóż. Tak – odpowiedział niechętnie. Idąc dalej.

– Gdzie teraz jest? – Szłam przy jego boku.

– Nie żyje. Już od dawna, nie sądziłem że zobaczę jeszcze Nieve. I to bez kryształu. Pewnie jest z tego bardzo niepocieszona, nie przepadała za mną.

– Ma na imię Nieva?

– Tak nazwała ją moja mama.

– Dlaczego za tobą nie przepada?

– Bo jestem ogierem, a ogiery ją skrzywdziły, tyle ci powiem, naprawdę nie chcę do tego wracać. Pójdę już, przyszedłem upewnić się że nic ci nie jest, a skoro nie jest…

– Zostań. – Wtuliłam się w niego, zatrzymał się. Czułam że walczy sam ze sobą. Chciał tego samego co ja, jego obawy go powstrzymywały. 

– Rosita, proszę… – Odsunął się. Nic więcej nie powiedział, widząc mój przygnębiony wzrok.

– To ja cię proszę, przestań się bać i pozwól sobie być szczęśliwym. Proszę, nie unikaj mnie.

– Ale jesteśmy tylko… 

– Przyjaciółmi – dokończyłam za niego. Nie chciałam więcej słyszeć słowa “znajomi”, bo już dawno nimi nie byliśmy. 

– Jeśli obiecasz że nie będę musiał oglądać cię martwej. 

– Obiecuję.

– Nie możesz obiecać, to nie zależy od ciebie – zauważył.

– Nikt mi nie zagraża.

– Ale może. I co wtedy? – Pedro położył uszy, obrócił się, tupnął, jakbym znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a on nie mógł mnie ocalić. Tylko że nic mi nie groziło. Za bardzo się tym dręczył. 

Wyskoczyłam mu na przeciwko: – Zrobię wszystko by dotrzymać obietnicy, to mogę ci obiecać. – Spojrzałam w jego szare oczy, milczał, na tyle długo że dodałam: – Może spróbujesz porozmawiać z Nievą? 

– No dobrze, spróbuje. 

Ruszyliśmy powrotną drogą, dopiero zdałam sobie sprawę że mam niebieski kryształ na szyi, nie oddałam go Lotosowi gdy oddaliliśmy się od groty. Przyspieszyłam, Pedro pobiegł wraz ze mną, o nic nie pytał. Wbiegłam do środka. Nieva leżała tam gdzie wcześniej, zwróciła uszy w naszym kierunku, ale nie głowę.

– Cześć, siostro – przywitał ją niepewnie Pedro: – Czujesz się już lepiej? 

Skuliła się, chowając głowę, wcisnęła ją między ścianą, a sobą. 

– Minęło mnóstwo czasu, co? – Poruszył w miejscu nogami, oparłam głowę na jego grzbiecie, posłał mi wdzięczne spojrzenie: – Nie mam ci niczego za złe, w końcu to ja miałem się tobą opiekować, a nie ty mną – powiedział z lekką ironią. Zastanawiałam się dlaczego, może to przez to że był od niej młodszy? Zazwyczaj starsze rodzeństwo opiekuje się młodszym, a nie odwrotnie.

Nieva tylko bardziej się skuliła, czułam jak jej poczucie winy mieszało się z niechęcią i lękiem. Zmoczyła opaskę zasłaniającą jej oczy, łzami. 

– Chciałem ci pomóc – dodał łagodniej Pedro: – Razem z rodzicami, tak, tata też, nie wiem co jeszcze miałbym ci powiedzieć… Też z chęcią załatwiłbym tych drani, ale ja sam nic nie zrobię.

– Kto ją skrzywdził? – spytałam.

– O nie, zapomnij że ci powiem, naraziłbym cię tylko, albo twoją rodzinę. Nic z tego. 

– Nie mówiąc mi też mnie narażasz, wiedziałabym kogo unikać.

I przed kim chronić siostrę.

– Bzdura. Dopóki ich nie znasz i nie wiesz co robią w tajemnicy przed wszystkimi, jesteś bezpieczna. To całkiem dobrzy aktorzy. Dranie mają sojusz z wieloma stadami, a te stada ufają im i to się nie zmieni. Próbowałem im powiedzieć, o tym co się tam wyprawia, ale tylko mnie wyśmiali. 

– Co się tam wyprawia? Co masz na myśli?

– Nieva nie jest jedyną klaczą, którą skrzywdzili. Więcej już nic ci nie powiem. – Pedro zbliżył się do Nievy, dzieliły ich tylko dwa kroki, ale nie próbował podejść bliżej: – Nauczyłaś się już jakiś słów? 

Podniosła głowę, choć nie odwracała jej do niego, pokręciła nią tylko, natrafiając na ścianę, podotykała jej przestraszona.

– A masz sporo do wyjaśniania, z tego co słyszałem. Ale jednorożce potrafią porozumiewać się telepatycznie, możemy się do nich wybrać, jeśli chcesz. 

Zlękła się, zauważyłam nawet jak drgnęła. Pokręciła głową.

– Dlaczego nie? – spytałam: – Jeszcze niedawno chciałaś mi coś powiedzieć.

Pokręciła jeszcze mocniej głową. Bała się ich. Czy jednorożce też jej coś zrobiły? Pedro im ufał. Większość mówiła o ich łagodności, dobroci, o tym że przynoszą szczęście, a dzięki temu że mają magię w swoim rogu, klątwa, w którą wierzą konie na nie nie działa. Mama nie podzielała tych opinii, mówiła że muszą być podobne do nas, że nie są pozbawione wad.

– A wybrałabyś się z samą Rositą? – dopytał Pedro.

Zaprzeczyła.

– Wyjdźmy na zewnątrz, chociaż na krótki spacer – zaproponowałam: – Moja mama pozwoliła ci wychodzić jak będę cię pilnowała. Ciągłe przebywanie w grocie tylko ci zaszkodzi. 

Wstała, wciskała się w ścianę,czułam że bała się Pedro i tylko dlatego się zgodziła. 


~*~


Zaprowadziliśmy ją na plaże, podążała za naszym głosem, pilnowałam na zmianę z Pedro by ostrzec ją przed każdą przeszkodą, której nie mogła zobaczyć. Szedł na przodzie, a ja kawałek za siostrą, gdyby mi uciekła mama by już więcej nie zgodziła się aby ją pilnowała. 

– Zdejmę ci opaskę, dobrze? – Podeszłam całkiem blisko niej. Przytaknęła niepewnie. Jak tylko ją dotknęłam, spięła się cała, ściągnęłam jej opaskę z oczu, zamrugała, chowając raz jedno raz drugie z oczu za puchatą grzywką.

– Spójrz, tam są mewy – wskazałam jej pyskiem. Ptaki latały nad wzburzonymi falami morza, pływały, nurkowały i łapały ryby. Bez odgłosu mew szum morza wydawał się taki niepełny, jakby były jego nieodłączną częścią, ale nie zawsze mogłam je tu spotkać. Zerknęłam na Nieve, patrzyła w piasek, ptaki jej nie obchodziły, ani ja. Uszy mi opadły, czułam że jej nastrój ani trochę się nie poprawił.

– Masz ochotę pobiegać? – spytałam.

Zatrzęsła się gdy Pedro się na nią obejrzał. Jak miałam ją wesprzeć, nie dotykając jej? Ruszyła w stronę morza. Poszłam za nią, przeszłyśmy niedaleko Pedro, wcisnęła ogon w zad, trzymała nisko głowę i unikała jego wzroku, choć zwracała uwagę na każdy jego najdrobniejszy ruch.

– Pamiętasz jak byłem mały? – Pedro walczył z własną urazą, denerwowała go i nie chciał tego czuć, dobrze to znałam, chyba wszyscy tłumili jakieś emocje, mama, ja, Pedro, dusiliśmy je w sobie, nie chcieliśmy się do nich przyznawać: – Gdzieś w głębi musisz wiedzieć że nie jestem straszny. Nie zrobiłem ci żadnej krzywdy. Tata też nie. 

Stanęła w wodzie, patrząc jak obmywa jej kopyta, zatrzymałam się niedaleko: – Nie możesz wejść na razie do wody, twoja rana na szyi może się otworzyć. 

Położyła się. Patrzyła za horyzont, pogrążona w własnych myślach, czułam jak jej nienawiść miesza się z rozpaczą. Opadła na bok, a woda zabrudziła się jej krwią.

– Nieva, co robisz? – Prawie złapałam jej grzywy, Pedro w porę chwycił za moją, zatrzymując mnie. Już chciał coś powiedzieć, ale użyłam mocy, cofając całą wodę. Nieva oderwała głowę od ziemi, cały jej bok miała od piasku, patrzyła na mnie zaskoczona. 

– Nie chcesz by ktoś cię dotykał to nie zmuszaj nas do tego, nie pozwolimy ci sobie coś zrobić – powiedział do niej łagodnie Pedro.

Pokręciła głową, wstała. Cofnęła się i zaczęła się otrzepywać, ale przerwała w połowie.

– Śmiało – zachęcił ją Pedro. Otrzepała się już całkiem. Jej opatrunek na szyi lekko przesiąkł krwią. Spoglądała raz na jego nogi, raz na mnie. Zatrzymała na mnie rozpaczliwe spojrzenie, położyła uszy, zarżała tylko sobie znane słowa. 

– Nie rozumiem, przykro mi… 

– Ja coś tam zrozumiałem… – przyznał Pedro, uważnie nasłuchując: – Coś jakby “znaleźć”?

Przytaknęła mu, rżąc dalej do niego, ale unikając wciąż jego wzroku.

– Rai?

– Raisa? Chyba nie chcesz jej znów zaatakować? – zapytałam, cofając uszy. 

Położyła się, zlękniona na brzuchu, przywierając do piasku, wciskając ogon w zad i chowając głowę w przednich nogach. 

– Nie jestem o to zły, w ogóle nie zamierzam się na ciebie gniewać – powiedział Pedro: – To ona cię porzuciła?

Przytaknęła mu, poderwała się, wycofując.

– Mordować jej nie będziemy, ale możemy jej powiedzieć co o tym myślimy.

– Ona nie chciała… – wtrąciłam.

– Ciebie też porzuciła, całkiem niewinna to ona nie jest. – Popatrzył na mnie, nie kryjąc irytacji w głosie.

– Sam mówiłeś że nie tylko Nieve skrzywdzili, co jeśli Raise też?

– Tym bardziej powinna uciec z córką. Moja mama ryzykowała życie by ją uratować, a to było dla niej obce źrebię, a ta cała Raisa myślała tylko o tym jak siebie ratować.

– A jeśli nie mogła nic zrobić? 

– Nie widzisz że ona myśli tylko o sobie? 

– Jak możesz tak mówić? Nie przeżyłeś tego co one, nie wiesz jak to jest.

– Ty też nie.

– Przecież czuje…

– Za bardzo się nad nią litujesz. A z tego co mówiłaś nie może nawet znieść ciebie w pobliżu.

– Zrobiła dla mnie wszystko co tylko mogła. Na miarę swoich możliwości.

– Jesteś za dobra.

Patrząc na siostrę natrafiłam na jej wrogie spojrzenie, położyła uszy, czułam że chciała mi coś zrobić. 

– Nie będę z wami szukała Raisy – powiedziałam: – Nikt nie będzie jej gnębił. Nie ważne co oboje o tym sądzicie, mylicie się.

– Szlak by to! Rosita, ona ma cię gdzieś. Masz prawo się na nią gniewać i powiedzieć jej co naprawdę myślisz.

Rozproszył ją głos Pedro. Odwróciła głowę, starała się wydać mniejsza. 

– Nie jestem na nią zła. – Nie zamierzałam się przyznać że ciągle zastanawiałam się czemu mnie porzuciła, że to bolało kiedy nie chciała mnie nawet poznać. Nie radziła sobie, jak mogłabym ją za to winić? 

– W ogóle jej nie znasz – dodałam.

– Zresztą rób co chcesz, nie będę się dłużej wtrącał, spotkamy się kiedy indziej – odwrócił się i odbiegł, wzniecając ze sobą tumany piasku.

– Miałeś mi pomóc! – krzyknęłam za nim. Nie zatrzymał się, zostawił mnie z Nievą. Przeszyła mnie na wskroś, z łzami w oczach.

– Raisa nie chciała by cię krzywdzili, po prostu… Jest bezsilna, nie potrafiła ci pomóc, przezwyciężyć własnego lęku, jest zbyt silny, czuję go… – próbowałam. Nieva położyła uszy, z każdym słowem żywiąc do mnie coraz większą niechęć. Nienawidziła jej i po części tą nienawiść zaczęła przelewać też na mnie. Obojętnie co powiem, nie przekonam jej, a jedynie pogorsze jej stosunek do mnie.

– Chodźmy po opaskę i wracajmy do groty, zgoda? – Odeszłam kawałek, nie ruszyła się z miejsca: – Nieva…  – prosiłam. 

Rzuciła się nagle do ucieczki, pobiegłam za nią. Oddalała się zbyt szybko. Musiałam użyć mocy. Złapałam ją pnączami. Wyskoczyły z piasku i oplotły jej nogi. Przez co upadła. Jak dobiegłam do niej, skuliła się, wbijając we mnie przerażony wzrok.

– Przepraszam… – Cofnęłam pnącza. Skryła głowę w przednich nogach, jeszcze bardziej się skuliła. Cała dygotała. Zapłakała.

– Ja… Musiałam cię jakoś zatrzymać… Przepraszam… – Jej opatrunek przesiąkł już zbyt mocno krwią, podczas upadku jeszcze się uszkodził: – Opatrzę ci ranę.

Pokręciła głową.

– Musimy.

Pokręciła jeszcze energiczniej głową.

– Nie będę cię dotykała, tylko użyje mocy. 

Zarżała rozpaczliwie w proteście. 

– Nie zrobię ci krzywdy, obiecuję.

Położyła uszy, kwiknęła na mnie. Jej wrogość nie przysłoniła lęku, choć z zewnątrz tak to wyglądało. Użyłam mocy, sporymi liśćmi obejmując jej ranę na szyi i oplatając je dokładnie lianą. Zamarła. 

– Wracajmy, proszę…

Przytaknęła, podeszła do mnie cała drżąc i nagle się we mnie wtuliła. Stłumiła niechęć. Nic z tego nie rozumiałam, nie ufała mi i nie szukała oparcia, zrobiła to ze strachu? Nie wiedziałam czy ją objąć czy… Zerwała naszyjnik, odbiegła z nim i wrzuciła go do morza. Zatrzymała się, mierząc mnie wzrokiem, jakby chciała powiedzieć bym zostawiła ją w spokoju. Przycisnęła uszy do szyi. 

– Nieva, proszę… – wymamrotałam, bałam się ruszyć, ja nie byłam odporna na jej moc.

Otoczyła się piorunami, desperacko próbowałam wyczuć w morzu kryształ, zbyt rozległym bym mogła to zrobić tak szybko jak z jeziorem. Parę błyskawic uderzyło w moją stronę, odskoczyłam, otaczając się wodą, pioruny przebijały się przez nią. Rzuciłam się do ucieczki. Zmuszając gałęzie by mnie osłoniły od kolejnych błyskawic, jak tylko wskoczyłam do lasu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz