[Mago]
Minęły miesiące od zaginięcia Ivette i śmierci mojej siostry, nie zdziwiłbym się gdybym był jedynym który po niej zapłakał. Przez większość czasu nie dopuszczałem do siebie myśli że jej tam nie ma, ale w końcu będę musiał. Czas wrócić do domu.
– Nie znaleźliśmy ich – oznajmiła Chaos, wracając na czele grupy, wyruszyła z Erosem, Thais, Flavią i Raisą. Czekałem na nich na zewnątrz głównej jaskini, na lekkim wzniesieniu, które opadało w stronę wejścia.
– Zapewne są już daleko stąd – dodała.
– W końcu popełnią jakiś błąd, a wtedy ich złapiemy i wyzwolimy od tego potwora. – Podszedłem do siostrzenicy, nie wyglądała jakby potrzebowała wsparcia, ale i tak oparłem głowę na jej grzbiecie, spoglądając na wiecznie wystraszoną Raise, patrzącą w ziemię. Wspomnienia Chaos niestety nie wróciły, choć miałem teorie że po śmierci Meike, wrócą. Widziałem już jak umierali zaklęci, a wytwory ich mocy znikały natychmiast, choć to co Meike zrobiła Chaos, przecież nie było żadnym wytworem, a skutkiem.
– Mistrzu, jest sens odwiedzać stado Chaos, kiedy przewodzi nim teraz zupełnie ktoś inny? – zapytała Thais.
– Odwiedzimy je wszyscy razem – postanowiłem, odsuwając się od siostrzenicy, pozornie pozbawionej emocji, ale ja mieszkałem z Meike i wiem kiedy ktoś ich po prostu nie ma, jej matka nauczyła ją ich nie okazywać.
– Myślałam że my jesteśmy twoją rodziną – naciskała Thais.
– Wszyscy jesteście moją rodziną.
– Czy to oznacza że mógłbym się z kimś związać od nas i mieć źrebięta? – odważył się spytać Eros.
– Skoro pozwoliłem twojej siostrze złamać zasady, to czemu miałbym zabraniać tego tobie?
– Mago, powinniśmy porozmawiać na osobności – powiedziała Chaos. Poszliśmy na uboczę, Raisa odprowadziła nas wzrokiem, kiedy myślała że nie patrzę.
– Co planujesz zrobić z hybrydami? – zapytała.
Szkoda że nie mogłem niczego wyczytać z jej pyska, dowiedzieć się co naprawdę o tym myśli, w końcu nie musiała mi mówić wszystkiego.
– Cóż. Co ty byś zrobiła?
– Ukarała tylko tych którzy na to zasługują, przedtem upewniłabym się czy na pewno są winni. Ponadto powinniśmy spojrzeć na każdy przypadek indywidualnie.
Czy Meike czuła chociaż namiastkę dumy? Gdyby Chaos była moją córką pękałbym z dumy.
– Byłaś sprawiedliwą przywódczynią, Meike nigdy nie potrafiłaby ci dorównać, ani twój ojciec.
– Znałeś go?
– Dość słabo, ciągle wszystkiego było mu mało, podbijał stado za stadem. Początkowo Meike chciała go zabić, walczyli równie dobrze, później dostrzegła w nim potencjał i zdradziła swoje rodzinne stado, wykorzystując dla Chaosa swoją moc. – Łatwiej byłoby powiedzieć zakochali się w sobie, wszyscy tak zresztą uważali, ale bardzo wątpie by między nimi istniało coś takiego jak miłość, Meike nie potrafi kochać: – Opuściłem dawno temu nasze rodzinne stado, stado Soprana, jak tylko dorosłem. Ona wolała ukrywać swoją moc, a ja coś z tym zrobić, przekonać zwykłe konie do nas, do zaklętych. Prawdą też jest to że nie znosiła swojej mocy, musiała płacić za odbieranie cudzych wspomnień swoimi, wspomniałem ci już o tym?
– Wiele razy.
I w ten sposób upewniałem się wiele razy czy pamięta. Skoro ja mogłem działać swoją mocą na odległość, czemu Meike nie miałaby się tego nauczyć? Teraz gdy… Jej nie ma, powinienem już dawno przestać sprawdzać, ale jakoś nie potrafiłem.
– Zawsze było mi jej żal, nie rozumiała emocji, niczego nie czuła… I tak bardzo cię skrzywdziła. Nie jestem pewien czy w ogóle zdawała sobie z tego sprawę.
– Większości nie pamiętam – przypomniała Chaos: – Sądzisz że nie powinnam zostawiać z nią Ivette?
– Ciężko powiedzieć. – Nie mogła nic zrobić by temu zapobiec. Co innego gdybym w porę przestrzegł ją przed mocą Meike.
[Irutt]
O zmierzchu, gdy niebo wymieszało swe zimne barwy z ciepłymi oddzieliłam się od jaskółek. Lin już oczekiwała mnie w dole. Skoczyła niemal do chmur, by móc znaleźć się obok mnie, wróciłam do swojej postaci, przez chwilę spadając razem z nią. Wystarczył subtelny uśmiech, a już poczułam się nieswojo, patrząc jej w oczy. Wróciłam do bycia jaskółką, okrążając ją, kiedy obracała się by wylądować na wszystkich czterech nogach. Wróciłam na ziemię i z powrotem do swojej postaci, Linnir wylądowała za mną i podeszła od tyłu, wtulając głowę w grzbiet mojej szyi, w moją grzywę, objęłam ją ogonem. Odwróciłam do niej głowę, a nasze chrapy się zetknęły. Wycofałam się.
– Nie powinnyśmy tego robić.
Odwróciła wzrok, a ja dotknęłam jej policzka ogonem, choć nie powinnam. Nie powinnam chcieć by zaprzeczyła. Spojrzała na mnie. Nie powinnam też podchodzić, wtulając się w nią czulę.
– Irutt…? – szepnęła.
– Nie jestem tylko jednorożcem. – Złapałam jej ogon swoim: – Złamałam zbyt wiele zasad by przejmować się tą jedną.
– Co robicie? – przerwał nam radosny głos Zam. Gwałtownie się od siebie odsunęłyśmy, jednak nie przestałam patrzeć w oczy Linnir. Długo walczyłam ze sobą, zrobiłam o wiele gorsze rzeczy niż to. Szczęście nie powinno być zabronione. Choć należymy do innych gatunków, nikogo tym nie krzywdzimy.
– Nie ma sensu tego ukrywać – stwierdziłam: – Ani z tym walczyć.
– Jeśli tego chcesz… – odparła.
– Jeśli obie tego chcemy. – Dotknęłam ogonem miejsca w którym biło jej serce.
[Mago]
Dotarliśmy. Ja, Chaos i Raisa. Tutaj, tuż za lasem granicznym, spędziłem swoje pierwsze miesiące życia z rodzicami i siostrą. Teraz wszystko zmieniło się nie do poznania. Po stadzie Soprana nie pozostał ani jeden ślad, jedynie plotka że gdzieś ukrywają się ci którzy przeżyli inwazje Chaosa i późniejszą wojne. Ciekawe czy nadal przewodzi nimi jedna z partnerek Soprana, Tiziana?
Przyszła do nas Flavia. Masywniejsza i większa ode mnie, choć dotąd to ja uchodziłem za największego w towarzystwie, nawet jej zagięty w łuk róg był grubszy i solidniejszy niż u innych hybryd. Zostawiła swoją matkę w tyle. Czyżby Thais chciała dać się jej wykazać? Odkąd przyjąłem jej córkę do siebie, Thais nie odstępowała jej na krok. Zasmucał mnie jej nagły brak zaufania. A pomyśleć że kiedyś byliśmy ze sobą najbardziej zgrani.
– Jest jeszcze jeden jednorożec. – Poinformowała Flavia.
– Co ty mówisz? – zdziwiłem się.
– Ennia, ukrywała się wśród hybryd. Ktoś ją krył, zmusili go by się wygadał. Uciekła parę miesięcy temu.
– Kto ją krył? – Już nie wnikałem jak do tego doszło.
– Nie znasz go.
Coś mi tu kręci, zresztą nie to jest teraz najważniejsze. Hybrydy zawsze będą się chronić nawzajem i kłócić ze sobą, są jak rodzeństwo.
– Wie o nas? O Irutt?
– Wszyscy wiedzą, więc ona pewnie też – wtrąciła Thais.
– Co planujesz zrobić z tym drugim jednorożcem? – zapytała Chaos.
– To co mi poradziłaś, nie martw się już nigdy nie zabije nikogo niewinnego.
– Flav i ja wracamy do reszty – oznajmiła Thais, oddaliły się pospiesznie.
– Trochę się nam spieszy. – Popatrzyłem na pilnującego nas od dłuższego czasu strażnika. Na szczęście po chwili przybył Devon, skłaniając, chyba z przyzwyczajenia głowę przed Chaos, po sekundzie zreflektował się, kłaniając się mi.
– Panie, w jakim celu przybywasz? – Spojrzał mi wreszcie w oczy.
– Daj spokój, Devon, teraz jak jesteś przywódcą, jesteśmy sobie równi. Nie żebym ja kiedykolwiek uważał się za przywódcę, powiedzmy że reprezentuje zaklętych.
– Wciąż jestem zastępcą, a przywódczynią Ivette. Czekamy na jej powrót.
– Nikt nie przewodzi stadem? – zapytała Chaos.
– Tymczasowo – podkreślił Devon: – Pełni tą rolę partner Ivette, Sierp.
Od kiedy ona ma partnera? Chaos też wydawała się zdziwiona, cofnęła nieco jedno z uszu. Czasem udawało mi się wyłapać jej subtelne gesty. Odchrząknąłem.
– Mógłbym zamienić z nim kilka słów?
– Zapraszam, za mną. – Devon ruszył przodem, a ja u boku siostrzenicy szedłem krok w krok za nim, Raisa trzymała się z tyłu.
– Czeka na was na wzgórzu. – Devon obejrzał się na nas. I faktycznie skałę na wzgórzu zajmował kasztanowaty pegaz, z odcieniem sierści i grzywy identycznym jak u Komety, żeby tego było jeszcze mało posiadał szczotki pęcinowe jak ona, tyle że o wiele rzadsze. I jego oczy były zielone zamiast niebieskich. Przypominał mi jeszcze kogoś – naszego starszego kuzyna, ale nie mam pojęcia czy on miał źrebaki i to z pegazem. Opuścił stado szybciej ode mnie. Nie przepadaliśmy za sobą.
– Witajcie – przemówił: – Co was tu sprowadza?
Czemu jest tyle nieszczęścia w naszej rodzinie? Że nawet siostra musiała zakochać się w siostrze.
– Może o mnie słyszałeś, jestem Mago.
– W stadzie nie urodziły się żadne źrebaki, a z tego co wiem nigdy nie odwiedzałeś go osobiście, co się stało?
– Chciałem zobaczyć jak wam się wiedzie, jesteśmy w sojuszu i w razie czego mógłbym wam pomóc. Od razu zaznaczę że nie w żadnej walce z jakimkolwiek stadem.
– Moja partnerka wróci, to kwestia czasu i zajmie należne jej miejsce. Nie potrzebujemy waszej pomocy.
– Za to ja mam do was prośbę… – Podejrzewam że Ivette byłaby niechętna by pomóc nam złapać Irutt, ze względu na Kometę, ale Sierp nie miał z nimi jakiegokolwiek powiązania.
[Rosita]
– To mi się wydaje, to mi się wydaje, to mi się wydaje. – Karyme cofała się, z przyłożonym do czoła rogiem Enni, która spokojnie podążała za nią, pilnując by nie stracić z nią kontaktu. Jej róg świecił łagodnym, jasnozielonym światłem.
– Tak, Karyme – pochwaliła Ennia: – Otaczają nas tylko drzewa, jest z nami Rosita, żadnych ofiar... Już? – Ennia zerknęła na mnie podkrążonymi oczami: – Już. – Powoli zabrała swój róg. Uśmiechnęła się do mnie, jakby wiedziała że się martwię ich stanem po tych sesjach – wyczerpywały je obie – i chciała złagodzić mój niepokój. Karma schowa głowę za grzywką, sapiąc, nogi się pod nią ugięły i się położyła.
– Udało się, Karyme – oznajmiła Ennia.
– Na... Naprawdę? – Karma spojrzała po Enni i po mnie.
– Tak. – Zmusiłam się do uśmiechu.
– Wystarczy że nie poddasz się panice i chwilę zastanowisz – dodała Ennia.
– A słowa?
– Nad tym popracujemy jutro – Ennia zamknęła na chwilę powieki i lekko się zachwiała, znalazłam się przy jej boku. Gdy mnie zauważyła odsunęła się. Czułam że nadal mi nie ufa.
– Czy to dla ciebie bezpieczne? – zapytałam.
– Tego typu leczenie zawsze wykańcza, to normalne. Lubię pomagać Karyme. Osiągnęłyśmy zbyt wiele by przerywać... Wybaczcie, muszę odpocząć. – Ennia udała się do jaskini. Słońce już zaszło i sama poczułam zmęczenie.
– Nie... jest zła o... Jednorożce? – Karyme dalej bała się wypowiadać słowa, choć zostałyśmy całkiem same to ona nadal nawet przy mnie się tym stresowała.
– Nie martw się o to, Ennia obiecała nie zaglądać ci do wspomnień... – Przytuliłam ją.
– Ale słyszała słowa – Karyme wyrzuciła je szybko z siebie.
– Nie zna kontekstu żeby wiedzieć o co chodziło.
– Nie chcę zostaw, nie, to kontekstu... – urwała, wcisnęła pysk w przednie nogi.
– Weź głęboki oddech – poradziłam: – Spokojnie.
Posłuchała mnie, po chwili mówiąc: – Nie chcę by mnie znienawidziła...
– Nie zrobi tego.
– Nie chcę by mnie znienawidziła... – Znów wcisnęła pysk w przednie nogi.
– Musisz przestać się o to winić, myślałaś że postępujesz właściwie, mnie Mago prawie też przekonał, a ja nie byłam z nim tak długo jak ty.
– I jak, Karyme? – Przyszedł Pedro, nie odpowiedziała mu, więc dodał: – Lepiej?
Karma mu przytaknęła.
– Co powiedzielibyście gdybyśmy wybrali się gdzieś jutro w trójkę? – zaproponowałam.
– A Mago?
– Irutt i Linnir wielokrotnie sprawdziły okolice, nie możemy wiecznie się bać.
– A przypadkiem nie czekają aż się rozdzielimy?
– Przydałaby się mała wyprawa, jak kiedyś.
– Lepiej zabierzmy jeszcze kogoś, bądźmy chociaż w czwórkę.
– Możemy same? – zapytała mnie cicho Karyme.
– Nie ma mowy – odpowiedział jej Pedro, zanim zdążyłam otworzyć pysk: – Chyba że chcecie doprowadzić mnie do zawału, idę z wami.
Patrzyłam na Karyme, myśląc o tym że mogłybyśmy się wymknąć, wiele razy to już robiłam, nie musimy być przez cały czas poważnymi dorosłymi. Jednak musiałabym komuś powiedzieć że chwilę nas nie będzie, by nie zaczęli niepotrzebnie poszukiwań.
– Rosita, nie zrobisz tego.
– Potrafimy o siebie zadbać.
– W ogóle nie o to chodzi.
Czułam że nie odpuści, zbyt mocno się o nas bał.
– Dobra, pójdziemy w trójkę, może trochę się powspinamy, mógłbyś nauczyć czegoś nowego Karyme.
– Nadal uważam że powinien z nami ktoś jeszcze pójść, dla bezpieczeństwa.
– Idziemy spać? – zapytałam Karyme: – Miałaś ciężki dzień.
Pokiwała głową, wstając. Weszłyśmy do jaskini, znajdując sobie miejsce przy jednej ze ścian, Pedro podążył za nami, czułam że coś go dręczy, już wcześniej dręczyło. Gdy Kometa się do nas przyłączyła, porozmawiać trochę z Karyme, Pedro szturchnął mnie w bok i skinął głową na wyjście.
– Wspinaczka, serio? – zapytał już na zewnątrz.
Tak naprawdę marzyłam o jednej, samotnej wędrówce, jak za dawnych czasów, na to już na pewno by nie pozwolił. Lubiłam ich towarzystwo, ale czułam się stłamszona, jak kiedyś przy mamie, gdy musiałam stale z nią przebywać. Tęskniłam za swoją wolnością, wątpiąc by ktokolwiek to zrozumiał i bojąc się że przez to ich zranie. Choć to pozwoliłoby mi wrócić z nową energią.
– Nie możemy ciągle traktować Karyme inaczej, to jej nie pomoże, musi nabrać pewności siebie. Zresztą zaczyna sobie radzić i to bez żadnych ziół – powiedziałam.
– A jak będzie miała omamy i jeszcze spadnie? Wiem że jest lepiej, ale nie jest aż tak dobrze by tak ryzykować.
– Oboje będziemy ją pilnować, nie panikuj. Czuje jej emocje.
– A myślisz że tak łatwo jest kogoś upilnować wysoko w górach? Nie, łatwo może spaść, a my możemy spaść razem z nią.
Westchnęłam.
– Irutt z nami nie pójdzie – kontynuował: – Wciąż nie potrafi jej wybaczyć, jej najłatwiej byłoby ją złapać. Nieva nie ma tyle siły, Ennia zresztą też, może Zammi? Chociaż ona też jest lekkiej budowy. Komety nie chcę narażać, jakby straciła akurat czucie w tylnych nogach to spadłaby razem z Karyme. Znowu na Linnir Karyme źle reaguje. Zresztą każdy mógłby spaść. Czyli nici ze wspinaczki, pójdziemy na zwykły spacer. – Chciał już wrócić do środka, odwrócił się w kierunku wejścia.
– Albo przestaniemy myśleć negatywnie i wybierzemy się w trójkę powspinać – mój głos go zatrzymał: – Nic złego się nie stanie. Wybierzesz łatwe szlaki. – Weszłam do jaskini, mijając go. Trochę liczyłam że uda mi się uniknąć dalszej wymiany zdań.
– Nie ma mowy. – Wszedł za mną. Karyme już spała. Teraz już zwłaszcza nie możemy się kłócić.
– Powiedz po prostu że boisz się na chwilę oddzielić od reszty.
– A ty się nie boisz? Bo powinniśmy się bać.
Kometa zatrzymała się przede mną.
– Usłyszałam od Karyme że wybieracie się w góry. Jestem pewna że moglibyśmy się wybrać wszyscy razem, jak prawdziwe stado… No może nie prawdziwe, bardziej rodzinne, chociaż też prawdziwe, bo gdyby było nieprawdziwe… Inne od wszystkich… Wiesz o co chodzi – Zastrzygła uszami, trącając mnie w bok: – Siostro. – Uśmiechnęła się do mnie.
Nie chciałam jej zranić odmawiając jej tej wyprawy, czułam że się na nią nakręciła.
– Daj mi trochę czasu – poprosiłam. Dopiero kilka dni temu zorientowałyśmy się że mamy tego samego ojca.
– Ale… Do Nievy nie musiałaś się przyzwyczajać i… Nie za bardzo się lubicie, ale to nie z twojej winy, znaczy ona cię tylko nie lubi, prawda? Bo sama widziałam jak próbujesz…
– Minęło już kilka dni i… Nieve od razu zaakceptowałaś – dodała.
– Nie znałam taty… – Jak mam jej zabronić nazywania mnie siostrą? W końcu była moją przyrodnią siostrą, ale słysząc to słowo nie kojarzyłam go wcale z rodzeństwem, kojarzyłam je z zaklętymi, z tym że prawie zabiłam Irutt, że prawie stałam się taka jak oni, że przez jakiś czas należałam do nich, że wciąż należę do Mago, bo gdyby Irutt wyjęła z mojej klatki piersiowej niebieski kryształ, znów mógłby mnie kontrolować.
– Rosita…?
Spojrzałam na Kometę.
– Nie za bardzo mnie lubisz, czy…
– Chodzi o Mago… – westchnęłam, cofając uszy: – Kiedy mówisz siostra to źle mi się to kojarzy…
– Mogę ci mówić po imieniu, to żaden problem, nie zależy mi na słowie tylko na tobie… Jak na siostrze – podkreśliła: – Bo jesteś moją siostrą i nie powinno się… Znaczy… – Skrzywiła się: – Mamy trochę do nadrobienia, prawda? – Nie to chciała powiedzieć, od dłuższego czasu coś ją dręczyło: – Mogę ci opowiedzieć o tacie, co tylko będziesz chciała. Nie wiem wszystkiego, ale wiem dość… Przynajmniej coś o nim wiem… Przepraszam!
– Za co? – spytałam.
– To mogło zabrzmieć…
– Brzmiało dobrze. Poza tym czuje twoje emocje i wiem że nie chciałaś mnie obrazić. – Ją będzie łatwiej przekonać niż Pedro: – A wszyscy razem podróżujemy cały czas, chciałabym zrobić coś innego. Może wybierzemy się w czwórkę?
– W szóstkę? Jeszcze Zammi i Nieva, Irutt pewnie będzie zajęta z Linnir, więc?
Ennia otworzy oczy, patrząc w ich stronę.
– I Linnir musi unikać słońca – dodała Kometa.
– Sam uważam że jak już musicie to lepiej wyruszyć większą grupą – wtrącił Pedro.
– Dlaczego tak bardzo chcecie żebyśmy poszli wszyscy razem? – Położyłam uszy, nie patrząc na niego: – Czasami fajnie jest pobyć w mniejszej grupie, albo nawet samemu.
– Odpocząć od reszty? – zapytała Kometa.
– Tak.
– Nie dla mnie, nie znoszę być sama… Okropnie. Byłam ciągle i ciągle sama w wąwozie, już mi wystarczy.
– Tam nie mogłaś w pełni z tego korzystać, pójść gdzie byś chciała, trochę pomyśleć, poobserwować inne stworzenia.
– O, Irutt też to lubi. Czasami. – Wzrok Komety powędrował na zewnątrz jaskini. Wracała reszta naszej grupy.
– Zam, nie! – krzyknęła Irutt.
Zammi wbiegła do środka, zatrzymała się w połowie drogi, obróciła się do wyjścia, czekając na Irutt i Linnir. Weszły razem. Zammi obejrzała się na nas uśmiechnięta, czułam że jest podekscytowana.
– Nic nie mów – powiedziała jej Linnir.
– Nie zgadniecie. – Obróciła się wokół własnej osi.
– Nie rób… – Irutt nie zdążyła dokończyć.
– Są razem! – wykrzyknęła Zammi.
Ennia aż poderwała się z ziemi, z otwartym pyskiem i szeroko otwartymi oczami, pokręciła powoli głową: – Nie zrobiłaś tego… – powiedziała rozpaczliwie.
Linnir machnęła ogonem, okrywając nim bok Irutt. Irutt w odpowiedzi dotknęła jej bok swoim ogonem.
– Przodkowie ci pomogą to przetrwać – Ennia podbiegła do Irutt: – Ważne żebyś wytrwała. – Złapała ją za ogon swoim ogonem. Irutt natychmiast się jej wyrwała, chowając ogon za sobą i Linnir.
– Kocham ją i nikt tego nie zmieni. – Popatrzyła po nas, na dłużej zatrzymując spojrzenie na Enni.
– Ja też ją kocham – dodała Linnir, patrząc w oczy Irutt i na nikogo więcej. Czułam że jest speszona do tego stopnia że najchętniej by stąd wyszła.
– Dajcie spokój, nie musicie się przed nami tłumaczyć – Pedro odepchnął od nich Ennie: – Gratulacje. – Obejrzał się na nie. Sam czuł się skrępowany, jak większość osób tutaj.
– Wiedziałam! Już od dłuższego czasu zauważyłam że coś jest między wami… – Kometa podeszła bliżej, bardziej ucieszona niż skrępowana: – Będziecie świetną parą!
Linnir odwróciła głowę, uśmiechając się lekko.
– Każdy wiedział – skomentował Pedro.
Nieva leżała na końcu jaskini, z uniesioną głową, przewróci oczami, wracając do spania.
– Chcesz skazać kolejne istnienie na cierpienie? – Ennia uciekła Pedro, powiedziała to prosto w oczy Irutt, szarpiąc ją ogonem za nogę: – Opamiętaj się! Ona jest koniem!
– Zostaw ją – Linnir ruszyła na nią, Ennia już zwróciła ku niej róg, Irutt zatrzymała ją ogonem.
– To cię nie dotyczy, tylko mnie – odpowiedziała Enni, wyrywając nogę i nakierowując na nią róg.
– Zdradzasz cały nasz gatunek!
– Nie ja stałam i patrzyłam jak inne jednorożce umierały.
Ennia uniosła głowę. Wycofała się z łzami w oczach, potknęła się o własny ogon, zapłakała, mówiąc coś niewyraźnie, zrozumiałam z tego tylko tyle że nie mogła się wtedy ruszyć. Podeszłam do niej, nie pozwoliła mi się dotknąć, odskoczyła.
– Odejdź ode mnie! – Wymierzyła we mnie róg. Położyła uszy, z niewypowiedzianą wrogością patrząc mi w oczy, po chwili jej spojrzenie złagodniało, a sama odwróciła wzrok: – Wiem że ci się nie podobam w ten sposób, ale… – Przycisnęła zwinięty ogon do boku: – Nieważne, po prostu mnie nie dotykajcie.
– Prześpie się w dzień, razem z tobą – Irutt zwróciła się do Linnir, zadarła głowę by spojrzeć jej w oczy, nieco od niej niższa. Wyszły razem.
– Może tą noc spędzimy na zewnątrz? – zaproponował mi Pedro: – Tutaj zrobiło się zbyt nieprzyjemnie. – Posłał znaczące spojrzenie Enni.
– Z chęcią – powiedziała Kometa. Poszła przodem, oglądając się za nami: – Bo mówiłeś też do mnie?
– Czemu nie?
– Nie chcę budzić Karyme, a nie zostawie jej tu samej – stwierdziłam.
– Śpimy razem? – Zammi zatrzymała sie przy boku Enni: – Dla mnie jesteś jak druga mama, albo ciocia.
Ennia jej się objąć ogonem, i wtulić w jej bok.
– Dobrze – szepnęła.
– Lepiej zostanę z Karyme – zdecydowałam.
– W takim razie ja też zostaję – powiedział Pedro.
– Nie chcę spać sama, więc… Idę do Nievy. – Kometa ruszyła na koniec jaskini, kładąc się niedaleko niej.
– Opowiesz mi jakąś historyjkę? – Zammi ułożyła się obok Enni, która trochę się od niej odsunęła.
– Nie jesteś już źrebakiem.
– Dorosłym już nie wolno ich słuchać?
– Jaką?
– Teraz sam nabrałem ochoty na wspinaczkę, nawet w trójkę – szepnął do mnie Pedro.
[Chaos]
Płomienie usytuowane na środku jaskini Mago, oświetlały całe jej wnętrze. Stałam z Raisą przy najbliższej wyjściu ścianie.
– Na pewno chcesz to dla mnie zrobić? – zapytałam.
Raisa pokiwała głową: – Będzie prawie tak jakbyś mnie pamiętała…– w jej oczach zbierały się łzy: – Angus mógłby ci tyle pokazać, gdyby tylko tu był…
Oparłam głowę na jej grzbiecie.
– Gotowe? – Mago wszedł do środka.
– W pełni – odparłam.
– Co… Co mam robić? – Raisa cofnęła uszy.
– Wystarczy że obie mnie dotknięcie, najlepiej mojej głowy, a Raisa powspominasz po prostu, przypomnisz sobie to co chcesz jej pokazać. Nic trudnego.
[Irutt]
Przebudziłam Linnir jak tylko się poruszyłam.
– Idę się napić. – Podniosłam się.
Spojrzała na mnie sennie. Objęłyśmy się głowami, uważałam by nie zranić jej rogiem. Opuściłam jaskinie, a słońce od razu mnie oślepiło. Poleciałam w postaci jaskółki nad jezioro.
Parę kroków od brzegu leżała Ennia, na jej szyi błyszczał aktywny pomarańczowy kryształ.
– Nie… – Wylądowałam przy niej gwałtownie, a i tak za późno. Nie oddychała i to od dłuższego czasu, była lodowata, nawet słońce nie zdołało jej ogrzać. Na jej wargach czułam zapach trucizny. Ścisnęłam pomarańczowy kryształ ogonem, odrywając go z jej szyi. Róg Enni zamigotał niebieskim światłem, przyłożyłam do niego swój, uwalniając jej magię.
“Proszę, Irutt, oddaj magię mojego brata Lin…”
Łzy wypłynęły z moich oczu. Zabrałam róg. Odłożyłam pomarańczowy kryształ na ziemię. Wzięłam głęboki oddech znów dotykając jej wciąż świecącego rogu.
“…i razem uratujcie nasz gatunek.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz