poniedziałek, 10 lipca 2023

Następca cz.6

Nowa wersja – 10.09.25r.


[Ivette]


– Nie odzywaj się, tak jakby cię tam nie było – ostrzegłam strażnika, podciągając się na nogi, ze skrzydłem opartym na jego grzbiecie. Ktoś musiał pomagać mi iść. Poszłam z córką do lasu, dobrze znanymi ścieżkami.

– Wszystko się zmieniło, od kiedy byłam tu ze swoją matką. – Spojrzałam na Celeste: – Znów możesz latać. Niedługo będziesz mogła zacząć treningi. – Wyglądała na zdrową i coraz rzadziej traciła równowagę, chłonęła informacje jak kiedyś ja, mogłam ją przepytać ze wszystkiego czego jej nauczyłam, a ona zawsze znała odpowiedź.

– Nie chcę byś odeszła…

– A ja nie chcę tego słuchać, jesteś następczynią, straciłyśmy mnóstwo czasu przez twoją chorobę, teraz musisz wszystko nadrobić. Jesteś mądra, więc teorie mamy już za sobą, teraz została praktyka, musisz nauczyć się walczyć.

– Przepraszam, mamo.

– Przestań, masz być twarda, powinnaś mi teraz wygarnąć że to była moja wina.

Pokręciła głową, patrząc mi w oczy: – To był wypadek…

– Bzdura! To była moja głupia decyzja, nie powinnam była latać, a tym bardziej z tobą na grzbiecie. Tylko przypadkiem nie mów o tym nikomu, że przyznaje się sama do błędu. 

– Ale to ja poszłam z Keirą, a gdyby…

– Już dobrze. Byłaś naiwna, ale więcej już nie będziesz. Właśnie, co to miało być dzisiaj przy Keirze? Pożarła ci skrzydło! A ty nawet jej  nie winiłaś?

– Nie umiem…

– Powinna za to zginąć.

– Linnir mówiła…

– Tak, Linnir, ja jestem twoją matką i prawowitą przywódczynią, moje zdanie liczy się bardziej.

Linnir też ją uczyła, bo to był jeden z jej obowiązków, oczywiście Kometa powinna była przewodzić, ale na to się nie zapowiadało.

– Nie była sobą.

– Za takie błędy się nie wybacza Celeste, a nie przepraszam, przecież ty nikogo za nic nie wynisz to jak masz wybaczyć? – Stęknęłam z bólu. Bardziej opierając się na strażniku.

– Mamo…

– Przestań tak to przeżywać, boli mnie cały czas.


~*~


[Rosita]


Zabraliśmy Keire do jaskini o ścianach o różnej gładkości i chropowatości, z mnóstwem kamiennych wyrostków i mchem porastającym jej wnętrze, było też trochę suchych liści, które zawiał tu wiatr. Widziałam jak jej uszy wyłapują każde skrzypnięcie gdy po nim chodziła. Chętnie sprawdzała pyskiem każdą powierzchnię.

Zawróciła do nas na chwilę, przytulając Pedro, a potem mnie.

– Tu jest świetnie, dziękuje i za tą wyprawę po kryształ też. Jednak nie jesteście tacy źli.

Wyprawa poza stado wszystkim nam pomogła, Keira zaczęła postrzegać nas w końcu jak rodzinę. Erin zniknęła z jej życia na dobre. Już nawet o niej nie wspominała.

– Miło to słyszeć, Kei – powiedział Pedro.

– Idź zwiedzać – dodałam.

Pobiegła do ściany którą dotykała jako ostatnią. Uśmiechała się i czułam że ta wycieczka sprawiła jej wiele radości. Zmierzała coraz bardziej w głąb jaskini. Szliśmy za nią.

– Nie chcielibyście spróbować pobyć trochę w moim świecie? – zaproponowała. Popatrzyłam na Pedro, skinął mi głową.

– Może być zabawnie gdy zaczniemy na siebie wpadać, musisz nas poprowadzić.

– Nie ma sprawy, tato.

Zamknął oczy, zrobiłam to z lekkim wahaniem, Keira dawała nam mnóstwo wskazówek, nie czułam już by chciała nas skrzywdzić w jakikolwiek sposób.


~*~


[Celeste]


Strażnik podsłuchał wszystko co mówiła mama i powtórzył Linnir. Tak było codziennie. Przyszła kolej na naszą lekcję i jak zwykle omawiała ze mną słowa mamy.

– Ivette nie jest dobrym wzorem do naśladowania, Celeste. Mówi by nie wybaczać, a Kometa wybacza jej przez cały czas, mimo że prawie się nie zmieniła.

Pokiwałam głową, myśląc o tym by wrócić już do mamy. I o tym co się teraz z nią dzieje. Gdy zgadzałam się z innymi wszystko odbywało się łatwiej i szybciej.

– Wybaczanie ma sens gdy widzisz że dana osoba naprawdę próbuje się zmienić – wzrok Linnir powędrował na Irutt, wreszcie dostała rolę o jakiej marzyła i była teraz opiekunką źrebiąt. Patrzyłyśmy chwilę jak bawi się z całą gromadką.

– Chciałabyś się trochę pobawić? – zapytała Linnir.

– Nie lubię.

– Nie masz ochoty, prawda?

Pokręciłam głową.

– Twoja mama jest jak jest, ale wątpię by chciała żebyś chodziła smutna, musisz nauczyć się żyć bez niej. 

Mogłabym powiedzieć krótkie “nie chcę”, ale nauczyłam się już że ta rozmowa trwała by dalej, Linnir próbowałaby mi pomóc, ale to mnie tylko wykańczało, mówienie o tym co czuje i o przyszłości bez mamy…

– Wolę uczyć się na przywódczyni niż się bawić – odpowiedziałam: – Wolałabym uczyć się walki.

– Na to jeszcze za wcześnie, musisz nabrać sił po chorobie.

– Linnir. – Irutt do nas podeszła, źrebaki bawiły się ze sobą, miała na nie oko: – Szron już trochę się roztopił. – Zmieniła się w Karyme, odnawiając warstwę szronu na Linnir, gdy wróciła do swojej postaci, oparła się o Linnir, a ona musnęła ją w policzek, opierając o nią głowę.

– Niedługo będę miała przerwę – stwierdziła, uśmiechając się.

Irutt odwzajemniła uśmiech.

– Celeste, jak się czujesz? – Spojrzała na mnie.

– Dobrze…

– Słyszałam że chcesz się uczyć walczyć, może pobawiłabyś się w walkę z innymi źrebakami? Poprzez zabawę też można się czegoś nauczyć.

– Chociaż spróbuj – zachęcała Linnir: – Przyda ci się jakaś odskocznia od nauki i problemów.

– Wolałabym posiedzieć z mamą.

– Nie musisz bawić się cały dzień, chodź. – Irutt otoczyła mnie ogonem i ruszyłyśmy do reszty. Spięłam się nieco, dwójka źrebiąt była mi obca i młodsza ode mnie, słabsza, ale Pasco i Keira wyrośli na całkiem silnych, zwłaszcza Keira, dorówywała już wzrostem dorosłym koniom. Mama chciała żebym dominowała w tej grupce źrebiąt, by mnie słuchali, ale nie wiedziałam nawet jak się za to zabrać.


~*~


[Irutt]


Jezioro mieniło się w słońcu, jego promienie podgrzały je delikatnie, woda była wciąż dość chłodna. Weszłam do niej, zatrzymując się w niej jak sięgała mi trochę poza szczotki pęcinowe. Napiłam się, czekając na Linnir. Po chwili dołączyła do mnie, podchodząc od tyłu. Oparłam delikatnie ogon na jej grzbiecie, muskając ją wargami w grzbiet nosa. Powiedziała mi kiedyś że nie czuje bólu, przy dotykaniu jej oparzeń na grzbiecie, że to tylko blizny, jej niebieska sierść z łatwością je zasłaniała, tak jak i pozostałe blizny. Gdy dzieliłyśmy się czułościami, mogłam obejrzeć każdą z nich. Za pierwszym razem myślałam o tym ile razy zostawała ranna i musiała cierpieć. Teraz już się przyzwyczaiłam.

– Linnir… – Zatrzymałam się, opierając głowę o jej klatkę piersiową, objęła mnie swoją: – Chciałabym mieć z tobą źrebaki.

Westchnęła: – Wiesz że nie przepadam za źrebakami.

– Gdy widzę cię z którymś, Celeste czy Keirą to mam wrażenie że byłabyś dobrą matką. – Spojrzałam w jej oczy.

– Chciałabym cię uszczęśliwić, ale nie chce zostawać matką.

– W porządku, Linnir. – Przytuliłam się do niej: – Musiałam zapytać.

– Może powinnaś związać się z kimś kto też będzie je chciał? Kocham cię, chcę byś była szczęśliwa.

– Bardziej od źrebiąt chcę być z tobą. – Złapałam ją za ogon, musnęłyśmy się wargami. Może kiedyś zmieni zdanie, a jeśli nie, byłam już opiekunką źrebiąt i sam kontakt z nimi sprawiał mi radość, a czy muszę mieć własne? 


~*~


[Linnir]


Irutt spała wtulona we mnie. Rozmyślałam o tym co mi powiedziała nad jeziorem. W przeciwieństwie do mnie zawsze chciała zostać matką. Miałam jej to odbierać?

Przebudziła się, patrząc na mnie zaspana. Oparła ogon na mojej przedniej nodzę, kładąc głowę blisko niej.

– Mogłybyśmy adoptować źrebie – powiedziałam.

– Linnir, myślisz że będę szczęśliwa zmuszając cię do tego? – Zerknęła w moje oczy.

– Teraz ja odbieram ci szczęście.

Dotknęła ogonem mój policzek, patrząc na mnie czule: – Chcę byśmy obie były szczęśliwe, nasz źrebak przyniósłby mi więcej tego szczęścia, ale nie oznacza to że bez niego nie jestem szczęśliwa, nie pamiętam kiedy byłam tak szczęśliwa jak teraz, z tobą. Proszę, nie zadręczaj się tym, to było tylko zwykłe pytanie.

– Chciałabyś tego, może powinnam się jednak zgodzić?

– Teraz czuje się winna że w ogóle zapytałam. Nie chcę byś poświęciła dla mnie własne dobro. Pomyśl trochę o sobie.

– To trudne, Irutt, kiedy nigdy się o sobie nie myślało.

Zasypiała już powoli z głową opatrą o mnie.

– Kocham cię – szepnęłam.

– Ja też cię kocham – odpowiedziała nieco sennie. Położyłam głowę obok niej, też już zasypiając. Otworzyłam jeszcze na moment oczy, upewniając się czy nic nam nie zagraża. Noc była spokojna, a strażnicy czuwali na granicach terytorium.


~*~


Przed świtem zadrżała ziemia, poderwałam się wraz z Irutt, pobiegłyśmy do stada, trzeba było je uspokoić i trzymać z dala od największych wstrząsów, przez nasze terytorium przeszła wyrwa, dzieląc je wzdłuż na większą i mniejszą połowę, od niej odchodziła jeszcze jedna siegając jeziora. Cała woda wypłynęła z niego prosto w powstałą otchłań. Wstrząsy przewróciły kilka drzew, a blisko pęknięć wisiała luźna ziemia.

– Już po wszystkim – przemówiłam do stada: – Wszyscy są cali?

– Tu nigdy nie trzęsła się ziemia.

– Coś jest nie tak.

– Linnir! Pomocy! – Przybiegła do mnie Celeste, szybując nad powstałą przepaścią, miała nauczyć się latać dopiero jak będziemy mieli pewność że nie zasłabnie: – Mama gorzej się poczuła!

– Już idę – powiedziała Irutt, pobiegła za małą. 

– Wszyscy są? – spytałam, rozglądając się po członkach stada. Pedro i Rosita dołączyli do nas w trakcie, a po nich Keira, której pomagała iść Serafina, teraz gdy teren tak się zmienił. Brakowało Komety, może jest z Ivette?


~*~


– U was też pękła ziemia? – zapytała Heather odwiedzając nas z dwójką innych mrocznych koni.

– Tak i z tego co wiem wyrwy są wszędzie – odpowiedziałam. Sprawdziłam teren wokół całkiem sama rozważając czy nie powinniśmy się przenieść gdzie indziej.

– Niedobrze.

– Wygląda jak koniec świata – stwierdziłam, pomimo że trawa, drzewa i reszta roślinności rosła niewzruszona.

– Aż tak źle nie będzie, trzęsienia ziemi się zdarzają. Cieszę się że nikt nie ucierpiał.

– Ja też – przyznałam.


Pegazy miały nieco odmienne zdanie na ten temat.

– To gniew Feniks! – wykrzyknął Najstarszy. Reszta latała po grotach w ich klifach, w panice, nie bardzo wiedząc co robić, a ich przywódca nie starał się ich uspokoić.

– Wygląda groźnie, ale jednak nikt nie zginął – powiedziałam.

– Dała nam ostrzeżnie, ktoś zrobił coś czego nie powinien. Niedługo po nas przybędzie i zacznie się koniec świata, powróci on tylko z wybranymi, a reszta przepadnie w jej płomieniach.

– Przykro mi, ale szybciej uwierzę w duchy niż w feniksa.

– Nie zaszkodzi wam w nią wierzyć, ani czcić. Jest litościwa. Musimy wszyscy oddać jej cześć, wtedy oszczędzi nam zniszczenia. Każdy jeden gatunek, twoja wybranka może namówić inne zwierzęta, ty natomiast wszystkie koniowate.

– To niemożliwe by przekonać każde stworzenie, nawet porozmawianie z każdym jest niemożliwe. Może w to co wierzycie jest kłamstwem?

– Odejdź stąd, niewierna! Gdyby nie dar mojej wiedzy od Feniks nie żyłabyś.

– Potrafiłbyś znaleźć sposób na każdą chorobę? 

– Oczywiście!

O wiele za późno prosiłam o jego pomoc, ale po tym co zrobiła nam Ivette nie myślałam o niej zbyt wiele, głównie teraz martwiłam się o Celeste, jej matka jest dla niej najważniejsza.


~*~


– To ty jesteś powodem jej gniewu – Najstarszy obejrzał brzuch Ivette, cały już w krysztale.

– Po co go tu przyprowadziłaś? – wymamrotała. Przez skórę prześwitywało jej coraz więcej kości. Kometa trwała przy niej wraz z Celeste.

– Kryształy są darem od Feniks, lecz każdy kto spróbuje zagarnąć go wyłącznie dla siebie zostanie ukarany, tego właśnie jesteśmy świadkami. To nie choroba.

– Kryształy pochodzą od nas – wtrąciła Irutt: – Są fizyczną pozostałością po magii naszych przodków.

– Czy jakikolwiek jednorożec potrafił zmieniać kształty innych istot? Narzucać im swoją wolę? Blokować moce? To potrafi jedynie Feniks.

– Nie wiem tego i ty też nie wiesz, mój gatunek był bardzo liczny, czy ty znasz wszystkie pegazy które żyją na świecie?

– Ivette wolałaby byście już poszli – wtrąciła Kometa. Popatrzyłam na Ivette, wyglądała jakby miała lada moment umrzeć, z trudem oddychała. Celeste już stała nad nią wystraszona.

– Dziękuję że zechciałeś spróbować jej pomóc, ale teraz potrzebuje spokoju – powiedziałam.

– Przez nią wszyscy zginiemy. Już nie będzie świata który znacie.

– Pewnie nie… – przyznała Kometa, płaczliwym głosem: – Świat bez niej będzie… Naprawdę będzie inny…



⬅ Poprzedni rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz