poniedziałek, 8 maja 2023

Otchłań cz.2

 [Rosita]


Wilgoć osiadła na mojej sierści, przyprawiając o dreszcze. Słyszałam dudnienie własnego serca, gdy rozglądałam się po przytłaczającej ciemności, próbując nie panikować. Czy tak się właśnie czuła Karyme, w jakiejkolwiek zamkniętej przestrzeni? Nie mogłam porządnie złapać oddechu, miałam wrażenie że powietrze się kończy. Strażnicy zasunęli dokładnie głaz, by nie wpadł tu nawet promyk światła. A co jeśli nie dostawało się również powietrze? Ile już minęło czasu? 

Nagle usłyszałam kroki strażnika, zaczął odsuwać głaz, do środka powoli dostawało się łagodne światło księżyca. Stałam na środku jaskini, nie zmieniłam pozycji odkąd mnie tu zamknęli. 

– Ile minęło czasu? – spytałam.

– Kilka godzin – odpowiedział Atlas.

Spojrzałam z utęsknieniem w dal, na wyżyny, które kryły się za strażnikiem.

– Możesz już wyjść. – Odsunął się na bok.

– Już? Chciała bym siedziała tu cały tydzień… – Kiedyś próbowałabym wybiec jak tylko odsunął by głaz. Myślałam że to potrwa wieki zanim stąd wyjdę, wciąż nie ruszyłam się z miejsca.

– Nas więziła trzy dni i to za nic. Trzy dni bez kropli wody czy źdźbełka trawy, masz szczęście. 

– Nic z tego nie rozumiem… 

Atlas odszedł, kołysząc zamaszyście ogonem. Wyszłam na zewnątrz, mając wrażenie jakbym coś straciła. Mimo wszystko tam w środku nie musiałam mierzyć się z problemami, które czekały na zewnątrz. Co gdybym uciekła i nigdy już tu nie wróciła? Nie… Nie mogę tego zrobić. To niczego nie rozwiąże. 

– Nic ci nie jest? – spytała ostro Ivette. Niemal podskoczyłam, wyłoniła się tak nagle z mroku: – Odpowiedz.

– Nie… 

– Więc wracaj do stada, posiedzisz chwilę z Kometą. 

– To z jej powodu mnie wypuściłaś? 

– Tylko jej nie denerwuj – wycedziła, wyglądała na wyczerpaną, nawet jej skrzydła wisiały lekko rozłożone. 

Milczałyśmy całą drogę. A zanim doszłyśmy na równinę już wschodziło słońce, Ivette odeszła w swoją stronę. Dalej poszłam sama, prosto nad jezioro. 


[Ivette]


Wylądowałam gwałtownie, zmuszona wykonać kilka szybkich kroków, by nie stracić równowagi. Wreszcie znalazłam się z dala od kogokolwiek. 

 Zarżałam wściekle ku rozjaśniającemu się niebu, widok zamgliły mi łzy, wydałam z siebie kolejne krzyki, coraz to żałośniejsze i głośniejsze. Rozdarłam skrzydłem ziemię przed sobą, zacisnęłam zęby, zamykając oczy, przed kolejnym ciosem wymierzonym w to samo miejsce. Nim się zamachnęłam, jak echo rozległo się zawodzenie Komety, identyczne do tego którego nasłuchałam się gdy więziła nas Meike. Rozłożyłam już skrzydła do lotu, by po chwili sobie uświadomić że słyszałam to wyłącznie we własnej głowie. Ta wiedźma tego pożałuje! 

Zerwałam z siebie kryształy, wbijając je w błoto kopytem, chyba tylko dlatego się nie połamały, opadłam na nie, nie dając rady dłużej powstrzymać się od płaczu. Mięśnie mi dygotały. Otoczyłam się skrzydłami, otulając nimi ciasno, wstrzymywałam jeszcze chwilami płacz, pokasłując, czułam przed nim ogromny lęk… Przez tą sukę.

Poranne promienie słońca padły na moje skrzydła, leżałam na boku, obok kryształów, nie mając siły wrócić do Komety, okryć ją skrzydłem i znów poleżeć przy niej. Nie, kiedy z każdą chwilą było z nią już tylko gorzej. Oby Meike za to zgniła, oby w jej rany, które jej zadałam wdało się zakażenie. Niech kona w męczarni, a jak nie to sama ją wykończe, pewnego dnia ją wykończe!


[Rosita]


– Tylko ty możesz do niej dotrzeć – powiedziałam, patrząc w oczy Komecie siedzącej przede mną. Czułam się podle prosząc ją o cokolwiek, z każdym dniem jej stan mógł się tylko pogarszać… Powinnam rozmawiać z nią o pozytywnych rzeczach.

– Może? Nie jestem pewna i z Karyme da się to cofnąć? Bo z mamą… Wszyscy mówią że nie.

– Nie wiem. Nie o to chodzi… – To ja źle wytłumaczyłam? Czy jest taka rozkojarzona? Nawet nie mogłam poczuć jak bardzo się tym wszystkim przejmuje.

– Rosita, traktuj mnie normalnie, tak lepiej się czuję… – Przerwała ciszę Kometa: – Co zrobiła? – Nachyliła się do mnie, z stłumionym stęknięciem. 

– Nie może znów kogoś zniewolić, nie wiem czy kiedykolwiek da się to cofnąć. Wszyscy się jej boją, musisz zabrać jej kryształy.

– Ale! Kto miałby je nosić? Ty? Ja nie chcę. I mam ją zdradzić? Nie mogę, ufa mi, a ja próbuje zaufać jej… – Cofnęła uszy niemal je kładąc, na jej pysku pojawiło się niezadowolenie. Chciałabym choć na moment poczuć co naprawdę czuła.

– Boję się że posunie się do najgorszego… 

– Nie zrobi tego. Zrozum, Ivette przeżywa trudne chwile, nie wiem ile… – urwała nagle, otrzepała się, nie podejmując już tematu.

– Ty też, to jej nie usprawiedliwia.

Dzisel postawiła obok nas skorupę z ziołami i trawą, skłoniła głowę przed Kometą, cofając się kawałek zanim zawróciła i odeszła, siostra patrzyła za nią zmieszana. Położyłam się. Kometa ściągnęła żółty kryształ z szyi skrzydłem, natychmiast zniknęło wraz z drugim.

– Jest strasznie cicha i… Choć lepiej panuje nad skrzydłami to nie latałyśmy jeszcze i za każdym razem mówi o czymś innym, albo w ogóle nic, jak o tym wspominam. Nie wiem czy mnie posłucha i odpuści innym… – Trąciła pyskiem kryształ, turlając go w tę i z powrotem. Przerwała nagle kładąc się z grymasem bólu na pysku, urwał jej się oddech.

– Zawołam Ajiri. – Wstałam. 

– Nie! – krzyknęła gwałtownie: – Dała mi już mnóstwo… – Wzięła z trudem głębszy oddech: – Ziół na ból i każde inne… Beerh trochę też pomógł. Wytrzymam, już nawet się przyzwyczajam... Opowiesz mi o jakimś miejscu, które odwiedziłaś?

Przytaknęłam, przecierając łzy o przednią nogę i odwzajemniając uśmiech siostry, nie był wymuszony tak jak mój. 


[Ivette]


Ennia zawijała kolejny opatrunek na moim skrzydle, pozostałe przesiąkły krwią. Przecież muszę się opanować. Spróbowałam przez chwilę głębiej pooddychać. Zapomnieć o Komecie. Każdy wdech mi się urywał, zaciskałam zęby, z całej siły, specjalnie by zabolało. Przecież mam władzę, nie o tym od zawsze marzyłam...? 

Jak mam żyć bez niej?! 

– Zostaw mnie! – wrzasnęłam, odpychając od siebie Ennie. Wróciła pod wzgórze by stać tam z innymi niczym posągi.

Nie zapanowałam dłużej nad coraz szybszym oddechem, ani łzami, spływającymi z moich szeroko otwartych oczu. Stracę ją. To koniec. Zostanę zupełnie sama…  Nie, nie, nie! Muszę ją uratować, muszę, choćbym miała poświęcić całe stado. 

 Tylko jak mam ją uratować?!

– Musi stać się na powrót mrocznym koniem – odezwała się Sheila, podczas gdy inni poddani mojej woli odpowiadali mechanicznie "nie wiem": – Dzięki ich zdolności do regeneracji jej kręgosłup ma szansę się zrosnąć, a dzięki ich wytrzymałości przetrwa do momentu w którym się to stanie.

Spojrzałam na Sheile, nie od razu rozumiejąc jej słowa.

– Jak...?

– Musi zjeść mięso pochodzące od konia.

– Czy przypadkiem nie pozbyłaś się tego dymu, który ją przemienił? – Zmrużyłam oczy, przez chwilę mając wrażenie że kryształ jej wcale nie kontroluje.

– Nie, tylko uśpiłam jego działanie.

– Nie da się go pozbyć?

– Nie, na zawsze zostaje w ciele.

– Znajdź jakieś świeże zwłoki i przygotuj je by nie przypominały konia, tak jak robiła to Heather. – Powinna wiedzieć jak, skoro ma dostęp do moich myśli, a właśnie przypomniałam sobie Heather odcinającą kończyny od martwego ciała źrebaka: – I przyleć z nim do mnie i Komety.

Sheila wzbiła się w powietrze, a ja nie czekając poleciałam nad jezioro.


~*~


Odwołałam strażników, jeszcze zanim wylądowałam, zostając z Kometą zupełnie sama. Kręciła się z boku na bok, sapiąc z wysiłku. 

– Kometa... – Zaczęłam ją budzić, trącając w policzek. Poczułam intensywny zapach potu. 

Usiadła, oddychając ciężko, przymykając oczy i zaciskając zęby.

– Wiem jak ci pomóc, wytrzymaj jeszcze trochę. – Wtuliłam pod jej grzywę głowę, była cała mokra. Otuliłam ją skrzydłami. 

– To… To tylko tak… – wymamrotała.

– Znów będziesz mogła chodzić. – Przywarłam na chwilę czołem do jej czoła, uszy kierując do przodu, ale nie napotykając przy tym jej uszu.

Położyła się, patrząc mi w oczy, mrugała, co chwilę przysypiając.

– Kometa… – Serce mi przyspieszyło. Mam teraz jeszcze nie zdążyć jej uratować?! Pospieszyłam w myślach Sheile. Przez chwilę widziałam jej oczami, przelatywała nad obcą doliną, nad obcym, pasącym się stadem, wypatrując martwych koni. Zabij kogoś, tak by nikt nie zauważył, kazałam jej w myślach.

– Muszę tylko… Odpocząć – mruknęła Kometa, głowa jej opadała, wsunęłam skrzydło pod jej pysk, oparła się o nie policzkiem, delikatnie się do mnie uśmiechając.

– Sheila nie pozbyła się całkiem dymu z pomarańczowego kryształu, z twojego ciała, wystarczy że zjesz mięso, a znów się przemienisz, dzięki temu twój kręgosłup się zrośnie, mroczne konie potrafią się regenerować.

– Nie… – Zabrała głowę.

– To odwracalne.

– Nie! – krzyknęła, znów siadając: – Nie mogę... – Skrzywiła się: – Wtedy to się stało, a teraz… Miałabym sama? Nie chcę. Już źle się czuję z tymi co… Zjadłam… To zawsze będzie mnie dręczyć. A teraz ma jeszcze bardziej? Nie wyobrażam sobie. Co miałabym… Co mam powiedzieć gdybym spotkała ich, albo ich bliskich? – Spojrzała mi prosto w oczy. 

Naprawdę tym się przejmuje?!

– Oni i tak byli martwi – niemal krzyknęłam: – Co za różnica czy zjadłaś ich ty czy inny mroczny koń czy drapieżnik? Zresztą to tylko na chwilę, potem to odwrócimy. 

– To złe… 

– Wolisz żebym patrzyła jak umierasz?! – wrzasnęłam. 

– Nie… – Zbliżyła głowę do mojego policzka. 

Odsunęłam się gwałtownie, zabrałam skrzydła, którymi cały czas ją otulałam.

– Ivette, zaczekaj… – Wyciągnęła do mnie głowę: – Na jak długą chwilę...? To będzie?

– Nie wiem, parę tygodni, miesięcy? Aż zrośnie się kręgosłup, to nasza jedyna szansa. 

Nasze spojrzenia się spotkały, jej oczy zdradzały wyczerpanie, a także ból, ale zdawały się też cieszyć na mój widok.

– A w zamian uwolnisz wszystkich od tych kryształów? 

– Gdybym mogła to bym to zrobiła, zostawiłabym tylko Sheile… – zawahałam się przez chwilę, Irutt mogłaby coś zrobić z kryształami, w końcu jednorożce najlepiej się na nich znają, coś by wymyśliła, a przybłęda by ją pilnowała, skoro tak bardzo chciała ją ratować to niech teraz jest za nią odpowiedzialna: – Właściwie będę mogła czegoś spróbować, ale nie mogę obiecać że się uda.

– A jak już Sheila by pozbyła się tego potwora ze mnie to…?

– Jej nie uwolnie, byłabym zupełnie bezbronna, wszyscy by się zbuntowali. Poza tym nadal mogą, niech choćby znajdą jeden niebieski kryształ… Sama nosiłam niebieski kryształ na szyi, obok zielonych, już chyba tylko jako ozdobę, bo chronił mnie ten, który połknęłam, gdy jeszcze ta wiedźma, Meike więziła mnie i Kometę.

– I nie użyjesz ich więcej na nikim… Tych zielonych kryształów.

– Obiecuję.

Sheila przyleciała ze zwłokami, podsunęłam je Komecie. Wpatrywała się we mnie niepewnie, oparłam na jej grzbiecie skrzydło, zbliżając głowę, dotknęłam pyskiem jej grzbietu nosa.

– Pobędziesz mrocznym koniem przez najwyżej parę miesięcy, albo krócej… – obiecałam.

Wgryzła się w mięso z zaciśniętymi oczami i grymasem zbliżającego się płaczu, tym razem miała problem się przez nie przebić. Szarpała i wbijała coraz mocniej zęby. Puściła krew. Przełknęła z trudem oderwany kawałek, łzy wypłynęły z jej oczu. 

– Tyle wystarczy. – Zbliżyłam pysk by zlizać krew z jej warg i chrap. Machnęła łbem, położyła się na boku, zasłaniając się przednią nogą, zapłakała.

– Nie było innego sposobu. – Ułożyłam się obok. Przykryłam ją skrzydłem. Przywarła do mnie, czułam jej krople łez spływające po mojej sierści i jak płacz wstrząsa jej ciałem. Zachowywała się jakby znała tego konia, którego skosztowała

– Później w końcu nauczę cię latać, zapomnisz o tym. – Kazałam w myślach Sheli przynieść mi pomarańczowy kryształ. Żółty, który podarowałam Komecie leżał obok nas. 

– Kocham cię – szepnęłam, wtulając głowę w jej grzywę. Zerknęła na mnie przelotnie. Jej sierść powoli zmieniała się z kasztanowej na czarną.


[Rosita]


Sheila przez cały czas patrzyła sztucznym spojrzeniem w przestrzeń i poruszała się jak w hipnozie. Przyprowadziła do mnie Irutt, opierającą się o nią całym ciałem z opaską zasłaniającą wciąż jej oczy i ogonem przywiązanym do boku. Podniosłam głowę. Sheila pomogła się jej jeszcze położyć obok mnie, po czym odleciała w ten sam pozbawiony osobowości sposób.

– Spróbujemy skontaktować się z kontrolowanymi – powiedziała Irutt, starając się odszukać mnie łbem, uchyliłam się przed jej, czerwono-białym, zaczynając od ostrego czubka, rogiem. Zdjęłam jej materiał z oczu, przegryzając go. Zamrugała, kiedy blask zachodzącego słońca zaatakował jej źrenice.

– Ivette chcę byś mnie pilnowała, a ode mnie oczekuje że zniszczę kryształy. – Zajęła się lianą krępującą jej ogon, wbijając w nią zęby. 

Jak Komecie udało się do tego namówić Ivette? Przecież ryzykuje wszystko uwalniając Irutt i kontrolowanych.

– To dziwne, nawet na nią… Coś jest nie tak. – Użyłam mocy, sprawiając że liana sama się rozplątała i spadła na ziemię.

Irutt wyprostowała dłuższy od niej samej ogon, poruszając nim gwałtownie na boki, w końcu położyła go na ziemi zakręcając końcówkę, porośniętą beżowymi włosami: – Nie myśl że coś ryzykuje, jestem zbyt osłabiona by w cokolwiek się zmienić i ona doskonale o tym wie. 

– Skąd może to wiedzieć, nawet ja nie wiem. – Nie czułam jej emocji, emocji kogokolwiek, zupełnie jakbym straciła jeden ze zmysłów.

– Teraz nie ma czasu by się nad tym zastanawiać, musisz pomóc mi tam dojść. –  Irutt musnęła rogiem mój kłąb, natychmiast się wzdrygnęła, przeszły mi ciarki po grzbiecie, gdy przypomniałam sobie jak wiele razy ociekał krwią i w jak bardzo złym jest stanie. Dostrzegłam w jej przymkniętych z bólu oczach łzy: – Zbyt długo już zwlekamy, dlaczego wciąż tu leżysz?

– Nie wiem co robić… Nie wiem czy naprawdę chcesz się tylko z nimi skontaktować czy się poświęcić…

– Poświęcenie nic by nie dało, ruszajmy, póki się jeszcze nie rozmyśliła. – Oparła głowę o mój grzbiet, wstałam powoli, pomagając jej dźwignąć się na nogi, podtrzymała się dodatkowo ogonem, obejmując mnie nim wokół tułowia.


~*~


Księżyc już wschodził, zanim dotarłam z Irutt na miejsce. Jego połowa oświetliła nam drogę, odbijając się na naszej siwej sierści srebrzystym blaskiem. Nie natknęłyśmy się na ani jednego strażnika, ani nawet kogoś ze stada. Wszyscy, zniewoleni przez zielone kryształy stali w rzędzie w cieniu wzgórza, jedynie Beerh z jakiegoś powodu leżał, brakowało tylko Sheili.

– Co mu zrobiła? – Irutt zakręciła końcówkę ogona, trzymając go sztywno, położyła uszy, patrząc na Beerha najpierw z gniewem, potem już tylko z przejęciem.

Pewnie Ivette próbowała pomóc za wszelką cenę Komecie… I wykorzystała całą jego magię.

Pomogłam podejść do Beerha Irutt, zwiesiła nad nim głowę: – Jak przez nią umrzesz, to Kometa skończy tak samo. Przysięgam.

– Nie możesz tego zrobić – prosiłam.

Spojrzała na mnie, z nieodgadnionym wyrazem pyska.

– Obiecałaś że nie skrzywdzisz nikogo ze mną spokrewnionego, Kometa i ja mamy wspólnego ojca – przypomniałam. Dostrzegłam w jej jasnobrązowych oczach coś w rodzaju zrozumienia.

– Są jeszcze inne sposoby by się zemścić.

– Irutt, Ivette jeszcze nic nie zrobiła.

– Nie powiedziałabym że nic nie zrobiła. Bez oporów ich wykorzystuje. 

– Jest zdesperowana… – Na pewno. Musi być.

– Naprawdę bronisz ją po tym co zrobiła z Karyme? I pewnie nadal uważasz ją za siostrę?

– Tak… Czy to dziwne? Wychowywałyśmy się razem.

– Powinna zasłużyć, abyś nadal uznawała ją za rodzinę.

– Zawsze będziemy rodziną. Nie ważne co zrobi.

– Kiedy stoisz po stronie wszystkich to tak naprawdę nie stoisz po stronie nikogo. Każdy nawet ja może to wykorzystać. – Ścisnęła mnie nagle mocno ogonem za tylną nogę, nie na tyle by sprawić mi ból, bardziej zaskoczyć: – Zacznijmy od Chaos.

Podtrzymałam Irutt głowę kiedy dotknęła uszkodzonym rogiem kryształu tkwiącego w klatce piersiowej mamy. 


[Irutt]


Zamknęłam oczy, by lepiej się skupić. Osobiście zaczęłabym od kogoś innego. Chaos choć okazała się niewinna, to i tak przez jej naiwność znalazłyśmy się w tym, a nie innym miejscu w czasie. Śmierć Meike zmieniłaby chociaż połowę historii. Nigdy nie straciłabym czasu na zemste na Chaos. A zielone kryształy nie zostałby wykorzystane.

"To ja, Irutt, Rosita chciałaby się z tobą porozumieć…", zaczęłam.

"Kim jesteście? Nami?", odpowiedział głos z wewnątrz kryształu.

– Nie pamięta nas – zwróciłam się do Rosity, kierując znów myśli bezpośrednio do kryształu: "Nie. Jestem z zewnątrz, zostałaś uwięziona w krysztale. Spróbuj sobie przypomnieć."

"Mamy wspomnienia? Jak je odzyskać? Czy to możliwe? Kim jesteście?"

"Rosita to twoja córka, wiesz kim jesteś?"

"Istniejemy? Kim jesteśmy? Jak się stąd wydostać? Czy to możliwe? Nie chcemy tu być."

Poczułam nagły ból głowy, zacisnęłam oczy i mocniej zwinęłam ogon, oderwałam odrobinę róg. Kryształ zareagował sam z siebie i na powrót go przyciągnął.

"Nie zostawiaj nas. Jak się wydostać? Nie odchodź. Boję się. Nie zostawiaj nas samych. Pomóż. Nie chcę niczego nie czuć. Zostań!"

Krzyknęłam, chciało mi rozerwać czaszkę. Rosita oderwała mnie od kryształu.

– Co się stało? Co z nią? – spytała, pochylając nade mną głowę.

Leżałam już na ziemi, na boku, jakbym straciła na moment przytomność: – Mówiła w liczbie mnogiej… – podjęłam cichym głosem, gdyby znów miało zaboleć: – Nie wiem nawet czy to ona… Nic z tego nie rozumiem. Nie pozwoliła mi przerwać.

– Widziałam jak kryształ zaczął się świecić...

– Chyba próbował wchłonąć moją magie… Muszę spróbować porozmawiać z Flavią.

– A jak to się powtórzy?

– Właśnie to musimy sprawdzić. Chodź… – Otworzyłam oczy, próbując sama wstać, ostatecznie mi pomogła. Przyłożyłam róg do kryształu z duszą Flavi.

"Flav…? Jesteś tam?", tak jak w przypadku Chaos zamknęłam oczy.

"Flav? Jesteś tam?" dostałam odpowiedź.

"To ja, Irutt, pamiętasz mnie? Wiesz kim jesteś?"

"To ja, Irutt, pamiętasz mnie? Wiesz kim jesteś? Flav? Jesteś tam? To ja Irutt, pamiętasz mnie? Wiesz kim jesteś? Flav? Jesteś tam?"

"Przestań!"

"Przestań!"

"Musisz powtarzać? Przez kryształ? Tak czy nie?"

"Musisz powtarzać? Przez kryształ? Tak czy nie? Przestań! Flav? Jesteś tam? To ja Irutt, pamiętasz mnie? Wiesz kim jesteś?"

– To na nic… – Zabrałam róg, Rosita troiła się przed oczami, a wzgórze, przed nami, co chwilę traciło na ostrości.

– Co z nią?

– Powtarza jak echo moje słowa i nie ma w tym żadnego sensu. Muszę spróbować z Ennią.

– Powinnaś odpocząć…

– Muszę spróbować. Tobie też przecież na tym zależy.

Pomogła mi dojść do Enni już bez słowa, po dotknięciu rogiem kryształu usłyszałam wiele różnych radosnych głosów, jakby wspomnienie, Ennia rozmawiała z innymi jednorożcami, prosili ją o jeszcze jedną piosenkę, Beerh także, wymieniając swoje ulubione tytuły. Słyszał...

– Irutt…? – szturchnęła mnie Rosita.

– Myślałam że to wspomnienie, ale utknęła w swoim marzeniu… – Popatrzyłam na nią, błękitne oczy przyglądały mi się ze zmartwieniem.

– Co to znaczy?

– Że wszystko jest takie jakie sobie wymarzyła. Spróbujmy z kimś innym. Beerhem.

Leżał z przekrwionymi oczami utkwionymi w nicości, z duszą uwięzioną w krysztale, jak wszyscy tutaj. Żyłki biegnące od jego rogu, do oczu oznaczały tylko jedno. Wyczerpanie całej magii. 

– Mógł zginąć – stwierdziłam, nim dotknęłam rogiem jego kryształu. Nie odpowiadał, jakby go tam wcale nie było. Jest z Ennią? Nie mógłby opuścić kryształu… Ale połączyć się z nią telepatycznie już tak, to wyjaśniałoby dlaczego słyszał, do wyobrażeń nie potrzebowałby działającego słuchu.

– I co?

– Przepadł. 

– Ale…

– Akurat to nie jest zasługą twojej siostry – podkreśliłam ostatnie słowo, dodając: – Została jeszcze Karyme… Jest tam od niedawna, może coś z tego będzie.

– Mam nadzieje... – szepnęła Rosita, cofając uszy.

Podeszłyśmy. Dotknęłam kryształu w klatce piersiowej Karyme. Natrafiłam na jej krzyk, jęknęłam z bólu, odsunęłam się gwałtownie, upadając na własny bok, czułam jak drętwieją mi mięśnie nóg. 

– Co się stało? – Rosita znalazła się nade mną, patrząc na mnie z łzami w błękitnych oczach.

– Krzyczy… – Podparłam się o nią, wstając ciężko i mozolnie: – Spróbuje jeszcze raz.

– Cze...

"Karyme!" krzyknęłam wewnętrznym głosem, tuż po przyłożeniu rogu do jej kryształu.

"Wypuść mnie, ja już nie będę, proszę, proszę…Już nie będę..."

"Wiesz kim jestem?"

"Proszę… Nie mogę oddychać, duszę się, wypuść mnie, błagam.."

– Błaga by ją wypuścić, co mam jej odpowiedzieć? – zapytałam Rosity, słabym głosem, nie mając już siły się nad tym zastanawiać, ona zna ją lepiej. Zauważyłam, pewnie nie tylko ja, że oddycham zbyt płytko.

– Nie wiem… – odpowiedziała płaczliwie Rosita.

"Pamiętasz Rosite?" – Muszę się pospieszyć.

"Ona przyjdzie mnie uwolnić. Przyjdzie?"

"Jest tutaj, obok mnie."

"Nie rób jej krzywdy, proszę.  Nie rób jej krzywdy…"

"Nie zrobię, wiesz kim jestem?"

"Tak… Tak, nie rób jej krzywdy…"

"Na pewno? Wymień…" – Huknęło mi niespodziewanie w czaszce, promieniując bólem na cały róg, jęknęłam, porysowałam kryształ rogiem, kiedy opadła mi głowa.

– Już wystarczy… – Podtrzymała mnie Rosita, w jej tonie nie było żadnej stanowczości, zdradzał jedynie jej niepewność i lęk.

– Nie… Jeszcze nie.

– A jak to cię zabije?

Dobrze wiem że mimo to też chce spróbować. 

– Szybciej zemdleje. To zwykła telepatia. – Podniosłam głowę, wycelowując ledwo rogiem w kryształ.

"Nie jestem potworem… Nie jestem…" powtarzała Karyme: "Nie rób jej krzywdy… Jesteś tam?"

"Tak… Jak się nazywam?"

"Leila... Dlaczego pytasz?"

"Jestem Irutt, nie Leila…"

"Irutt? Wybacz mi… Ja chciałam mieć rodzinę…"

"Jesteś w krysztale, spróbuj się jakoś z niego wydostać…"

"Nie potrafię, próbowałam… Pomóż mi..."

Zamilkłam, czyli to wszystko było na nic…

– Udało się z nią porozumieć – oznajmiłam Rosicie niemal szeptem, kładąc się na ziemi: – Ale nie wiem co dalej, myślałam że jakoś przekonam ich do walki, ale ani oni, ani ja nie wiemy jak uwolnić się od kryształu.

– A jakby zniszczyć je inaczej niż rogiem? Może mocą? Co właściwie sprawia że pękają?

– Energia, biorąca się z magii, przepływająca przez róg, gdyby był cały nic by jej nie zakłócało, mogłabym ją uwolnić bez obawy że nie zdążę zniszczyć kryształu.

– Nasza moc też jest energią, czułam ją wielokrotnie u innych zaklętych.


[Ivette]


Sheila dostarczyła pomarańczowy kryształ. Kometa zdążyła już zasnąć w objęciach moich skrzydeł. Teraz nie będę jej budziła. Nikt nie ma prawa tu przychodzić bez mojej zgody, więc nie zobaczą jej w postaci mrocznego konia.

“Są tu” usłyszałam w głowie suchy głos Rocio. 

Co zrobiły?

Nagle napłynęły do mnie wspomnienia ich przybycia, jakbym była ich świadkiem, oburzenia się Irutt o Beerha i jej krótka wymiana zdań z Rositą i ich łażenie od kontrolowanego do kontrolowanego...


[Rosita]


Rośliny nie chciały się przebić przez kryształ w klatce piersiowej Karyme, choć włożyłam w to wszystkie siły.

– Może go zniszczyć tylko czysta energia magii, w twoim przypadku mocy. Musisz ją uwolnić.

– Jak? – Odwróciłam głowę do Irutt. 

Leżała na ziemi z lekko uniesioną końcówką ogona, prawą, przednią nogę schowała pod sobą, a lewa leżała przed nią swobodnie, oddaliła tylne nogi od ciała, rozluźniając się.

– Najpierw musisz ją poczuć jak płynie w całym ciele. – Zadarła brodę ku niebu, zamykając oczy: – Zamknij oczy.

Zrobiłam co chciała, ale nic nie poczułam, zamiast tego pomyślałam o córkach. Zostawiłam je, obiecałam że nie postąpie tak samo jak Rocio, a mimo to zostawiłam je i Pedro, wszystkich zawiodłam.

– Nie potrafię… – wydobyłam z siebie płaczliwie.

– Myślisz o własnych obawach? To przestań. Oddychaj głęboko. Skup się na tym.

– Na oddechu? – Otworzyłam zdziwiona oczy.

– Tak. – Jej głos stał się kojący i spokojny, spowolniła oddech, leżała swobodnie na boku: – Poczuj jak bije ci serce.

Zamknęłam oczy, próbując się rozluźnić tak jak ona. Serce biło mi tak jakby chciało się wyrwać i uciec. W każdej chwili Ivette mogła zmienić zdanie, albo coś mogło pójść nie tak.

– Postaraj się by powietrze spokojnie przypływało i odpływało. Teraz tylko to się liczy. 

Spróbowałam głębszych oddechów wsłuchując się jak Irutt niemal zasypia. Próbowałam zignorować każdą myśl, ale...

– Panuj nad oddechem, myśl o nim, poczuj każdy przepływ powietrza.

W pewnym momencie zaczęło działać. 

– Skup teraz myśli na własnej energii, poczuj ją.

– Czuję… – Krążyła w całym moim ciele, niczym krew, kumulując się w kopytach.

– Znajdź dla niej ujście, uwolnij ją, bez wykorzystania do czegokolwiek.

Ziemie porosły różnokolorowe kwiaty, o różnych kształtach i wielkości, czułam je, były częścią mnie, każdy listek, łodyga i płatek, korzenie, czułam też inne rośliny, te były obce, stanowiły część samych siebie, a jednocześnie łączyły się ze sobą nawzajem.

– Inaczej – powiedziała Irutt, obróciła się na brzuch, to także poczułam, przygniotła przy tym część kwiatów, otworzyłam oczy, cofając je wszystkie: – Pomyśl o mocy jak o powietrzu, nie widać jej. I teraz spróbuj.

Spróbowałam, zamykając oczy, poczułam jak moja moc przebiega po ziemi, roślinach, skałach i przez Irutt, niczym fala.

– Teraz wystarczy przekierować ją na kryształ, ale musisz go dotknąć.

– Spróbuje… – Otworzyłam oczy. Popatrzyłam po kontrolowanych, jak ich nazywała Irutt. Co jeśli…?

– Wybierz Chaos, ją najbardziej chcesz uwolnić.

– A jak stanie się coś złego?

– Nic się nie stanie – skłamała.

– Kłamiesz… Czuję to… Znowu czuję. – Otworzyłam szerzej oczy.

– Nie wiem co się stanie, ale nie mamy zbyt wielu opcji.

– Nie mogę… – Popatrzyłam na mamę, od niej niczego nie poczułam, zupełnie jakbym stałam przed skałą.

– Spróbuj z Flavią – powiedziała nagle Irutt.

– Ale…

– Nie znałaś jej w ogóle, będzie ci łatwiej, a ja jestem gotowa zaryzykować.

– Wcale nie, sama próbujesz się do tego przekonać.

– To zwykła niepewność…

– I lęk – dodałam.

– Nadinterpretujesz, mogę czuć i myśleć coś na pozór nie pasującego do siebie. Spróbuj z Flavią.

Podeszłam do niej, przerastała mnie o więcej niż głowę. Wzięłam głęboki wdech i dotknęłam przednią ścianą kopyta kryształu, traktując go energią własnej mocy…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz