poniedziałek, 17 lipca 2023

Epilog

 [Irutt]



Późnym wieczorem Linnir stanęła przed stadem, nie dystansując się od niego wzgórzem, nie używała go jak inni przywódcy do przemawiania, wolała stać pośród innych. Celeste też przyszła, nie na zebranie stada, tylko po zioła na ból dla matki. Położyłam ogon na jej grzbiecie.

– Odpocznij chwilę – szepnęłam.

– Wybiorę następcę pośród was – zaczęła Linnir: – Dziedziczenie nie przynosi tak dobrych rezultatów, jak wybranie kogoś kto jest tego godny. Kogoś inteligentnego, silnego, sprawiedliwego i opiekuńczego. Kto z was chciałby się uczyć? 

Zgłosiło się kilka koni. Celeste wpatrywała się w ziemię, aż w końcu sama podeszła do Linnir. Miała już ponad rok. Nikt jej nie przegonił, ani nic do niej nie powiedział. Będzie jej łatwiej to przetrwać jeśli się zajmie czymkolwiek, nawet jeśli próbowała teraz spełnić życzenie matki.


~*~


Odwiedziłam Pedro, opiekował się Karyme, spędzał czas ze swoimi źrebakami, Keirą i Pasco, a także Azurą, która wciąż unikała swojej matki, jednak uczyła się od Ajiri pomagać innym z ranami i chorobami. Rosita uciekła po śmierci Erin – zabił ją niedźwiedź, pewnie spróbowała z nim powalczyć, zanim ktokolwiek ją znalazł już było po wszystkim. Wczoraj przestaliśmy szukać Rosity, nikt nawet nie wpadł na jakikolwiek ślad, najwyraźniej postarała się by nikt nigdy jej nie odnalazł. Nie wiedziałam nawet czy żyje. 

– Przynajmniej ty jesteś szczęśliwa z Linnir – powiedział Pedro: – Ale co ja narzekam, mam wspaniałe źrebaki. – Popatrzył na całą trójkę z dumą, wygłupiali się ze sobą. 

– Ja też tęsknie za Rositą – przyznałam. Pedro spojrzał na coś za mną, szeroko otwartymi oczami. Obejrzałam się. Hirini, Cierń i parę innych koni wracali, a pośród nich Rosita. Podbiegł do niej, uśmiechnęła się do niego, przytulili się na powitanie.

– Gdzie byłaś tyle czasu?

– Musiałam się z tym pogodzić, zrozumieć kilka rzeczy, przepraszam że tak cię zostawiłam.

– Najważniejsze że wróciłaś, cała i zdrowa. – Zdjął swój naszyjnik, zakładając jej na szyję: – Nie wiesz jak bardzo chciałem ci go dać, byś czuła że nigdy nie jesteś sama.

– To ja cię zostawiłam…

– Koniecznie musisz zobaczyć Keire, tak bardzo wyrosła. – Już poprowadził ją ku trójce młodych koni.

– Irutt… Co z Ivette? – zapytała jak mnie mijali.

– Jeszcze żyje – odpowiedziałam. 


~*~


Pedro i ja poszliśmy za Rositą do lasu, przed samymi odwiedzinami Ivette, nie zamierzałam z nią iść do Ivette, ale chciała mi coś pokazać, ukryła w krzakach pomarańczowy kryształ. W jego środku poruszał się dym.

– Dostałam go od Nefer w drodzę powrotnej, chciała dać go Cosmo, ale… – Popatrzyła na mnie i Pedro.

– Przemiana nie pomoże Ivette – powiedziałam, dotykając jej łopatki ogonem.

– Może warto spróbować? To zwykły koń. 

– Przykro mi, ale naprawdę nic nie możemy zrobić. 

– Próbowanie jej pomóc w żaden sposób jej nie zaszkodzi – dodał Pedro: – Idziemy? 

– Wolałabym pójść do niej sama, może się zezłościć na twój widok.

– A twój nie? Chcę cię wspierać w trudnej chwili, a nie stać gdzieś z boku i czekać. – Przytulił ją do siebie.

– Wracam do Linnir. – Odleciałam. Pomoge jej trochę w szkoleniu ochotników na następców. Mogę ich nieco sprowokować by sprawdzić jak poradzą sobie w stresujących sytuacjach. Łatwiej będzie jej wybrać. 


~*~


[Rosita]


– Straciłabyś skrzydła, ale… – urwałam. Ivette patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem i wcale jej nie przeszkadzało że przyszłam z Pedro i jeszcze Keirą, która rozmawiała teraz z jej córką niedaleko nas. 

– Ivette? – Leżałam naprzeciwko niej, bo nie miała siły zbyt długo stać. 

– Jesteś dobrą siostrą. – Wyciągnęła do mnie skrzydło, opadło jej na ziemię, patrzyła na nie dłuższą chwilę nim wróciła spojrzeniem do mnie, w moich oczach już zgromadziły się łzy: – Ja za każdym razem cię zawodziłam.

– To nic, Iv. 

– Wybaczysz mi?

Łzy już popłynęły mi po policzkach, pokiwałam głową, przytuliłam ją. Pedro oparł na moim grzbiecie głowę, dodając: – Wszyscy ci wybaczymy, bo co mamy zrobić? To byłoby okrutne nie pozwolić komuś odejść w spokoju.

– Nie zasługuje na to. 

– Życie jest zbyt krótkie by się nad tym zastanawiać.

– Pedro, nie mów już o tym – prosiłam, powinien pozwolić jej przestać o tym myśleć, choć na krótką chwilę: – Spróbujemy z pomarańczowym kryształem? – zapytałam siostry, zabierając głowę. 

– Zachowaj go dla Komety.

– Zadziała tylko na kogoś kto nie przeszedł żadnej przemiany spowodowanej pomarańczowym kryształem.

– Dlaczego nie spróbujesz? Mi też nie pomoże, a jednak chcesz spróbować – wrócił jej oskarżycielski ton, położyła uszy.

– Nie ma problemu, możemy użyć go na was obie – wtrącił Pedro, sama o tym nie pomyślałam: – Gdzie ona jest?

– Wróci dość późno, zostaw kryształ, zrobimy to same.


~*~


[Ivette]


Rozbiłyśmy kryształ, nie zamierzałam stracić jeszcze skrzydeł, wstrzymałam oddech, dopóki dym się nie rozrzedził. Kometa wymasowała mi grzbiet pyskiem. 

– Mogę już podejść? – spytała Celeste.

– Tak. – odpowiedziałam: – Opowiesz mi czego nauczyła cię dzisiaj Linnir.

– Dobrze, mamo. 

Zaczęłam jeść, pochłaniając wszystko co obie mi przyniosły. Dostawałam mnóstwo ziół na uspokojenie, otępiały mnie na tyle że traktowałam z obojętnością to że kryształ mnie zabija dzień po dniu. Poczułam się na tyle zmęczona że nie słuchałam na córkę, mimo że chciałam, położyłam się na boku, zasypiając.

– Ivette – spanikowała Kometa. Wcale nie zajmowała się Celeste, żadna z nas, to Celeste zajmowała się mną, wraz z Kometą. Musiałam umierać, by znaleźć się w centrum uwagi. Codziennie ktoś przychodził, a sądziłam że mnie nienawidzą.


~*~


Otoczyły mnie jednorożce.

–  Ocal nas, ocal nas – milion głosów powtarzających po sobie jak echo. Znalazłam się w skupisku kryształów, kare pegaziątko układało każdy ich rodzaj w krąg, pośrodku jaskini, na ziemi leżały dwa czerwone pióra, obejrzało się na mnie, wyglądało jak… Ja.  

– Ivette.

Poczułam skrzydło Komety na grzbiecie, otworzyłam oczy, skrzydłem zasłaniając zielony kryształ na mojej szyi. Nie po to Celeste go dla mnie znalazła by teraz mi go odebrano. 

– Umieram, co za różnica czy zabije mnie wizyta tam czy niebieski kryształ tutaj?

– Nie możesz o tym teraz myśleć, lepiej… Miałabyś na coś ochotę? – zapytała, z łzami w oczach, dokładnie wiedząc że mój żołądek już praktycznie nie istniał, cały obrośnięty kryształem, czułam nieustanny głód i ból: – Poza jedzeniem... – dodała: – Może... Może byłoby ci łatwiej gdybyś o nim nie myślała... Nie wiem.

– Zabrałabyś mnie do skupiska kryształów? – Dźwignęłam się, opadając na Komete, to będzie moja ostatnia podróż. Muszę to zrozumieć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz