Nowa wersja – 10.09.25r.
[Rosita]
Ivette patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem i wcale jej nie przeszkadzało że przyszłam z Pedro i jeszcze Keirą, która rozmawiała teraz z jej córką niedaleko nas.
– Ivette? – Leżałam naprzeciwko niej, nie miała siły już wstawać, nawet z czyjąś pomocą: – Może chciałabyś zobaczyć naszą mamę, ten osta-tni… raz. – Głos mi się łamał.
– Jesteś dobrą siostrą. – Wyciągnęła do mnie skrzydło, opadło jej na ziemię, patrzyła na nie dłuższą chwilę nim wróciła spojrzeniem do mnie, w moich oczach zgromadziły się łzy: – Ja za każdym razem cię zawodziłam.
– To nic, Iv.
– Wybaczysz mi?
Łzy już popłynęły mi po policzkach, pokiwałam głową, przytuliłam ją. Pedro oparł na moim grzbiecie głowę, dodając: – Wszyscy ci wybaczymy, bo co mamy zrobić? To byłoby okrutne nie pozwolić komuś odejść w spokoju.
– Nie zasługuje na to.
– Życie jest zbyt krótkie by się nad tym zastanawiać.
[Celeste]
– Pokażę ci kilka ciosów jakich się nauczyłam, od Linnir i strażników – zaproponowała Keira.
– Nie trzeba… – Obejrzałam się na mamę, z drżącą żuchwą.
– Nie chcesz ich potem pokazać mamie?
Mogłam zobaczyć kształt jej kości, schudła tak bardzo że wydawała się mniejsza niż była.
– A może pójdziemy do jaskini którą pokazali mi rodzice? Uczyłam ich jak poruszać się bez wzroku. Też byś chciała?
– Chcę zostać z mamą…
– Celeste… Obiecuje że zawołam cię jakby coś się działo. – Przyszła do nas ciocia Kometa: – Ivette… Mówiła mi że chciałaby żebyś się trochę pobawiła – Roniła łzy, ja choć było mi smutno i nawet gdy już łkałam nie mogłam uronić ani jednej, jakbym ich nie miała: – Możesz jej zapytać…
– To co? Zabierzemy kogoś dorosłego i idziemy? – dodała Keira: – Nadal nie wolno mi nigdzie chodzić samej.
– Kometa, powinnaś iść z nimi. – Dołączyła do nas Linnir.
– Chyba… Możesz mieć rację, idziemy?
– Nie płacz, ciociu, Ivette jeszcze żyje – powiedziała Keira. Wtuliłam się w bok cioci, objęła mnie skrzydłem i głową.
– Poradzimy… sobie, pra-wda Celeste?
~*~
[Ivette]
Kometa wymasowała mi grzbiet pyskiem.
– Mogę już podejść? – spytała Celeste.
– Tak. – odpowiedziałam: – Opowiesz mi czego nauczyła cię dzisiaj Linnir.
– Dobrze, mamo.
Dostawałam mnóstwo ziół na uspokojenie, otępiały mnie na tyle że traktowałam z obojętnością to że kryształ mnie zabija dzień po dniu. Poczułam się na tyle zmęczona że nie słuchałam na córkę, mimo że chciałam, położyłam się na boku, zasypiając.
– Ivette – spanikowała Kometa.
– Mama śpi… – powiedziała Celeste.
Musiałam umierać, by znaleźć się w centrum uwagi. Codziennie ktoś przychodził i przy mnie siedział, a sądziłam że mnie nienawidzą.
~*~
Znalazłam się w skupisku kryształów, kare pegaziątko układało każdy ich rodzaj w krąg, pośrodku jaskini, obejrzało się na mnie, z gniewem i łzami w jasnoniebieskich oczach, wyglądało jak… Ja.
– Ivette. – Poczułam skrzydło Komety na grzbiecie, ocknęłam się. Objęła mnie: – Przestałaś oddychać… Tak nagle…
– Przecież umieram…
– Nie możesz o tym teraz myśleć, lepiej… Miałabyś na coś ochotę? – zapytała, z mokrymi od łez oczami, dokładnie wiedząc że mój żołądek już praktycznie nie istniał, cały obrośnięty kryształem, czułam nieustanny głód i ból: – Poza jedzeniem... – dodała: – Może... Może byłoby ci łatwiej gdybyś o nim nie myślała... Nie wiem.
– Zabrałabyś mnie do skupiska kryształów? – Dźwignęłam się, opadając na Kometę, to będzie moja ostatnia podróż. Może ta wizja to tylko majaki przed śmiercią, a może coś więcej. Muszę to zrozumieć.
⬅ Poprzedni rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz