Obudziłem się bez rodziców i siostry. Nie świeciło już słońce, a z nieba spadała biel. Za mną jak gdyby nic spało stado. Znalazłem odciski kopyt na śniegu i poszedłem za nimi, aż natknąłem się na siostrę, stojącą przy skałach, i stłumione głosy mamy i taty niedaleko.
– Co...?
Siostra objęła mój bok łbem i przyciągnęła mnie do siebie.
– Siedź cicho – szepnęła. Skały zasłaniały rodziców, byłem pewien że są za nimi.
– A jeśli nie przejdą testu kryształu? – zapytała blisko nas mama: – Mamy pozwolić im umrzeć?
– Co to test kryształu? – szepnąłem.
– Cii... – mruknęła siostra.
– Nawet tak nie mów – powiedział tata nieco dalej: – Nasze źrebaki nie są przeklęte. Ich moc już dawno by się ujawniła.
Spojrzałem porozumiewawczo na siostrę, uśmiechając się. Pokręciła głową, z poważną miną.
– A jeśli kryształ nie działa jak powinien?
– Nie możemy teraz z nimi uciec, od razu pomyślą że coś z nimi nie tak. Musimy zaufać Sopranowi – głos taty stał się wyraźniejszy, wychylił się zza skał. Gdyby się obejrzał na pewno by nas zobaczył. Siostra pociągnęła mnie za grzywę, prowadząc z powrotem do stada.
– To nie zabawa, Mago, musimy coś z tym zrobić. – Położyła się na swoim miejscu, ja też, opierając o nią głowę.
– Będzie dobrze, na pewno coś wymyślisz. – Ziewnąłem, zamykając oczy. To nie możliwe by miało być źle. Przy naszym szczęściu? To niemożliwe.
– Czy ten test jest trudny? – zapytałem, na chwilę jeszcze otwierając oczy, siostra już spała.
~*~
Kiedy wylegiwałem się z siostrą, a chmury leniwie przesuwały się po niebie, rodzice nas zawołali. Stali na uboczu stada i spoglądali na siebie, w milczeniu, choć już dawno zatrzymaliśmy się naprzeciwko nich. W cieniu ośnieżonych drzew.
– Mamo, tato… – Podskoczyłem.
– Sopran was wzywa. – Tata spojrzał na nas, cofając uszy, a mama patrzyła na niego.
Nogi mi zmiękły. A jeśli wiedzą?
– Chciałeś powiedzieć przywódca, tato – wtrąciła siostra.
– Tak… – powiedział nieobecnym głosem tata.
– Musimy iść? – spytałem, cofając się za siostrę: – Zrobiliśmy coś złego?
– Nic nie zrobiliście, synku, każde źrebię musi przez to przejść. – Mama pochyliła nad nami głowę, popatrzyła najpierw mi, a potem siostrze w oczy, jej czarna grzywa zasłoniła całe stado i nawet góry: – Na początku będzie strasznie, ale potem wszystko zrozumiecie. – Zetknęła swój policzek po kolei z naszymi, zaczynając ode mnie. Uśmiechnęła się delikatnie unosząc głowę, choć jak tata cofnęła uszy, a jej oczy straciły swój blask.
– Sopran czeka na was w jaskini, przy przechylonym lesie – dodał tata, obejmując szyję mamy, dotknął chrapami jej policzek.
– Przywódca, tato – podkreśliła siostra: – Gdyby ktoś cię usłyszał, wstydziłbyś się. – Ruszyła w kierunku jaskini. W ogóle się nie stresowała?
Pobiegłem za nią.
– Pamiętajcie że was kochamy! – zawołała mama.
– My was, też! – wykrzyknąłem.
~*~
Przy jaskini czekał Sopran, nasz przyjaciel – Ned i… Jednorożec. Z jego czoła wyrastał róg, na szyi wisiał żółty, zaokrąglony u góry kryształ, gęste szczotki pęcinowe zasłaniały częściowo racice, a długi ogon, niczym najdłuższy wąż jakiego widziałem, dusił mały, kanciasty, czerwony kryształ, z takim samym naszyjnikiem z liany.
– Jednorożec… – Zatrzymałem się, przełykając z trudem ślinę. Odwróciłem się szybko, ale siostra odcięła mi drogę ucieczki. Z obojętną miną, objęła mnie łbem.
– Zachowuj się naturalnie – powiedziała mi na ucho.
– Ale mówiłaś że zabił…
– Użyjesz swojej mocy, nawet się nie zorientują.
– Jak to użyje? Mieliśmy ją ukrywać!
– Mago, spójrz na mnie. – Odsunęła się. Popatrzyłem na nią, jej spokojny wyraz pyska, zupełnie jakby nie działo się nic wielkiego, trochę pomógł. Serce już nie biło mi tak szybko.
– Możesz to zrobić – dodała: – Użyj mocy, na nich obu naraz, pokaż to co chcą zobaczyć.
~*~
Weszliśmy do jaskini, zaprowadzili nas pod samą ścianę, mnie Neda i siostrę. Ned pierwszy podszedł do jednorożca, który założył mu na szyję czerwony kryształ ogonem, a przywódca szarpiąc z całej siły lianę zębami, próbował go zdjąć, ale kryształ przywarł do przyjaciela jak najgorszy rzep.
Jednorożec przebił szyję Neda. Choć każdy mięsień mojego ciała krzyczał uciekaj, nie mogłem ani drgnąć.
Trząsłem się, kiedy krew wytrysnęła z szyi przyjaciela, po wyciągnięciu rogu, trząsłem się gdy ochlapała ściany, trząsłem się gdy upadał, trząsłem się teraz gdy ciągle wypływała z dziury w szyi i z chrap, zbierając się na skalnym podłożu jak woda w trakcie deszczu. Ned patrzył na mnie nieruchomym okiem, czym więcej traciłem łez tym zamazywał się bardziej.
Sopran podszedł do mnie z boku. Obejrzałem się na siostrę, przeszywała wzrokiem jednorożca. Nie ugięła przed nim uszu, ani nie spuściła głowy. Też chciałbym być tak dzielny.
– Nienawidzę tego robić. – Jednorożec ściągnął ogonem zakrwawiony, czerwony kryształ z szyi przyjaciela i uniósł go na wysokość mojego wzroku.
Chwyciłem jego ogon w pysk, gdy już miał założyć mi kryształ, a o przywódcę uderzyłem swoim bokiem. Po ich dotknięciu uwięziłem ich w wizji, w której ja i siostra przechodzimy pomyślnie test kryształu – jednorożec, założył nam go, a przywódca bez problemu ściągnął.
Gdy przerwałem wizje znalazłem się w ciemnym miejscu. A potem wróciłem do jaskini, sapałem z wysiłku obok siostry, z głową przy przednich, drżących nogach.
– Już po wszystkim. – Sopran skinął głową jednorożcowi i popatrzył na nas z troską.
– Wasz kolega miał złe moce. – Jednorożec otoczył nas ogonem, wciąż wisiał na nim czerwony kryształ, przywarłem do siostry, ale nie mogłem uciec od jego dotyku: – Wkrótce przez nie wszyscy by zginęli, musieliśmy go zabić.
– Lepsza strata jednego życia, niż strata wielu żyć, prawda? – dodał łagodnie Sopran.
Siostra przytaknęła, w przeciwieństwie do mnie w ogóle nie drżała i oddychała spokojnie.
– Mam nadzieje że rozumiecie. – Jednorożec zabrał swój ogon i kryształ.
– Odprowadzę was do rodziców, wytłumaczą wam całą resztę. – Przywódca odsunął się w bok, robiąc nam przejście. Żadne z nas się nie ruszyło. Spojrzałem na spokojny pysk siostry. Już po wszystkim, prawda?
– No już, wychodzimy. – Ponaglił nas Sopran. Nie wierzyłem że dam radę wykonać choćby krok, prawie nie czułem nóg. Siostra wypchnęła mnie z jaskini. Jednorożec wyszedł za nami, odskoczyłem od niego.
– Dziękuje za przybycie. – Sopran odprowadził go aż do drzew, rosnących ukośnie na zboczu.
– Oby następnej wiosny nie urodził się żaden przeklęty.
Pobiegliśmy do rodziców, jak tylko ogon jednorożca zniknął za drzewami, wraz z zakrwawionym kryształem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz