[Irutt]
– Ivette – Zeszłam po zboczu góry, jako Ira, widząc Ivette już z daleka, teraz przechodziła obok. Nie udało jej się nic zrobić Karyme, ale wymknęła się strażnikom, myślałam że będę musiała jej w tym pomóc. Obróciła się do mnie gwałtownie, strosząc pióra. Zostawiała za sobą ślady krwi.
– Czego chcesz? – Przeszyła mnie wzrokiem, kładąc uszy. Rosita nie zasłużyła na to co ją wkrótce czeka, ale poradzi sobie ze zwykłym pegazem. Żyje ze swoją nieznośną siostrą od niemal zawsze.
To dopiero początek tego co przygotowałam dla Chaos.
***
Wszystko co widziała tonęło w jej własnych łzach, nie miała siły wstać, chwilami nie mogła oddychać. Nie potrafiła już żyć.
Zen konał tuż obok niej. Do końca wierzyła że próbował pomóc, pomimo że widziała że jego zioła jedynie pogarszają stan jej bliskich, wierzyła gdy mówił że to przez chorobę.
– Wiesz po co tak naprawdę przywódczyni mnie tu wysłała? – wycharczał Zen.
Pokręciła głową.
– By upewnić się że zginą w najgorszych możliwych cierpieniach.
***
Chaos myślała że nie wiem, że Zen będzie jej wierny do końca, że potrafi mnie zwieść, ale ta naiwna część mnie już dawno umarła, a teraz będą cierpieć, każdy kto skrzywdził moją rodzinę. Nie ważne jak bardzo też mnie to zaboli.
– Rosita właśnie wybrała się po antidotum dla Karyme, jeśli się pospieszysz może zdążysz ją powstrzymać.
– Gdzie ona jest?! – Ivette skoczyła do mnie, ześlizgnęła się z krzykiem, rozpościerając skrzydła.
– Tędy nie wejdziesz – mój spokojny ton musiał ją jeszcze bardziej zezłościć, wytłumaczyłam jej którędy może dostać się do antidotum.
~*~
Wylądowałam w jaskini w zboczu góry jako jaskółka, wróciłam do swojej postaci, rozglądając się za małą.
– Flav?
Serce biło mi z każdą chwilą w której jej nie widziałam coraz mocniej, została po niej jedynie niedojedzona trawa, wyskoczyłam już w postaci wilka na zewnątrz, biegnąc za jej świeżym tropem, kilka razy się ześlizgnęłam. Dla niej też to nie było łatwe zejście. W końcu już na dole u zboczu jednej z gór dostrzegłam jej sylwetkę ukrytą w ciemnościach szczeliny skalnej.
– Flavia, wiesz co by się stało gdyby ktoś cię zobaczył? – Zmieniłam się w siebie: – A gdybyś spadła? – Wyciągnęłam do niej ogon. Złapała za niego.
– Chciałam być bliżej ciebie.
– Chodź, musimy znaleźć teraz nową kryjówkę, wszędzie zostawiłaś ślady.
Już miała wyjść.
– Poczekaj. Zapomniałam się rozejrzeć. – Zobaczyłam Beerha, całkiem blisko nas. Gdyby to był ktokolwiek z moich wrogów już bym nie żyła, razem z Flavią…
~*~
Beerh pomógł mi ją zasłonić, gdy wspinaliśmy się do jaskini. Flavia obowiązkowo trzymała mnie za ogon i szła zetknięta swoim grzbietem z moim brzuchem, podpatrując na niego. Kiedy zostaniemy same zmienie kryjówkę.
“Upewniłeś się już?” zapytałam go za pomocą magii. “Wiedziałeś że cię nie zabije, prawda?”
“Nie wiedziałem. Skąd ją masz?”
“To długa historia, Ennia nie zacznie cię szukać? Może przekaż jej że cię nie będzie?”
“Potrafi rozmawiać ze mną tylko wtedy kiedy mnie dotyka… W źrebieństwie uszkodziła róg i od tego czasu nie może w pełni rozmawiać wewnętrznym głosem.”
“Otarła się o śmierć?”
“Uszkodzenie nie było aż tak poważne, chyba że rodzice nie powiedzieli mi całej prawdy, jestem od niej młodszy aż o dwa lata. Ona sama tego nie pamięta, ma tendencje do zapominania złych rzeczy. Pewnie gdyby się mocno postarała przypomniałaby sobie.”
Weszliśmy już do środka. Położyłam się z Flavią, wtuliła się we mnie, oparła przód ciała na mojej szyi, przesunęłam jej żółty kryształ bardziej na grzbiet, by jej nie uciskał, lubiła tak zasypiać.
“Nie wydajesz się mną gardzić, a powinieneś.” Spojrzałam na Beerha. Położył się obok nas.
“Nie jestem taki, pomogłem nawet Thais. Moja magia to dar, a darem powinniśmy się dzielić z każdym. Źle bym się czuł gdybym odmówił komuś pomocy.”
“Niektórzy zasługują tylko na śmierć, albo nawet coś gorszego. Nie chcę się z tobą kłócić. Kiedyś byłam inna, też nie potrafiłam nikogo skrzywdzić, byłam naiwna, ale tamta ja umarła razem z bliskimi.”
“Później wytłumaczę siostrze gdzie byłem, coś wymyśle. Opowiedz mi o Flavi.”
***
Świecące pnącza na ścianach oświetlały całą jaskinie, porośniętą bujną roślinnością, z wodospadem w samym centrum i licznymi wejściami do krętych korytarzy, tworzących razem podziemny labirynt – miejsce ostatniej wędrówki dla jednorożców, które lada chwila miały dołączyć do przodków. Ich uwalniana po śmierci magia przekształcała róg i kości w kryształy. Pełne wspomnień. I na nasze nieszczęście każdy taki kryształ miał też wyjątkowe właściwości.
Zabrano stąd prawie wszystkie kryształy, wszędzie widziałam odciski kopyt, uszkodzili nawet rośliny, nie patrząc gdzie stąpają. Wśród nich znalazłam świeże odciski małych racic.
Prowadziły do obumierających już krzaków, pod pozbawionymi większości liści usychającymi gałęziami, skryło się źrebię. Źrebię jednorożca, zwinęło się wokół żółtego kryształu, które nosiło na szyi, patrzyło na mnie wystraszonymi, zielonymi oczami.
– Cześć, co tu robisz?
– Cześć…? – Mała cofnęła czarne uszy. Zamrugała, a jej oczy zaczęły się szklić.
– Chodź, nie bój się.
Wyszła do mnie, cała w drobnych ranach i z mocno przykurzoną sierścią.
– Jestem Irutt, a ty?
– Flavia.
– To ktoś ci bliski? – Wskazałam na kryształ.
Pokręciła głową.
– W takim razie musimy go odłożyć na miejsce. – Złapałam go w ogon, a ona chwyciła za naszyjnik zębami: – Schowamy go tam gdzie nikt go nie zabierze, nie powinnaś go nosić. Z szacunku do naszych przodków. Puść go.
– Za-zabijesz?
– Nie, oczywiście że nie.
Puściła, ściągnęłam delikatnie kryształ, jej róg zniknął i racice zmieniły się w zwykłe kopyta, pozostał jedynie krótki, wciąż chwytny ogon.
Mała zaczęła się cofać, zatrzymałam ją ogonem. Patrzyła na mnie z łzami w oczach.
– Proszę, nie bój się mnie, nigdy nie skrzywdziłabym źrebaka. Gdzie twoi rodzice?
– Ja nie wiem. – Zbliżyła się, łapiąc nerwowo ogonem za naszyjnik od kryształu: – Nie wolno mi żyć jako mi, a ja chcę żyć.
Puściłam go, obejmując małą ogonem.
– Chodź, opatrzę cię, nie zniosę gdybyśmy coś tu jeszcze naruszyły.
Trzymała przy sobie kurczowo kryształ.
– Chodźmy, Flav. Tu nie jesteś bezpieczna. Opowiesz mi co się stało.
***
Flavia właśnie zasnęła, objęłam nas ogonem, pozwoliłam jej zatrzymać kryształ pod warunkiem że będzie o niego dbała. Z każdym dniem zależało mi na niej coraz bardziej.
“Jej matka początkowo ją ukrywała, później pokazała ją jej ojcu, Mago. Kazał jej ją wrzucić do ognia, nie zaakceptował że ma źrebaka z hybrydą. Matka Flavi najpierw próbowała ją ratować, by później poranić ją sztyletem i i tak spalić ją żywcem.”
“Co z oparzeniami? Nie widzę ich.”
“Flav odziedziczyła moce po ojcu, Mago władał między innymi ogniem, jest naturalnie na niego odporna, zajął ogniem całą grotę, uciekła gdy oboje wyszli, ukrywała się w skupisku kryształów, póki jej nie znalazłam, mógłby to zrobić każdy, Beerh. Miała dużo szczęścia.” Patrzyłam mu w oczy, wiedząc że to nasza pierwsza i ostatnia rozmowa, bo wkrótce pozna się na mnie i nie będzie chciał mnie więcej znać, a jeśli nie, to nie pociągnę go za sobą ku złu, którego jeszcze nie raz się dopuszczę. Sama odejdę.
“Nadal masz dobre serce…”
“Źrebaki to moja słabość, ale mimo to nie zrezygnuje z zemsty, żyje tylko dla niej, Beerh.”
“A Flavia?”
Popatrzyłam na śpiącą małą: “Dla niej też. I zemszczę się na Thais też za to co jej zrobiła.”
“Jak tylko wspomniałaś o sztylecie wiedziałem że to Thais, ale wiesz że Rosita ma racje co do niej? Jest chora, ma różne osobowości.”
“Wiem o tym i wiem że celowo, kiedy była sobą, zatruła moich bliskich, te wszystkie osobowości powstawały w trakcie jej życia, Midnight pojawiła się kiedy nie potrafiła zabić źrebiąt jednorożców, Nancy to efekt po odrzuceniu przez Mago, Ami jest pozostałością po jej rodzicach, którzy zostali zamordowani.”
“Skąd to wiesz?”
“Podsłuchałam parę rozmów. Nie zaatakowałam przecież przeklętych bez żadnego planu, wszystko planuje. I nigdy nie przestanę się mścić, dlatego powinieneś trzymać się z daleka.”
“Powinniśmy znaleźć dla Flavii prawdziwą rodzinę, powinna żyć z innymi hybrydami, ty chcesz się mścić, nie możesz się nią zajmować.”
“Chcesz by umarła?”
“A jak ją znajdą gdy ty będziesz zajęta swoją zemstą? Poszukam z Ennią jej nowego domu. Zrób chociaż dla tego źrebaka to co należy.”
“Nie. Jesteście zbyt naiwni, nikomu nie można ufać, poza tym nie znam żadnej innej hybrydy oprócz Thais i Flavi. A jak wy żadnych nie znajdziecie to co? Oddacie ją koniom?” – Wstałam, trzymając małą ogonem przy sobie, była już dla mnie za ciężka, wzięłam ja na grzbiet, zmieniając się w Ire.
Beerh zablokował jedyne wyjście sobą, tak przynajmniej mu się zdawało, w każdej chwili mogłam zrobić kolejne.
“Irutt, a jeśli ja z siostrą byśmy się nią zajęli? Może tak być?”
“Naprawdę myślisz że jesteście tu bezpieczni? I że Flavia kiedykolwiek będzie? Nawet gdy zabije Thais, będą inni którzy spróbują jej zaszkodzić. Mago wie że ona żyje, wmówił Thais że jest inaczej, ale ciągle aktywnie, w tajemnicy, szukał małej i inni przeklęci nadal jej szukają. Wszyscy chcą ją zabić, Beerh.”
“Zabrałaś ją.”
“O czym ty mówisz?”
“Wiem jak wygląda blizna po oparzeniu ogniem.”
Cofnęłam uszy.
“Na twoim policzku. Teraz jej nie widać, ale gdy byłaś w swojej postaci mogłem się jej dokładnie przyjrzeć, jest całkiem świeża. Jak to wyjaśnisz?”
“Ona nie ma z nią nic wspólnego.”
“Denerwujesz się. Twój oddech przyspieszył i machnęłaś ogonem.”
“Przykro mi Beerh, ale Flavia zostaje ze mną.”
***
– Wiem co ukrywasz przede mną, Thais. Już nie musisz. – Mago zatrzymał ją w korytarzu, nie wiedziała że to tak naprawdę ja, a on już od dawna nie żyje.
– Mistrzu… Ja nigdy bym…
– Pokaż ją, jest moja prawda?
– Tak… Wybacz mi – Thais spuściła głowę do samej ziemi, zaciskając oczy, jej powieki drżały i wargi.
– Osusz łzy i przyjdź się nią pochwalić, będę czekał u siebie.
Popatrzyła na mnie zaskoczona: – Mistrzu. – Trąciła jego chrapy swoimi, a ja musiałam jej na to pozwolić, by nie wyjść z roli, choć zrobiło mi się niedobrze gdy patrzyła na mnie w ten sposób.
– Nie każ mi czekać, chcę ją poznać – powiedziałam jego głosem.
Gdy zawróciła, weszłam do jaskini Mago, rozpalając na jej środku ogień.
– Dziś bez dymu? – zaskoczyła mnie: – Głupia ja, pomyślałeś o płucach małej. Dziękuje – Odsłoniła klaczkę, stała tu wystraszona, rozglądając się po całej jaskini, najbardziej jej wzrok przyciągnęły płomienie: – Flavia, to twój tata i…
– Hybryda – wypowiadajac to słowo myślałam o tym jak bardzo nienawidzę Thais: – Natychmiast ją spal. – Serce mi załomotało, zrobiłam krok ku płomieniom. Nigdy bym nie pozwoliła spalić żadnego źrebięcia, ale ona musiała w to uwierzyć.
Mała ukryła się za matką, cała już drżąca. To najpodlejsze co do tej pory zrobiłam, ale za chwilę będzie po wszystkim, zaopiekuje się nią. Jakoś jej to wynagrodzę.
– Co…? – wydusiła Thais: – Co ty…?
– Coś takiego jak ona nie może żyć, chcesz by inni się dowiedzieli? Chcesz zrujnować mój wizerunek w oczach twoich braci i sióstr? Zrób to.
– Mago, proszę, ukryje ją lepiej niż wcześniej. Proszę, to tylko źrebię…
– Nie pierwsze jakie zabiłaś.
– Ale ono jest nasze, nie każ mi tego robić.
– W takim razie wyjdź, ja to zrobię.
– Nie! – Zerwała telekinezą ze swojej szyi opaskę, rzuciła ją w ogień, a potem prosto na moją głowę, wybiegając stąd z małą. Cofnęłam ogień, poparzył mi jedynie lekko policzek, co potrafiłam ukryć swoją magią, choć i tak czułam piekący ból w tym miejscu. Ścigałam Thais, tak długo dopóki nie wyrwałam jej małej, przestraszyłam się że coś zrobiłam źrebięciu. Musiałam je obejrzeć w jednym z lepiej oświetlonych korytarzy, zanim pozwoliłam mu uciec. Thais już tu biegła. Chwyciłam podobny kolorystycznie do małej materiał, widząc jak znika za zakrętem, uciekłam Thais z powrotem do jaskini.
– Nie! Błagam, nie! Mago, proszę!
W wejściu rozpaliłam ogień. Zmieniłam się w Flavie i tak jak potrafiłam krzyczałam wniebogłosy jej głosem, jakby naprawdę paliła się żywcem.
Thais upadła przed ścianą ognia, zawodząc.
Jej krzyk przyprawił mnie o dreszcze, wymknęłam się przez szczelinę w postaci myszy, szukając małej. Ukryła się tam gdzie zawsze, jakby sądziła że nadal jest tu bezpieczna. Usłyszałam szalony śmiech Midnight. Mała już wiedziała by uciekać, więc to nie mógł być pierwszy raz gdy ma z nią do czynienia. Poleciałam za nimi w ciele jaskółki. Midnight ścigała klaczkę przez ich kryjówkę.
Kilka godzin temu powysyłałam wszystkich przeklętych na różne misje, więc nie było tu nikogo. Ścigała ją już na zewnątrz, to wtedy mała otarła się o ostre gałązki, stąd miała te drobne rany gdy znalazłam ją w skupisku kryształów. Za każdym razem powstrzymywałam goniący ją sztylet, zmieniając się po kryjomu w Thais, bo tylko wtedy mogłam osłabić jej telekineze. Rzuciłam się na nią jako Mago, gdy uznałam że już wystarczy, pozwalając Flavi uciec.
– Już dość, Midnight – Przytrzymałam ją przy ziemi.
– Mago? Co… Co my tu robimy? – Thais spojrzała na mnie zagubionymi oczami.
– Nie ważne, wstań. – Zeszłam z niej.
– Muszę… Przypomniałam coś sobie, muszę wziąć zioła…
– Idź.
Pobiegła sprawdzić czy Flavia tam jest, po chwili rozbrzmiał jej rozpaczliwy krzyk. Ruszyłam śladami Flavi, z tak mocno ściśniętym gardłem że nie byłam w stanie przełknąć śliny, wciąż widziałam jej przerażone oczy. Nigdy nie zapomni tej traumy, którą ma przeze mnie, ale żyjąc tu ze swoją niestabilną matką, wcale nie miała lepiej. J
Co się ze mną stało? Jak mogłam skrzywdzić źrebaka? Jak mogłam je mieszać we własną zemstę? Nigdy więcej.
***
Uciekłam Beerhowi i znalazłam dla Flavi nową kryjówkę. Zostałam z nią tu przez całe dwa dni, nie potrafiąc teraz się nigdzie ruszać. Zatrzymałyśmy się w skupisku kryształów, pozwoliłam jej tu jeść, tylko jej. Sama nie tknęłam niczego, z szacunku do przodków, pomimo że zerwałam z nimi już dawno wszelką więź.
Leżałam większość czasu pod rozłożystymi gałęziami krzewów. Flavia popatrzyła na mnie, wypluwając przeżute już płatki słodkich kwiatów, jadła je tuż obok mnie.
– Nie smakuje ci, Flav? – spytałam, gdy spojrzała na mnie
– Nie wolno nic tu jeść, tak mówiłaś.
– Dziś też wyjątkowo ci pozwalam, musimy tu jeszcze zostać, przodkowie zrozumieją.
– Zjesz razem?
– Ja nie.
– Czemu z tym jednorożcem patrzyliście na siebie i nic nie mówiliście? – Zerwała kępkę kwiatów, kładąc się przy moim brzuchu i tam je jedząc.
– Rozmawialiśmy telepatycznie, nauczyć cię?
Zapatrzyła się na mnie, połaskotałam ją ogonem, po brzuchu, zachichotała, próbując go schować, to nie jedyne miejsce w którym ma łaskotki. Pogilgałam ją przy kłębie, między uszami, je też próbowała schować, aż obróciła się na grzbiet, wywijała nogami, śmiejąc się.
– Irutt! Przestań! Tak, chcę, chcę.
Uciekła mi, podskoczyła zapraszając do zabawy. Położyłam na ziemi głowę.
– Smutna?
– Zmęczona.
– A co to jest telekineza?
~*~
– Wkrótce do ciebie wrócę, przyniosę ci coś smacznego – obiecałam, zostawiając jej do zabawy różnej wielkości muszelki: – Potem się pobawimy, dobrze?
– Nie dobrze. – Żadną z nich się nie zainteresowała, patrzyła na mnie błagalnie, jęknęła.
– Zabiliby cię, musisz tu zostać. – Zbliżyłam do niej głowę, przesuwając ją ogonem do siebie by ją przytulić.
– Też chcę się zemścić. Razem.
– Gdzie to usłyszałaś? Flav, nie możesz za mną chodzić. – Położyłam się: – Obiecaj mi.
– Ale jak dorosnę to pomogę.
– Nie będziesz mi pomagać w czynieniu zła, chcę żebyś była ode mnie bardziej szlachetna, byś była dobra. – Oparłam ogon o jej szyje: – Ukarzę wszystkich którzy nas skrzywdzili, ale ty nie.
– Ale chcę.
– Chcesz zniknąć po śmierci? – Była hybrydą, musiałam trochę nagiąć własne wierzenia, dotyczące przecież wyłącznie mojego gatunku: – Właśnie to czeka takie osoby jak ja, albo jak przeklęci. Każdego kto dopuścił się czyjejś krzywdy, poza tym nie ważne jak bardzo kogoś nienawidzisz to wszystko co byś mu zrobiła dręczyłoby cię każdego dnia.
– Naprawdę? I tak jest z tobą?
Kiwnęłam na potwierdzenie głową.
– To dlaczego to robisz?
– Chcę sprawiedliwości, jeśli ja ich nie ukarze za to wszystko co zrobili to nigdy za to nie zapłacą. To co? Zostaniesz tutaj?
– Dobrze.
– Nie okłamujesz mnie?
– A jak się posłucham to będę mogła mówić ci “mamo”?
Po tym wszystkim co jej zrobiłam nie zasługiwałam by tak mnie nazywała. I nie powinnam pozwolić by uznawała siebie samą za jednorożca, to wbrew naturze, wbrew wszystkiemu w co wierzyłam.
– Tylko jak dotrzymasz słowa.
– Tak! – zawołała cicho.
~*~
Nie mogłam nigdzie znaleźć Rosity, a musiałam już wracać do Flavi. Zresztą co zamierzałam jej powiedzieć? Że mi przykro? Przecież to mnie nie powstrzymało by przy okazji zemsty na Chaos skrzywdzić także ją.
– Mamo, mamo. – Flavia ześlizgnęła się z mojego grzbietu na ziemię: – Mamo. – Zaczęła wspinać się po mnie z powrotem.
– Chcesz coś Flav czy to z radości?
– Radość, mamo. – Znów się zsunęła ze mnie na ziemię. Była większa nawet od swoich końskich rówieśników i niedługo będzie za duża na tą zabawę.
Odkąd wróciłam, zaczęła ciągle powtarzać “mamo” i mnie zaczepiać: – Mamo, mamo teraz słuchaj. – Obejrzała się na mnie, leżąc obok mojego boku: – Obiecałaś mi zabawę.
– Nie pamiętam.
– Mamo! – Trąciła mnie ogonem, na początku trudno było jej nim operować.
– To w co byś chciała się pobawić?
– W coś co bawią się jednorożce, mamo. – Poderwała się na nogi, obracając się do mnie przodem.
– Flavia, nie jesteś jednorożcem.
– Nauczysz mnie?
– Bycie hybrydą to nic złego, udawanie kogoś kim nie jesteś takie jest.
– Muszę. – Złapała mocno za swój kryształ, przyciskając go do swojej piersi: – Przez to też się znika?
– Nie, ale krzywdzisz tym sama siebie.
– Chcę być taka jak ty, mamo.
– Uwierz mi że nie chcesz. Mago był zły, dlatego mówił tak o tobie. Zdejmiemy kryształ?
– Jutro.
– Dobrze, to jutro, trzymam cię za słowo. – Tych “jutro” nazbierało się już trochę. Wstałam by się z nią powygłupiać, zmieniając się w różne małe zwierzątka.
Wiele myślałam i słowa Beerha często do mnie wracały. Nigdy nie będę mogła pozwolić jej kogoś poznać? Już zawsze będę ją trzymała z daleka od innych? Może chociaż mogłabym pozwolić jej pobawić się z innym hybrydami? O ile takie znajdę. Pilnowała bym ją, nie pozwoliłabym im jej skrzywdzić, chciałabym by miała przyjaciół i mnóstwo dobrych wspomnień z źrebieństwa.
⬅ Poprzedni rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz