[Kometa]
Nic nie widziałam, tylko biel, wszędzie biel. Straciłam wzrok? Ale wtedy nie widzi się ciemności? Gdybym mogła spytać o to Keire. To chyba ziemia, pod moimi kopytami. Mogłam wstać. Pobiec. Czy przeszkody i dołki istnieją? Mogły, tak jak podłoże, tylko ich nie widziałam. I drzewa… Chociaż na żadne jeszcze nie wpadłam, ziemia wydawała się zupełnie gładka. Przynajmniej w dotyku.
– Ivette! – zawołałam: – Ivette, to ty zrobiłaś? Dlacze… – Co to? Ogień? Niebieski ogień? Zbliżałam się, a on nabierał kształt skrzydeł, głowy… Obejrzała się na mnie. Pegazica zbudowana z ognia, bez nóg, osłaniała skrzydłami śpiącą…
– Czy to Celeste…? Kim jesteś?
– Jeśli tu jesteś Chaos nie może cię urodzić… – odpowiedziała łamliwym głosem.
– Urodzić…? – Popatrzyłam po sobie, gdzie się podziały moje kolory i…: – Mówisz serio? Co to za miejsce? Co mi się stało? – Mam przezroczyste nogi i… Całą resztę, ale Celeste wygląda jak wcześniej.
– Przestrzeń międzyświatami. – Osłoniła głową Celeste: – Nie możesz zawrócić, ani nikt z nas, bo poprzedni świat już się rozpadł. A twoje ciało przepadło.
– A Celeste? Czy to przez to że jest córką… – Czy ona jest… Ivette wyglądałaby inaczej, nie wiem skąd, może z tych wszystkich wspomnień, do których nie bardzo mam dostęp, ale wiem to. To nie może być ona: – To znaczy… Ivette zaczęła nowy cykl?
– Yhm…
– A ty… Ty jesteś… Zaraz, mama potrzebuje pomocy? Dlaczego nie może mnie urodzić?
– Nie potrafię tego zobaczyć… – Spuściła na moment wzrok, jednak zaraz spojrzała na mnie, bardzo przygnębiająco, aż mogłam to poczuć… Czy tak cały czas czuje się Rosita?
– Przecież jesteś… Feniksem? Jesteś nim?
Pokiwała głową.
– Nie powinnaś wiedzieć wszystkiego? Coś jej grozi? Potrzebuje pomocy? Gdzie teraz jest? Ja muszę wszystko naprawić. – Przebrałam niespokojnie nogami: – Tylko jak? Da się wrócić w inny sposób?
– Tak, urodzić się jako ktoś inny, ale możesz niczego nie pamiętać.
– Mogę na pewno niczego nie pamiętać czy jednak mam chociaż odrobinę szansy żeby pamiętać? Jakiś mały promyk nadziei…
– Trudno mi to przewidzieć, ale jest mała szansa że sobie przypomnisz.
– To… Kim teraz będę?
– Są źrebaki, które umierają jeszcze przed narodzinami, możesz zamieszkać w ciele jednego z nich, żyjąc jego życiem…
– Zróbmy to, jakoś znajdę mamę i resztę… Muszę. Tylko… Powiedz mi jeszcze co z Celeste, Ivette na pewno będzie chciała to wiedzieć.
– Na razie nie możemy jeszcze wrócić, muszę czekać aż się obudzi.
– Ale ona ma ciało? Nie rozumiem za bardzo co się stało, nie powinna skończyć jak ja?
– Przepraszam…
– Czek… – Światło mnie pochłonęło.
Spadłam z potężnym brzęknięciem. Boli, boli. Zostałam na chwilę na boku. Chyba spadłam z tej półki skalnej. Nie widziałam tu nic innego z czego mogłabym spaść. Coś się poruszyło tuż nade mną. Ryby? Przepłynęły obok mnie, spora lawica ryb, dzieliła nas przeźroczysta ściana i… Co to za jednorożec? Utknął tam? Nie, to wygląda jak… Odbicie, moje odbicie? Nie, nie mogę być… Krzyknęłam tuż po tym jak spojrzałam na własne nogi. Przesunęłam się gwałtownie, jakbym mogła od tego uciec, a przecież nie mogę.
– Co się stało, siostrzyczko? – W progu stała Kettui: – Co było tak ważnego by budzić mnie w środku nocy?
– Śnił mi się koszmar… Przez chwilę myślałam że jestem gdzie indziej. Wybacz… – Zaczęłam sobie przypominać… Choć wolałabym nie.
– A co ci się śniło? – Kettui zrobiła kółko wokół mnie.
– Weeria… Ta kłyka, wszystko…
– Moje biedactwo, to przez to obrzydlistwo masz koszmary.
Czy ona tak mówi o Eepli?
Pokiwałam pokornie głową. Kettui położyła się obok mnie.
– Moja biedna siostrzyczka. – Bawiła się moją grzywą, a ja musiałam powstrzymywać się od odepchnięcia jej. Dlaczego Ivette zaczęła nowy, o wiele gorszy cykl? Czy to przeze mnie? Namówiłam ją do tego?
~*~
Jest, metalowa ściana, jak się jej pozbyć? Czekać na Kettui i zakraść się do środka? Utknęłabym tam, albo by mnie zauważyła, a jeszcze szybciej zauważyłaby że się wymknęłam, a gdyby szukała mnie to tym bardziej zajżałaby tu w każdy kąt… Nie było tu zbyt wiele, właściwie to żadnych miejsc do ukrycia. Najwyżej korytarze? Ale nimi się chodzi…
– Weeria – zawołałam szeptem. Stawiając te dwa metalowe nogi na własnym pędzelku ogona, więc właściwie nie stukały o zimną skałę.
– Weeria, jesteś tam? – szepnęłam odrobinę głośniej: – Ktokolwiek… Pewnie ciężko wam odpowiedzieć, więc może… Eepli? Jesteś z nimi? – Nastawiłam uszy, nic nie słychać: – Przepraszam… Uratowałaś mnie, a ja… Byłam w takim szoku, nie bardzo wiedziałam co się dzieje, ale i tak powinnam ci pomóc. Co z twoim policzkiem?
Nic z tego nie będzie, prawda? Och! Ze ściany wyszedł… Ogon. Naprawdę spory. I należący do Eepli.
– Potrafisz przechodzić przez… Wszystko? Tak uwolniłaś Weerie?
Odpowiedział mi tylko jej płacz.
– Położysz nogę na moim ogonie? – zapytała po dłuższej chwili, płaczliwym tonem.
– Dlaczego akurat nogę?
– Proszę…
Położyłam ostrożnie nogę, przednią nogę na jej ogon, owinęła go wokół niej: – To wydostajemy wszystkich i uciekamy?
– Mama… Mama ich zabiła…
Wzdrygnęłam się: – Wszystkich?
– Tak…
– Czekaj, mama? Jesteś córką Kettui?!
– Nie gniewaj się.
– Ale dlaczego miałabym? To okropne, bycie jej siostrą jest złe, a córką to prawdziwy koszmar… Uciekniemy jeszcze dziś i zabierzemy ze sobą Cruzine. Wiesz że to twoja ciocia, tak jak ja? Byłaby z ciebie dumna, ja jestem. Jesteś silna, odważna i dobra, i jestem pewna że dasz radę nas wszystkich uratować. Nikt inny nie może tego zrobić, tylko ty.
– Mama będzie zła.
– To niech tam będzie, jest okropna. Nic ci nie zrobi, jesteś od niej o wiele silniejsza. Uderzyła cię z zaskoczenia, tak nigdy by nie udało jej się cię dotknąć, a co dopiero zranić. Chodź, śmiało, jestem pewna że ci się spodoba, o wiele bardziej niż w tym ponurym miejscu.
Zabrała ogon.
– Musisz… Uciekać – ostatnie słowo wypowiedziała z ogromnym trudem.
– Tak, z tobą. Wiem że dasz radę wyjść, pokazałaś mi.
– Nie chcę…
– Nie chcesz się stąd wydostać?
Wystawiła znów ogon przez ścianę. Postawiła obok mnie małą rzeźbę ptaka z kamienia, trzymając ją mocno ogonem: – Co o nim myślisz? – spytała.
Nie wyglądał aż tak realistycznie jak rzeźby Kettui… Był zbudowany tylko z kamienia i chyba Eepli musiała go wyrzeźbić? Może robiła to już zanim Kettui uwięziła jednorożce w metalowych rzeźbach? A jej matka próbowała jej to obrzydzić. Tak, lepiej trzymać się tej wersji. Nie wyobrażam sobie rzeźbić po tym co zrobiła Kettui bliskim Irutt.
– Że nie potrafiłabym zrobić takiej rzeźby, masz talent. Prawdziwy talent, do prawdziwych rzeźb, nie to co Kettui. Koniecznie musisz pokazać go innym.
Zabrała go z powrotem.
– To mój przyjaciel.
– Wiem! Wejdę do ciebie, bo możesz mnie tam przenieść, prawda? Na pewno masz więcej rzeźb do obejrzenia. I powygłupiałybyśmy się trochę, lubisz się bawić?
– Boję się…
– Nie zrobię ci krzywdy, obiecuję. Nie dotknę cię nawet jak nie będziesz chciała. Nie zrobiłabym tego bez twojej zgody nawet jakbyś nie miała tej… Magi? Mocy? Magiomocy?
– Lubię się przytulać.
– Ja też… A, czyli boisz się Kettui, tak? Wiesz, ona nie musi wiedzieć, poza tym nie wie że cię odwiedziłam i tak, więc…
Milczała.
– Mogę wejść? – zapytałam.
– Wtedy już nigdy nie wrócisz… – powiedziała łamiącym się głosem.
– Przecież już cię widziałam, Eepli. Zresztą nie ważne jak wyglądasz, bo ja wiem że… Masz dobre serce, a to liczy się o wiele bardziej. Więc…? Ufamy sobie, tak?
– Nie chcę się pokazywać… – znów jej głos się załamał.
– Pamiętam jak wyglądasz, nic strasznego… I masz taką miłą, ciepłą i na pewno miękką sierść zupełnie jak… – Nie jestem do końca sobą, więc to porównanie nie byłoby zbyt trafne.
– Wyglądam gorzej niż ostatnio…
– Chodzi o twój policzek? Napuchł?
Milczała dłuższą chwilę, aż w końcu odpowiedziała rozpaczliwie: – Tak…
– To niedobrze, znaczy nie chodzi o wygląd, tylko… Potrzebujesz pomocy kogoś kto zna się na ranach… Może spróbuje? Pozwól mi zobaczyć.
– Nie chcę…
– Wiesz, wygląd w ogóle się nie liczy, kto zwraca na niego uwagę jest strasznie powierzchowny i powinien przemyśleć swoje zachowanie, przestać ranić… Eepli? To jak będzie? Musi strasznie cię boleć… Proszę, zabierz mnie do siebie, próbuje ci pomóc... Eepli?
Czy ona tam w ogóle jeszcze jest? Zupełnie ucichła. Chyba nie zemdlała?
– Haalvia!
Drgnęłam na całym ciele. Muszę iść, muszę. Pobiegłam w stronę głosu Kettui, chwytając porzucone w korytarzu kwiaty, powinny jej smakować. Czekała już w głównej jaskini, z… Lepiej udawać że jest tu tylko jezioro, nic ani nikt nie wisi na sklepieniu, jest tylko jezioro. I metalowa platforma, Kettui w sumie nazywa ją sceną.
– Trochę zgubiłam… Wiesz, dawno nie wychodziłam, przyniosłam ci coś smacznego. – Ach, powinnam je trzymać ogonem, zaraz się poprawiłam, wzięłam je z pyska w ogon i jej podałam. Porwała je gwałtownie ogonem.
– Byłaś na zewnątrz?
– Tak, musiałam w końcu zaczerpnąć powietrza. – Byłam tam dosłownie na parę krótkich chwil, po kwiaty, niemal dostając zawału serca, przez poruszające się gałęzie, bo mogły tam przecież czaić się kłyki, ale trochę też wiało i to pewnie dlatego, też wiatr przywiałby ich zapach… Ale ja nie znałam ich zapachu, a przecież… Kettui na mnie patrzyła, jakby w oczekiwaniu… Zamyślona? Zła? Ona zawsze ma taki nieprzyjazny wyraz pyska, albo ten gorszy, złowrogi.
– Em… Spróbuj.
– Chyba nie byłaś przy jaskini z rzeźbami?
– Nie wiem… Może? Naprawdę się zgubiłam… To przez wczorajsze emocje, tak myślę… Zaraz. Czy ty mi nie ufasz? Swojej ulubionej siostrze? Nie ufasz mi?
– Oczywiście że ci ufam.
Więc dlaczego właśnie wbiła tylną racice w kwiaty, rozmasowując ich soki po ziemi. Cofnęłam uszy.
– To dlaczego mnie wypytujesz? Myślisz że mogłabym cię zdradzić? Ja? Tyle ci zawdzięczam! Nigdy bym tego nie zrobiła. I… – Wtuliłam się w nią gwałtownie, zaskoczona, objęła mnie ogonem, patrząc na mnie bardzo uważnie: – Miałaś rację z tym że mnie nie zaakceptują. – Łzy, napłynęły mi do oczu, to proste jak wyobraziłam sobie co im zrobiła i jeszcze Irutt nad naszymi głowami… Bardzo łatwo się wtedy popłakać: – Weeria nawet próbowała mnie zabić.
– Nie przejmuj się, siostrzyczko, zajęłam się problemem.
– Ta… Ta tryskająca krew… Przypomniała mi śmierć braci. Eepli musiało bardzo boleć.
– Co ona cię obchodzi? – oburzyła się Kettui: – I skąd znasz jej imię? – powiedziała ostrzej.
– Wołałaś ją wczoraj? Wiesz… Gdyby nie ona…
– Już ci przecież mówiłam że ona ją wypuściła. – Odepchnęła mnie od siebie: – Rozmawiałaś z nią?
– Jest zbyt… Przerażająca. Ale… Chyba jej potrzebujesz. – Oby Eepli tego nie słyszała, skąd będzie wiedziała że kłamie?
– Nie wtrącaj się do tego.
– Zastanawiam się czy z raną nic się nie stało… Po wczorajszym ciosie. W końcu mogło, nie?
– To ostatni raz kiedy o niej wspominasz i kręcisz się w pobliżu rzeźb, chyba że chcesz stracić też tylne nogi, siostrzyczko.
Ten uśmiech przyprawiał o dreszcze, jestem pewna że wyobrażała sobie właśnie jak robi mi krzywdę.
Przytaknęłam.
– Dopilnuje tego. – Poszła do Eepli. Czy dobrze zrobiłam? A co jeśli jej nie pomoże, wręcz przeciwnie? Musi jej pomóc, ona musi żyć i poznać świat z lepszej strony, w ogóle go poznać, nie jestem pewna czy była kiedykolwiek na zewnątrz.
Usłyszałam jej krzyk pełen bólu. Przysiadłam na zadzie, kładąc uszy. Kettui na nią krzyczała. Wzięłam głębszy wdech. To moja wina. Byłam pewna że pomoże jej z raną.
– Nie krzywdź ich! – zawołała rozpaczliwie Eepli, po czym usłyszałam okropny huk, jakby Kettui zrzuciła wszystkie rzeźby by się roztrzaskały na ziemię. Pewnie to właśnie zrobiła.
Pobiegłam. Powinnam była zostać, jakoś to przeczekać. Kettui nie daruje mi że się wtrącam. Zatrzymałam się w progu otwartej jaskini. Eepli leżała skulona, płakała. Kettui naprawdę rozbiła jej wszystkie rzeźby. Na ziemi leżało mnóstwo ich odłamków. Kettui odwróciła się do mnie, wstrzymałam oddech na widok jej bezwzględnych oczu.
– Coś słyszałam… – wydusiłam: – Na zewnątrz.
– Myślisz że jestem głupia, Haal? – Zaczęła iść w moją stronę. Eepli uniosła nieco głowę, patrząc na mnie tylko jedną zapłakaną parą oczu.
– Chyba kłyki… Przysięgam. – Uniosłam jedną z przednich nóg, tylko uniosłam, jeszcze się nie cofnęłam, ale przechyliłam nieco do tyłu, strzygąc niespokojnie uszami.
– Jeśli kłamiesz to naprawdę stracisz tylne nogi i nie myśl sobie że tylko do połowy, zawiśniesz nad sceną – wyszeptała mi do ucha. Wypchnęła mnie na zewnątrz, zamykając jaskinie Eepli metalową ścianą. To koniec. Zaciągnęła mnie na zewnątrz, ze sobą. A tam przecież… Kłyki. Naprawdę tu są. Kettui momentalnie cofnęła się ze mną do środka.
– Masz szczęście, wracaj szybko do siebie – szepnęła, puszczając mnie: – I pamiętaj o moim zakazie.
Zatrzymałam się pośrodku głównego korytarza. Ktoś tu szedł. Inny jednorożec, Kettui pewnie posłała go by przypilnował co zrobię. Jego róg przez chwilę świecił… Rozmawiał z kimś. Kiedy tak szedł do mnie. Kettui nie… A jeśli też już może? Ma moją magię. A ja już nie potrafię kontaktować się z nikim za pomocą rogu.
~*~
Minęło kilka długich dni, odważyłam się wymknąć na parę minut dopiero teraz, w środku nocy. Z mam nadzieje, wystarczająco dobrą wymówką, że poszłam się napić, o ile zdążę uciec stamtąd na czas.
– Eepli? – szepnęłam przez metalową ścianę: – Nic ci… Głupie pytanie, wybacz… Ale… Jest ci chociaż trochę lepiej? Odrobinę? Albo… Naprawdę ucieknijmy, znajdziemy Cruzine po drodzę. Eepli? Bardzo się martwię.
– Nic mi nie jest… – wydusiła, miała bardzo łamliwy głos.
– Na pewno? Mogę wejść…? Tylko będziesz musiała mi trochę pomóc. – Minęła bardzo długa chwila i kolejna. Nie zgodzi się, prawda? Oby nie była o to zła: – Kettui. Kettui tu idzie – powiedziałam nerwowo, oglądając się na pusty korytarz, wokół panowała cisza. Kłamałam: – Pomóż mi – zawołałam szeptem. Nagle ogon Eepli ścisnął mnie dość mocno i zabrał przez ścianę do środka. Zacisnęłam zęby i oczy, z całych sił powstrzymując się od krzyku. Nie wiem czy w ogóle byłabym w stanie krzyknąć. Okropne uczucie, to przechodzenie przez ściany, jakby przecisnęło się przez miejsce przez które nie da się przecisnąć. Jakbym na chwilę zmieniła się w rzeźbe, nie mogąc poruszyć nawet najdrobniejszym mięśniem, bo całą przestrzeń zaczął wypełniać… Metal. Puściła mnie. Już po drugiej stronie ściany. Zakryła się czarnym materiałem.
– Tak bardzo, bardzo się martwiłam. – Wtuliłam się w nią, na ile potrafiłam, z bliska okazała się jeszcze większa niż wcześniej, większa nawet od kłyki, a one już były spore: – Wybacz, Kettui jest… Chyba u siebie, bądź razie nie tutaj. Jeszcze. Nie gniewaj się, chcę ci pomóc… Pokażesz mi tą ranę? – Złapałam trochę niezdarnie ogonem za płachtę zakrywającą jej głowę: – Już cię widziałam, nie musisz się ukrywać.
– Musisz wyjść… – Owinęła na mnie znów ogon.
– Eepli, pokaż mi tylko ranę, może trzeba ją obmyć? Obmyłaś ją? Opatrzyłaś? Wiesz jak to zrobić? Czekaj!
Zabrała mnie z powrotem na drugą stronę metalowej ściany. Słyszałam jak powstrzymuje się od płaczu.
– Eepli… – i mi zebrały się łzy w oczach: – Nie zasługujesz by tkwić tu z kimś tak okropnym i okrutnym jak Kettui. Jest najgorsza.
– To m-moja mama…
– Mamą ona raczej nie jest, nie zasłużyła by ją tak nazywać… Znęca się nad tobą. Urodziła cię tylko, o ile dobrze się orientuje.
– Chcę dla mnie dobrze…
– Nieprawda. Eepli! Jak możesz tak myśleć? Po tym co zrobiła?
– Nie mogę zostawić mamy…
– Musimy.
– Wy… Mogłybyście uciec na Piranii, ona bardzo tego chcę… – Ogon Eepli pojawił się przede mną, podała mi klucz z metalu.
– Do czego to jest?
– Do jej obroży… Mama zrobiła kopie, kiedy myślała że go zgubiła, a tak naprawdę ja go zabrałam. Nie chcę stąd odchodzić, ale ty możesz. Chcę być z mamą.
– Czy to kłyka? – Złapałam za klucz, puściła go, a jej ogon cofnął się z powrotem w ścianę.
– Jak powiesz jej że chcesz uciec, to chyba cię nie skrzywdzi.
– Chyba? – Przycisnęłam ogon z kluczem do boku. Wzdrygnęłam się. Zimny.
– Cruzina… – szepnęłam jej do ucha, powinna się obudzić, mogła spać głęboko o tej porze, ale gdy mi ktoś tak szepnął od razu bym się obudziła: – Znaczy Eff, Eff… – szturchałam ją, nagląco. Wreszcie otworzyła oczy. Szybko zerknęłam na wyjście, nie słysząc na szczęście jeszcze niczyich kroków.
“Kettui wie że tu jesteś?” Cruzina popatrzyła na mnie zniepokojona.
– Mam klucz… – Położyłam go jej na ogon: – Do kłyki, do jej uwolnienia… Tej… Piranii. Muszę iść.
“Chcesz uciec na kłyce?” – Cruzina ścisnęła klucz w końcówce ogona. “Skąd go masz?”
– Nie wiem, ale teraz muszę natychmiast wracać. – Pobiegłam już, zwalniając i stąpając po własnym pędzelku ogona, ciągle go przekładając by móc na nim postawić metalowe nogi.
– Ciekawe gdzie to była moja siostrzyczka?
Kettui. Stała w kolejnym korytarzu, minęłam tylko zakręt i już tu była. Wymówka z pójściem pić raczej nie przejdzie, przyłapała mnie.
– U… Naszej siostry… – Trzęsłam się: – Nie gniewaj się. Opiekowała się mną, na twoje polecenie, ale jednak… Patrzyłam tylko jak śpi, nie rozmawiałam z nią, przysięgam.
– Idę się przygotować do pokazu, wy też macie tam być. Obudź ją rano i jej powiedz, potem zaraz masz wyjść, wiesz że wszystkiego się dowiem po pokazie. Kiedy Cruzina jest koniem nie może chronić swojego umysłu.
– Na pokazie z kłykami? – Poruszyłam niespokojnie uszami.
– Jedna z moich kłyk dostanie dziś nagrodę – oznajmiła z uśmiechem.
– Nie… Nie, proszę… – Odsunęłam się, potknęłam się o własny ogon, wywracając na zad.
Roześmiała się: – Jesteś taka zabawna, nie miałam na myśli ciebie, tylko dzierlatkę. – Wypuściła martwego ptaka, bez głowy z dziwnie wygiętym skrzydłem, całego zakurzonego skałą. I to tą brązową, którą… Nie, Eepli by tego nie zrobiła.
– Ojej, moja biedna siostrzyczka doznała szoku? Myślałaś że to ohydztwo jest dobre? Bo cię niby uratowała? Tylko naprawiała swoje błędy. Trzeba umieć z nią rozmawiać, jedno złe słowo, jakieś milsze potraktowanie i koniec. Groziła mi… – Ścisnęła mój ogon swoim, mocno, tylko grymasem dałam znać że zabolało: – Musiałam uwięzić naszych pobratymców, dla Eepli. Żaden jednorożec przy zdrowych zmysłach nie zaufałby potworowi. Dzierlatkę uwięziła już sama. Rozumiesz dlaczego ci groziłam, siostrzyczko?
– Nie… – A jeśli to pułapka? Takie proste zagranie żebym się wygadała że mówiłam z Eepli… Ale ona już wie… Wie że Eepli pokazywała mi swoje rzeźby: – Niemożliwe… To ci groziło? – Od razu poczułam się winna nazywając tak Eepli, ale muszę, inaczej Kettui domyśli się zbyt wiele: – Dlaczego ją tu trzymasz…? A, nie możesz jej zranić… Ale wczoraj, to ona krzyczała.
– Haalvia, ona ma dwa mózgi, każdemu by się pomieszało. Muszę ją dotkliwie karać, by mieć nad nią jakąkolwiek kontrolę. Różne rzeczy jej się wydają, coś zapomni, potem przypomni sobie znowu. Karę musi pamiętać, dlatego jestem taka okrutna. Muszę jej przypominać by do nikogo się nie zbliżała. – Westchnęła: – Będę musiała umieścić z nią kolejnego jednorożca.
– Zabiłaś Weerie?
– Moja biedna siostrzyczko. Musiałam, wiesz? – Złapała za mój podbródek. Czy… Nie, Eepli nie wydaje się… A jeśli? Ale Kettui skrzywdziła Cruzine i Irutt, to ona jest tu zła. Próbuje mnie oszukać. Stara się mi namieszać. Przez cały czas zachowuje się…
– Widziałaś tego jednorożca w centralnej jaskini. Nigdy nie zrozumiesz czemu matka próbuje chronić swoje potworne źrebię, ale taka jest prawda.
– Eepli… Jej to zrobiła?
Pokiwała głową.
– Jednak największą winę ponosi nasza siostra. Eff użyła na mnie i na sobie kryształu.
– Ale ty nie jesteś… Bo kryształ zadziałał na Eepli. Dlaczego tak…?
– I nie da się tego odwrócić w żaden sposób. To Eff zniszczyła mi córkę. Nigdy jej tego nie wybaczę.
Gdyby powiedziała jej o Irutt, że mogłaby się zregenerować… Dlaczego wciąż trzyma ją wiszącą na sklepieniu? Tak nie pomaga się rannym. Zdecydowanie nie jest godna zaufania. Może to wszystko kłamstwo?
– Widzimy się na pokazie. – Zabrała dzierlatkę: – Zobaczysz jaką masz zdolną siostrę – rzuciła przez grzbiet idąc korytarzem prowadzącym do kłyk, już stąd słyszałam ich piski.
~*~
[Ivette]
– Kettui! – jeden z jednorożców wbiegł do środka.
– Twój brak szacunku do nas wszystkich jest oburzający. – Kettui machnęła ogonem, co oznaczało byśmy się zatrzymali i ustawili w rzędzie. Tłum udawał że go tu wcale nie ma, cały pokaz przesiedzieli w milczeniu, niektórzy wielokrotnie przyglądali się naszym łańcuchą. Pegazy i konie. Rozwarłam szczęki na tyle na ile pozwalała mi metalowa obręcz.
– Kłyki… – wydyszał: – Wróciły.
– Haalvia!
Samica jednorożca wyszła do niej zza sceny, połowę jej przednich nóg stanowiły kawałki metalu. Kettui podeszła do niej i przyłożyła róg do jej rogu, ale zamiast przekazać jej magią słowa, szeptała do niej.
– Nie martwcie się, moja siostra dokończy pokaz! – zawołała Kettui, odsuwając się od Haalvi i dołączając do tamtego jednorożca: – Prowadź. – Pobiegli korytarzem, którym wbiegł tu jednorożec, który musiał prowadzić na zewnątrz.
Haalvia patrzyła na nas, wciąż pod sceną, coraz szerzej otwierając oczy, jej źrenice się zwęziły do granic możliwości. Uszatka mruknęła do niej zachęcająco, układając uszy na boki. Haalvia zaczęła się cofać. Po paru krokach zleciała na zad, potykając się o własny ogon.
Cruzina wskoczyła na scenę. Niektórzy rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, inni ich uciszali. Zwłaszcza jak tylko róg Cruziny zaświecił.
“Maszerujcie” i przekazał słowa “Uszatka… do mnie”, jej strach odmalował się na pysku, kiedy Uszatka do niej podpełzła. Cruzina podobnie jak Kettui sięgała jej zaledwie do klatki piersiowej i to czubkami uszu, uniosła głowę, przełykając ślinę. Zatrzęsła się.
Uszatka położyła przed Cruziną przód ciała, bez jakiegokolwiek polecenia, pamiętała po prostu dalszą część pokazu. Cruzina już powinna na nią wejść. Rekin właśnie szedł prosto na nią. Puchacz złapał go za długą sierść na szyi, naśladującą tylko grzywę i przytrzymał. Wszyscy nagle ucichli, a po chwili westchnęli z niezadowoleniem. Spodziewali się rozlewu krwi?
Uszatka wydała z siebie pomruk, trącając Cruzine, patrzącą na nią szeroko otwartymi oczami, szturchnęła ją znowu, zachęcając by na nią weszła. Tłum się znowu rozgadał:
– Niesamowite, sądzisz że jednak potrafią myśleć?
– To wyuczone zachowania.
– Ale spójrz, czy Puchacz nie pomyślał samodzielnie?
Haalvia obserwowała nas w napięciu, na własnym zadzie. Nie widziałam by jakikolwiek jednorożec czy koń siedział, oprócz Komety. Cruzina wzięła głęboki wdech, w końcu wchodząc na Uszatkę, zaczęliśmy znów iść. Cruzina trzymała kurczowo ogonem za brzuch Uszatki, z oczu popłynęły jej łzy. Tłum był za daleko by je dostrzec. Teraz powinna wejść na Puchacza, ale z racji że zajęłam jego miejsce wcześniej, przypadłam jej ja. Skinęłam do niej głową, a tłum wydał z siebie zachwycone westchnięcie.
– Widziałeś to?
Serce mi załomotało.
– Taa, Kettui ją nauczyła.
Parsknęłam. Cruzina nie ruszała się z grzbietu Uszatki.
“Uszatka, do boku Pirani” wreszcie odezwała się poprzez róg. Robiliśmy już trzecie kółko. Uszatka podpełzła do mnie, w jej oczach odbiła się tęsknota, otarła o mnie głowę, kiedy Cruzina wchodziła na mój grzbiet na drżących nogach. Przy niej to mogła sobie na to pozwolić. Naparłam szczękami na metal. Podeszłam do boku Puchacza, bez jakiegokolwiek polecenia. Cruzina pospiesznie, niemal wskoczyła na niego. Rekin pisnął, jak Cruzina oparła na nim racice, choć Kettui mogła z nim robić i kazać mu robić wszystko i nigdy nie miał nic przeciwko. Obejrzał się, strosząc całą sierść.
– Spokojnie młody, ona zastępuje dzisiaj Kettui – odezwał się do niego Puchacz cichym pomrukiem. Cruzina krzyknęła niemo, tuż przed tym jak Rekin chwycił ją za grzbiet, wbijając w nią kły.
– Cruzina! – krzyknęła panicznie Haalvia, zrywając się z ziemi. Puchacz zacisnął kły głęboko we futrze na szyi Rekina, przytrzymując mu głowę. Cruzina zemdlała. Uszatka dopadła do Rekina, złapała za jego grzbiet nosa kłami, językiem chwytając jego żuchwę i siłą otwierając mu szczęki. Podstawiłam swój grzbiet, z drugiej strony Rekina, by Cruzina na niego spadła. Haalvia próbowała wskoczyć na scenę, ale jej sztuczne nogi jej tego nie ułatwiły, upadła już kilka razy, wciąż próbując, jej spanikowany wzrok przeskakiwał po nas wszystkich. Puchacz i Uszatka rykneli na Rekina jak tylko go puścili, wycofał się, rozsunął skrzydłonogi i się położył, zlizując z pyska krew i unikając ich wzrokiem.
– Tego nie mogła ich nauczyć – przerwał ktoś ciszę.
– Są bardziej niebezpieczne niż sądzimy.
Skończeni idioci. Jesteśmy niebezpieczni? Ratując życie? Cała się zjeżyłam. Uszatka polizała Cruzine po głowie, zwłaszcza po powiekach, trącając ją pyskiem. Cruzina zacisnęła powieki, po chwili nimi mrugając i unosząc głowę. Haalvia pobiegła na około sceny, potykając się.
– Jesteś cała, Eff? – zawołał jeden z jednorożców, kilka z nich podeszło pod scenę.
“Koniec… pokazu” powiedziała przez róg, dygocząc “Do środka” wydała polecenie. Rekin został, Puchacz pociągnął go za łańcuch, zmuszając do pójścia z nami. Uszatka i Puchacz musieli też popchnąć mnie, lepiej by uwolnili mi pysk, właśnie tracą jedyną okazję na wydostanie się stąd.
Zawróciliśmy korytarzem jakim tu przyszliśmy i znaleźliśmy się pośród tych samych ścian, Puchacz pogonił Rekina do jego pojemnika, przełączył jedną z dźwigni zamykając go w nim.
Uszatka zdjęła mi z pyska metalową obręcz.
“Dziękuję…” wydusiła Cruzina, wciąż leżąca na moim grzbiecie. Uszatka i Puchacz weszli do swoich pojemników.
”Nie, nie, nie musicie…” powiedziała do nich Cruzina. Zsunęłam ją ze swojego grzbietu na ziemię. Ruszyłam ku wyjściu.
– Nie wychodź, Kettui nas za to wszystko ukarze, a jak teraz jeszcze wyjdziesz i spróbujesz uciec, pogorszysz sytuacje – zatrzymał mnie głos Uszatki.
– Wejdź do pojemnika, nie sprawiaj więcej problemów Eff – dodał Puchacz.
– Serio? Może to ona jest tu uwięziona, a nie my? – parsknęłam, odwracając się do nich momentalnie.
– Ona też jest więźniem Kettui, widzisz ten metal na jej szyi? To Kettui uszkodziła jej krtań.
– Zamknęłaś je? – zawołał ktoś z korytarza: – Żyjesz?
– Nie. – odpowiedziałam “rodzicom”.
Puchacz złapał za mój łańcuch i pociągnął, zaparłam się kopytami, nie pozwalając mu się przesunąć. Zacisnęłam kły.
– Naprawdę? Zaciągniesz mnie do pojemnika jak Rekina? – wycedziłam przy w pół otwartym pysku.
– Nie, jeśli sama do niego wejdziesz, wiem co mówię, nie chcę patrzeć jak ona znów się nad tobą znęca. Nad którymkolwiek z nas.
– Proszę, córeczko, nie pogardzaj bardziej sytuacji.
Jednorożce weszły do środka, dwójka podbiegła do Cruziny, trójka odgrażała się mi rogami. Zaświeciły i nie stało się nic, ich magia na mnie nie działała, popatrzyli po sobie zdziwieni. Przybiegła też Haalvia, zatrzymując się parę kroków od wejścia, w tym ode mnie.
– Mój łańcuch nie jest umieszczony w podłożu magią, tak samo metalowa obręcz, Kettui ją tylko zapięła, mam szansę teraz uciec, nie widzicie tego? – Wbiłam wzrok w Uszatkę i Puchacza: – Wrócę po was.
Puchacz mnie puścił.
– Eff może mieć kłopoty, ale ty jesteś ważniejsza. Uciekaj i nie wracaj po nas.
Jestem ważniejsza? Nie pamiętam by ktokolwiek oprócz nich tak uważał, może jeszcze Celeste.
Uszatka przypełzła do mnie, przechyliła głowę, przyglądając się metalowej obręczy, szarpnęła za nią próbując rozszerzyć kłami szczeliny, Puchacz przytrzymał obręcz z drugiej strony.
– Nic z tego – Uszatka odpuściła: – Kettui zna ten mechanizm, my nie.
Przeszyłam wzrokiem jednorożce, wycofały się. Haalvia pobiegła jak na złamanie karku do Cruziny, mijając je po drodzę i mnie, niemal wpadła w Cruzine. Przytknęła ogon do jej krwawiącej rany, oglądając się nerwowo na mnie i rzucając kolejne nerwowe spojrzenia na resztę kłyk.
– Rozpędzę się i spróbuję urwać łańcuch – powiedziałam.
Uszatka objęła mnie łbem: – Dobrze się ukryj i nikomu nie ufaj, bądź czujna.
– Wiem to.
– I naprawdę nie próbuj nas ratować, inaczej Kettui znów cię złapie – przypomniał Puchacz.
– Obiecaj że nas tu zostawisz – dodała Uszatka: – I pamiętaj że zawsze będziemy cię kochać.
Puchacz objął nas skrzydłami, sprawili że było mi ciężko stąd odejść.
– Ja… Ja was też… – Odsunęłam się. Pobiegłam korytarzem, mając przed oczami ich zatroskane spojrzenia, łańcuch sunął za mną w podłożu. Wzbiłam się do lotu ledwie dotykając sceny. Nie sądziłam że to się uda i miałam rację.
Szarpnęłam tak mocno łańcuch, aż straciłam równowagę i szybkim machnięciem skrzydeł uchroniłam się od upadku. Szarpałam się dalej. Nikogo już tutaj nie było, oprócz Irutt, wiszącej pod sklepieniem jaskini w jeszcze gorszym niż ja stanie. Łańcuch nie chciał puścić. Zobaczyłam w dole Uszatkę i Puchacza, starali się go przegryźć, ich kły raz po raz uderzały z zgrzytem o metal, sypały się iskry. Teraz tylko się siłowałam, ignorując ból w całej szyi. Cruzina przyszła za nimi, wraz z szóstką jednorożców, w tym Haalvią, zwiesiła głowę. Jeden z nich ciskał piorunami z rogu, zmuszając Uszatkę i Puchacza do wycofania się. Czwórka zajęła się ciągnięciem za mój łańcuch.
– Eff, Haalvia pomóżcie nam, szybciej pójdzie.
– Lepiej żeby Kettui nie dowiedziała się o tym co się tu działo. Ukarze cię jeszcze bardziej surowo niż ostatnio.
– To przecież nie jej wina że kłyki wymknęły się spod kontroli. Kettui nie jest ślepa, od razu zobaczy rany, nie może jej o nic obwinić.
– Przecież to Haalvia miała zająć się pokazem.
Haalvia wzdrygnęła się, otrzepała. Przyglądałam się jej, zachowanie się zgadzało, albo to moja wyobraźnia.
– Przepraszam Eff… Bardzo cię przepraszam… – powiedziała nagle zapłakanym głosem.
“Zabierzesz nas ze sobą?” Cruzina spojrzała na mnie, choć nie w oczy i pokazała mi kawałek metalu, który otwierał obroże. Klucz. Wylądowałam przed nią. Haalvia gwałtownie pociągnęła ją za grzywę, odsuwając ją o krok ode mnie. Zacisnęła oczy, bo oczywiście się zbliżyłam. Jeden z jednorożców wyrwał Cruzinie klucz, drugi uderzył mnie grubym metalowym prętem prosto w głowę, chował go w porośniętej gęstymi włosami końcówce ogona. Otworzyłam pysk, rzucając się na niego. Uruchomili jakiś mechanizm, który wsunął z brzękiem łańcuch w podłoże, ciągnąc mnie za sobą. Grzmotnęłam o ziemię, a szczęki pod wpływem uderzenia zatrzasnęły się boleśnie.
“Nic nie zrobiła.” Cruzina mnie osłoniła, wyrywając się Haalvi.
– Chciałaś ją wypuścić! Wiesz co by Kettui po tym z tobą zrobiła? Zawisłabyś tam, obok tego nieszczęsnego jednorożca.
– I trzeba było ją jakoś obezwładnić. Nie wiem gdzie Kettui trzyma usypiający pył.
Nagle Puchacz złapał głowę jednego z jednorożców.
“Daj klucz, inaczej… On zginie” uświadomiła resztę Cruzina. Weszła na mnie, na drżących nogach, wyciągnęła do nich ogon, podali jej klucz.
– Będziemy musieli jej powiedzieć co się stało.
Zawahała się, a ja wciąż pozostawałam unieruchomiona. No, na co czekasz? Patrzyła na cofającą się od nas Haalvie.
“Haalvia, musimy lecieć…”
– Ale… Ja nie mogę…
“Haalvia…” Cruzina zeskoczyła ze mnie, do niej. Parsknęłąm, wiercąc się, zaczęła mnie już boleć szyja od tej pozycji. Cruzina złapała ją za przednią nogę, a potem puściła, decydując się złapać za ogon.
“Zamknij oczy i chodź ze mną, proszę.”
– Nie możemy…
“Pirania cię nie skrzywdzi, była jedną z kłyk, które mi pomogły.” Cruzina pociągnęła ją za sobą, wciąż ściskając klucz w końcówce ogona. Haalvia zacisnęła oczy, podążyła za nią, Cruzina wciągnęła ją na mój grzbiet, wraz z pomocą dwójki jednorożców, podsadzili ją. Haalvia się rozpłakała.
– Kettui wam tego nie daruje – powiedział jeden z jednorożców i to ten który przed chwilą im pomagał.
– Wciąż możesz się rozmyślić Eff, nie rób tego – dodał inny.
Cruzina zajęła miejsce bliżej mojej szyi, w końcu włożyła klucz we właściwe miejsce. Obroża się otworzyła, natychmiast wzbiłam się do lotu. Poleciałam tunelem, przechylając się odpowiednio by w nic nie uderzyć. Cruzina trzymała mnie kurczowo za szyję ogonem, wtuliła się w moją długą sierść, a Haalvia wtuliła się w nią.
~*~
Musiałam wylądować, po wielu godzinnym locie, pośrodku obcego pola.
– Eff… Eff, już wylądowała, już jesteśmy, Eff… – Haalvia potrącała śpiącą Cruzine pyskiem, zaschnięta krew na ranie po kłach Rekina ściemniała: – Eff! – krzyknęła panicznie Haalvia. Przesunęła się bliżej mojego zadu widząc że na nią patrzę, wbijając mi przy tym swoje metalowe nogi w grzbiet, czego nawet pewnie nie zauważyła. Spadła ze mnie.
– Pomocy! – Wycofała się, upadając jeszcze kilka razy, głupia zaplątała sobie tylne nogi ogonem, panikując że nie może wstać. No ciekawe dlaczego.
– Pomocy! – krzyknęła znowu.
Idiotka. Najlepiej ogłoś wszem i wobec że uciekłyśmy. Warknęłam na nią. Zamarła, wbijając we mnie przerażony wzrok, jakbym miała ją za chwilę rozszarpać. Parsknęłam, ruszając dalej.
– Eff… Nie. Nie zabieraj jej…
Ciekawe jak sama ją poniesiesz. Poderwała się, znów upadając, dopiero za którymś upadkiem zajarzyła że powinna zabrać ogon ze swoich nóg. Gdy oglądałam się by sprawdzić czy podąża za mną, stawała jak wryta, wstrzymując oddech.
Wygrzebałam z ziemi parę kamieni, układając je w symbol oznaczający “pomoc”, wskazałam na swoją własną klatkę piersiową pyskiem, a potem na Cruzine i znów na kamienie, a Haalvia patrzyła na to jakby widziała coś takiego pierwszy raz. Byłam taka naiwna myśląc że z kimkolwiek oprócz Eepli, porozumiem się w ten sposób.
“Haalvia, gdzie jesteś?” Róg Cruziny zaświecił słabo, nie otwierała oczu, czułam bijące od niej ciepło, z pewnością miała już gorączkę.
– Tuż za tobą. – odpowiedziała Haalvia, jej głos nawet nie drgnął, jakby wcale się mnie nie bała. A obie wiemy że to nieprawda.
Weszłam między drzewa, kładąc się na ziemi. Poderwałam głowę, zrywając na raz kilka gałęzi i połykając je. Rzeczywiście zdrapywały śluz zalegający mi w gardle i przełyku. Haalvia zatrzymała się po drugiej stronie polany, też wśród drzew, oparła się o jedno z nich. Zbliżyłam pysk do Cruziny.
– Nie – wydusiła Haalvia, stając na równe nogi.
Wylizałam ranę Cruziny.
– Nie…
Nie znasz innego słowa?
– Nie! – teraz już krzyknęła, gdy położyłam Cruzine obok siebie na ziemi. Jej boki z trudem się unosiły. Musiałam odpocząć zanim ruszymy dalej.
Spałam płytko, otwierając oczy na każde poruszenie Haalvi, wycofywała się wtedy z powrotem na swoje miejsce, próbowała zakraść się do Cruziny przez resztę nocy, nie dając mi się przespać. Jak tak bardzo się mnie bała, powinna wiedzieć że ciągłe budzenie mnie tylko mnie sprowokuje. Uniosłam sierść na całym grzbiecie i szyi, ale oczywiście dalej próbowała. Za którymś razem w końcu na nią kłapnęłam, wydając z siebie przeciągły warkot. I tak długo wytrzymałam.
– Pomocy! – krzyknęła na cały głos.
Niewierze.
– Niech nam ktoś pomoże!
– Zamknij się! – Nie obchodziło mnie że mnie nie rozumie, kompletnie jej odbiło. Uderzyłam w nią głową, z zaciśniętymi szczękami, przewracając. Wybałuszyła oczy. Zamknęłam jej pysk własnym językiem. Kopała mnie tylnymi racicami w spód pyska. Nagle złapała ogonem za metalowe linki.
– Nawet się nie waż. – Warknęłam.
Szarpnęła. Ryknęłam z bólu. A ona krzyknęła, jakby zobaczyła stos trupów. Zwiesiłam głowę, zlizując krew z chrap, zmrużyłam oczy. Wiatr przywiał zapach innych jednorożców.
– Nie! – krzyknęła Haalvia kiedy złapałam ją za jej metalowe nogi, byłam na tyle wściekła że tylko tak miałam pewność że jej przy tym nie zranię, metal aż zgrzytnął, tak mocno zacisnęłam na nich kły, posadziłam ją na grzbiecie, a obok niej położyłam Cruzine i odleciałam z nimi.
~*~
Krwawiłam z opuchniętych, cholernie bolących chrap. A deszcz uderzał o mnie, niezmiernie mnie tym irytując. Przecisnęłam się przez wąski tunel, schodząc pod ziemie, do skupiska kryształów. Wszystkie kryształy wyglądały jednakowo, bez kolorów musiałabym pamiętać ich kształty, zresztą podobne do siebie. Nie pomagało nawet ułożenie ich przed sobą, nawet nie wiedziałam czy któryś się nie powtarza. Haalvie i Cruzine zostawiłam w górach, w jaskini nad przepaścią, lądując tam prawie sama się ześlizgnęłam, bez skrzydeł nie miały żadnej szansy stamtąd uciec.
– Kłyka! Tam!
Obejrzałam się. Jednorożce. Musiały wejść tu innym wejściem, zabierały kryształy.
– To Pirania.
Warknęłam, przyciskając uszy do szyi.
– Uciekaj!
Dopadłam jedno z nich, rzucając nim o ścianę. Skierowałam otwarty pysk na kolejnego, ugodził mnie rogiem w chrapy, ryknęłam z bólu, stając dęba i uderzając o ściany skrzydłami. Posypały się drobne odłamki skał. Wzbiłam mnóstwo kurzu w powietrze. Krztusząc się nim.
– Zostawcie ją, potrzebuje was na zewnątrz – zawołała Kettui. Jednorożce popatrzyły na siebie zmieszane, pomogły wstać rannemu i pobiegły korytarzem. Z innego korytarza wyłonił się uzębiony w kły pysk i spore jelenie poroże.
– Ja nie mogę, inna kłorka. – Przypełzła do mnie, oglądając mnie z każdej ze stron, zdawała się uśmiechać, a oczy przypominające kształtem serca błyszczeć.
– Kłorka?
– Nie musimy się nazywać jak inni tego chcą, jestem Tana.
– Ivette – odpowiedziałam niechętnie: – Gdzie jest Kettui? Wysłała ciebie byś mnie złapała?
– Kettui jest tutaj – odpowiedziała głosem Kettui, który dobiegł z jej otwartego pyska. Nie wiedziałam co powiedzieć, czy to znaczy że przez cały czas mogłam nauczyć się mówić normalnie?! Czy tylko ona ma taką umiejętność?
Roześmiała się, a ja warknęłam na nią.
– Każda kłorka tak potrafi, nie wiedziałaś? – dodała, trącając mnie zaczepnie głową.
– Naśladować głosy?
Wydała z siebie ptasi świergot, każdy inny, rozpoznałam srokę, jaskółke, wróbla, skowronka. Potrafiła wydać z siebie nawet tętent kopyt i odgłos spadających kamieni.
– Cicho, jeszcze to usłyszą. – Zamknęłam jej pysk, przyciskając jej go do jej własnej klatki piersiowej. Oblizała swój grzbiet nosa. Strzygąc uszami. Kometa? Czy to może być Kometa? Dlaczego miałaby wyglądać jak ja? Czy to byłoby lepsze niż zamiana w tego bojaźliwego jednorożca? Zresztą, miałaby urodzić się jako ktoś inny? To nigdy się nie wydarzyło, z tego co pamiętałam.
– Z dwoma kłorkami i tak nie mieliby szans.
– Świetnie, pójdziesz ze mną, bo zgaduję że ty też nie widzisz kolorów.
– Co to kolory?
– Nie ważne, chodź.
Dogoniła mnie, owijając swój język wokół mojego pyska, już miałam się jej wyrwać kiedy odcięła kłami metalowe linki, wylizywała tak długo moje chrapy aż pręt się wysunął i spadł z brzękiem na ziemię.
– Nie ma sprawy – powiedziała.
– Nie podziękowałam ci jeszcze.
– Ale widzę wdzięczność w twoich oczach. – Otarła głową o mój spód pyska, łaskocząc długimi uszami. Zaryzykowałam i przyłożyłam do jej czoła własne czoło.
– Ivette! Nabijesz się na moje rogi. – Wycofała głowę. Wpatrywałam się w jej oczy, próbując odszukać w nich coś znajomego. Między jej kłami, tymi gdzie normalne konie miały zęby trzonowe, utkwiło pióro, złapała je szybko językiem chowając w własnym pysku.
– Czy mówi ci coś imię Kometa? – zapytałam.
– Niestety nie.
– Chodźmy już.
~*~
– Spróbuj jeszcze raz, to musi rozbrzmiewać z głębi serca.
Z głębi serca, Kometa użyła kiedyś takich słów, ale to jeszcze nic nie znaczy, Tana i tak nie mówiła w sposób charakterystyczny dla Komety.
Wydałam z siebie pisk, setny raz. Z frustracji uszkodziłam korę drzewa obok, kłami, kopnęłam w pień tylnymi nogami, kilkakrotnie.
– Jak to możliwe że rozumiesz ten język, a nie potrafisz się nim posługiwać? – zapytała normalnym rżeniem Tana.
– Byłam u Kettui. Uwięziona, razem z… Rodzicami – Niech będzie, pomogli mi w końcu uciec, chociaż… Czy wiedzieli że mogą naśladować wszystkie możliwe dźwięki? Okłamywali mnie?
– Te słynne przedstawienia z kłorkami. To wy?
– Niby jak się o tym dowiedziałaś? – Musiałyśmy już wzbić się w powietrze by dolecieć na właściwy szczyt.
– Wystarczy ukryć się i porozmawiać, najważniejsze żeby rozmówca nie widział jak wyglądasz, przyjaciółko. – Tana uważnie obserwowała okolicę w dole. Ja wolałam przyglądać się niebu, pamiętając jak Meike wysyłała pegazy by mnie dopadły.
– Od kiedy jesteśmy przyjaciółkami?
– Od chwili w której cię uratowałam.
Wylądowałyśmy w progu jaskini, Tana wbiła kły w skałę nieco ją ukruszając, kiedy niemal się ześlizgnęła na śliskim po deszczu podłożu. Ja już wiedziałam że trzeba wylądować nieco głębiej. Haalvia leżała na samym końcu jaskini, wtulona w nieprzytomną Cruzine, popatrzyła na mnie z przerażeniem swoimi morskimi jak Komety oczami. Nie, ona nigdy nie byłaby takim tchórzem.
– Będziesz tłumaczyła co mówię. – Wskazałam łbem Tanie, wpełzającej do środka, na oba jednorożce.
– To strata czasu, jednorożce potrafią tylko się nas bać, łapać lub zabijać.
– Te są z nami.
– Nami? Na pewno nie ze mną. Nienawidzę jednorożców, zabijają nas, a młode porywają – wypowiedziała w zwyczajnym języku, jakby chciała by jej słowa były zrozumiałe dla Haalvii. Cruzina zakasłała, otwierając na moment oczy.
“Potraficie mówić?” zapytała za pomocą rogu, cała dygocząc: “Czy Kettui kłamała we wszystkim na wasz temat?” Złapała Haalvie za ogon. Ta spojrzała na nią nerwowo, otrzepała się.
– Jesteś z Kettui? – zapytała Tana.
“Uciekłam od niej, okaleczyła mnie…”
– Pomożesz mi czy nie? – rzuciłam do Tany.
Zastanowiła się, rzucając szybkie spojrzenie na mnie, zatrzymując wzrok na Cruzinie, strzygąc długimi, włochatymi uszami.
“Nie chcę niczego ci zrobić.” – dodała Cruzina.
– Pomogła mi uciec – przyznałam: – Mogę cofnąć czas, tylko potrzebuje kogoś kto widzi kolory i może mówić. – Nie chciało mi się tłumaczyć wszystkiego od początku o co chodzi z cyklami. To im wystarczy.
– Choćbyś bardzo chciała nie cofniesz czasu, kłorki nie mają żadnych mocy, a kryształy na nas nie działają. Co to są te kolory?
– Ale na czas podziałają. Tłumacz, pamiętasz inną rzeczywistość? – zaczęłam.
– Co?
– Pytałam Cruziny, przetłumacz jej.
– Ivette pyta czy pamiętasz inną rzeczywistość – powiedziała do Cruziny, neutralnym tonem. Na pysku Cruziny odmalował się szok, jej wzrok utknął na mnie.
“Ivette? To ty?”
Pokiwałam głową, dodając: – Wiem jak sprawić by zaczęło się wszystko od nowa, ale potrzebuje twojej pomocy.
Tana powtórzyła wszystko moim tonem i głosem, tyle że w ich języku, niepotrzebnie wywołując dodatkową sensacje.
Cruzina przytaknęła z łzami w oczach.
– Musimy ułożyć kryształy w odpowiedniej kolejności, ja nie widzę kolorów, ale ty powinnaś je widzieć. Powiem ci jak to zrobić.
“Skąd wiesz jak to się robi? Czy… Ty wywołaś tą rzeczywistość?”
– Musiałam, a teraz muszę jeszcze raz, chyba że wolicie być kalekami i potworami, droga wolna.
Tana powtórzyła moje słowa, a potem dodała od siebie: – Przestań nazywać mnie potworem, bo mam ochotę cię ugryźć – jej ostatnie słowa nie zabrzmiały zbyt poważnie.
– Zróbmy to od razu. – Podeszłam, a Tana tymczasem przetłumaczyła moje słowa.
“Haalvia?” – Cruzina obejrzała się na nią “Idziesz z nami?”
– Lepiej tu zostanę – Haalvia usiadła, przodem do ściany: – Tylko będę wam przeszkadzała. – Zwiesiła głowę, patrząc za siebie na Cruzine, z opadniętymi uszami.
– To już nie będzie miało żadnego znaczenia – powiedziałam, a Tana przetłumaczyła, znów naśladując mój głos, przynajmniej nie musiała powtarzać że to moje słowa.
“Haalvia, proszę cię, chodź z nami, nie chcę byś była sama gdy to się stanie. O-obronię cię.”
– A może powinnaś bronić nas przed nią – skomentowałam, oblizując chrapy. Oczywiście w takim stanie Cruzina nikogo nie obroni, kłamała Haalvi nawet nie patrząc jej w oczy.
Za to Haalvia popatrzyła z wrogością w moje: – Mniej bym panikowała gdyby ktoś od was nie odgryzł mi przednich nóg. – Otrzepała się. Dostrzegłam rysy po moich kłach na jej metalowych nogach, trzęsła się. Skrzywiła: – Przepraszam…
– Z twoimi tylnymi wszystko w porządku? – Zniżyłam głowę do jej poziomu. Błysnęła białkami: – Czy zabrzmiałam jakbym ci groziła?
– Tak… Znaczy, wszystko z nimi dobrze. – Objęła je ogonem: – Jeszcze… – Spojrzała na moje kły, zaciskając na moment zęby: – Przepraszam! – Cofnęła uszy, położyła je, spuściła wzrok. Posadziłam na swoim grzbiecie Cruzine, a potem rozłożyłam skrzydło dla Haalvi.
– Nie dam rady… – mruknęła, więc wzięłam i ją.
– Mogę cię odciążyć – zaproponowała Tana, pozwoliłam jej wziąć Cruzine.
~*~
Krąg z kryształów był już gotowy, pomyślałam jeszcze dokładnie to czego oczekiwałam od nowego cyklu, zanim upuściłam ostatni kryształ. Odbił się od ziemi, jak najzwyklejszy kamień. Reszta kryształów jakby przygasła, po chwili wszystkie popękały. Stałam nad nimi, mijała chwila za chwilą, a ja nie mogłam uwierzyć. Podałam dobrą kolejność, taką jaką zapamiętałam, zrobiłam wszystko jak trzeba, a nawet jakbym się pomyliła to musiałoby coś się stać. Coś innego niż to.
– To już? Cofnęłyśmy czas? – zapytała Tana: – Pamiętasz że kryształy nie działają na kłorki?
– Zamknij się! – Odwróciłam się do niej gwałtownie.
“Może spróbujemy jeszcze raz? Bez waszej obecności?” zaproponowała Cruzina, unikając wzroku wszystkich tutaj. Haalvia patrzyła za mną, jak wychodzę.
⬅ Poprzedni rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz