poniedziałek, 3 lipca 2023

Następca cz.5

Nowa wersja – 10.09.25r.


[Ivette]


Irutt karmiła mnie magią Beerha, a zamiast Komety miałam obok siebie Rositę.

– Kometa szybciej je wytropi niż ktokolwiek inny, a Irutt musi tu zostać w razie czego – powiedziała, gdy przyszły.

– Obiecała… – syknęłam.

– Liczy się czas, nie wiadomo co Keira z nią zrobi, trudno ci to zrozumieć? – wtrąciła Irutt. 

– To ty powinnaś tu leżeć i zwijać się z bólu!

– Najlepiej jej nie słuchać – zwróciła się do Rosity.

– Iv, Kometa chciała ci przekazać że będzie przy tobie, jak tylko Celeste się znajdzie, nie było jej wcale łatwo tak cię zostawiać – dodała Rosita: – Chcesz zjeść trochę malin?

– Będzie wtedy bolało bardziej – wycedziłam, przez zaciśnięte zęby.

– Powinnaś jeść póki możesz – skomentowała Irutt: – Wtedy pożyjesz dłużej.

– To twoje ulubione, przyniosłabym ci.

– Niech ci będzie – parsknęłam.

Zostawiła mnie od razu, z Irutt. I tak zrywała te maliny tuż obok, ale jednak. 

– Masz okazję, możesz mnie zabić – szepnęłam.

– Nic z tego, to byłaby dla ciebie przysługa. Nie zasługujesz na nią.

– Linnir będzie zachwycona jak powiem jej że się na mnie mścisz.

– To nazywasz zemstą? Moi bliscy cierpieli jeszcze bardziej niż ty, a mimo to chcieli żyć… Kiedy umrzesz znikniesz.

– Nie jestem cholernym jednorożcem tak jak ty! – Zbliżyłam do niej pysk, uniosła głowę, poza mój zasięg, obie położyłyśmy uszy, dodatkowo zwinęła ogon.

– Złe dusze nie mają prawa istnieć.

– To tylko bajeczka w którą wierzysz, tak naprawdę nie ma nic, twoi bliscy przepadli na zawsze, nie ma żadnych duchów, przodków czy innych bzdur. 

Jej warga drgnęła, odwróciła wzrok.

– Tak samo pegazy, wymyśliły sobie bajeczkę z palącym się ptakiem, pewnie zobaczyli raz płomienie jak układały się w ten sposób, co za absurd! Po co miałby się nimi przejmować? Wszyscy szukają tylko pocieszenia, a tak naprawdę nie ma nic!

Spojrzała na mnie, niestety bez śladu łez, liczyłam że ją do nich doprowadze.

– Iv. – Rosita wróciła z pokaźnym pękiem gałęzi malin, wraz z liśćmi i owocami. Wzięłam je od niej, jedząc dość łapczywie, nie mogłam przestać, tyle czasu się powstrzymywałam od jedzenia.

– Wierzę w przodków i nikt nie sprawi że nagle przestanę – powiedziała Irutt: – A tym bardziej ktoś taki jak ty.


~*~

[Keira]


Nie zdziwiłabym się gdyby Celeste była najspokojniejszym źrebakiem na świecie.

– Chyba najnudniejszym – powiedziała Erin, jej głos był wszystkim co mi po niej zostało, nie mogłam jej dotknąć, ani poczuć jej zapachu. 

Wsłuchiwałam się przez chwilę w spokojny oddech Ivette. Celeste wstała, stukając tak cicho kopytami że gdyby ktoś teraz rozmawiał obok, trudno byłoby mi to wyłapać.

– Wiem gdzie znaleźć kryształ, który przywróci ci skrzydła. Zaprowadzę cię, ale nie możemy nikomu nic powiedzieć, nie pozwoliliby nam opuszczać stada.

Nie powiedziała ani słowa. Podniosłam się, zgadując że jest już przy mamie i nie pomyliłam się, trafiając pyskiem na jej skrzydło, obok śpiącej Ivette.

– Ivette nie chcę cię taką wybrakowaną, naprawdę nie rozumiesz? Musimy iść przemienić cię w pełnego pegaza.

– A jak mama…

– Ciocia mówiła że pożyje jeszcze kilka miesięcy. Chodź. – Wcisnęłam pysk w jej skrzydło. Wstała, muskając mnie piórami.

– Mama będzie zła…

– Zrozumie jak wrócisz z całymi skrzydłami. Podróżowałam już, wiem co i jak, nic ci ze mną nie grozi.

– Dobre – skomentowała Erin, parskając krótkim śmiechem. Nikt poza mną jej nie słyszał, już sprawdzałyśmy wielokrotnie.

– Chodźmy szybko, Celeste, zanim twoja mama się obudzi. – Przebrałam nogami, popchnęłam ją do przodu, słysząc chaotyczny stukot jej kopyt, ale mimo to nie próbowała się zapierać: – Musisz mi trochę pomóc, jak wypatrzysz kogoś to mów. Musimy się wymknąć. Ale najpierw wytarzać się w błocie, widzisz jakieś? Nie mamy czasu bym sama go szukała.

– Widziałam, przy jeziorze.

– Super, chodźmy. Poza granicami będziesz moimi oczami, nie pamiętam całego terenu, ale znam punkty orientacyjne, więc jak opiszesz mi wszystko to z łatwością trafimy po kryształ.

Tym razem słyszałam jak przebiera nieco szybciej nogami, podążałam za tym odgłosem, pamiętając drogę do jeziora mogłam stwierdzić że mała idzie w dobrym kierunku.

– Powiedzmy mamie.

– Ona też nas nie puści, słucha Komety, bo boi się ją stracić. Tylko my możemy spełnić życzenie twojej mamy. Wytarzajmy się w błocie – powiedziałam gdy byłyśmy blisko szumu jeziora. Pogrzebałam kopytem, szukając błota, obok odgłosów tarzającej się Celeste. Pokryłam nim porządnie ciało.

– Dokładnie i bez otrzepywania – powiedziałam jeszcze do Cel.


~*~


Otaczały nas obce zapachy, a śnieg skrzypiał pod naszymi kopytami. Celeste opisywała mi otoczenie, najlepiej jak potrafiła, a ja wybierałam najbardziej charakterystyczne elementy, bo nie liczyło się tak naprawdę dokąd idziemy, tylko jak daleko będziemy.

Cel zaburczało w brzuchu.

– Nie jadłaś nic? – spytałam, po drodzę minęłyśmy sporo jedzenia, często źdzbła wystawały spod śniegu i gilgotały mnie w nogi. Zrobiłam parę przerw na jedzenie, przez własne chrupanie nie słuchając czy ona też je.

– Ciocia mówiła że muszę pić mleko…

– Ona nie zna się na źrebakach, a ja to przeżyłam, w twoim wieku jadłam już same rośliny. Jesteś już wystarczająco duża. – Przywarłam do niej łbem.

Wyszłyśmy na słońce, oblało ciepłem mój grzbiet. Zapach drzew zdominował zapach świeżej trawy.

– Twarde.

– Poradzisz sobie.

Memłała ją.

– Użyj zębów – podpowiedziałam.

Wciąż nie słyszałam by normalnie przeżuwała.

– Celeste, zęby.

– Mam tylko dwa.

– W twoim wieku miałam cały zestaw. – Nie miałam, po prostu zapomniałam o tym że dopiero jej rosną: – Przeżuje za ciebie, a ty to zliżesz. – Zabrałam się za to od razu.

– Mogłyśmy powiedzieć mamie.

– Nie puściłaby nas.

– Czyli nie powinnyśmy uciekać.

– Nie chcesz sprawić mamie trochę radości?

– To tak strasznie długo.

– Głuptas, minęło dopiero pół dnia.

Po jedzeniu nakłoniłam ją byśmy znów wytarzały się w błocie.

– Jeszcze będziesz mi dziękować – powiedziałam. A może naprawdę poszukałbyśmy tego kryształu?


~*~


Celeste znalazła nam jaskinie do spania. Udawałam że zasypiam, czekając aż ona zaśnie. Wierciła się jak nigdy dotąd. Ciągle chodząc i się tarzając.

– Skóra cię swędzi? – spytałam.

– Boli mnie brzuch.

– Przestań się martwić to przestanie. 

– Tęsknie za mamą. – Ułożyła się obok mnie.

– Czym szybciej zaśniesz tym szybciej będzie już jutro i wyruszymy w dalszą drogę i zanim się obejrzysz będziemy już wracać, ty z całkowicie nowymi skrzydłami. 

W końcu w jaskini zabrzmiał jej spokojny oddech. Zbliżyłam do niej pysk czując bijące od jej ciała ciepło, zatrzymałam go gdy jej wydychane powietrze zaczęło uderzać w moje chrapy. 

– No dalej Kei, uduś ją – kazała Erin.

Po to była ta cała wyprawa, ale nie wyobrażałam sobie teraz bym dała radę zabić tego źrebaka, myślałam raczej o tym by ją zatrzymać, mogłybyśmy podróżować razem z dala od wszystkich którzy chcieliby nas rozdzielić, tak jak Rosita rozdzieliła mnie z Erin.

 – Wejdę w jej ciało i znów będziemy razem – zachęcała Erin.

Położyłam głowę.

– Keira.

– Chcę ją zatrzymać – szepnęłam: – Będzie moją małą córeczką.

– Sama jesteś źrebakiem, głąbie! – wykrzyknęła żartobliwie siostra: – Ale serio wolisz ją ode mnie? 

Jeśli wrócę do domu już nie pozwolą nam się spotykać, nie pozwolą mi nawet pobawić się z Pasco. Przywiążą mnie cały dzień do drzewa tak jak robili to Erin.

– Nie dam rady jej zabić, to zbyt trudne, nie chcę.

– Dobra, dobra, znajdziemy inną ofiarę. Właściwie fajnie będzie sobie wychować sługę.

– Córkę.

– Jeszcze ci się znudzi zabawa w rodzinę.

Gdy wyobraziłam sobie że kogoś zabijam przeszył mnie lęk, może Erin bym w tym pomogła, a przynajmniej chociaż ją kryła, ale sama?


~*~


– Źle się czuje… – Mała nie wstawała, a przynajmniej nie słyszałam by to robiła.

– Jak zjesz to poczujesz się lepiej. – Trąciłam ją pyskiem, była cieplejsza niż wczoraj.

– Chcę do mamy…

– Ona i tak się tobą nie zajmowała, wyobrażasz sobie jaką teraz da nam karę jak wrócimy bez kryształu? Jedz.

Nasłuchiwałam jak je. A gdy przestała zbliżyłam pysk czując zapach jedzenia na ziemi. Specjalnie je dla niej przeżułam.

– Wszystko. Jak nie będziesz jadła to całkiem się pochorujesz.


Zawędrowałyśmy nad rzekę. Celeste wlekła nogę za nogą, więc trwało to długo.

– Popij wody, chodź tu – Wreszcie natrafiłam na wodę kopytem. Zanurzyłam od razu pysk biorąc parę łyków na raz.

– Dlaczego jest czarna?

– A jaka miałaby być? Nie znam się na kolorach. – To coś czego nie potrafiłam sobie w ogóle wyobrazić, nie miały zapachu, ani kształtu, ani choćby dźwięku. 

Coś wyskoczyło z wody, ochlapało nas, Celeste uderzyła o mnie.

– Uciekajmy! – krzyknęła. 

– Czekaj, czekaj! – Chwyciłam ją za skrzydło biegnąc za nią, coś rzucało się za nami po ziemi. Potknęłam się kilka razy o korzenie, omal się nie wywracając: – Ale mów mi o przeszkodach! – zawołałam.

W końcu zatrzymałyśmy się wśród leśnych zapachów, dyszała, ja jeszcze mogłabym biec.

– Co to było? – zapytałam.

Tuż przede mną zabrzmiał łoskot.

– Cel, upadłaś? – Zrobiłam kilka ostrożnych kroków, wyciągając kopyta przed siebie. Nie chciałabym jej zdeptać.

– Wszystko się trzęsie.

– Nie czuje by się trzęsło.

– I boli mnie brzuch. Możemy iść do Ajiri?

– A kryształ? 

– Chcę do mamy…

– Jeszcze dzień, ból minie, musisz się przyzwyczaić do stałego pokarmu. To jak wyglądało to co wyskoczyło z wody?

– Nie wiem, było czarne, wyglądało jak koń, ale to nie koń, nie umiem tego opisać.

– Umiesz, postaraj się.

– Nie umiem.

– Dobra, wstawaj, musimy się schować. – Popchnęłam ją głową, okazała się dość ciężka: – Bo to coś przyjdzie i nas pożre.


~*~


[Kometa]


– Nie mam pojęcia już gdzie ich szukać. – Podszedł do mnie Pedro. Naprawdę wytężyłam węch, ale to tak naprawdę, bo aż rozbolała mnie głowa. Otrzepałam się cała, biorąc głęboki oddech i znów wciągnęłam do chrap wiele, wiele zapachów.

– Pora przenocować – powiedział: – Wystarczy że Linnir postanowiła nie robić sobie przerw.

– Nie mogę… A jak ją coś zabije tymczasem? Albo Kei coś jej zrobi?

– Gdybyś tak powiedziała o Erin nie zaprzeczyłbym, ale Keira taka nie jest.

– To dlaczego ją porwała?

– Znajdziemy je, może nawet Linnir już je znalazła, jest w tym dość dobra.

– A jak… Jak zrobiłam coś nie tak? Nie nadaje się do źrebiąt, a to ja się nią zajmowałam, a jak skrzywdziłam ją i teraz… Ona widziała, znaczy słyszała Erin, a ja… Nie nadaje się do opieki nad źrebakami…

– Jakbym słyszał Rositę, wiesz dokładnie że Erin była specyficzna i nieco skrzywiła psychikę Kei, nikt sobie z nimi nie radził. A słyszy Erin, bo tak radzi sobie z jej stratą, pamiętasz Feniks, na pewno, Rosita opowiadała o niej nie raz. I Ivette też musiała. Nie dała sobie powiedzieć że jej ojciec nie żyje.

– Ale… Nie słyszała jego głosu, prawda? A jak Erin faktycznie tu jest? Jej duch… – Wzdrygnęłam się cała.

– Szukajmy dalej.

– Muszę zjeść i to całkiem niedługo. Polecę do… – Poczułam zapach krwi/; – Czuje krew… Źrebaka… Celeste!

– Nawet tak nie mów.

– Naprawdę! – Pobiegłam, już nie tylko czując krew, widziałam cały szlak krwi: – Celeste! – Nie teraz, nie mogę się ślinić, muszę coś zjeść, ale Celeste… Jeszcze chwilę, przecież do pory jedzenia jest dość dużo czasu, w sam raz na powrót do stada, na skrzydłach.

Zatrzymałam się wśród czarnych piór naprzeciw małego mrocznego konia, może nie tak bardzo, miał na pewno rok i jakoś tak przypominał Keire. 

– Ciociu! – zawołał jej głosem, to ona. Grzebała w piórach: – Celeste coś się stało! Nie mogę jej znaleźć!

Pedro do mnie dobiegł.

– Uciekałyśmy przed jakimś czymś podobnym do konia, to musiało nas zaatakować, nic nie pamiętam…

Zjadła ją… Ona… Ona ją… Nie… To… Sen, zły sen… Przecież jak miałaby…

Coś ciężkiego przewróciło mnie na ziemię i wbiło mi się w szyje. To… Kolejny mroczny koń. Strąciłam go skrzydłami i jakby wiedziała jak z nim walczyć i to że… Muszę go zabić. Ale bez kłów i szponów… Przerwał mi naszyjnik. Zatopiłam kły w jego szyi i… Próbowałam, nawet kilka razy oderwałam od niego pysk, ale i tak go jadłam.

– Kome… – Pedro urwał, dodając po chwili: – Jedz.

– Ty jesteś tym potworem! – krzyknęła Keira: – Zjadłaś Celeste!

Popłynęły mi łzy. Załkałam przełykając kęsy mrocznego konia.

– Jest tutaj – powiedziała Linnir, wyszła z lasu, z Celeste na grzbiecie, wtuloną w jej grzywę, brakowało jej skrzydła, Linnir już ją opatrzyła.

– Przodkowie! – Pedro pobiegł do nich. Zasłoniłam się skrzydłem.

– Celeste! – Keira też podbiegła: – Próbowałam namówić ją do powrotu, ale nie chciała, przyznaj Celeste. To nie moja wina, pilnowałam ją jak umiałam.

– Straciła skrzydło, Keira, daj jej trochę przestrzeni. – Linnir zwróciła się do niej łagodnie.

– To zrobił ten potwór?

– Tak – potwierdził Pedro: – Wracajmy do domu.


[Pedro]


– Wezmę ją. – Sięgnąłem po Celeste, Linnir się odsunęła, jak mogłem się spodziewać że zrobi.

– Nie chcę jej budzić, dopiero zasnęła. Podałam jej dość dużo ziół by nie cierpiała.

– Tak małemu źrebakowi? A nie zmarznie na twoim grzbiecie? – Po tych słowach od razu mi ją dała. Delikatnie układając ją na moim grzbiecie. Zerknąłem na Kometę przed nami i Keire, Kometa miała znów kryształ na szyi, ale Keira nadal wygladała jak mały, mroczny źrebak.

– Ktoś musi powiedzieć Keirze co się z nią stało – stwierdziła Linnir.

– Myślisz że nie wiem? – powiedziałem nieco nerwowo.

– Kryształy rozbiły się w rzece, przemieniły ryby w mroczne konie i inne zwierzęta pijące w tym czasie wodę. Powiadomiłam już stado Heather i Heathcliffa. Wyruszyli je łapać.

– I zrobiłaś to z Celeste na grzbiecie? Skakałaś z nią?

– Znalazłam ją potem, gdy dobierał się do niej inny mroczny koń, ukryła się w opuszczonej norze. Musiałam go zabić.

Nie miała nawet żadnego zadrapania. Byłem pod wrażeniem. 

– Ale teraz mam nadzieje że odpoczniesz – dodałem.

– Jesteś moim zastępcą, nie przywódcą.

Szturchnąłem ją swoim bokiem, jak to robią przyjaciele. Postanowiłem się nie przejmować, dość czasu rozpaczaliśmy. Ile można?

– Jak się czuje Rosita? – spytała.

– O wiele lepiej, choć po tych wieściach co dla niej mamy to nie wiem jak to będzie.


[Kometa]


– Ty… I ja… Znaczy… Nie wiem jak to powiedzieć… Żaden sposób nie będzie dobry. – Obejrzałam się, Linnir i Pedro rozmawiali. Nie wiem czy powinni zostawiać mnie z Keirą, ani… Dlaczego chciała ze mną iść, po tym jak… Słyszała jak zjadam tego… 

– Jestem tym potworem? – zapytała przyciszonym głosem Keira.

– Wiesz?

– Czułam smak krwi jak się ocknęłam i miałam w pysku pióra Cel i przecież czuje że mam kły i to coś przy nogach. – Uniosła jedną z nich nieco wyżej, tą przednią.

– To znaczy… Próbowałaś sobie wmówić że tak nie jest?

– Yhm… Nie chciałam zrobić jej krzywdy. Lubię ją, chciałam znaleźć dla niej kryształ by miała znów sprawne skrzydła, a nie jeszcze pozbywać jej jednego… Czy ty musisz jeść inne stworzenia? Nie możesz się powstrzymać?

– Wiesz… Ja… Mroczne konie mają coś takiego jak furię, bo jesteśmy teraz mrocznymi końmi i to jest coś takiego że… Musisz zjadać inne konie… Inaczej głód zmusza cię do zabijania… – Otrzepałam się, ze trzy razy.

– Erin by się podobało.

Aż ciarki przeszły mi po grzbiecie.


~*~


– Co jej zrobliście?! – Ivette nawet się poderwała z ziemi, jakby już jej nie bolało. A może?

– Obudzisz ją – ostrzegła Linnir: – Potrzebuje teraz dużo spokoju i wsparcia.

– Mam gdzieś twoje wsparcie! Okaleczyliście mi córkę! Ty! – Ivette przeszyła wzrokiem Keire tupnęła, jej pióra były nastroszone i uszy tak przyciśnięte do szyi że aż niewidoczne. Kei schowała się za mną, a ja zasłoniłam ją jeszcze przednią nogą.

– To był wypadek… – przyznałam.

– Oczywiście, wypadek, wszystko co się dzieje jest zawsze wypadkiem!

– Iv… – wtrąciła Rosita.

– A ty się nie odzywaj, gdyby nie ty Feniks nadal by żyła!

– Ivette! – krzyknęłam: – Miałaś… Ivette!

Rzuciła się na mnie. Nie, odepchnęła mnie, ugryzła Keire.

– Co ty robisz?! – Złapałam ją za grzywę, trzymała ją zębami za pysk, Linnir uderzyła ją w brzuch. Aż przeszły mi ciarki na ten krzyk… Wylądowała na ziemi, popłakała się. Zaszkliły mi się oczy na widok jej pyska wykrzywionego z bólu.

– Zabije was… – wycedziła, przez zaciśnięte zęby: – …wszystkich… 

Keira przytuliła się do mnie.

– No i masz, obudziłaś ją – powiedział Pedro. Celeste patrzyła na nas przestraszona.

– Przyprowadzę Serafinę, albo… – zaczęłam.

– Ja pójdę – Linnir już ruszyła.

– Co się stało? – spytała Rosita, więc zaczeliśmy jej wyjaśniać, ja i Pedro. W międzyczasie wróciła jeszcze Irutt z wodą w pojemniku.


~*~


– Najedzona? – zapytał Pedro, był przy niej jak piła mleko od Serafiny i teraz zaniósł ją do nas, kładąc obok Ivette: – No, jesteś już przy mamie.

Celeste schowała się za tym dłuższym skrzydłem. Wiele łez napływało mi do oczu, co chwilę. Kei przysypiała obok mnie, a Ivette. Ivette nic nie mówiła, tylko tak leżała grzbietem do nas i do Celeste.

– Kei – zawołała Irutt, czekała na skraju leśnej polany: – Przez jakiś czas ja się tobą zajmę, chodź.

Keira poszła do niej.

– Też będę już szedł. – Pedro zatrzymał się przedemną.

– Tak… Dzięki – powiedziałam. Po paru chwilach była tu tylko nasza trójka.

– Ivette, może… Byś chociaż spojrzała na nią i powiedziała coś…

– Ty też jesteś jej rodzicem, a nie, zapomniałabym, tylko zwykłą ciotką.

Przysunęłam Celeste do siebie, strasznie spinała mięśnie.

– Wiesz… Celeste teraz potrzebuję cię najbardziej…

– Chciałam prawdziwego następcy, a nie….

– Przestań! Źrebaki kocha się bezwarunkowo! Tata kochał mnie bezwarunkowo i mama też! Choć tak późno się poznałyśmy… A ty nie masz serca tak ją traktując!

– Keira ją porwała? Mogła krzyknąć, wystarczył jeden krzyk, a bym się obudziła, a może sama z nią poszła? Bo jest na tyle głupia by wierzyć wszystkim wokół!

– Już starczy, Ivette, idziemy stąd. – Wzięłam Celeste na grzbiet i naprawdę poszłam.


[Ivette]


Zaprowadziła małą do przybłędy i Pedro, przy nich Celeste mogła się jedynie stać jeszcze bardziej żałosna. Kometa też została z nimi spać. Już zapomniała co mi obiecała.

– Celeste – zawołałam szeptem gdy cała trójka zasnęła. Trochę się naczekałam, zanim w ogóle się położyli musieli pocieszać nie wiadomo jak długo Celeste, która nawet nie uroniła łzy. Była co najwyżej przestraszona.

Teraz podniosła się ostrożnie, podchodząc do mnie ze spuszczoną głową.

– Popatrz mi w oczy.

Spojrzała w nie z lękiem.

– Co to za mina? Naprawdę chcesz być taka żałosna?

Pokręciła głową i wargi jej zadrżały jakby miała płakać. Zacisnęłam zęby. Skinęłam jej głową by poszła za mną i wróciłyśmy na naszą polanę. Ból chwilami nie dawał mi myśleć, ani oddychać.

– Mamo… – szepnęła Celeste, zatrzymałam ją skrzydłem gdy próbowała mnie dotknąć.

– Jak to było z Keirą? Sama cię zabrała czy poszłaś za nią?

Prawie spuściła głowę, ale wtedy się zreflektowała patrząc mi w oczy, opowiedziała mi wszystko.

– Nie chciałam cię zawieść, mamo – zakończyła tymi słowami.

– Nie piłaś z tej rzeki?

Pokręciła głową.

– Właź na mój grzbiet – Położyłam się.

Patrzyła na mnie przejęta.

– Właź! 


~*~


[Keira]


Teraz już muszę znaleźć dla Celeste kryształ. 

Irutt spała, trzymała mnie ogonem. A jak próbowałam go z siebie zdjąć, od razu się budziła. Później przyszła jeszcze Linnir. Nie miałam szansy się wymknąć. Przed świtem Irutt zabrała mnie do zwłok.

– Powiesz mi jak zjesz.

– Idziesz sobie? – zapytałam z nadzieją.

– Tylko odwrócę wzrok. – Zatrzymała ogon na moim grzbiecie. Zapach zwłok zmienił się na bardziej kuszący, nie czułam żadnego poczucia winy gdy je jadłam, tak jak twierdziła ciotka, że będę. I Erin się tym ekscytowała.

Po wszystkim Irutt założyła mi kryształ na szyje.

– Jak działa ten kryształ? – zapytałam. Ktoś do nas szedł, po krokach zgadywałam że to Linnir i już po chwili się tu zjawiła.

– Ivette uciekła z Celeste. Musiała polecieć. Kometa już ruszyła jej szukać.

– Przecież nie może latać w tym stanie.

– Keira zostaniesz z rodzicami.

– Nigdy – odezwałam się.

– To nie podlega dyskusji, dość narobiłaś problemów – powiedziała już bardziej surowo Linnir.

Już miałam zaprotestować, ale przecież im łatwiej będzie uciec.


~*~


– Na pewno sobie poradzisz? – Dopytywał Pedro Rosity, denerwowałam się, bo nie słyszałam jej odpowiedzi, pewnie posługiwała się gestami, jak kiedyś Erin uświadomiła mi że inni to robią.

– Ktoś musi mieć oko na stado.

– Wyznaczę chwilowo Serafinę i wrócę.

Któreś z nich przebrało nogami, podszedł do mnie Pedro, czułam jego zapach, spocił się.

– Proszę cię tylko nie zadręczaj mamy – powiedział: – I nie ściągaj kryształu.

– Yhym…

– Wrócę za kilka minut.

Nasłuchiwałam, on wcale nie odszedł, jego kroki ucichły niedaleko, siedział w jakiejś kryjówce i mnie obserwował. Położyłam się, ziewając, a potem udając że zasypiam. Pedro w końcu poszedł. Rosita coś jadła.

– Mogę pobawić się z Pasco? – spytałam.

– Serafina się na to nie zgodzi.

– A ty? Mogłabyś coś dla mnie zrobić i pomóc mi się z nim spotkać po kryjomu, po tym jak przez ciebie cierpię.

– Nie mogę – jej głos drgnął.


Czekałam, udając że śpię, rozmawiali ze sobą, ale każdy mój ruch ich rozpraszał, to niesprawiedliwe. Jak mam naprawić swój błąd?

– Dajcie mi znaleźć ten kryształ! – krzyknęłam zbyt zdesperowana by spędzić kolejne godziny na czekaniu: – Chcę by Celeste mi wybaczyła! Obiecałam jej skrzydła!

– Możesz próbować z nią porozmawiać, o ile ją znajdziemy, ale nie ma mowy byśmy pozwolili ci szukać kryształu – powiedział Pedro.

– Dlaczego?! To jedyny sposób…

– Gdzie mielibyśmy taki znaleźć? – zapytała Rosita.

– Coś mi mówi że Ivette już nas ubiegła, chyba że jakimś cudem ją powstrzymali – odpowiedział jej Pedro.


~*~


[Ivette]


Uniosłam głowę, cała obolała, zamiast w domu leżałam w piasku, a Celeste leżała obok z nogami i skrzydłami w bezładzie. Przypomniałam sobie że leciałam z nią na grzbiecie, musiałam zemdleć i spaść tutaj.

– Celeste! – Wyciągnęłam do niej głowę, krzyknęłam z bólu: – Wstań – syknęłam.

Potrzebowałam czasu by dźwignąć się sama, ból już doprowadzał mnie do szału.

– Celeste! – wrzasnęłam. Złapałam ją za grzywę, unosząc jej wiotką głowę. Napłynęły mi do oczu łzy, zacisnęłam z całej siły zęby. 

Uchyliła lekko powieki, przycisnęłam ją do siebie, żałośnie płacząc. Przetarłam łzy, zauważając w oddali niebieską.

– Tutaj! – krzyknęłam, nie miałam właściwie wyjścia. Celeste nadal w pełni się nie ocknęła, nie wstała na nogi, nawet się nie próbowała do mnie wtulić, a wiem że gdyby mogła od razu odwzajemniła mój uścisk. Linnir przeskoczyła cały ten kawał drogi do nas. Pozwoliłam jej obejrzeć małą, specjalnie ją odsłoniłam. Posłała mi krótkie zdziwione spojrzenie, sprawdzając jej nogi i skrzydła, żebra

– Zemdlałam podczas lotu, z nią… – powiedziałam.

– Niczego nie złamała – stwierdziła. Celeste popatrzyła na mnie zagubionym wzrokiem, wydawała się wyczerpana.


Ostatecznie nikt nie wiedział do końca co jej się stało. Podejrzewali jedynie uraz głowy, ale na tym nikt się tu nie znał. Pozwoliłam jej spać w swoich objęciach, nie trzymała równowagi i niechętnie jadła, nawet gdy byłam obok. Miałam wrażenie że większość czasu w ogóle nie zdawała sobie sprawy gdzie i z kim jest. 

– Celeste, lepiej ci? Chociaż tak odrobinę…? Powiesz coś? – powiedziała do niej Kometa z łzami w oczach. Trzymałam małą we własnych skrzydłach, mrugała, a jej głowa opadała raz w jedną raz drugą stronę, jakby chciało jej się spać, tylko że przesypiała mi niemal całe dnie.

– Jest… Nadal tak…

– Oszołomiona – dokończyłam za Kometę. 

Wtuliła się we mnie, przysuwając się bliżej.

– Przepraszam… – powiedziałam: – Chciałam by była kimś ważnym, żeby była najlepszą przywódczynią w historii, taką jaką ja zawsze chciałam być.

– Może… Może będzie, wiesz.. Wyzdrowieje i… Będzie jeszcze silniejsza… – Kometa już praktycznie płakała.

Nie liczyłabym na to że będzie silniejsza, nawet nie wiedziałam czy w ogóle przeżyje.

– Gdybyś tak się nie opierała…

– Ivette, proszę.


~*~


[Kometa]


Minęło kilka miesięcy, Celeste się polepszyło, a Ivette… Cała nasza trójka jakoś się trzymała. Celeste pomogła mi nazrywać dla swojej mamy jedzenie. Wracałyśmy właśnie.

– Ups – Podtrzymałam ją skrzydłem, czasem zdarzyło jej się stracić równowagę i upaść, a właśnie przechyliło ją na jedną stronę.

Złapała mocniej za pęk roślin trzymanych w pysku.

– Celeste! – Keira do nas biegła, z dwoma pomarańczowymi kryształami na szyi: – Udało się! Mam dla ciebie kryształ.

Celeste spojrzała na mnie, a potem na nią.

– Wybaczysz mi teraz? – Keira zatrzymała się przy nas.

– Jestem pewna że Celeste wie że to był wypadek, prawda?

Mała pokiwała głową.

– Mówi że tak. Porozmawiajcie sobie – Złapałam za pęk niesionych przez nią roślin, puściła, podchodząc z cofniętymi uszami do Keiry.

– Rozbijamy go od razu? – spytała Kei. Pedro i Rosita pomagali jej przez te miesiące znaleźć kryształ z istotą pegaza, taki nie wymagający żadnych ofiar. W końcu wrócili.

– To może przy Ivette? – zaproponowałam: – Chodźcie za mną i… Pogadajcie sobie.

Przeszliśmy kawałek i ich rozmowa nie bardzo się nawet rozpoczęła.

– Możesz mówić? – spytała Keira.

– Tak… – odpowiedziała jej trochę tak ponuro, Celeste.

– Szkoda że nie podróżowałaś z nami. 

– Nie lubię podróżować…

– Normalnie nikt cię nie atakuje, ani nic cię nie boli, polubiłabyś podróże. Przepraszam, Cel. Wybaczysz mi?

– Nie obwiniałam cię.

– Naprawdę?

– Tak.

– Wybaczyłabyś mi nawet jakbym nie znalazła kryształu?

– Ale ja cię nie obwiniałam – głos Celeste lekko się załamał.

– Z twoją mamą jest gorzej? – zgadywała Keira.

– Tak – jęknęła Celeste.



⬅ Poprzedni rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz