Ajiri bolały stawy, więc poruszała się wolno i niechętnie, wbrew pozorom lubiła chodzić, lubiła biegać, ale ostatnio stało się to zbyt bolesne. Zebrała potrzebne zioła i udała się w stronę lasu, przywódczyni ją wzywała. Starała się nie myśleć o bólu, zjadając jeszcze więcej liści brzozy i nie tylko brzozy, po drodzę zjadła wszystko co było jadalne. Nie wiadomo co może tam zastać. Oby to nie był żaden umierający koń.
Raisa? To niemożliwe. A jednak jasnosiwa klacz, z czerwonym kryształem, spała pośrodku leśnej polany, przed jej szarym w ciapki pyskiem leżały niedojedzone zioła na uspokojenie. Chaos stała obok niej i przyglądała się blizną i drobnym raną.
– Chaos… – mamrotała Raisa, na wpół świadomie, na wpół przez sen, przebudzała się co chwilę, zioła otępiły ją wystarczająco by nawet nie była w stanie otworzyć oczu: – Chaos…
– Jestem tutaj, śpij spokojnie – odparła przywódczyni.
Matko, ona jest w ciąży – zauważyła Ajiri, nie próbując wypowiadać tego na głos. To przez to znalazła się w aż tak strasznym stanie że konieczne stało się użycie ziół?
– Ajiri? – Przywódczyni odwróciła głowę w stronę opiekunki zdrowia.
– Wybacz, za spóźnienie, pani. – Ajiri pochyliła z szacunkiem głowę, w tym momencie nie wypadało jej jeść, choć najchętniej zjadłaby całą brzózkę rosnącą obok niej.
Lata temu osobiście opatrywała rany Raisy, rozpoznała wszystkie obrażenia, ich pochodzenie – nawet bez pomocy Zena, znającego się od niej na tym i na wiele innych sprawach związanych ze zdrowiem, o wiele lepiej – domyślała się co z nią robili. Widziała skutki tego. Fizyczne i psychiczne.
Zmusiła się by podejść i ją zbadać. Ledwo mogła się skupić. Matko, ci brutale mogli ją zmusić do źrebaka, kimkolwiek byli – myślała gorączkowo – ale ona uciekła z Angusem, tak nagle, bez słowa wyjaśnienia…
– Zasnęła już całkiem, pani. – Ajiri skończyła oględziny.
Obie, ona i przywódczyni odeszły kawałek, tak by Raisa, gdyby się obudziła, nie usłyszała ani słowa, a jednocześnie mogły ją obserwować.
– Wybacz, pani, za to pytanie, ale… Ono jest Angusa? – spytała Ajiri.
– Tak.
Odetchnęła z ulgą, zeszło z niej całe powietrze, jakby nagromadziło się w niej razem ze stresem. Raisa zaszła w ciążę z własnej woli – uświadomiła sobie. Co za nieodpowiedzialność, przecież to źrebię może być przeklęte jak ona.
– Jest coś o czym powinnam wiedzieć? – zapytała z powagą przywódczyni.
– Może urodzić w każdej chwili, pani. Martwię się o źrebaka, strasznie szybko biło mu serce, mimo że Raisa już się uspokoiła. Nie powinno doznawać tyle stresu jeszcze przed samym początkiem.
– Nie mów nikomu, ani o Raisie, ani o źrebaku.
– Tak, pani.
Ile jeszcze tajemnic będzie musiała udźwignąć?
~*~
Raisa odsunęła się od córki, jak od ognia. Łkała. Mała leżała nieruchomo, Ajiri uwolniła ją z błony, pozwalając złapać jej pierwszy oddech. Nawet wówczas się nie poruszyła. Drzewa kołysały się na wietrze, nad nimi, nad leśną polaną.
– Raisa, musisz ją umyć – oznajmiła Ajiri, gotowa dawać wskazówki, te same które potrzebowały nie doświadczone matki, niepotrafiące zaufać własnemu instynktowi.
– Nie mogę, nie potrafię… Proszę, weź ją… – płakała Raisa, kierując swoje słowa do Chaos: – Przecież jest Angusa…
– Chociaż spróbuj – odparła Chaos.
– Miał mi pomagać, bez nie-niego nie dam rady… Proszę… Ona naprawdę jest Angusa…
– Wiem…
– Straciłaś z nim źrebie… – przerwała jej Raisa: – Ale teraz możesz je odzyskać…
– Gadasz jak w gorączce – wtrąciła Ajiri: – Dobrze się czujesz? To twoja córka.
Chaos przeszła między nią, a Raisą, zatrzymując się nad małą. Patrzyła na jej szare chrapy, jak poruszają się w rytm niespokojnego oddechu. Zapadła cisza. Raisa odwróciła głowę, patrząc tylko kątem oka jak Chaos obmywa źrebię.
Kasztanowa klaczka ledwo co się urodziła, a już siwiała, cała jej głowa była jasnosiwa, jakby ktoś wylał na nią mleko, siwe włosy opruszyły jej ciało jak płatki śniegu, oprócz ciemniejszych nóg. Ajiri powtarzała że to na skutek stresu. Raisa w to nie wierzyła, to na skutek mocy.
Szary pysk klaczka odziedziczyła po niej, srebrzystą grzywę i ogon po Angusie i te błękitne oczy, nad każdym posiadała jasnobrązową ciapkę, dwie zdobiły też jej prawy policzek, a dwie kolejne znajdowały się blisko lewego policzka.
Uniosła łbek obserwując Chaos, która wylizywała jej sierść, już ją osuszając, mała postawiła wcześniej opadnięte uszy, obwąchała jej grzywę i szyję.
– Będzie potrzebowała siary, chyba ją chociaż nakarmisz? – zapytała ostrzej Ajiri, Raisa zniżyła głowę, drżąc, więc dodała o wiele łagodniej: – Bez tego umrze.
Raisa nie potrafiła spojrzeć im w oczy, już zaczęła się trząść, mimo że źrebie dopiero uczyło się chodzić.
Jak mogła pomyśleć że da Angusowi syna? Rodziła same córki Jupiterowi, a on zabijał je od razu po narodzinach, więc rodziła kolejne. Zasłużyłam na to – powtarzała sobie, po tym co zrobiłam zasłużyłam na wszystko co najgorsze. Jupiter decydował co miała robić, jak się zachowywać i co się z nią stanie. Po urodzeniu drobnej kasztanki, kazał jej samej zabić źrebaka, w ramach kary.
Nie zrobiła tego, objęła małą łbem, a wtedy wyrwał ją jej i zmusił by patrzyła jak bawi się nią wraz z innymi ogierami.
– A mogłaś ją zabić, szybko i po sprawie – mawiał, wesołym, przyprawiającym ją o dreszcze tonem.
Trwało to miesiącami, nazywali klaczkę Padliną, jakby to było jej imię. Najgorsze że na nie reagowała. Kiedy Raisa przestała ją karmić uciekła. Dłużej już nie wytrzymała. Mała podążyła za nią zataczając się na boki, krwawiąc i co chwilę upadając, ale nie zrobiła nawet kroku w stronę lasu, do którego nie wolno było im chodzić, wołała za nią z całych sił, zwykłym rżeniem, bo nigdy nie nauczyła się mówić. Raisa wymazała to z pamięci, ale teraz to wspomnienie uderzyło tak mocno, jakby znowu słyszała to zawodzące rżenie, córki, którą porzuciła, w najgorszym miejscu na świecie.
Klaczka zarżała radośnie do Chaos, po wielu upadkach i próbach, udało jej się podejść.
Raisa poczuła ukłucie w brzuchu. Czyżby mała pomyślała że Chaos to jej prawdziwa mama? Czy w ogóle coś z tego rozumiała?
Ajiri pomogła wstać Raisie, która zamknęła oczy, wzdrygając się już przy pierwszym dotknięciu źrebaka. Przeszłość ją dosięgnęła, znów karmiła poprzednią córkę, czuła nawet oddech Jupitera na jej boku, słyszała kpiące parsknięcia, pełne wesołości, bawił go jej strach.
– Dalej będę ją karmiła sama, mam już mleko – oznajmiła Chaos. Raisa otworzyła oczy, wciąż pozostawała odrętwiała, wpatrywała się w drzewo, wcale go nie widząc, ledwo zdała sobie sprawę że mała już skończyła.
– Pani, a twoje źrebię? – wtrąciła Ajiri.
– Wystarczy dla nich obu.
~*~
– Jakbyś ją nazwała? – spytała Chaos, Raisa w półśnie usłyszała jej głos i swoją odpowiedź:
– Ty ją nazwij, jest twoja.
Mała kasztanka kryła się za grzywą Chaos, chichocząc. Wyskoczyła nagle, nie miała już jasnosiwej głowy, jej ciało w całości pokrywała kasztanowa sierść, pysk zdobiło mnóstwo białych ciapek, a z złotych oczu leciała krew.
Raisa drgnęła na ciele i otworzyła momentalnie oczy. Jestem złą, okrutną osobą, myślała, a przecież chciała tylko żyć, bez bólu, bez poczucia winy, bez lęku. Obejrzała się widząc swoją najmłodszą córkę, ale nie Chaos, jak to zwykle bywało – Chaos od początku spędzała czas z klaczką w jej pobliżu. Obie przebywały na sporej, leśnej polanie, bezpieczne, tutaj nie przychodził nikt ze stada, strażnicy nikogo nie wpuszczali. Nikt o nich jeszcze nie wiedział. Teraz mała leżała w trawie samotnie, kawałek dalej, skulona, z otwartymi oczami, porzucona.
Tak samo leżała jej poprzednia córka, tyle że ona drżała i pojękiwała z bólu, mniejsza, poraniona i skrajnie wychudzona, Raisa szybko wróciła myślami do wieczora. Z całych sił się tego chwyciła.
Wieczorem obserwowała jak córka zasypia przy Chaos, która gładziła pyskiem jej dopiero wyrastającą grzywę i pomyślała że Chaos będzie dobrą matką, że postąpiła słusznie oddając jej źrebię. Odetchnęła z ulgą, coś jej podpowiadało że nawet Angus by tego chciał. Potem Chaos wstała. Ze spokojem wymalowanym na pysku, ostrożnie by nie zbudzić małej. Nic nie zapowiadało że ma jakiekolwiek skurcze.
– Zaczęło się, zostań z Rositą – powiedziała to tak spokojnie, jakby niczego nie czuła i wbiegła między drzewa, znikając głęboko w lesie. Rosita – Raisa nie znosiła tego imienia, brzmiało tak podobnie do Rocio, jakby Chaos chciała ją w ten sposób ukarać, nazywając tak małą. Nie zrobiłaby tego, to przypadek. Może sam los próbował ją ukarać? Skąd by wiedziała? Od Roniego? Czy Roni jej o tym powiedział?
Teraz już świtało. Raisa długo się wahała, nie odzywała się do córki od chwili jej urodzenia. Nie odzywała się do żadnego ze swoich źrebiąt, żyjąc z Jupiterem najpierw przestała krzyczeć gdy się nad nią znęcał, nienawidził tego i zadawał jej przez to więcej bólu, a potem przestała mówić w ogóle.
Patrzyła na Rosite z coraz większą desperacją. Nie zapyta przecież strażników, to zbyt wiele by ją kosztowało, zbyt długo by to przeżywała.
– Chaos jeszcze nie wróciła? – spytała w końcu półgłosem.
Rosita poderwała głowę, wyciągnęła spod siebie przednie nogi, opierając o ziemię kopyta, jakby chciała wstać, patrząc zdziwiona w oczy Raisie. Obie miały opadnięte uszy.
– Nie, ale mama wróci, prawda?
Co tam się działo?
– Prawda...? – powtórzyła rozpaczliwie mała.
– Na pewno.
Chaos musi wrócić. Musi.
– Mogłabyś.. – Rosita spojrzała na trawę: – Nakarmić mnie zanim wróci?
Raisa odwróciła głowę, podparła się przednią nogą i ledwo powstrzymała od ucieczki.
– Nie wytrzymasz jeszcze trochę? – spytała szybkim, spłoszonym tonem.
Rosita już stała na nogach, wpatrując się w nią wielkimi, przerażonymi oczami. Przy Chaos była spokojniejsza.
Raisa zwiesiła głowę. Nigdy nie powinna namawiać Angusa na źrebaka. Chciałam wykorzystać je by ze mną został – uświadomiła sobie. Nie uratowałam jej, tylko porzuciłam, jak mogłam ją tam zostawić? – ta myśl jeszcze bardziej ją gnębiła. Jak mogłam ją tam zostawić? To kara za to co zrobiłam.
– A... A co... – załkała mała: – Jeśli nigdy nie wróci?
Raisie zakręciły się łzy w oczach. Nigdy po nią nie wróciłam. Minęło tak wiele lat, musiała umrzeć w ogromnym cierpieniu, Jupiter pewnie rozładował na nią całą swoją złość, kiedy uciekłam – pomyślała, zasłużyłam sobie na najgorsze.
Słońce zachodziło, a Chaos wciąż nie wróciła. To nie możliwe – myślała Raisa, ona żyje, żyje i koniec. Kto jej zostanie jeśli nie Chaos? Kto zajmie się Rositą?
Stała i patrzyła jak ciepłe światło otula las. Mogła powtarzać to wiele razy, ale nigdy w to nie uwierzy. A co jeśli to koniec?
Rosita skubała niemrawo trawę, miała tylko kilka dni i nie radziła sobie z nią zbyt dobrze. Właściwie nie miała za bardzo czym przeżuwać. Odrywała listki, które ciągle wypadały jej z pyska, a lepiej by ich nie połykała w całości.
– Napij… – Raisa odezwała się przez łzy: – Napij się mleka, ale proszę, bądź bardzo delikatna. – Wcisnęła kremowy ogon w zad.
Rosita wtuliła się w jej bok, zaciskając oczy. Jej własna córka. Raisa spuściła głowę, chciała ją objąć, ale nie zdołała, patrzyła z łzami w oczach jak ciałem małej wstrząsa szloch, wciąż nie mogąc jej dotknąć. Nigdy się nie przełamie.
Poderwała głowę, wycofała się, dotyk źrebaka sprawiał jej wewnętrzny ból, choć to nie ono ją skrzywdziło, tylko oni. Ono przecież jest Angusa. Kochała go. A on nigdy jej nie skrzywdził. Owszem znikał, miał sekrety, ale tego nie można nazwać krzywdą.
– Przepraszam… – Rosita spojrzała na nią zapłakana.
Ja powinnam ją przeprosić – pomyślała Raisa, gdy zacisnęło jej się gardło, czy kiedykolwiek mi wybaczy?
– Napij się mleka, dobrze? – Głos Raisy się łamał, a ciało drżało.
– Boję się… – mała zwiesiła łebek.
– Obie się o nią boimy.
Raisa zacisnęła gwałtownie oczy jak mała zbliżyła się do jej wymion. Dygotała powtarzając sobie w myślach: Jestem tutaj, a nie tam. Karmie źrebię Angusa.
Rosita popiła niewiele. Wycofała się.
– Nie przerywaj – wymamrotała Raisa, obejrzała się na nią: – Musisz jeść.
Mała wpatrywała się w ziemię, a jej uszy wciąż pozostały opadnięte.
– Zniosę to jakoś, Chaos znosiła o wiele więcej.
– Naprawdę? – Popatrzyła w oczy Raisy, ta odwróciła od niej wzrok, bo nie wytrzymała zbyt długo widoku jej zapłakanych oczu. Kolejnych łez, których nie mogła otrzeć.
– A co takiego? – dopytała Rosita.
– Cieszę się że robisz postępy. – Zaskoczył je obie głos Ajiri.
– Ajiri – Raisa spojrzała na nią przejęta: – Co z Chaos?
– Chciałabym powiedzieć że już wszystko dobrze, bardzo bym chciała. Obie wiemy że jest silna i ja wierzę, naprawdę wierzę że z tego wyjdzie.
Rosita upadła pod Raise i wybuchła płaczem. Raisa ledwo zdążyła unieść przednią nogę, zanim mała by w nią uderzyła, odsunęła się w bok, przekładając nogi nad córką.
– Mama… Ch-chcę do mamy…
– Ona… – Raisa nie potrafiła dokończyć, w jej oczach zebrały się kolejne łzy.
– Jest w bardzo ciężkim stanie, ale stabilnym – przyznała Ajiri: – Nie mogła urodzić, źrebak utknął, ale jakoś je wyciągnęliśmy.
– Chcesz bym je karmiła? – wymamrotała Raisa, zwieszając bezsilnie głowę.
– Szczerze mówiąc na razie nie, najważniejsze żebyś skupiła się teraz na Rosicie.
– A… co z…?
– Z kim?
– Ronim… – szepnęła.
– Roni czuwa przy Chaos, raczej tu nie przyjdzie.
Raisa spojrzała na Ajiri przerażona: – Sam?
– Jestem jeszcze ja. Jak będzie trzeba, obiecuję ci, że to ja przyprowadzę małą, nie on. Poradzisz sobie? – Ajiri popatrzyła na Rosite, Raisa podążyła za nią wzrokiem, zatrzymując go na córce – leżała skulona, wcisnęła łebek między przednie nogi, płakała. Teraz już zachowywała się jak jej poprzednia córka, brakowało jej tylko ran i zwijania się z bólu.
Raisa pokręciła głową.
– Poradzisz sobie. Ja muszę wracać. – Ajiri odwróciła się, chcąc odejść, zatrzymał ją jeszcze głos Raisy, pełen napięcia:
– Nie wiem jak zajmować się źrebakiem. Nie wiem, po prostu nie wiem.
– Wiesz, dobrze sobie radzisz. – Ajiri odeszła pospiesznie.
~*~
Rosita spała wtulona w bok Raisy, zanim zasnęła zmoczyła go łzami, Raisa ani nie zamknęła oczu, ani się nie poruszyła, oddychała najciszej jak się dało, jakby znowu się bała że Jupiter przyłapie ją na zajmowaniu się własnym źrebakiem.
Ostatnim razem rzucił małą o ścianę jaskini, straciła przytomność na wiele godzin, Raisa żałowała że mała wtedy nie umarła, przynajmniej przestałaby cierpieć. Zagroził że jak jeszcze raz zobaczy ją z źrebakiem przygniecie klaczkę jej ciałem, aż złamie jej wszystkie kości.
To że Rosita teraz się w nią wtulała to i tak lepsze niż jej płacz, lepsze niż ucieczki. Raisa za każdym razem zamierała jak strażnicy przyprowadzali małą z powrotem, nie pozwalali Rosicie pobiec do Chaos, choć próbowała wielokrotnie. Wcale nie były tutaj bezpieczne, tylko uwięzione.
Dostrzegła jakiś ruch, odwróciła w tym kierunku głowę. Roni wyszedł zza drzew, wprost na polanę. Z świeżym rozcięciem na policzku, które ledwo mignęło jej przed oczami, tak szybko spuściła wzrok. Zaczęła się trząść tak mocno że ledwie zdołała odsunąć się od Rosity, o wstaniu nie było mowy.
– Powiedziałaś coś komuś? – spytał.
Pokręciła głową, z łzami w oczach, nie mogąc porządnie złapać oddechu.
– Możemy żyć ze sobą w zgodzie i nawet się polubić, ale musisz zapomnieć o przeszłości.
Potrząsnęła głową, z góry na dół.
– Zmieniłem się. Nie poznałbym już dawnego siebie, to był zupełnie inny koń. To jak? Między nami zgoda? – Przystępował z kopyta na kopyto, widziała tylko je, bała się spojrzeć wyżej.
Przytaknęła.
– Powiedz że zgoda i już sobie idę.
– Zgoda… – wykrztusiła Raisa.
Roni pochylił głowę nad Rositą. Raisa wstrzymała oddech, obwąchał małą i odszedł. Wszedł z powrotem do lasu, a gałązki za nim zakołysały się, gdy je potrącił. Patrzyła za nim aż do rana. Mógł nagle wrócić i rzucić się na nią z kopytami lub na źrebaka. Śmiać się z tego że mu uwierzyła. Już nie raz tak robił.
~*~
– Mama! – zawołała radośnie Rosita.
Raisa obejrzała się, łzy napłynęły jej do oczu, odetchnęła z ulgą. Rosita biegła do Chaos. Chaos szła powoli w ich stronę, z karym, skrzydlatym źrebakiem u boku. Pegaziątko wyskoczyło gwałtownie do nadbiegającej Rosity. Chaos złapała je za grzywę w ostatniej chwili. Krzyknęło. Rosita zatrzymała się, mrugając. Raisa poderwała się, w obawie że Chaos już nie będzie chciała Rosity, skoro jej córka jej nie akceptuje. Musi uciekać zanim znów jej ją oddadzą. A jednak nie uciekła, widząc wszędzie ukrytych strażników. Nie miała już takiej możliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz