[Celeste]
Zamarłam w bezruchu. Postrach szedł w moją stronę, przywołując najgorsze wspomnienia z Meike i nie zapowiadało się na to że zmieni kierunek. Blake pilnowała Irutt. Cruzina i ja zajęłyśmy się Eepli, podczas gdy Linnir przebywała z Mozzran, moczyłam dla Eepli kawałek materiału. Przez tą krótką chwilę zostałam sama.
– Nie wytrzymam dłużej – zatrzymał się obok: – Co ci we mnie nie pasuje?
Przyjrzałam się mu lepiej, ułożenie grzywy i jego biała sierść przypominała mi Meike, ale Cruzina miała rację, rysy pyska, chuderlawa budowa ciała, te złote oczy, jakby należące do Raisy i cała reszta nie były do niej podobne. Co jeszcze nie oznacza że to nie ona. Kometa urodziła się jako jednorożec. Meike mogłaby wrócić w ciele tego ogiera.
– Przypominasz kogoś kto mnie skrzywdził – stwierdziłam. Nie opłacałoby mu się mnie atakować, kiedy inni byli w pobliżu, a w razie czego mogłam jeszcze odlecieć.
– Ciebie też? Naprawdę jestem przeklęty. – Odsunął się: – Zanim zrobisz cokolwiek, może porozmawiamy? Co on ci zrobił?
– To była klacz.
– Moja matka?
– To zależy, jeśli jest biała jak ty i większa ode mnie to wtedy była ona.
– Jest jasnosiwa, ale nie aż tak biała jak ja i niższa od ciebie.
Czym dłużej patrzyłam na niego tym mniej przypominał Meike.
– Że tak powiem, mogę spać spokojnie? Nie zaatakujesz mnie nagle w nocy?
– Wątpię bym dała ci radę.
– Żartujesz sobie? To ja nie miałbym żadnych szans.
[Linnir]
Mozzran przyniosła Eepli i sobie trochę gliny, pilnowałam je gdy obie obok siebie coś lepiły, Mozzran co chwilę zerkała co robi Eepli, poprawiając na różne sposoby swoją rzeźbę. Jej końcówka ogona poruszała się na boki, a uszy co chwilę kładła, ilekroć patrzyła na figurkę Eepli. Po policzkach popłynęły jej łzy.
– Co się dzieje, Mozzran? – zapytałam.
– Nic.
– Denerwujesz się że nie wychodzi ci tak dobrze jak Eepli?
Nie odpowiedziała, męcząc się dalej z kawałkiem gliny.
– Ćwiczyłam latami, by dojść do takiego poziomu. – Eepli wyciągnęła z siebie całkowicie nieudaną figurkę, stawiając ją przed Mozzran: – To był mój pierwszy przyjaciel. – Otulała go ogonem i szybko schowała, jak Mozzran przestała na niego patrzeć.
– Moją magią mogłabym zrobić to od razu i z takimi szczegółami jakimi chcę.
– Zdejme ci obręcz – powiedziałam.
Mozzran poderwała się, patrząc na mnie spłoszona, pokręciła głową.
– Cruzina nauczy cię blokować wiadomości od Kettui. To przychodzi jednorożcom naturalnie, Mozzran, szybko się nauczysz.
– Nie – powiedziała z naciskiem, kładąc uszy. Na ten moment odpuściłam, może z czasem zdobędzie się na to sama?
~*~
– Blakie to wszystko wymyśliła. – Mała maszerowała przodem, Eepli szła blisko mnie, ciągle pytałam się czy nie jest zmęczona, jeszcze do końca nie wydobrzała, a zbyt wielki wysiłek mógłby jej zaszkodzić.
– Nie miałaby powodu, Mozzran – powiedziałam.
– To ona wszystkich otruła, nie ja.
– Już przez to przechodziłyśmy.
– Blakie chce mnie zniszczyć! – krzyknęła z łzami w oczach.
– Nieprawda.
– Zabiłam jej Arneba, tylko czeka na odpowiedni moment…
– Mozzran, nic złego się nie stanie, to tylko twoje obawy, poza tym nie pozwolę na to. – Zbliżyłam się do niej, delikatnie obejmując głową, nie wiedziałam w końcu jak zareaguje i czy powinnam ją dotykać. Bałam się że odchodzi od zmysłów, jej słowa chwilami traciły spójność.
– Powiedziała że może mnie spalać bez końca… – Już się trzęsła.
– Mozzran, spokojnie, nic ci nie grozi.
– A ty będziesz dalej pomagała wszystkim wokół aż do utraty przytomności i niczego nie zauważysz… Zapomnisz znowu o mnie. – Wyrwała się, położyła uszy, patrząc na mnie z żalem.
– Przepraszam cię. Więcej to się nie stało i nie stanie.
– To prawda – dodała Eepli, otaczając nas ogonem: – Martwimy się o ciebie.
Wątpię by Mozzran w jakimkolwiek momencie to miała akurat na myśli.
– Obiecałam Irutt że o siebie zadbam, dotrzymam słowa – powiedziałam.
– Ale kiedy? – zapytała Mozzran. Czy to możliwe by w tym całym stresie jednak martwiła się o mnie? To byłby dobry znak.
– Zjedzmy coś i zaraz trochę się prześpie.
– Na moim ogonie? – zaproponowała Eepli.
– Też chcę – dodała Mozzran.
– Naprawdę? – spytałam małej.
Pokiwała głową. Wybrałyśmy kawałek łąki, rozgrzebując trawę i kwiaty spod topniejącego śniegu, Eepli stała obok, patrząc jak jemy. Po chwili zaczęła zbierać ogonem trawę.
– Więcej nie zostawię cię na długo i bez ostrzeżenia – zwróciłam się do Mozzran: – Poza tym zawsze możesz iść ze mną, a jak coś będzie się działo, obronię cię, Eepli nawet może się z tobą schować, nie da się jej złapać.
– Ale ja… – zaczęła Eepli.
– Eepli?! – krzyknęła zaskoczona Mozzran.
– Eepli, zrobisz tak. Chcę byście obie były bezpieczne, ja zajmę się resztą.
– Ale gdybym się chowała mama by cię zabiła. Nie chcę was stracić.
– Obronisz Mozzran gdybym ja nie mogła. Obiecasz?
Eepli zerknęła na ziemię, zanurzając w niej przednie nogi, wyciągnęła je po chwili.
– Postaram się… – powiedziała: – Postaram się uciec z wszystkimi.
– Ostatnim razem zabrała mnie prosto do Kettui!
– Za bardzo bałam się o Linnir, gdy Blakie mnie zawołała…
Blakie? Nic mi o tym nie wspomniała. Miałam mieszane uczucia gdy inni się narażają tylko dlatego by mi nic się nie stało. Sto razy bardziej wolałabym się dla nich poświęcić niż oni dla mnie. Choć w tym przypadku gdyby nie Eepli, Blakie nie złapałaby Irutt. Kettui nie poprzestałaby na mnie. Na szczęście obie są już bezpieczne, a rana Eepli choć poważna, dobrze się goi.
– Nawet nie zauważyłam – dodała Eepli, zniknęła pod ziemią wraz z trawą, przyjęłam to ze spokojem, bo wiedziałam że jak tylko zje wróci.
– I ona ma mnie ratować? – oburzyła się Mozzran: – Nikt mnie nie uratuje…
– Blakie ci nie zagraża – powiedziałam: – A Kettui nie zbliża się do nas, myślę że z powodu Blakie, służące jej jednorożce nie pojawiły się na pustkowiach popiołu. Trzymają się z daleka. Nic ci nie zagraża, Mozzran.
~*~
– Mamo! Mamo!
Mozzran? Obudziłam się momentalnie, wstając na nogi, Eepli zabrała ogon, nim na niego niechcący nadepnęłam. Mała biegła ku nam, upadła. Skoczyłam do niej.
– Już dobrze. – Przytuliłam ją, mokrą od wody, jakby wpadła do rzeki, zadygotała, a potem cała zrobiła się sztywna: – Mozzran? – Przyjrzałam się jej, zwłaszcza jej przymkniętym oczom, o nieobecnym spojrzeniu. Na pysku spieniła jej się ślina. Głowa małej opadła w moją grzywę. Eepli przetarła pysk małej delikatnie ogonem, ze strachem we wszystkich czterech oczach. Zniknęła pod ziemią.
– Mozzran… Słyszysz mnie? Co ci jest?
Jej serce zwalniało, a już po chwili przyspieszało znacznie. Poruszyła niemrawo nogami. Język wypadł jej z pyska. Łapie ją paraliż?
– Mozzran – szturchnęłam ją delikatnie.
Eepli wyłoniła się z ziemi, z Postrachem.
– Jestem, jestem – wyskoczył z objęć jej ogona, sprawdził małą, jej głowa była wiotka jak całe ciało. Sztywność mięśni puściła.
– Co jej jest? – Do oczu napłynęły mi łzy, ledwie mogłam wydobyć z siebie słowa.
– Sam nie wiem, wygląda mi na paraliż.
– Mozzran proszę, nie zniosę tego.
Eepli otuliła mnie, Mozzran i Postracha, sobą.
– Eepli, nie pora na to, trzeba coś zrobić. – Postrach wyrwał się jej, puściła nas. Popróbował poruszać wiotkimi nogami Mozzran. Wycierałam jej pyszczek ilekroć zbierała jej się ślina, czucie w nogach jej wróciło, próbowała wstawać. Chodziła niespokojnie, trzymałam się blisko niej, zataczała koła, nie obierając żadnego konkretnego kierunku, język wisiał jej nadal z boku pyska, nieruchomy, a ślina cały czas gromadziła się na wargach. Dotknęła go ogonem, a jej oczy zalały się łzami.
– Mozzran…
Zwinęła się w kłębek na ziemi, tam gdzie stała. Zapłakała. Położyłam się przy niej, dotykając jej roztrzęsionego boku pyskiem. Eepli też podeszła. Mała słysząc jej kroki poderwała się gwałtownie, i gdybym jej nie złapała w porę za grzywę wbiłaby w nią róg.
– To nie jest wina Eepli.
– Sądzę że to reakcja na silny stres, w ostatnich dniach, miała go całkiem sporo – stwierdził Postrach: – Albo choroba, inaczej nie umiem tego wyjaśnić.
Jak mogłam zasnąć tak głęboko że nie zauważyłam kiedy się wymknęła?
– Wszystko będzie dobrze, Mozzran. – Położyłam się przed nią, przysuwając do siebie, zaczęła kopać we mnie racicami.
– Hej, spokojnie mała. – Postrach wyciągnął do niej głowę.
– Nie dotykaj jej teraz – powiedziałam. Pozwoliłam Mozzran ode mnie uciec, podążyłam tylko za nią, słaniała się na nogach. Złapałam za jej róg, gdy spróbowała mnie nim dźgnąć. Zaraz potem ją puściłam. Uderzyła o mnie sobą, próbując odepchnąć, poczułam że jest rozpalona. Cofnęłam się o krok.
– Mamo… – Zadygotała, spróbowałam ją znów obojąć, tym razem wtulila się w moją grzywę, po krótkiej chwili gwałtownie się wyszarpując. Upadła na grzbiet, schowała swój ogon pod nogami, rzucając mi przerażone spojrzenie, przeskoczyła nim na Postracha i Eepli.
– Mozzran, to ja, Linnir, nic ci nie grozi.
– Pomocy!
– Jestem tu, nic złego się nie dzieje, nie bój się. – Ułożyłam się niedaleko niej.
– Na… Na pewno? – Odwróciła ku mnie głowę.
– Tak, chodź, pokaże ci Irutt, nie ma jej tu teraz z nami.
– Nie dotykaj mnie! – Odsunęła się jak tylko zbliżyłam do niej głowę. Podniosła się. Poszła za mną zobaczyć Irutt, uciekła wtedy do mnie, wcisnęła się w moją łopatkę, ukrywając się za moją grzywą.
– Co się stało? – zapytałam.
– Z rzeki… Rzeki wyskoczyła… – Zadygotała, oglądając się na linie drzew, za którą płynęła rzeka.
– Już dobrze.
– Nie gniewaj się na mnie, ja się bałam dlatego atakowałam, bałam się…
– Wiem.
– Co mi zrobiłaś?
– To nie ja, Mozzran.
– Będę grzeczna, nie chcę więcej drętwieć, proszę. Obiecałaś mnie chronić!
– Nic ci nie zrobiłam.
– Blakie mi to zrobiła.
– Kto wyskoczył z rzeki? Kogo tam widziałaś…?
~*~
[-]
Kilkanaście minut temu, kiedy cała trójka, Linnir, Eepli i Mozzran spała razem, Mozzran przebudziła się. Patrzyła przez chwilę na Linnir, wahając się czy jej nie obudzić. Poszła się tylko napić, rzekę dzieliło od nich kilkanaście kroków i zasłaniało zaledwie kilka drzew. Dostrzegła Blakie z Irutt podczas krótkiego marszu w stronę rzeki, akurat nie patrzącą w jej kierunku. I całą resztę stada, oprócz Blakie już wszyscy spali. Tym razem wydawało się że Blakie jej nie zauważyła. Mozzran usłyszała słaby chlupot wody, jakby kilka kamyków stoczyło się z płaskiego wzgórza i spadło do rzeki. Parę czerwonych bąbelków wypłynęło na powierzchnię, a pod taflą zaczerwienionej wody czaiła się głowa kłyki. Mozzran odskoczyła. Kłyka wyskoczyła z wody, językiem złapała za pysk Mozzran, padając z źrebakiem na ziemię. Sierść kłyki nasiąkała krwią. Mozzran czuła obezwładniający odór zgniłych ryb i ropiejących ran. Zaczęła ją ogarniać nagła słabość, jakby kłyka wysysała z niej energię. Język potwora się rozluźnił i opadł bez życia na ziemię. Mozzran rzuciła się do ucieczki.
– Mamo! Mamo! – Czuła coraz większą słabość w mięśniach nóg. Widziała już Linnir jak do niej biegnie, wtedy nogi odmówiły jej posłuszeństwa, a ślina zaczęła jej się pienić na wargach.
~*~
[Linnir]
– Kłyka tam leży. – Postrach wrócił znad rzeki. Eepli została z nami. Mozzran wyrwała się mi do przodu, patrząc w kierunku Irutt. Obejrzała się na mnie zapłakana.
– Kłyka cię zaatakowała? – zapytałam: – To ona wyskoczyła z rzeki?
Mała pokiwała głową.
– Wina Kettui – powiedział Postrach: – Przez nią kłyki zabijają każdego jednorożca jakiego napotykają. Mozzran miała dużo szczęścia że tamta kłyka umarła zanim jej coś zrobiła. Znalazłem kilkanaście kłutych ran i parę z użyciem magi, jednorożce wykończyły tą kłykę. Na samym początku musiały uszkodzić jej skrzydła, były całe porozrywane.
– Blakie jeszcze sprawdzi co ci dolega, dobrze? – zapytałam Mozzran: – Nie zrobi ci krzywdy, będę przy tobie.
– Eepli też?
– Też – odpowiedziała jej Eepli, otulając ją ogonem. Mozzran popatrzyła po nim, dotykając go przednią racicą.
– Zabierzesz mnie jak Blakie będzie próbowała mnie jednak skrzywdzić? – zapytała Mozzran.
– Zrobię tak i będę cię cały czas trzymała.
– Ale nie za mocno. – Mozzran rzuciła przerażone spojrzenie na sparaliżowane w uśmiechu dolne wargi Eepli, z odstającym językiem.
Eepli zakryła pysk ogonem.
~*~
– Zjedz ich trochę, pomogą ci się zrelaksować. – Zaprowadziłam Mozzran na łąkę z mnóstwem uspokajających ziół. Mogła wybrać dowolne z nich, ucieszyłabym się gdyby zjadła ich choć trochę.
– Ona mi to zrobiła – powiedziała, nadal z widocznymi białkami oczu i zwężonymi do granic możliwości źrenicami. Bałam się że ten stres ją w końcu zabije.
– Nie, Mozzran, twoje ciało tak reaguje na nadmiar lęku, musisz chociaż przez chwilę się odprężyć. Blakie nic ci nie zrobiła, tylko sprawdziła czy nic ci nie dolega. Proszę, spróbuj mi zaufać. – Miałam wrażenie że ciągle mówię to samo, a mimo to to do niej nie dociera. Kettui tak mocno ją straumatyzowała.
– Blakie się na mnie mści.
– Nie, odpuściła ci. Ona nie jest taka jak Kettui. Proszę, zjedz trochę ziół. – Blakie mogłaby ją znów uspać na chwilę, ale to mogłoby z kolei sprawić że będzie po przebudzeniu jeszcze bardziej niepewna i przerażona. Mozzran podskoczyła, pobiegła do mnie i się rozpłakała. Cruzina do nas przyszła.
“Nie chciałam jej wystraszyć…” Cofnęła uszy.
– To tylko Cruzina, Mozzran.
Złapała się mnie mocno.
– Musisz zobaczyć Irutt?
– Tak…
Ruszyłyśmy drogą powrotną.
“Może lepiej by jej było jakby przeszła przemianę na przykład w konia i dołączyła do zupełnie obcego stada, gdzie nikt jej nie zna?” zaproponowała Cruzina, mówiła tylko do mnie, chroniąc słowa przed dotarciem do uszu Mozzran, własną magią. “Miałaby tam nowych rodziców i nowy start w życiu…”
“To wcale tak nie działa.” Oparłam czoło o jej róg, domyśliła się że żeby mnie usłyszeć będzie musiała użyć magi: “Wiem co to znaczy porzucenie. Przechodziłam przez to. Będzie jej jeszcze trudniej komukolwiek zaufać. Nawet jeśli trafiłaby na dobrą rodzinę. Sprawiłabym jej tylko kolejną traumę. Nie widzisz że już bardziej się do mnie przywiązała?”
Mozzran przymykała oczy, wyraźnie zmęczona, trzymała się przy mnie, co chwilę otwierała je szeroko, tak samo wystraszone. Czułam jak jej serce zabiło mocniej.
– Chcesz się przespać? Będę cię pilnowała.
Popatrzyła na mnie.
– Nic złego się nie stanie. Popatrz, Irutt leży tam. – Wskazałam jej na Blakie i Irutt. Blakie spojrzała w naszym kierunku ze zmartwioną miną. Wiem że martwiła się o Mozzran, choć wątpię by ktokolwiek inny w to uwierzył.
Mozzran położyła się, zwijając w ciasny kłębek, wtuliła się w moją nogę. Ułożyłam się przy niej.
“Też mam zostać, Mozzran?” zapytała Cruzina.
– Ty nie.
– Może Eepli? – dodałam.
– Nie.
– Dobrze, śpij.
Cruzina mi przytaknęła, idąc w swoją stronę. Mozzran jeszcze otworzyła oczy, patrząc na mnie.
– Nie jesteś na mnie zła? – spytała.
– Nie, wszystko jest w porządku.
– Muszę zjeść tamte zioła by choroba nie wróciła? – Uniosła znowu głowę.
– Nie jesteś chora, choć one na pewno ci pomogą, chcesz tam wrócić?
– Znajdźmy inną łąkę, te ktoś mógł już otruć.
– Nikt ich nie otruł, mogę zjeść parę łodyżek i sama się przekonasz. Albo nawet Cruzina, jest jednorożcem jak ty.
– Nie jestem głupia.
– Tak, wiem.
– Myślisz że jestem?
– Nie, widzę że jesteś strasznie zmęczona i roztrzęsiona.
Zaczęła przysypiać, obudziła się jeszcze parę razy, ale wyraźnie nie miała już sił rozmawiać. W końcu zasnęła. Przyszła do nas Eepli, Celeste ją odprowadziła, nawet dała jej się potrzymać ogonem, ona też nadal się boi. Ale przynajmniej jest z nią o wiele lepiej niż z Mozzran.
⬅ Poprzedni rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz